Szybka piątka #2: Mniej znane filmy z XXI wieku zasługujące na większą uwagę
Szybka piątka to najnowsze przedsięwzięcie KMFu, rodzaj bezpretensjonalnej zabawy w osobiste rankingi / zestawienia filmowe bez związku z niczym szczególnym, raczej z przymrużeniem oka niż poważnie i na baczność. Ot, redakcja wspomina i przypomina – najzupełniej subiektywnie o tym, co było, co jest i co będzie w świecie filmu. Każdy ma swoich pięć typów pasujących do z góry określonego tematu, a owych tematów jest niezliczona liczba.
W tym odcinku przedstawiamy filmy z lat 2000-2013, które są mniej znane, a zdecydowanie zasługują na większą uwagę. Mamy nadzieje, że pomożemy wam odkryć coś ciekawego…
W komentarzach wpisujcie swoje typy 😉
Radosław Pisula
1. OSS 117: Kair, gniazdo szpiegów i OSS 117: Rio nie odpowiada – Arcydzieła, które wyszły spod ręki przedoscarowego Michela Hazanaviciusa. Niemiłosiernie celnie oraz inteligentnie parodiujące serię filmów z Bondem i pochodny gatunek eurospy. Dodatkowo rola Jeana Dujardina (i jego uśmiechu, który jest prawdopodobnie oddzielnym bytem) to najlepsza komediowa kreacja, jaką widziałem w kinie kiedykolwiek – przeuroczy szowinista, rasista, antysemita, nacjonalista oraz ignorant, któremu nie straszny żaden wróg czy temat tabu. Polecam, szczególnie, że w pierwszej odsłonie pojawia się śliczna Bernice Bejo.
2. MacGruber – Komedia bazująca na serii skeczów znanych z Saturday Night Live. Film ten (protagonistę zagrał piekielnie naturalny w swoim szaleństwie Will Forte) to ekstremalna kombinacja cech definiujących akcyjniaki lat 80. – z nieodłączną plerezą na głowie, blaupunktem w ręce oraz kultową sceną rekrutacji drużyny zabijaków. Jest zabawnie, maksymalnie absurdalnie (przebieranki! scena z samolotem!), czasami niesmacznie, ale cały czas uroczo. Klasyczny MacGruber!
3. Take Shelter – Fenomenalna rola Michaela Shannona, który powinien dostać za ten film nominację do Oscara. Boleśnie naturalistyczne przedstawienie schizofrenii paranoidalnej lub… niezwykle subtelny film apokaliptyczny. Oszczędny i pięknie nakręcony obraz, który solidnie łączy dramat rodzinny z suspensem.
4. Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon – Grupa filmowców kręci dokument o… slasherowym mordercy. Niezwykły pomysł na czarną komedię, jeszcze ciekawsze wykonanie. Dziwaczne jest śledzenie kolejnych etapów przygotowań do przestępstwa (oczywiście wszystko idzie zgodnie z konwencją jak po sznurku), szczególnie, że Vernon okazuje się być przemiłym gościem – zabiera nawet ekipę na spotkanie z równie uroczym emerytowanym zabójcą, obecnie w szczęśliwym związku małżeńskim z przeżytką, dziewczyną która przetrwała jego atak. Bardzo błyskotliwa rozrywka, mimo kilku wad.
5. Idź twardo: historia Deveya Coxa – Piękna parodia filmów biograficznych o muzykach. John C. Reilly, jako Dewey, gra tutaj Boba Dylana, Johnny’ego Rottena, Johnny’ego Casha i wiele innych ikon które definiowały kulturę. Absurd najlepszego sortu. A Jack White, obok Kurta Russella, jest najciekawszym Elvisem.
