ZAKAZANE IMPERIUM – magia gangsterskiego świata
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
„Boardwalk Empire” to ten typ produkcji, w której zakochujemy się od pierwszej sceny, pierwszego słowa wypowiedzianego przez głównego bohatera, pierwszych ujęć kamery. Terence Winter stworzył dzieło na wskroś perfekcyjne. Fabuła, aktorzy, muzyka, scenografia, zdjęcia – wszystko to jest na najwyższym poziomie. Ale jeśli nad całością czuwa ktoś taki jak Martin Scorsese, to czy może nas to dziwić?
HBO ma patent na tworzenie świetnych seriali. Żadna inna stacja nie wyprodukowała tylu oryginalnych, kanonicznych produkcji. To właśnie z niej wyrosły takie perełki, jak „Rodzina Soprano”, „Prawo ulicy”, „Seks w wielkim mieście”, “Sześć stóp pod ziemią” czy „Kompania Braci”. To dzięki HBO świat usłyszał o wielu znakomitych aktorach z Jamesem Gandolfinim na czele. Nic więc dziwnego, że wielokrotny zdobywca Oscara, Martin Scorsese, zgodził się zostać producentem wykonawczym jednego z największych przedsięwzięć w historii telewizji, czyli „Boardwalk Empire”. Jakby tego było mało, sam postanowił wyreżyserować pierwszy odcinek, który kosztował, bagatela, 18 mln dolarów, a na Brooklynie w jednej z fabryk wybudowano 300-metrową promenadę wartą 5 mln. Przy jej tworzeniu Scorsese był tak dokładny, że deski na niej musiały mieć tę samą długość co w latach 20. w Atlantic City. „Telewizja daje pewien rodzaj wolności, która pozwala stworzyć zupełnie nowy świat z ciekawymi postaciami i historiami” – m.in. dlatego w 2009 roku odpowiedział „yes” szefom HBO. Gdy przeczytał scenariusz napisany przez Terence’a Wintera, był wprost zachwycony, w jak genialny i inteligentny sposób cała historia została poskładana w całość.
Teraz wiemy, że miał stuprocentową racje. W momencie zatrudnienia Wintera do stworzenia adaptacji książki Nelsona Johnsona pt.: „Boardwalk Empire”, szefowie stacji dobrze wiedzieli, co robią. Bo kto mógł się lepiej odnaleźć w gangsterskim świecie niż człowiek, który współpracował przy tworzeniu najlepszego serialu w historii telewizji – „Rodziny Soprano”? Terence Winter w jednym z późniejszych wywiadów przyznał, że „Zakazane Imperium” to o wiele bardziej rozbudowany projekt, przekraczający granice małego ekranu.
Jak już wcześniej napisałem, „Boardwalk Empire” to adaptacja powieści Nelsona Johnsona o historycznej postaci, gangsterze, Enochu Lewisie „Nuckym” Johnsonie. Postać nie tak znana szerszej publiczności, jak chociażby Al Capone, ale o wiele bardziej inteligentna od chicagowskiego mafioza. Przez ponad 30 lat rządził politycznym światem Atlantic City, a także stworzył alkoholowe imperium w czasach prohibicji. Na potrzeby serialu jego nazwisko zostało zmienione na Enoch „Nucky” Thompson. Gdy rozpoczęły się poszukiwania kandydata do zagrania irlandzkiego kryminalisty, Terence Winter powiedział, że idealnie pasuje do niej James Gandolfini, ale z przyczyn oczywistych nie można było go zatrudnić. Martin Scorsese uważał, że najlepiej będzie zaangażować aktora, którego Winter dobrze zna z planu „Rodziny Soprano”. Scenariusz więc powędrował do Steve’a Buscemi, który w jednym z wywiadów opowiada o całej sytuacji następująco: „Czytam scenariusz i myślę wow, muszę w tym zagrać. Więc dzwonię do Terence’a i mówię mu, że pewnie mają innych kandydatów, ale on mi przerywa i mówi: Steve, chcemy tylko ciebie”. Oczywiście bez dłuższego namysłu zgodził się. Pewności dodał mu sam Scorsese, mówiąc coś, co nie każdemu aktorowi było dane usłyszeć: „kocham zakres jego talentu. Jest w nim coś dramatycznego, ale i humorystycznego”. Postawili na jedną kartę i wybór okazał się trafiony.
