Szybka piątka #10 – Filmy, które aż proszą się o remake
Remake to filmowa zakała naszych czasów.
Ot, odgrzewa się po raz kolejny celuloidowego kotleta, najczęściej z najważniejszego powodu na świecie: pieniądza. Widzowie lubią bowiem to, co znają i nie ma nic przyjemniejszego jak powrót do dobrze znanych okolic, tylko tym razem odpowiednio wypielęgnowanych. Kłopot w tym, że najczęściej rimejkuje się w sposób odtwórczy, po linii najmniejszego oporu (czyli zgodnie z gustem przeciętnego widza), co skutkuje docenieniem tego, co… oryginalne, bo rzadko zdarza się tak, że kopia jest lepsza od pierwowzoru. Tym razem w Szybkiej Piątce idziemy tropem poszukiwania takich filmów, których remake mógłby się udać, mógłby zaciekawiać, intrygować.
Gamart
1. Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza (1957) – Świetny film Jacka Arnolda miał przełomowe efekty specjalne i rewelacyjną stronę fabularną – dosadnie zamkniętą zadziwiająco nihilistycznym zakończeniem. Idealny temat do przypomnienia w dobie szalejącego, czasami nawet hiperrealistycznego CGI. Ta niezwykła wizja dałaby całkiem nowe pole do popisu specom od kreowania sztucznych światów, bo – co ciekawe – mikroskopijne przygody najczęściej wykorzystywane są przez animacje dla dzieci i ciężko w ostatnich 50. latach znaleźć inny film równie brawurowo prezentujący przygody pomniejszonego człowieka. I równocześnie taka produkcja przypomniałaby ludziom o klasycznej wersji, która do dziś praktycznie się nie zestarzała.
2. Fantastyczna podróż (1966) – Stara wersja ma niesamowicie powolną narrację, która dzisiaj zwyczajnie nudzi. Ale sam pomysł jest fenomenalny i bardzo mnie dziwi, że jeszcze nie postanowiono go zrimejkować. Tylko trzeba zostawić w jakiś sposób wszystkie sceny z Raquel Welch.
3. The Most Dangerous Game (1932) – John Woo zrobił już świetną wariację na ten temat swoim pociesznym „Nieuchwytnym celem” (1992), ale chciałbym zobaczyć wierniejszą wersje, która rozgrywa się w takich samych warunkach jak oryginał. Ludzie zagubieni na wyspie psychopatycznego milionera muszą wykorzystać swoje umiejętności i ze zwierzyny zamienić się w łowców? Kupuję ten pomysł zawsze. Chociaż nikt nie podniesie tak złowrogo brwi jak Leslie Banks.
4. Atak kobiety o 50 stopach wzrostu (1958) – Klasyczna wersja ma fenomenalny pomysł i plakat. Niestety sam film zawodzi na wszystkich poziomach, stając się nużącą telenowelą w której gigantka pojawia się na jakieś sześć sekund. A gdyby tak z tego zrobić porządne kino katastroficzne, gdzie wielka kobieta naprawdę robi bajzel w jakiejś metropolii? Chcę!
5. Noc myśliwego (1955) – Oryginał jest bardzo dobry, ale z chęcią zobaczyłbym tą uniwersalną fabułę w czasach współczesnych (bo remake telewizyjny z Richardem Chamberlainem też już ma swoje lata). Szczególnie, że jest kilku aktorów, którzy mogliby ciekawie odegrać rolę Harry’ego Powella. Z Park Chan-wookiem na stołku reżyserskim, który aż się o to prosi o świetnym „Stokerze”.
Arahan
1. Fantastyczna podróż (1966) – ten film, aż się prosi o remake. Pamiętam, że w dzieciństwie siedziałem przed TV podczas seansu jak zahipnotyzowany. Nic dziwnego, wszak pomysł jest naprawdę świetny: wprowadzić pomniejszoną ekipę medyczną w głąb ciała w celu usunięcia zakrzepu mózgu, którego nie można zlikwidować przez zwykłą operację. Film niestety trąci myszką i to bardzo, dlatego uważam, że przy obecnych możliwościach technicznych wyszło by z tego coś naprawdę świetnego! No bo kto nie chciałby zobaczyć podróży przez całe ludzkie ciało od wewnątrz?
2. Podróż Sindbada do Złotej Krainy (1973) – jeden z filmów mojego dzieciństwa! Dziwię się, że kino tak rzadko sięga po tego legendarnego żeglarza. Historie z jego udziałem mają ogromny potencjał i wręcz proszą się o ekranizacje. “Podróż do Złotej Krainy” to esencja kina przygodowego ze wspaniałą animacją poklatkową mistrza Harryhausena, jednak pomimo całej mojej sympatii dla tej produkcji chciałbym zobaczyć jej nową wersję. Walka z 6 ramiennym posągiem, centaurem czy gryfem – wszystko musiało by wyglądać wspaniale, gdyby nakręcono to na nowo. No i ten klimat morskiej przygody! Chyba założę szerokie spodnie i nawalę się rumem
3. Czerwona Sonja (1985) – bo skoro zrobiono całkiem niezły remake Conana to dlaczego nie spróbować i z Sonją? Silny rudzielec, odpowiednio seksowny, świetnie władający mieczem – kupuję to! Podobno ktoś w Fabryce Snów próbował podjąć temat, ale nie wyszło. Szkoda!