Arahan
1. Potęga Strachu (Running Scared) – trafiłem na niego przypadkiem, obejrzałem 10 minut i totalnie mnie wciągnęło! Niesamowity, duszny i nieprzyjemny klimat, a do tego świetne zdjęcia, szybka akcja, sporo przekleństw i kilka niezłych twistów. W roli głównej Paul Walker znany bardziej jako Brian z serii Szybcy i Wściekli. Zdecydowanie warto, bo to kawał porządnego thrillera, podczas seansu którego, serce wali jak młotem.
2. Człowiek z Ziemi (A Man from Earth) – kino sf skupiające się głównie na dialogach, którego akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, a bohaterami jest mała grupa ludzi. Niemożliwe? A jednak! Magnetyczny, klimatyczny, ciekawy i stawiający pytania, na które trudno odpowiedzieć. Po seansie pozostaje uczucie niedosytu, ale odnoszę wrażenie, że twórcom właśnie o to chodziło.
3. Przekładaniec (Layer Cake) – podobno miał to być kolejny po “Porachunkach” i “Przekręcie” film Guya Ritchiego i widać to na każdym kroku. Stylistyka i narracja wygląda jakby wyszła spod ręki byłego męża Madonny. Historia kręci się wokół londyńskiego półświatka, a bohaterowie to różnego rodzaju gangsterzy i dilerzy. Na dokładkę niezły soundtrack i Daniel Craig jako główny bohater.
4. Goście (Ushpizin) – film produkcji Izraelskiej, opowiadający historię ortodoksyjnego żyda, który przypadkowo otrzymuje sporą sumę pieniędzy. W tym samym czasie do jego szałasu dociera dwójka gości, którzy okazują się znajomymi z przeszłości. Ciepły, wzruszający i skłaniający do refleksji obraz, któremu nie brak humoru i dystansu. Warto się z nim zapoznać, choćby dla barwnego przedstawienia kultury żydowskiej.
5. Teenage Dirtbag – nie mogłem się zabrać za ten film, no bo jak to? Ja, facet, mam oglądać dramat o cheerleaderce? Nie ma szans. Dałem się jednak namówić i nie żałuję! To świetne kino, które porusza problem presji społecznej oraz ról jakie odgrywamy przed pozostałymi. Smutny i przygnębiający obraz społeczeństwa dla którego ważne są pozory.
Desjudi
1. Projekt Nim (Project Nim) – dokument trzymający w garści od pierwszej do ostatniej minuty. O tym, czy małpa, ot zwykły szympans, może czuć, słyszeć, mówić to, co człowiek. Szympansa o imieniu Nim próbowano nauczyć na wiele sposobów – to historia na przemian fascynująca i przykra. Bo o ludziach głównie.
2. Pożegnanie z niewinnością (Trust) – Kino szczere, niebanalne, brutalnie uderzające realizmem, a do tego bardzo skromne, bez jakichkolwiek fajerwerków formalnych i – najważniejsze – emocjonalnych, co tutaj znaczy ni mniej ni więcej ale brak przeszarżowania w temacie molestowania seksualnego. Clive Owen nigdy nie był lepszy, a David Schwimmer (Ross z „Przyjaciół”) okazuje się bardzo zdolnym reżyserem, na którego warto w przyszłości zwrócić uwagę.
3. Człowiek z Ziemi (A Man from Earth) – Jeden pokój, grupka ludzi spoglądająca na pewnego człowieka, który opowiada historię swego życia. Nieśmiertelnego życia. Brzmi niedorzecznie? Gwarantuję film, który na 90 minut wsysa i nie puszcza aż do samego końca.
