TANGERINE DREAM. 10 najlepszych soundtracków
Tangerine Dream funkcjonuje nieprzerwanie od 1967 roku – i to pomimo śmierci założyciela Edgara Froesego (1944–2015). Przez ten wpływowy dla elektroniki zespół przewinęło się blisko dwudziestu muzyków, a jego całościowa dyskografia obejmuje setki (!) albumów studyjnych i koncertowych, kompilacji oraz soundtracków. Froese chętnie komponował na potrzeby kina i telewizji; dziś trudno zliczyć wszystkie produkcje, przy których pracował – źródła podają ponad 60 tytułów, lecz na płytach ukazała się w przybliżeniu tylko połowa z nich. Oto dziesięć najlepszych soundtracków Tangerine Dream. Uwaga! Roczniki płyt pochodzą z nieoceniego serwisu Discogs.com i nie zawsze pokrywają się z datami premiery filmów.
„Sorcerer” (1977)
Cena strachu Williama Friedkina to jeden z najbardziej niedocenionych filmów lat 70. – należnego uznania doczekał się dopiero kilka dekad później, a do jego wielbicieli należy m.in. Quentin Tarantino. Odwrotny los spotkał ścieżkę dźwiękową: album trafił na 25. miejsce brytyjskiej listy przebojów i zapewnił Tangerine Dream regularne angaże do filmów, obecnie jest zaś zapomnianym artefaktem w gąszczu innych płyt zespołu. W tamtym czasie było to trio w składzie: Edgar Froese, Christopher Franke i Peter Baumann. Muzycy dostali od Friedkina skrypt i na podstawie lektury napisali 90 minut muzyki, z której do filmu ostatecznie trafiło około połowy. To zadziwiające, że udało im się uchwycić duszną atmosferę Ceny strachu bez wglądu w nakręcony materiał. Artyści stworzyli niepokojące syntezatorowe utwory z sennego koszmaru na jawie, jaki stał się udziałem czterech najemników usiłujących przewieźć felerny dynamit przez kolumbijską dżunglę.
„Thief” (1981)
Drugi soundtrack w karierze grupy i kolejny triumf na tym polu – nawet pomimo niezrozumiałej nominacji do Złotej Maliny za najgorszą ścieżkę dźwiękową (ostatecznie „wygrał” John Barry za muzykę do Legendy o samotnym jeźdźcu). Złodziej to znakomity debiut kinowy Michaela Manna – stylowy thriller neo-noir o włamywaczu, który chce rozpocząć uczciwe życie po ostatnim wielkim skoku. „Reżyser pragnął, żeby muzyka była bardzo głośna, niczym hałas wwiercający się w mózg. Stworzyliśmy więc mocne gitarowe dźwięki połączone z ciężkimi rytmami sekwencerów” – mówił Johannes Schmoelling, który zastąpił Petera Baumanna. Największe wrażenie w tym zestawie robią syntezatorowe arpeggia w Diamond Diary, dziesięciominutowym utworze ilustrującym ekscytującą pierwszą scenę filmu. Igneous to nowa wersja Thru Metamorphic Rocks ze studyjnej płyty Force Majeure, a utrzymaną w duchu Pink Floyd kompozycję Confrontation napisał Craig Safan.
„Firestarter” (1984)
Lata 80. były bardzo pracowitym okresem dla grupy, która koncertowała na całym świecie (również w Polsce), nagrywała albumy studyjne i realizowała kolejne soundtracki. Muzyka do Podpalaczki Marka L. Lestera okazała się znacznie lepsza niż sam film – kiepska, zdominowana przez efekty specjalne i niedorzeczną akcję ekranizacja powieści Stephena Kinga. Nie trzeba zresztą marnować czasu na ten seans, bo minimalistyczne kompozycje Tangerine Dream na tyle dobrze funkcjonują w oderwaniu od ekranu, że Firestarter sprawdza się jako samodzielna płyta do słuchania w domowym zaciszu. Muzyka do pewnego stopnia przypomina znakomitą ścieżkę dźwiękową Johna Carpentera i Ennio Morricone z filmu Coś; to podobne elektroniczne instrumentarium i zbliżony stopień trwogi zaklętej w chłodnych, migotliwych dźwiękach syntezatorów. Ale poza chwilami niepokoju (Flash Final, Escaping Point) są tu również momenty wytchnienia (Testlab, Charly The Kid).
