Paląc papierosa z Bogartem i Gardner
Czytam rozmowy z Avą Gardner autorstwa Lawrence’a Grobela, popijam kawę i właśnie chciałem sięgnąć po papierosa, choć od kilkunastu dni – dzięki pomocy znajomych – rzucam palenie po raz trzeci w życiu. Automatycznie chcę sięgnąć po fajkę, dopóki nie dochodzę do fragmentu, w którym gwiazda kina lat 50. i 60. wyznaje ze szczerością, że palenie to jej najgorszy nałóg. A jak wiedzą osoby zainteresowane życiorysem tej ekranowej piękności – Gardner piła dużo szampana, próbowały heroiny, a mężczyzn zmieniała jak rękawiczki, mimo to właśnie papierosy znienawidziła, choć paliła je do końca życia.
– Dzisiejsze dzieciaki są głupie, że w ogóle zaczynają – mówiła – znając wszystkie szkodliwe efekty. Nam nikt o niczym nie mówił. Uwielbiałam papierosy, naprawdę. Ale to straszny nałóg. Zawsze winiłam za to Lanę Turner, miała w filmach taką złotą papierośnicę i wspaniałą zapalniczkę (…). Czytam fragment, który rozciąga się na kilka stron, gdzie opisywane jest dzieciństwo aktorki oraz rodzinny biznes – nawlekanie i suszenie tytoniu. Ja też pamiętam, jak pachniał tytoń w suszarni. Gospodarstwa nie mieliśmy, ale siadałem czasami z kolegą z podstawówki i wraz z jego ojcem wbijaliśmy druty w te ogromne liście, a dookoła unosił się intensywny zapach czegoś słodkiego oraz gorzkiego zarazem. Fascynował mnie ten zapach, głównie dlatego, że nie rozumiałem jego fenomenu. Wiedziałem, że tytoń pojedzie do fabryki, a potem zostanie wtłoczony w papierowy rulonik. Wiedziałem, jak śmierdziały papierosy, obydwoje rodzice palili. Wiedziałem, jak śmierdział dym. Wszystko to wiedziałem, aż z czasem przestał dla mnie śmierdzieć i zaczął pachnieć. Częściowo winię za to Bruce’a Willisa i „Szklaną Pułapkę”.
Oczywiście palących mężczyzn widziałem na ekranie wielu. Pamiętam jak dziadek – tak zagorzały fan „Casablanki”, jak przeciwnik palenia – pokazał mi film z ćmiącym faję za fają Bogartem. Na szczęście, było za wcześnie, abym sięgnął po pierwszego papierosa, musiałem znaleźć wierną brygadę kolegów, których wpływowi kilka lat później uległem, niczym niewinna owieczka z filmów instruktażowych o asertywności. W czasach gimnazjalnych wkładałem więc przy lustrze papierosa do ust, zastanawiając się, czy wyglądam tak samo, jak zmęczony uciekaniem McClane, który znajduje chwilę wytchnienia i puszcza sobie dymek.
I tak przez trzy lata, aż z pomocą przyszedł mi właśnie dziadek, tłumaczący, że palenie jest niemęskie. Sam przepalił dwie dekady swojego życia, a gdy rzucił, zaczął prowadzić krucjatę przeciwko palącym rodzeństwu i dzieciom. Mojemu paleniu towarzyszył pewien rytuał – musiałem odpalać zapalniczką Zippo, a pierwsze zaciągnięcie się malowało teatralną wręcz euforię na mojej twarzy. Większość koleżanek twierdziła, że do twarzy mi z papierosem, ale to ta „jedna” przemówiła do mego rozsądku, mówiąc, że całowanie faceta palącego papierosy jest jak lizanie popielniczki.
Mijały lata, zaczęły się studia, wraz ze współlokatorem oglądaliśmy filmy Jarmuscha; nie pamiętam, czy paliłem znowu, gdy pierwszy raz zobaczyłem „Kawę i papierosy”, ale jedno jest pewne – kawoszem (mój drugi nałóg, z którym również walczę) byłem już pełną gębą. Papieros kojarzył się wtedy z godziną 22:00, kuchnią na stancji, sennym klimatem idealnym do snucia opowieści. Byliśmy z Tomkiem właśnie po obejrzeniu jakiegoś filmu, czasami seanse kończyliśmy kolejnym odcinkiem „Dextera”. I rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy, wiedząc, że kawa pita przed północą nakręci nas do tego stopnia, że trudno będzie zasnąć, a rano znowu olejemy wykłady. Kawa i papieros, papieros i kawa. Jarmusch miał rację, to musiała być jego wina – mała czarna i dym są jak brat z siostrą, którzy chcą, abyśmy z nimi siedzieli, uśmiechali się i rozmawiali. Nawet teraz, gdy piszę te słowa, czuję na kubkach smakowych szorstkie i intensywne aromaty, które odtworzyć w głowie będę w stanie zawsze, tak samo jak dobry film.
Od kilku miesięcy palę znowu. Przy filmie, przy książce, czytając gazetę na balkonie. Palenie mnie uspokaja, spokój przychodzi i oddala się, ale zapach dymu na rękach zostaje. Jedna z największych miłości oraz nałogów mojego życia zaczyna mi znowu ciążyć, ale nie wiem, czy wygram tę walkę.
Kątem oka patrzę jednak na przepiękną twarz Avy Gardner i wiem, że ona mnie rozumie. Uśmiecha się do mnie, przysuwa swoje pełne usta do mojego ucha i szepcze głosem, który znam z ekranu: uczucie całowania mężczyzny, który pali papierosy, jest jak lizanie popielniczki. Będę pamiętał, przepiękna Avo.