4. 24 Hour Party People – Seks, alkohol, narkotyki, Joy Division, Sex Pistols, Happy Mondays, New Order, The Clash. Jeśli lubicie połączenie tego wszystkiego w jeden miks filmowo-muzyczny, to dzieło Michaela Winterbottoma jest dla Was. Szalona, zwodnicza, paradokumentalna jazda z genialną rolą Steve’a Coogana, który krzyczy, płacze, wariuje, ćpa i lata na spadochronie. RECENZJA
5. Niesamowici bracia Bloom (The Brothers Bloom) – Świetna komedia kryminalna, z kapitalnym scenariuszem, który bawi się przeróżnymi schematami gatunkowymi, co nie jest w tym przypadku sztuką dla sztuki, a raczej nawiązaniem do najlepszych doświadczeń z „Żądłem” na czele. Pierwszorzędne role Adriana Brody’ego, Marka Ruffalo i Rachel Weisz, a przy tym najlepszy film Riana Johnsona, pana od “Brick” i “Loopera”.
Piotr Han
1. Tyrannosaur – Nietypowy dramat z jeszcze bardziej nietypowym głównym bohater. Jeżeli zastanawialiście się kiedyś, co siedzi w głowie agresywnych opryszków wszczynających awantury w barach i znęcających się nad zwierzętami to „Tyranozaur” może udzielić wam kilku odpowiedzi. RECENZJA
2. Buty nieboszczyka (Dead Man’s Shoes)– Kino zemsty na angielskiej prowincji. Były komandos wraca do domu i dowiaduje się, że w czasie, gdy odbywał służbę wojskową miejscowe rzezimieszki znęcały się nad jego upośledzonym bratem. Mocny, trzymający w napięciu dramat z kilkoma niespodziewanymi (ale nie efekciarskimi) zwrotami akcji.
3. Zapętleni (In the Loop)– Smutna komedia o polityce. Błyskotliwie napisany film, w którym widzowie mogą podpatrzyć kulisy robienia wielkiej polityki. Kłamstwa, przekręty i zgniłe kompromisy – w tym świecie króluje cynizm i bezwzględność. Po seansie pozostaje mieć jedynie nadzieje, że rzeczywistość nie jest tak groteskowa, jak w tym świetnym filmie. Ostrzeżenie: nie jest to film dla wyczulonych na przekleństwa ludzi. Grechuta to nie jest.
4. Wszystko będzie dobrze – Polska prowincja, bieda, ciężka choroba, alkoholizm, pielgrzymka do Częstochowy. Czy z tych elementów można stworzyć dobry, dający się bez bólu obejrzeć film? Przed seansem „Wszystko będzie dobrze” byłem pewien, że na to pytanie nie można udzielić pozytywnej odpowiedzi. Teraz wiem, że jest inaczej. Ten film naprawdę jest dobry i nie ma za grosz pretensjonalności (!) ani epatowania cierpieniem (!!). Jest za to niespodziewany humor (!!!).
5. Cztery lwy (Four Lions) – Brytyjska komedia o grupce muzułmanów, którzy próbują przeprowadzić samobójcze zamachy terrorystyczne w Londynie. Już samo powyższe zdanie świadczy, iż „Cztery Lwy” są filmem – delikatnie rzecz ujmując – nieszablonowym i wartym zobaczenia. Czuć tutaj ducha Monty Pythona, chociaż ta legendarna grupa nigdy nie posunęła się w swoim kpiarstwie tak daleko.
