search
REKLAMA
Zestawienie

WES ANDERSON. Oceniamy wszystkie filmy na dwa głosy

REDAKCJA

1 maja 2019

REKLAMA

Pociąg do Darjeeling

(The Darjeeling Limited; 2007)

Dawid Myśliwiec: Pociąg do Darjeeling to rzadki przykład filmu Wesa, w którym postaci nie nadążają trochę za wspaniałą opowieścią. Historia trzech poturbowanych przez życie braci poszukujących w Indiach wyrodnej matki to istny samograj i wiele jej elementów to czyste złoto, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że trio Anderson-Jason Schwartzman-Roman Coppola bardziej skupiło się na samej narracji niż na bohaterach. Efektem jest znakomita opowieść z nieco niedopracowanymi postaciami – po obejrzeniu Pociągu do Darjeeling widzowi zostaje mnóstwo pozytywnych emocji, ale sympatia do trzech braci z pewnością nie jest jedną z nich.

Jacek Lubiński: Generalnie uznawany za najsłabszy film Andersona, z czym jednak nie mogę się zgodzić. Jasne, jest bardziej wyciszony, intymniejszy od reszty i skupiony zaledwie na trzech bohaterach, a nie na większej grupie. Ale to niezwykle nastrojowe, wypełnione miłością kino, pomimo kryjącego się za nim smutku i tragedii zarażające optymistycznym podejściem do życia i pozwalającym ukoić duszę, odpocząć. Dzięki tematyce i miejscu akcji wyróżnia się na tle reszty filmografii, co przecież nie musi wiązać się z poczuciem rozczarowania seansem. I chociaż, paradoksalnie, nie jest to mój ulubiony film Andersona, to wspominam go niezwykle ciepło i chętnie do niego wracam.

Fantastyczny pan Lis

(Fantastic Mr. Fox; 2009)

Dawid Myśliwiec: Nie wiem, dlaczego Fantastyczny pan Lis nie porwał mnie tak, jak kolegę Lubińskiego – z dwóch pełnometrażowych animacji Wesa zdecydowanie wolę Wyspę psów – ale to wciąż wspaniałe kino: przygotowane z precyzją i miłością, garściami czerpiące z konwencji heist movie i błyskotliwie wykorzystujące pomysły zaczerpnięte ze świata zwierząt. Fantastyczny pan Lis na pewno wygląda fantastycznie, mnie jedynie dużo trudniej było dostrzec pierwiastek wyjątkowości, który tak widoczny jest choćby w kolejnym dziele Andersona.

Jacek Lubiński: Tytuł filmu zobowiązuje, bo Fantastyczny pan Lis jest de facto fantastyczną przygodą filmową – pozornie powstałą z myślą o najmłodszych, ale chyba ostatecznie atrakcyjniejszą dla dojrzalszych widzów, którzy będą w stanie wyłapać wszelkie niuanse tej produkcji. Pod względem czysto technicznym jest to prawdziwe arcydzieło. A i fabuła, acz prosta, zapodana jest w formie bliskiej wybitności. Jedynym minusem może tu być fakt, że – tak samo jak we wszystkich innych dziełach podpisanych tym nazwiskiem – od tego natłoku wyjątkowych elementów składowych może rozboleć głowa. Cóż jednak z tego, skoro jest to ten rodzaj oczyszczającego bólu, który przyjmuje się z otwartymi rękoma – zwłaszcza gdy serwuje go Wes Anderson.

Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom

(Moonrise Kingdom; 2012)

Dawid Myśliwiec: Klasyczne kino przygodowe od Wesa Andersona? Shut up and take my money! Kolejna opowieść rozegrana na wiele głosów: osobliwa, szalona, ekscentryczna. Nastoletni Jared Gilman i Kara Hayward wspaniale spisali się w rolach szaleńczo w sobie zakochanych małolatów, którzy porzucają domy rodzinne, by rozpocząć wspólne życie w dziczy. Świat przedstawiony w Moonrise Kingdom wygląda tak, jakby został przeniesiony wprost z kart jednej z występujących w filmie zdobnych ksiąg – pastelowe barwy, pełne detali krajobrazy i wnętrze, a wszystko to zaludnione przez istną menażerię przezabawnych postaci. Andersonowski kunszt w pełnej krasie.

