Wet Hot American Summer
Autorką recenzji jest Agata Olbrycht.
W 2001 roku aktorzy tacy jak Paul Rudd, Bradley Cooper, Elizabeth Banks czy Amy Poehler nie stanowili jeszcze elity hollywoodzkiej, a ich twarze nie pojawiały się na wielu bilbordach każdego roku. Ta grupa, która miała się później okazać crème de la crème świata filmowego, piętnaście lat temu zdecydowała się zagrać w przedziwnej parodii filmów o nastolatkach z lat osiemdziesiątych, której akcja rozgrywała się na typowym amerykańskim obozie letnim gdzieś w stanie Maine.
Zaznaczyć trzeba, że Rudd i inni już wtedy mieli około trzydziestki, ale nie przeszkodziło im to zagrać szesnastoletnich opiekunów.
Oczywisty kontrast pomiędzy ich fikcyjnym a rzeczywistym wiekiem stanowi jeden z podstawowych absurdalnych żartów, którymi wypełniony jest film Davida Waina i Michaela Showaltera. A absurdów jest wiele – obozowy kucharz prowadzący długie rozmowy z (odpowiadającą mu) puszką kukurydzy, pozbywający się niewygodnych dzieciaków opiekunowie czy dziesięciolatkowie wykazujący się mądrością życiową i elokwencją godną profesjonalnych psychoanalityków. A wszystko to w otoczce tradycyjnego filmu o życiu amerykańskich nastolatków na obozie i ich codziennych problemach – trójkątach miłosnych, nieodwzajemnionych uczuciach, kłótniach, rozstaniach i powrotach. I oczywiście jako wielki finał – pożegnalny pokaz talentów. Czy wspomniałam, że jest również element dramatyczny? W kierunku obozu zmierza wielkie zagrożenie w postaci zabłąkanej rakiety. Obozowicze muszą zmienić jej trajektorię, jednocześnie przygotowując się do pokazowych występów.
Twórcy filmu – Michael Showalter i David Wain – podobno czerpali pomysły z własnych doświadczeń zdobytych na obozach, natomiast wykorzystywany przez nich humor niewątpliwie po części miał swoje źródło w poprzednio wykonywanej przez nich pracy. W latach 93-95 występowali oni bowiem w programie MTV The State, którego godzinne odcinki składały się z satyrycznych, często dziwacznych skeczy.
Akcja Wet Hot American Summer rozgrywa się w ciągu jednego – ostatniego – dnia obozu. Film stał się kultowy ze względu na swój duży dystans, parodystyczne podejście do tematu i… dużą dozę absurdu. W 2001 roku film był ignorowany przez publikę i krytykowany przez recenzentów. Wyprodukowany za niewielki budżet (1,8 mln dolarów), obsadzony przez nieznanych wtedy aktorów, został po raz pierwszy puszczony tylko w kilku kinach Nowego Jorku i oceniony przez krytyków Rotten Tomatoes na 31%. Sponsorów, a później widzów, przyciągały wyłącznie nazwiska Davida Hyde’a Pierca i Janeane Garofalo. Film miał okazać się klapą (odpowiedzialnością za porażkę niektórzy obarczali marketingowców, którzy reklamowali film jako przeciętny hit kinowy), ale później, gdy wypuszczono go na DVD, zaczął zdobywać popularność i wierną publiczność o określonym poczuciu humoru – organizującą pokazy, przebierającą się za głównych bohaterów. Stopniowo Wet Hot American Summer zyskał status filmu kultowego, choć nie dla wszystkich – być może jego specyficzny humor i duża doza ironii nie zyskały początkowo uznania krytyków.
W 2015 roku jego twórcy zdecydowali się stworzyć ośmioodcinkowy prequel wyprodukowany dla serwisu Netflix.