Aaron
1. Synekdocha, Nowy Jork (Synecdoche, New York) – Każdy dobrze zna “Być jak John Malkovich” czy “Zakochany bez pamięci”. Każdy chyba mniej więcej kojarzy “Adaptację”, “Wojnę plemników” czy “Niebezpieczny umysł”, chociaż ten ostatni już też nieliczni. Ale już nie każdy wie, że te dzieła wyszły spod pióra genialnego scenarzysty Charliego Kaufmana. A już nikt na pewno nie zdaje sobie sprawy, że ów scenarzysta ma w swoim niezwykłym dorobku genialny debiut reżyserski jakim jest “Synekdocha, Nowy Jork”. Nikt tak, oprócz Alana Balla w swoich “Sześciu stopach pod ziemią” nie opowiedział o życiu i śmierci, nie popadając w jakieś przeintelektualizowane gówno lub zwyczajny banał. Arcydzieło, które przeszło w filmowym świecie właściwie bez większego echa. Przykro. RECENZJA
2. Przez ciemne zwierciadło (The Scanner Darkly) – Druga po “Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” ulubiona książka Philipa K. Dicka i druga tak udana ekranizacja jego powieści. Tym razem przeniesieniem tej genialnej powieści na duży ekran zajął się Richard Linclater i zrobił to nie byle jak ozdabiając całą fabułę animacją rotoskopową. I nie wyobrażam sobie, aby ta opowieść była utrzymana w realistycznym stylu, , jak np. “Raport mniejszości” albo “Łowca Androidów”. Pomijając fakt genialnej animacji i że jest to ekranizacja Dicka, dostajemy jeden z najciekawszych filmów o narkotykach, który śmiało może konkurować z takimi hiciorami jak “Requiem dla snu” czy “Trainspotting”. Jednak jakimś cudem nie obejrzeliśmy go w naszych kinach.
3. Koniec świata (Southland Tales) – Nie jest to i chyba nigdy nie będzie, tak kultowy i popularny film jak “Donnie Darko”. Film Richarda Kelly’ego, dla niektórych kompletnie niezrozumiały co z pewnością przyczynia się do jego małej popularności, a nawet nagonki, bo i z tym się zetknąłem. Kelly niebezpiecznie żongluje kiczem, absurdem, czarnym humorem i surrealizmem, wrzucając w to elementy musicalu i niecodzienna obsadę. Interpretacji skomplikowanej, momentami wręcz na siłę, fabuły jest tutaj jeszcze więcej niż w “Donniem”, ale przede wszystkim jest to satyra na Hollywood i amerykańską populturę, całe społeczeństwo masowe oraz politykę Georga Busha. “Southland Tales” to jeden z moich ulubieńców. To taki film, który chciałbym komuś polecić, ale zupełnie nie wiem jak.
4. Lewy sercowy (Punch-drunk love) – Chyba najmniej znany obraz Paula Thomasa Andersona, który postanowił zrobić sobie przerwę od ponad trzygodzinnych obserwacji natury ludzkiej na rzecz zabawy z jakże banalnym gatunkiem jakim jest komedia romantyczna. To dosyć nietypowa pozycja na walentynkowy wieczór, stąd pewnie nie znajdziemy jej w czołówce najchętniej wybieranych tytułów na romantyczny wieczór z ukochaną. Na plus jedna z lepszych (jak nie najlepszych) kreacji Adama Sandlera. RECENZJA
5. 25. godzina (25th Hour) – Jeden z najciekawszych i chyba najbardziej dojrzałych obrazów Spike’a Lee, ale jednocześnie najbardziej niedocenionych. Być może spowodowane jest to brakiem tego co w twórczości czarnoskórnego reżysera charakterystyczne, czyli poruszania problemów nietolerancji i mniejszości, czy jak to złośliwi mogą powiedzieć idealizowania czarnych. Niezwykle intensywna opowieść o winie i karze, rozgrywająca się na tle Nowego Jorku świeżo po zamachach 11 września. Genialny Edward Norton (świetna scena przed lustrem), jak zwykle niezastąpiony Philip Seymour Hoffman na drugim planie oraz klimatyczne zdjęcia Rodrigo Prieto i muzyka Terence’a Blancharda. RECENZJA
Fidel
1. Światło stulecia (Sang sattawat) – Opowieść o ambiwalencji ludzkiej pamięci. Reżyser po latach wraca do rodzinnej miejscowości i zdaje sobie sprawę z tego, że miejsca, które zapamiętał z czasów dzieciństwa przestały istnieć. Prowincjonalny, pełen zieleni szpital, w którym się wychował, zmienił się w nowoczesny moloch i miejsce śmierci jego ojca zarazem. Reżyser konfrontuje ze sobą wspomnienia pochodzące z różnych etapów życia i szuka pęknięć, które (paradoksalnie) pozwolą na współistnienie beztroskiego świata dziecka i rzeczywistości pogrążonego w żałobie dorosłego. Filmografia Apichatponga Weerasethakula
2. Heima – Jeden z najlepszych dokumentów muzycznych w historii kina. Magiczne Sigur Rós, magiczna Islandia i absolutnie magiczny film.