Jacek Lubiński: Typowe-nietypowe love story i historia o dojrzewaniu to tematy, które są idealnie skrojone pod twórczą wrażliwość Andersona, co ten wszak udowadnia tym filmem. To kino przede wszystkim wypełnione magią i klimatem jakby nie z tego świata, gdzie nawet taki twardziel jak Bruce Willis pasuje do układanki. Reżyser we wspaniały, pełen wdzięku sposób przenosi nas w rzeczywistość grzeczną i sielankową, a jednocześnie niesforną i nieprzewidywalną – jakby pokazywał tę naszą w krzywym, pstrokatym, ale niepozbawionym wiarygodności zwierciadle. Symetrycznie piękna, wciągająca i emocjonująca rzecz dla dużych dzieci.

Castello Cavalcanti

(krótkometrażowy; 2013)

Dawid Myśliwiec: Kolejny krótkometrażowy smaczek dla fanów, tym razem zrealizowany jako komercyjne zlecenie. Znowu w głównej roli widzimy Schwartzmana, tym razem nawiązującego do własnego włoskiego dziedzictwa – całość rozgrywa się w maleńkim, tytułowym miasteczku w Italii, w którym kierowca rajdowy rozbija swój bolid. Okazuje się, że właśnie stamtąd pochodzą jego przodkowie, a to już w prostej linii odniesienie do korzeni samego aktora, pochodzącego z rodu Coppola. Ciekawy smaczek, ale bardziej ładna ciekawostka niż pełnoprawny film.

Jacek Lubiński: Jeszcze jeden szorcik reżysera, będący na swój sposób (nie)zwykłą… reklamą (kasę wyłożyła Prada). W przeciwieństwie do poprzednich krótkometrażówek ta jest w 100% andersonowska, zrobiona niezwykle zgrabnie i z polotem, a przy tym atrakcyjna od początku do końca. Na dłuższą metę nic wielkiego, ale sprawia, że chętnie obejrzałbym jakiś jego pełnoprawny film osadzony w tematyce wyścigów samochodowych minionej epoki.

Grand Budapest Hotel

(The Grand Budapest Hotel; 2014)

Dawid Myśliwiec: Kwintesencja stylu Wesa – tak na poziomie wizualnym, jak i tekstualnym. W moim prywatnym rankingu to najwybitniejsze dzieło Andersona, działające od pierwszej do ostatniej sekundy, wypełnione jak zwykle mistrzowskimi epizodami aktorskimi, utrzymujące szaleńcze tempo narracji. Czuć tu miłość do sztuki opowiadania, czuć godziny spędzone na planowaniu misternie wykonanej warstwy wizualnej. Kino rzadko bywa tak zachwycające.

Jacek Lubiński: Oscarowe dzieło Andersona to bodaj jego największy sukces artystyczny. Pod wieloma względami to film równie ważny, co Genialny klan – i tak samo też złożony, nie mniej ambitny. W porównaniu z tamtym filmem GBH nie posiada może podobnej głębi, będąc w pierwszej kolejności całkowicie zarażającą widza zabawą w wielkie kino przy użyciu małych klocków. Urok tego filmu jest jednakże niezaprzeczalny, podobnie jak ilość serca, które weń włożono. To sprawia, że niemal każda scena w nim to mała perełka, którą można dekonstruować na wiele sposobów. Tym samym Grand Budapest Hotel jest czystą definicją stylu Andersona i jedną z najlepszych sztuczek tego zdolnego magika.

Wyspa psów

(Isle of Dogs; 2018)

Dawid Myśliwiec: Zawsze nieco bardziej wolałem aktorskie filmy Wesa, ale ta animacja ogrzała mi serducho tak mocno, że dziś nie robi mi różnicy, jaką formą akurat zajmuje się ten twórca. To klasyczna opowieść o lojalności i przyjaźni, nasycona jednak przezabawnymi Andersonowskimi dziwactwami. Zwierzęce alegorie doskonale podsumowują ludzkie przywary, a orientalne smaczki nadają całości dodatkowy smaczek. Wes w formie.

Jacek Lubiński: Przepiękny film. Czysta kreatywność i wizualna maestria plus, jak zawsze u Andersona, niezwykle przyjemny, wielopoziomowy humor. Reżyser nie zawodzi powrotem do animacji poklatkowej, która wyraźnie służy jego twórczości i pozwala na pokazanie w niezwykle przystępny sposób rzeczy, które „na żywca” trudno byłoby sprzedać z takim samym rezultatem. Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik, sprawiając, że nawet mimo pewnej fabularnej prostoty czy wręcz swoistej miałkości jest to dzieło skończone na wielu płaszczyznach. I dające niesamowicie dużo frajdy. Można tylko polecać.

A wy jak oceniacie jego filmy? Głosujcie!

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/