Wtedy krytycy rozumieli już, na czym polega wyjątkowość Wet Hot American Summer i przyznali prequelowi 92% w Rotten Tomatoes. Niewątpliwie popularność Netflixa i – teraz już kultowy – status filmu nakłoniły aktorów do powrotu na plan Camp Firewood. Z kolei dla Netfliksa wyprodukowanie serialu z taką obsadą niesie za sobą znaczące wpływy finansowe i pozwala na wykreowanie wizerunku platformy, która dociera również do alternatywnej publiczności.
First Day of Camp, jak sama nazwa mówi, to opowieść o pierwszym dniu obozu – poznajemy więc wszystkich bohaterów: główną doradczynię (później dyrektorkę obozu) – Beth (Janeane Garofalo), twórców musicalu i wzorową obozową parę – Bena i Suzie (Bradley Cooper i Amy Poehler), zbuntowanego ratownika Andy’ego (Paul Rudd) i przedmiot jego westchnień – Katie (Marguerite Moreau). Ponadto rozwijająca się akcja pozwala nam zapoznać się z weteranem – obecnie kucharzem – Genem (Christopher Meloni), a w zawiłą, wielowątkową akcję wplątani zostają m.in. Elizabeth Banks, Zack Orth, Molly Shannon, Jason Schwartzman, John Slattery, Kristen Wiig, Jon Hamm i Chris Pine. Czyli godna podziwu plejada gwiazd – każdy w szczytowej komediowej formie, o którą części z nich moglibyśmy nawet nie podejrzewać.
Treść jest wielowątkowa i, jak łatwo zgadnąć, co najmniej dziwna, zazwyczaj nawet całkiem odrealniona i posunięta do granic absurdu.
Motywem przewodnim jest zagrożenie, jakie niesie za sobą rządowo-korporacyjny spisek mający na celu zalanie obozu toksycznymi odpadami. Michael Cera przejął na siebie rolę uznanego adwokata, występującego przeciwko skorumpowanym firmom i samemu prezydentowi Reaganowi. Afera polityczna w tle, a tymczasem obóz żyje swoim codziennym życiem. Suzie (Poehler) zatrudnia słynnego, znacznie starszego, reżysera teatralnego (Slattery) do produkcji musicalu i wdaje się z nim w płomienny romans, podczas gdy jej chłopak (Cooper) zdobywa pierwsze homoseksualne doświadczenia. Elizabeth Banks gra nieco starszą od nich (po dwudziestce) dziennikarkę, która udając doradczynię, usiłuje odkryć mroczne sekrety życia nastolatków (co poniekąd jej się udaje). Dyrektor obozu ląduje w toksycznych odpadach, mamy też, uwaga, morderstwo z zimną krwią. A na dokładkę trzy propozycje matrymonialne i jeden ślub (wszystkie te wydarzenia dotyczą jednej osoby).
Osiem czterdziestominutowych odcinków pozwoliło twórcom filmu na zabawę konwencją, dowcipem i wymyślanie przedziwnych historii, których końcowe rezultaty widzimy w pełnometrażowym filmie (dowiadujemy się na przykład, skąd wzięła się mówiąca puszka kukurydzy i czemu kucharz Gene jest tak agresywny). Aktorzy, teraz już po czterdziestce, wciąż muszą odgrywać role nastolatków. Znakomita obsada jest ucztą dla oka i niewątpliwym plusem serialu, ale osobiście bardzo podobały mi się również odniesienia do filmów – oczywiste nawiązania do Tego pierwszego razu, Pani Doubtfire czy Klubu winowajców. Ponadto Janeane Garofalo jest bezbłędna i prześmieszna w każdej scenie, w której się pojawia, a sekundują jej inni, równie zabawni (uwadze polecam duet Amy Poehler i Johna Slattery’ego).
Zapytana przez kolegę o zdanie po obejrzeniu pierwszego odcinka powiedziałam, że ten serial przypomina mi Uczniowską balangę, gdyby film ten powstał ze współpracy Monty Pythona z Wesem Andersonem. Po kolejnych siedmiu – podtrzymuję tę opinię.
korekta: Kornelia Farynowska
https://www.youtube.com/watch?v=PLlMTn_Jzok