3. Piętno na umyśle (Brand upon the brain) – Odizolowana od świata wyspa, latarnia morska, labirynty krętych schodów, stylistyka kina niemego, dzieci, rodzice, fantazje, strach przed dorastaniem i przemijaniem. Film Maddina to dziecięca wyobraźnia odciśnięta na taśmie filmowej. Małe arcydzieło. RECENZJA
4. Biały diament (The White Diamond) – Werner Herzog w najlepszej formie. Przykład dokumentu, jaki w dzisiejszych czasach praktycznie się już nie zdarza. Kamera nie chce zajrzeć wszędzie, filmowiec szanuje przekonania swoich rozmówców i jest w stanie zrezygnować z punktu kulminacyjnego jedynie dlatego, że jego pokazanie mogłoby kogoś skrzywdzić. Wrażliwe, inspirujące i szalenie inteligentne kino.
5. Wszystko o Lily Chou-Chou (All about Lily Chou-Chou) – Bardzo subtelna wariacja na temat kondycji japońskiej młodzieży. Tytułowa Lily Chou-Chou to piosenkarka, która jak magnes przyciąga zagubionych, znajdujących się pod stałą presją rodziców oraz otoczenia nastolatków. Muzyka oraz portale społecznościowe stają się substytutem prawdziwego życia, ale tak naprawdę wszyscy wciąż poszukują akceptacji i bliskości drugiego człowieka. Brzmi nieco naiwnie, na szczęście jedynie brzmi.
Ciuniek
1. Zew Cthulhu (The Call for Cthulhu) – Niemy film w czerni i bieli nakręcony w 2005 roku na podstawie jednego z najsłynniejszych opowiadań Samotnika z Providence – H.P. Lovecrafta. Stylizacja na kino lat 20. wyzwala z ekranu klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Tak kapitalny, że przysłania niedoróbki i niedobory budżetowe, z którymi musieli użerać się wszyscy na planie. RECENZJA
2. Metal – A Headbanger’s Journey – Czyli film dokumentalny o historii i rozwoju tego zacnego gatunku cięższej muzyki. Nakręcony z pasją przez… antropologa, któremu nie jest obce zapuszczanie długich włosów i trzęsienie czupryną na koncertach. Pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego miłośnika mocniejszych brzmień.
3. Porąbani (Tucker and Dale vs Evil) – Kiedy cały film opiera się na chęci opowiadania w kółko jednego i tego samego dowcipu, bardzo łatwo można się potknąć i zabić potencjalną zabawę. Kiedy jednak “Porąbani” któryś raz z rzędu wykorzystują pomysł, że brutalny morderca i chatka w głębi lasu to tak naprawdę jedno wielkie nieporozumienie, trudność w komunikacji i krzywdzący stereotyp, ja rechotałem jakbym zetknął się z nim po raz pierwszy.
4. Pontypool – Niby jest to po prostu kolejny film o zombie apokalipsie, ale ma fajny punkt wyjścia i jeden intrygujący (choć absurdalny) pomysł, którego nie zamierzam zdradzać. Koniec wszystkiego oglądamy z perspektywy charyzmatycznego radiowca, który przez praktycznie cały film nie rusza się sprzed studyjnego mikrofonu. A poza murami budynku radia powoli wybucha piekło.