„Legend” (1986)
Twórcą pierwszej ścieżki dźwiękowej do Legendy – w swoim czasie niedocenionego filmu fantasy Ridleya Scotta – był Jerry Goldsmith, ale Scott przeczuwał, że jego tradycyjna orkiestrowa muzyka nie zyska uznania w oczach młodocianych widzów. Reżyser zlecił więc muzykom Tangerine Dream stworzenie nowego soundtracku, czego zespół dokonał w trzy tygodnie. W rezultacie amerykańskie kina wyświetlały Legendę z muzyką Niemców, do Europy trafiła zaś wersja z muzyką Goldsmitha. Spór o to, który soundtrack lepiej pasuje do filmu, każdy może rozstrzygnąć samodzielnie, bo oba są powszechnie dostępne. Jedno jest pewne: tego, który wyszedł spod ręki Froesego i spółki, można słuchać bez ruchomych obrazków, a takie utwory jak liryczny Cottage, złowieszczy Blue Room czy przejmujący Unicorn Theme należą do czołówki dokonań Tangerine Dream. Jedyną wadą płyty są dwie popowe piosenki Bryana Ferry’ego i Jona Andersona, które burzą spójność całości.
„Near Dark” (1987)
„Tangerine Dream zrobili ścieżkę dźwiękową i byłam naprawdę zadowolona z tego, co wymyślili. Pojechałam do Berlina i spędziłam tam z nimi kilka tygodni, pracując nad soundtrackiem. Myślę, że istniała pewna prowokacyjna, niepokojąca i nieprzewidywalna jakość, która przenikała wszystko, co stworzyli, i że nadała ona filmowi piętno, które naprawdę go odmieniło” – powiedziała Kathryn Bigelow i trudno się z nią nie zgodzić. Sugestywna muzyka zespołu (wówczas w składzie Edgar Froese, Christopher Franke i Paul Haslinger) doskonale pasowała do Blisko ciemności, niezwykłej mieszanki westernu i horroru: nie tylko podkreślała grozę ekranowych wydarzeń, ale i dodawała im napięcia i suspensu. Najlepiej świadczy o tym pierwsza część blisko dziewięciominutowego utworu Bus Station (Includes Mae’s Theme) – upiorne syntezatorowe podkłady i widmowe wokalizy są tu punktowane miarowymi uderzeniami syntetycznej perkusji brzmiącej niczym bicie serca.
„Miracle Mile” (1989)
W 1987 roku – po szesnastu latach współpracy unieśmiertelnionej na najważniejszych albumach grupy, takich jak Zeit (1972), Phaedra (1974), Rubycon (1975) i Stratosfear (1977) – Chris Franke opuścił szeregi Tangerine Dream, redukując zespół do duetu. Froese i Haslinger poradzili sobie bez niego wcale dobrze, czego dowodem soundtrack do Cudownej mili Steve’a De Jarnatta – świetnego thrillera, którego tocząca się w czasie rzeczywistym akcja odzwierciedlała ówczesne zimnowojenne lęki przed atomową apokalipsą. Nie powinno zatem dziwić, że przygotowana przez tandem muzyka skrzy się naprzemiennie gorączkową nerwowością (Teetering Scales, After The Call, People in the News) i przejmującą melancholią (On the Spur of the Moment, Final Statement, If It’s All Over). W 2017 roku ukazał się dwupłytowy album w limitowanym nakładzie (tylko 1000 sztuk), zawierający kompletną ścieżkę dźwiękową z filmu – w tym kompozycje wcześniej niepublikowane.
„The Park is Mine” (1991)
Fabuła telewizyjnego filmu Stevena Hilliarda Sterna z 1986 roku brzmi jak połączenie Taksówkarza i Rambo: Mitch Garnett (Tommy Lee Jones) to zdesperowany weteran wojny w Wietnamie, który przemocą przejmuje kontrolę nad nowojorskim Central Parkiem, aby zwrócić uwagę władz na trudną sytuację straumatyzowanych żołnierzy powracających z frontu. Historia zakrawa na absurd, a i jej realizacja pozostawia wiele do życzenia, toteż film został słusznie zapomniany. Jego jedyną mocną stroną jest ścieżka dźwiękowa, nagrana przez Tangerine Dream jeszcze w 1985 roku, lecz wydana na płycie sześć lat później. W tamtym okresie zespół nagrywał soundtracki lepsze (Legend) i gorsze (Heartbreakers); The Park is Mine należy zdecydowanie do tej pierwszej kategorii. Nastrój całości kojarzy się nieco z najciekawszymi momentami ze Złodzieja, ale jest bardziej mroczny. Wielowątkowe utwory składają się na album będący czarnym koniem w dorobku grupy.
