IJON TICHY – GWIEZDNY PODRÓŻNIK. Jedna z najlepszych adaptacji STANISŁAWA LEMA
Nie jest tajemnicą, że Stanisław Lem nie miał (łagodnie mówiąc) najlepszego zdania o adaptacjach swojej twórczości. Faktem jest, że naprawdę udane ekranizacje jego prozy dałoby się pewnie policzyć na palcach jednej ręki – znamienne zresztą, że większość z nich (vide: Solaris Tarkowskiego czy Kongres Folmana) traktowała materiał źródłowy zaledwie jako punkt wyjścia do autorskich wizji twórców. Z szeregu mniej lub bardziej udanych lemowskich adaptacji warto jednak wyłowić jedną perełkę, która – choć z literackim pierwowzorem obchodzi się dość swobodnie – bezbłędnie oddaje jego atmosferę.
Mowa o niemieckiej adaptacji Dzienników gwiazdowych, czyli serialu Ijon Tichy – gwiezdny podróżnik. Jego początki sięgają końca lat 90. i dwóch krótkich metraży nakręconych przez trójkę studentów berlińskiej filmówki – Randę Chahoud, Dennisa Jacobsena i Olivera Jahna (ten ostatni wcielił się również w tytułowego bohatera). Reżyserskie trio rozszerzyło z czasem pierwotny koncept do formatu serialowego – tak powstała jedna z najbardziej oryginalnych (choć niestety, wciąż dość mało znanych) adaptacji prozy Lema.
Opowiadania z Dzienników gwiazdowych wyróżniał przede wszystkim ich absurdalny, groteskowy ton. Chociaż każda kolejna przygoda kosmicznego podróżnika Ijona Tichego stanowiła pretekst do filozoficznych rozważań nad ludzką naturą, to cała książka jest również popisem Lema jako wybitnego humorysty. Komizm Dzienników gwiazdowych ma charakter zarówno sytuacyjny, jak i językowy – uwidacznia się w kreatywnych neologizmach, groteskowych przejaskrawieniach czy też w charakterystyce głównego bohatera. Nic dziwnego, że właśnie aspekt humorystyczny został w serialu wysunięty na pierwszy plan.
Widać to już w estetyce Ijona Tichego – celowo siermiężnej, zakorzenionej w stylistyce lat 60. i 70., wykorzystującej przedmioty codziennego użytku w charakterze futurystycznych ornamentów. Techniczne niedoróbki, które były nierzadko kulą u nogi dla wcześniejszych adaptacji Lema, tutaj nabierają rangi świadomego estetycznego wyboru. Wystarczy rzut oka na rakietę bohatera: z zewnątrz przypominającej french press, a od środka umeblowanej niczym tanie mieszkanko (stara kuchenka gazowa, czarno-białe kafelki, łózko z pościelą w gwiazdki…). Ten sam sznyt widać też w kolejnych odwiedzanych przez Tichego planetach i w (zamierzenie) topornych efektach specjalnych – dość powiedzieć, że w napotykanych przez bohatera kosmitów „wcielają” się tu chociażby… worek na śmieci, butla z wodą czy automat na napoje z doklejonym nosem.
Ta umowność, urastająca w Ijonie Tichym niemalże do rangi sztuki, nie jest jednak jedynym nośnikiem humoru. Sporo komizmu twórcy serialu zaczerpnęli wprost z literackiego pierwowzoru. Przykładem służy tu już tytułowy bohater, który – podobnie jak u Lema – jest nie tylko nieustraszonym badaczem i podróżnikiem, ale też zakochanym w sobie megalomanem i egoistą. Również typowo „lemowskie” motywy filozoficzne służą w serialu głównie za puenty kolejnych żartów. Rozważania o początkach ludzkości, paradoksy czasowe, wątki transhumanistyczne – podobnie jak w opowiadaniach, żaden temat nie jest w Ijonie Tichym na tyle poważny, by nie dało się go wykorzystać do kolejnych gagów.
Niektórzy fani Lema mogliby jednak zarzucić scenarzystom, że wprawdzie zachowują oni komizm materiału źródłowego, jednak wygładzają przy okazji jego ostrzejsze krawędzie. Istotnie, mizantropijny podtekst Dzienników gwiazdowych ulega w serialu wyraźnemu stępieniu. To jednak pochodna największej zmiany, jakiej względem pierwowzoru dokonali twórcy. Równorzędną do Tichego postacią jest bowiem w serialu bohaterka, której próżno szukać w opowiadaniach – Analogowa Halucyna, czyli stworzona przez tytułowego podróżnika hologramowa towarzyszka i asystentka. Halucyna pełni tu rolę głosu rozsądku i charakterologicznej przeciwwagi dla Tichego – to ona w ironiczny sposób komentuje kolejne pomysły bohatera, nierzadko też musi ratować go z kolejnych opresji.
Żeby było ciekawiej, scenarzyści próbują uprzedzić potencjalną krytykę ze strony fanów Dzienników gwiazdowych. W jednym z odcinków Tichy dowiaduje się bowiem, że jest protagonistą powieściowego cyklu i poznaje swoją „stwórczynię”. Pisarka nie jest zadowolona, że jej najsłynniejszy bohater zaczął postępować wbrew jej woli i powołał do życia postać, której ona w swoich książkach nie umieściła – czyli właśnie Halucynę. Starcie autorki z Tichym kończy się jednak wygraną bohatera, który dumnie deklaruje, że „będzie robił to, co mu się podoba”.
A jednak, choć twórcy w jawny sposób sprzeniewierzają się Lemowi (upupiając go na dodatek pod postacią wrednej, starej baby), to jednocześnie udaje im się zachować absurdalną atmosferę Dzienników gwiazdowych. Sam pisarz nie dożył niestety premiery serialu – prawdę mówiąc, nie sądzę, żeby był nim szczególnie zachwycony. Nie szkodzi – dla fanów jego twórczości Ijon Tichy może się okazać niespodziewanym objawieniem.