5. Zbrodnie czasu (Los Cronocrimenes) – Pod względem aktorskim – półamatorsko. Pod względem scenariuszowym – lekki bałagan i oparcie się na mnożeniu zwrotów akcji. Coś jednak sprawiło, że nie mogłem się oderwać od oglądania tego hiszpańskiego thrillera o podróży w czasie. Nie jest to wielkie kino, ale naprawdę wciąga. RECENZJA
Rodia
1. Wyjście przez sklep z pamiątkami (Exit Through The Gift Shop) – fenomenalny doku… chociaż nie, właściwie to nie wiadomo co, w każdym razie COŚ autorstwa Banksy’ego, nominowane do Oscara, oczywiście nie nagrodzone nim, choć powinno go było niezaprzeczalnie dostać. Film przedstawia historię francuskiego sklepikarza Thierry’ego Guetty, który postanawia odnaleźć i zaprzyjaźnić się z Banksym. Przekonany o swoim talencie, zostaje wideo-kronikarzem street artu. Okazuje się jednak, że… koleś jest psychicznie chory i kompletnie nie ma talentu – mimo to jednak odnosi sukces.
“Wyjście…” to totalnie odjazdowy nawał oszustw w innych oszustwach i właściwie do końca nie wiemy czy Mr. Brainwash – bo taki pseudonim Thierry przyjmuje – to prawdziwa postać czy tylko wymysł Banksy’ego służący mu do skompromitowania współczesnego podejścia do sztuki. Jedno jest pewne – “Wyjscie…” to filmowe arcydzieło i dzieło wyprzedzające swoje czasy – jakaś totalnie nowa forma, której jeszcze nie czaimy. RECENZJA
2. Lot 93 (United 93) – Znowu niby dokument, a raczej paradokument, w reżyserii autora filmów o Jasonie Bournie. Wracamy do 11 września 2001 roku i obserwujemy katastrofę jednego z czterech porwanych tamtego dnia samolotów – jedynego, który nie dotarł do celu. Jeszcze nigdy katastrofa samolotowa nie została tak drobiazgowo przedstawiona i obdarzona tak intensywnym, dusznym klimatem. RECENZJA
3. Bracia Karamazow – adaptację jednej z moich ulubionych powieści wykonaną przez czeskiego twórcę Petra Zelenkę można na pierwszy rzut oka pomylić po prostu ze sfilmowanym spektaklem teatralnym. Niesamowicie subtelne przenikanie się świata sceny i filmu, fabuły Dostojewskiego i tej napisanej przez czeskiego reżysera – te rzeczy najbardziej zapadły mi z tego dzieła w pamięć.
4. Spotkanie (The Visitor) – skromny dramat będący polemiką z amerykańskim systemem imigracyjnym. Niby coś tam wygrał na jakichś festiwalach, ale chyba nigdy nie zapisał się w szerszej świadomości kinomanów. A szkoda, bo to niezwykle ciepła i zapadająca w pamięć historia, do tego opowiedziana z humorem i skłaniająca do refleksji. RECENZJA
5. Zagubiony w La Manchy (Lost in La Mancha) – tym razem mamy już do czynienia z czystym dokumentem. Ten stworzony w 2002 roku film to chyba jedyny “unmaking-of” filmowy kiedykolwiek nakręcono. Poznajemy zmagania Terry’ego Gilliama z nakręceniem jego wymarzonej adaptacji historii Don Kiszota. Niezwykle ciekawe i unikalne spojrzenie na proces robienia filmów – dla przyszłych reżyserów lektura obowiązkowa.
Crash
1. Wynalazek (Primer) – Niskobudżetowy film fantastyczny o dwójce naukowców, którzy konstruują wynalazek, i dopiero po czasie odkrywają jego właściwości. Kino wymagające skupienia (za pierwszym razem łatwo przeoczyć pewne szczegóły), ale niezwykle satysfakcjonujące. Dla pasjonatów sci-fi.