Steve Buscemi wykreował magiczną postać: magnetyzuje w każdej scenie sposobem mówienia, chodem czy przenikającym wzrokiem. Nigdy bym nie przypuszczał, że Buscemi zdoła mnie tak bardzo oczarować. Do momentu, gdy pierwszy raz go zobaczyłem w roli Nucky’ego, kojarzyłem go głównie z postaciami drugoplanowymi. Oczywiście grał bardzo dobrze, jak chociażby we „Wściekłych psach” Tarantino czy „Desperado” Rodrigueza albo wcześniej wspomnianej „Rodzinie Soprano”. To jednak nie to samo, gdy masz za zadanie wcielić się w głównego bohatera i to jeszcze tak charyzmatycznego jak Enoch L. Johnson. Już pierwsza scena w pilotażowym odcinku z jego udziałem przekonała mnie, że jest to człowiek na właściwym miejscu. Wystąpienie na spotkaniu Ligi Kobiet, które były za wprowadzeniem prohibicji, a on z delikatnym uśmiechem opowiada historię o szczurach (oczywiście zmyśloną), przyprawiając o łzy zebrane panie. Za pierwszy sezon Buscemi został uhonorowany Złotym Globem i choć jest chwalony przez krytyków i samych widzów, to nigdy nie było mu dane zdobyć tej najważniejszej telewizyjnej statuetki, Emmy. Zawsze znalazł się ktoś lepszy, Damian Lewis („Homeland”) czy Bryan Cranston („Breaking Bad”) – to oni byli w ostatnich latach na topie, a Buscemi jakby trochę w ich cieniu, ale według mnie jemu również należą się wielkie brawa.
Wcześniej zdążyłem już nieco przybliżyć fabułę, ale na pewno nie na tyle, by ktoś mógł zrozumieć, o czym jest „Boardwalk Empire”. Akcja rozpoczyna się w przededniu wprowadzenia w USA prohibicji. Tam, gdzie ludzie widzieli powody do smutku lub radości, inni zauważyli szansę na bardzo perspektywiczny, nielegalny interes. Enoch Thompson jest bardzo cenionym mieszkańcem Atlantic City. Jako jego skarbnik robi wszystko, by na co dzień ludzie widzieli uczciwego i dobrego urzędnika. Jednak tak naprawdę jest szarą eminencją, która rządzi politycznym środowiskiem swojego miasta. Stoi również na czele świetnie prosperującego biznesu alkoholowego. Prowadzi interesy z takimi znanymi mafiozami, jak Arnold Rothstein (Michael Stuhlbarg), Johnny Torrio (Greg Antonacci), któremu pomaga młody Al Capone (Stephen Graham), a nawet z czarnoskórym Chalkym Whitem (Michael Kenneth Williams). Sam Nucky do pomocy ma chłopaka, którego wychował od małego, Jamesa Darmody’ego (Michael Pitt), oraz swojego brata, Eliasa, który jest zresztą szeryfem Atlantic City.
„Boardwalk Empire ma wszystko, czego mógłbym oczekiwać od dramatu HBO – wyraźnie zarysowane postaci, historie zrobione z dużym rozmachem, z intymnymi momentami i sensem, którego próżno szukać w innych telewizyjnych produkcjach” – w ten sposób skomentował pierwszy sezon jeden z amerykańskich portali, z którego oceną całkowicie się zgadzam. „Zakazane Imperium” to arcydzieło zaplanowane w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Twórcy przez pierwsze dwa sezony rozbudowali serial na ogromną skalę, kreując masę wątków oraz drugoplanowych bohaterów. Pierwsze dwie serie stanowią pewien zamknięty rozdział, który w skrócie opisują słowa wypowiedziane przez Jimmy’ego do swojego szefa: „You can’t be half a gangster”. Nasz główny bohater będzie musiał zdecydować, po której stronie chce stanąć i jakim człowiekiem pragnie być. Trzeci sezon to kolejna próba odebrania Thompsonowi imperium, ale głównie zostanie zapamiętana przez fanów serii za charakterystyczną postać, Gypa Rossettiego, którego gra Bobby Cannavale, i za którą zresztą dostał Emmy, bijąc na głowę chociażby Aarona Paula z „Breaking Bad”. Czwarty sezon przyniósł mi największy zawód. Oprócz finału i kilku odcinków poziom obniżył się przynajmniej o jedną gwiazdkę. Brak intrygującego, głównego wątku, akcja rozwija się niezwykle ślamazarnie, a główny przeciwnik Nucky’ego bardziej irytował niż zachwycał. Na nieszczęście serialu Narcisse prawdopodobnie powróci w następnym sezonie.