„Deadly Care” (1992)
Kolejny po The Park is Mine soundtrack do zapomnianej produkcji telewizyjnej z 1987 roku, na dodatek wydany na płycie aż pięć lat po emisji filmu. Deadly Care to opowieść o pielęgniarce, która pod wpływem traumatycznych przeżyć (śmierć siostry, utrata pracy, samotność itd.) uzależnia się od leków, alkoholu i narkotyków. Film pokazuje stopniowy upadek kobiety w sposób powolny – i taka jest również ścieżka dźwiękowa autorstwa Tangerine Dream (wówczas był to duet w składzie Edgar Froese i Christopher Franke; ten drugi odszedł kilka miesięcy później). To bodaj najmniej zrytmizowany, najbardziej ambientowy album zespołu, o czym przekonuje już minimalistyczny temat tytułowy. Niewiele ponadpółgodzinna całość jest oszczędna, stonowana i żałobna w tonie, co nie powinno dziwić, jeśli wziąć pod uwagę tematykę filmu. To jeden z ostatnich naprawdę dobrych soundtracków przygotowanych przez Tangerine Dream – później było już znacznie gorzej.
„The Keep” (1997)
Twierdza Michaela Manna weszła do amerykańskich kin w 1983 roku, ale z powodów prawnych oficjalna płyta z muzyką filmową ukazała się dopiero 14 lat później, na dodatek w limitowanym nakładzie 150 sztuk dostępnych tylko na koncertach Tangerine Dream. W 2020 roku powszechnie dostępna reedycja wreszcie trafiła w ręce fanów, zastępując liczne bootlegi marnej jakości. I dobrze, bo to najlepszy soundtrack podpisany przez ten zespół – nawet jeśli spośród 16 utworów na płycie w filmie słychać zaledwie cztery, a fragmenty niektórych z nich pochodzą z płyt Logos i Ricochet. Całość otwiera wspaniała syntezatorowo-chóralna wersja Puer Natus Est Nobis (Gloria) Thomasa Tallisa, angielskiego kompozytora epoki renesansu. Równie duże wrażenie robią: quasi-orientalny Ancient Powerplant, tajemniczy The Silver Seal i złowróżbny Sign in the Dark. Czuć tutaj wpływ Vangelisa i Łowcy androidów, ale mimo to grupie udało się przemówić własnym głosem.
„Strange Behavior” (2022)
Kolekcjonerzy czekali ponad czterdzieści lat na oficjalne wydanie tej płyty – Dziwne zachowania Michaela Laughlina trafiły do amerykańskich kin pod koniec 1981 roku. Film opowiada o szalonym naukowcu z prowincjonalnego uniwersytetu, który poddaje nastolatków eksperymentom z kontrolą umysłu, przemieniając ich w obłąkanych morderców. Niskobudżetowy slasher powstał w hołdzie dla pulpowych horrorów z lat 50. i z czasem doczekał się statusu dzieła kultowego (choć w epoce video nasties padł ofiarą brytyjskiej cenzury). Tangerine Dream świetnie wyczuli konwencję filmu, realizując świadomie staroświecką muzykę – charakterystyczną dla starych filmów grozy i zarazem nietypową jak na standardy niemieckiego zespołu. Względnie mało tu syntezatorowych arpeggiów, więcej zaś ambientowych plam, świdrujących dronów i szeleszczącej perkusji. Strange Behavior to najmniej reprezentatywny album w dorobku grupy i w tej odmienności tkwi jego siła.
Suplement: Dodatkiem do powyższej listy jest dwuczęściowa kompilacja The Hollywood Years (1998) z wcześniej niepublikowaną muzyką z różnych filmów. Warto również sięgnąć po ścieżkę dźwiękową do gry GTA V (2014) oraz po Rumpelstiltskin (1991), czyli baśń braci Grimm czytaną przez Kathleen Turner do muzyki Tangerine Dream. Natomiast należy trzymać się z daleka od fatalnych soundtracków z lat 90., utrzymanych w siermiężnej stylistyce plastikowej muzyki dance: Oasis (1997), Transsiberia (1998), What A Blast (1999) i Great Wall of China (1999).