2. Małe dzieci (Little Children) – Choć nominowane do trzech Oscarów, z Kate Winslet i Jennifer Connelly w obsadzie, to jednak „Małe dzieci” nie zapisały się w świadomości widzów. A szkoda, bo film Todda Fielda równie wnikliwie bada amerykańskie przedmieścia i ich mieszkańców, co wielokrotnie nagradzany „American Beauty”. Jest również wyjątkowo zabawny, w co aż trudno uwierzyć po reżyserze „Za drzwiami sypialni”. RECENZJA
3. Mistrz (Redbelt) – Davida Mameta nie trzeba nikomu przedstawiać, a jednak jego filmu z 2008 roku dziś już nikt nie pamięta. A szkoda, bo to zaskakująco wciągające i emocjonujące kino. Dla nauczyciela sztuk walk, Mike’a Terry, nie ma nic ważniejszego od honoru. Wkrótce zostanie wystawiony na ciężką próbę. Niech nikt się jednak nie spodziewa dynamicznego kina akcji – „Mistrz” Mameta to wspaniały dramat, który staje w opozycji do jego najsłynniejszego filmu, „Domu gry”.
4. Redukcja (Severance) – Brytyjski komedio-horror, który umiejętnie łączy satyrę ze slasherem. Wyjazd integracyjny przedstawicieli handlowych firmy zbrojeniowej do Węgier zamienia się w walkę o przetrwanie, gdy grupa psychopatów bierze ich sobie za cel. Jest i śmieszno, i krwawo, Warto również zobaczyć inne dokonania Christophera Smitha: „Piąty wymiar” i „Czarną śmierć”.
5. City Island – Ostatnia dekada była wyjątkowo uboga jeśli chodzi o bardzo zabawne komedie, a na „City Island” co rusz zanosiłem się od śmiechu. W historii rodziny Rizzo nic nie jest proste – mąż, z zawodu strażnik więzienny, ukrywa przed żoną, że chce być aktorem. Ta zaś wietrzy romans. Córka ukrywa, że zrezygnowała ze studiów na rzecz pracy „na rurze”, zaś syn szpieguje sąsiadkę, osobę o wyjątkowo obfitych kształtach. Dzieje się, oj dzieje. Plus znakomity Andy Garcia w roli głównej.
Deina
1. Królestwo demonów (Pandaemonium) – zapis dziwnej i destrukcyjnej przyjaźni łączącej dwóch poetów jezior, Wordswortha i Coleridge’a, który jest jednocześnie próbą odpowiedzi na pytanie o uniwersalność języka poezji, jej prawdy i jej dostępności dla ludzkiego umysłu. Dwie bardzo ciekawe, a praktycznie zupełnie nieznane role Johna Hannah i Linusa Roacha, i interesujące, chwilami nieco psychodeliczne zdjęcia.
2. Jeździec wielorybów (Whale Rider) – niby nominacja do Oskara dla uroczej Keishy Castle-Hughes, a film w zasadzie przemknął niezauważony. Szkoda, bo to piękna, mądra i ciepła opowieść o odnajdywaniu nowego oblicza tradycji, portret czegoś, co przemija i czegoś, co ma szansę się narodzić. W czasach, gdy rytualne obrzędy wydają się nie mieć racji bytu w świecie pędzącym ku przodowi coraz szybciej i coraz bardziej na oślep, kiedy lokalne społeczności wtapiają się w krajobraz, zapominając o swojej historii i swoich korzeniach, samotna dziewczynka, wierna głosowi powołania, o którym nie pozwala sobie zapomnieć, szuka drogi, by świat wierzeń jej przodków mógł przetrwać. Cudownie zagrana (duet Keishy w roli Pai i Rawiri Paratene w roli jej dziadka Koro), pięknie sfotografowana i magiczna historia. RECENZJA
3. Kto ją zabił (Brick) – klasyczne noir z zachowaniem wszystkich reguł gatunku w środowisku szkoły średniej? Czy to się w ogóle mogło udać? A jednak. Błyskotliwa konstrukcja i świetny Joseph Gordon-Levitt, dynamizm, energia, pomysłowość, humor i sporo autoironicznego dystansu.