Twórcy postanowili w ostatnim odcinku zakończyć wątek postaci, według mnie, wyjątkowej. Michael Pitt, Bobby Cannavale, Michael Stuhlbarg, Michael Kenneth Williams – wszyscy ci aktorzy wnoszą wiele do produkcji HBO, ale gdy na ekranie pojawia się Jack Huston, wszyscy oni tracą swój blask. Huston wciela się w postać weterana wojennego, Richarda Harrowa. Niestety I wojna światowa odcisnęła na nim straszliwe piętno. Z jednej strony fizyczne – stracił połowę twarzy i musi nosić drewnianą maskę, ale i psychiczne – tutaj znów posłużę się przykładem w postaci bardzo dobrej sceny, kiedy to rozmawiał z Nuckym: „Ilu zabiłeś ludzi? 63. – Myślisz o nich czasami? Znasz odpowiedź na to pytanie”. To tylko jedna z wielu scen, które zostały przeze mnie zapamiętane. Patosu całej postaci dodaje jego ochrypły głos, przeszywający widzów emocjami. W Atlantic City odnajduje chwilowy spokój, daje mu go Jimmy i jego rodzina. Staną się dla niego najważniejszą rzeczą w życiu i zrobi dla nich wszystko.
„Boardwalk Empire” to jeszcze coś więcej – świetnie odwzorowany klimat lat 20. w USA. Garnitury, sukienki, fryzury, buty i inne dodatki zostały bardzo dokładnie odwzorowane, by widz miał pogląd tego, jak wyglądała moda na początku XX w. Wśród panów coraz częściej były widoczne kolorowe garniaki, a panie – te śmielsze i bardziej wyzwolone – stawiały na gorsety i krótsze sukienki. Sami kostiumolodzy z planu twierdzą, że ta dbałość o perfekcyjność pozwala aktorom jeszcze bardziej poczuć ducha tamtej epoki. Dodajmy do tego wystrój wnętrz kawiarni, klubów i domów – one również nadają jeszcze lepszego wizualnego przekazu. Ucztą dla oka są przyjęcia organizowane przez Nucky’ego, gdzie można dostrzec wiele motywów, które dominowały w sztuce, savoir-vivre i ogólnie kulturze amerykańskiej w drugiej dekadzie XX w. (rzecz jasna, chodzi o wschodnie wybrzeże USA).
Nie możemy również zapomnieć o muzyce, która brzmi zachwycająco zarówno podczas oglądania serialu, jak i puszczona sama w odtwarzaczu. Widzowie, którzy znają się na muzyce, jedyne zastrzeżenie mogą mieć do tzw. „theme song”. Utwór ten nosi nazwę „Straight Up and Down”, wykonuje go rockowy zespół The Brian Jonestown Massacre. Terence Winter paradoksalnie uważa, że pomimo tego, iż zupełnie piosenka ta nie pasuje do epoki „Zakazanego imperium”, dla niego wszystko współgra bardzo dobrze. To jedyne takie nieporozumienie. Za wspaniałe brzmienia lat 20. i 30. możemy być wdzięczni głównie Vince’owi Giordano, który na co dzień jest liderem nowojorskiej Nighthawks Orchestra. Mają oni na koncie udział w filmie Woody’ego Allena, a w 2012 dostali nagrodę Grammy właśnie za „Boardwalk Empire”. Przez te cztery sezony mieliśmy szansę usłyszeć utwory Louisa Armstronga czy Original Dexieland Jazz Band. Ale też twórcy postanowili wprowadzić ówczesne gwiazdy jazzu, takie jak Sophie Tucker, Edith Day, a w o ostatniej serii Daughter Maitland, w które wcielają się konkretne aktorki, a wspiera je Nighthawks. Gdybym chciał wymienić całą listę tych gwiazd i utworów, to pewnie musiałbym długo uderzać w klawiaturę. Co jednak mi się rzuciło w oczy, to fakt, że każdy utwór ma swoje odzwierciedlenie w danym odcinku. Szczególnie po napisach końcowych piosenki są dobrane skrupulatnie. Często ironiczne, lekko humorystyczne, ale i w zupełnie przeciwnej tonacji.
https://www.youtube.com/watch?v=d2y0lrvPnpU
Po zakończeniu czwartego sezonu Terence Winter wyjawił, że zaczyna myśleć nad zakończeniem serialu. Uznał, że nadchodzi czas, w którym idealnie byłoby zamknąć całą opowieść. Podobnie jak „Rodzina Soprano”, tak i „Zakazane imperium” zapewne doczeka się szóstego i moim zdaniem finałowego sezonu. Dlatego pozostały nam dwa lata podziwiania tej wspaniałej historii, cieszenia zmysłów kreacjami, melodiami i ciekawymi wątkami. Bo to jest jedna z najlepszych produkcji, jakie widział świat małego ekranu.