4. Zabić wspomnienia (Reign Over Me) – Adam Sandler w (udanej!) próbie wyjścia ze swojej aktorskiej strefy komfortu. Dojrzały i autentyczny film o sile przyjaźni i oczyszczenia, o radzeniu sobie z żałobą i z poczuciem winy bez magicznych słów mocy i dróg na skróty, plus świetna ekranowa chemia między Sandlerem a Cheadle’em.
5. Niesamowici bracia Bloom (The Brothers Bloom) – ten film to jednak wielka zgrywa i jazda bez trzymanki, pogrywanie z konwencją, z filmowymi nawiązaniami, i naprawdę dobra zabawa, owszem, często na granicy (albo i poza granicą) slapsticku, ale komu to tak naprawdę przeszkadza?
Motoduf
1. Vinyan – mroczny horror o (nie)radzeniu sobie ze stratą ukochanej osoby (w tym wypadku kilkuletniego synka głównych bohaterów, który został porwany przez tsunami) i wynikających z tego konsekwencjach. Jednocześnie drugi po znakomitej „Kalwarii” film Fabrize du Welza – jednego z najciekawszych i najbardziej niezrozumianych autorów współczesnego kina – w którym reżyser posługuje się fabularnym schematem zaczerpniętym z „Jądra ciemności”, by opowiedzieć o tym, jak nieprzepracowanie żałoby stopniowo prowadzi do rozłamu w małżeństwie. Wymagające, porażające i niezwykłe kino, ciekawie korzystające z gatunkowego sztafażu.
2. Amer – hołd dla włoskiego horroru, będący w zasadzie pozbawioną jednolitej historii impresją na temat tego, co kilkadziesiąt lat wcześniej fascynowało włoskich twórców. Żywe kolory, zbliżenia na detale, czarne rękawiczki, ostra brzytwa jako samodzielny bohater filmu i masa tropów do psychoanalizy – minimum fabuły, maksimum stylu.
3. Kontrolerzy (Kontroll) – film został niby doceniony na europejskich festiwalach, a jego reżyser (Węgier Nimród Antal) otrzymał bilet do Hollywood, gdzie do dzisiaj robi za etatowego wyrobnika, ale mam wrażenie, że „Kontrolerzy” nie doczekali się tak naprawdę należytej sławy. Tymczasem ta opowieść o kanarze-samotniku, który w tunelach budapesztańskiego metra tropi mordercę, to jeden z najinteligentniejszych gatunkowych misz-maszy ostatnich lat. Jest tu horror i komedia, kryminał i romans, a całość ma niezwykle duszny klimat dzięki temu, że Antal nigdy nie wychodzi z kamerą na powierzchnię. RECENZJA
4. Najlepszy gniot świata (Best Worst Movie) – dokument nakręcony przez Michaela Stephensona: reżysera, który jako dziecko zagrał w „Trollu 2”, czyli jednym z najgorszych filmów świata. Stephenson dociera do większości członków obsady kultowego gniota i próbuje dowiedzieć się, jak rola w „Trollu 2” wpłynęła na ich życie; bada także kult, który się wokół tego słynnego „horroru” wytworzył. W efekcie wychodzi mu dokument, który opowiada przede wszystkim o sile, jaką posiada kino, nawet jeśli jest niezwykle nieudolne. Znakomita, przezabawna, a momentami szczerze wzruszająca rzecz. RECENZJA
5. Punisher: War Zone – krytycy całkowicie zmiażdżyli nowego „Punishera”, widzowie zupełnie go olali. Tymczasem to jedna z najlepszych ekranizacji Marvela i zdecydowanie najbardziej bezkompromisowy wśród filmów o Franku Castle. Jest szalenie krwawy, momentami przesadnie campowy, ale dobrze oddaje ducha oryginału i sprawia masę frajdy.