4. Green Lantern (2011) – jeżeli DC chce na poważnie uwikłać się w wojnę z Marvelem, a skoro zapowiedzieli wspólny film Supermana i Batama to chyba mają taki zamiar, powinni zrobić remake tego potworka. Nudny i miałki – to słowa, które najlepiej określają film Martin Campbell. Jedyne co bym zostawił to Reynolds, lubię gościa i tyle. Cała reszta do wyrzucenia. Niech się za to biorą, bo chciałbym zobaczyć Ligę Sprawiedliwych na dużym ekranie.
5. Spawn (1997) – znakomity, pełen potencjału komiks Todda McFarlane’a, który został totalnie spierdzielony! Autor oryginału sam zresztą miotał się po premierze i tłumaczył, że musiał nieco zmienić wydźwięk filmu. Brednie! MARNE efekty, kiepskie dialogi i fatalne aktorstwo, a także John Leguizamo jako Violator – to jedyne elementy, które zapamiętałem z tej produkcji. Dajmy tej postaci szansę raz jeszcze zagościć na ekranach kin, tylko niech weźmie się za to ktoś, kto ma pojęcie o oryginale.
Piwon
1. Ucieczka Logana (1976) – Plany na remake już są, ale wciąż pozostają zbyt enigmatyczne i bez gwarancji realizacji (ponoć tworzy się scenariusz). Oryginał mocno się postarzał, irytuje pstrokacizną, kiczem, tanimi efektami specjalnymi (przez co m.in. trudno było mi go dodać do mojego zestawienia najlepszych filmów postapokaliptycznych). Swój socjologiczny wydźwięk ma jednak ponadczasowy, dlatego to idealny materiał do odświeżenia i będę pierwszym, który kupi bilet do kina, by zobaczyć tego efekt.
2. Zielona pożywka (1973) – sytuacja podobna jak w przypadku “Ucieczki Logana”. Jakieś plany są, ale konkretów brak. A to następny kawał cholernie wartościowego SF, którego forma niestety uległa zużyciu.
3. Krull (1983) – Ten film to dziś efektowna parada kiczu, ale nie można zapominać w jak ciekawej konwencji została osadzona. To przecież klasyczny przykład podgatunku space fantasy, którego godnych uwagi filmów jest stosunkowo mało (pomijając oczywiście sagę “Gwiezdnych wojen”). Nową wersję “Krulla” widziałbym w nieco mroczniejszym klimacie i z lepiej rozbudowanym uniwersum. Powinno zadziałać.
4. 20 000 mil podmorskiej żeglugi (1954) – Wiele bym dał, za możliwość zobaczenia na dużym ekranie nowej, najlepiej spektakularnej, wersji klasycznej powieści Juliusza Verne’a. Z pośród kilku ekranizacji, wciąż najbardziej znaną i cenioną wersją jest ta z 1954 roku. Najwyższy czas tchnąć nowe życie w tę fascynującą, podwodną wyprawę. Zwłaszcza, że odświeżanie Verne’a okazuje się być w cenie, co pokazały filmowe podróże “…do wnętrza Ziemi” i “…na tajemnicza wyspę”.
5. Zakazana planeta (1955) – Niewiele osób wie, że scenariusz tego klasyka SF, opiera się na słynnej sztuce Szekspira, “Burzy”. Co prawda powstało mnóstwo jej adaptacji, ale aż dziw, że do dzisiaj nie zainteresowano się odświeżeniem najciekawszej z nich.
Aaron
1. Mroczny rycerz (2008) – Ten film jeszcze nie zdążył się zestarzeć, ale należało by wnieść do niego kilka poprawek. A że żadnej wersji reżyserskiej nie dostaniemy, także remake byłby wskazany. Po pierwsze wywaliłbym największy facepalm tego filmu, czyli scenę z barkami i zastąpiłbym ją krwawą jatką, gdzie przyzwoici mieszkańcy Gotham mordują się wzajemnie razem z nieprzyzwoitymi rezydentami z Arkham i Blackgate. Po drugie, nie wiem jak Wam, ale mi cholernie przeszkadzał ten rozgadany policjant w scenie pościgu kiedy Joker próbuje przechwycić eskortowanego Harveya Denta. Jego bym w szczególności wypieprzył, bo jego komentarze działają widzowi na nerwy. W roli Batmana ponownie widziałbym Bale’a, tutaj nie ma żadnej niespodzianki. Natomiast w roli Jokera widziałbym Bena Fostera. Tylko ten koleś jest w stanie dorównać Ledgerowi, a może nawet mógłby po przerosnąć. Za kamerą najlepiej niech zasiądzie Zack Snyder i niech zrobi kino w stylu „Watchmenów”.
2. Ojciec chrzestny (1972) – Po pierwsze nie robiłbym z tego trylogii. Dwa następujące po genialnym filmie, przyznaje bez bicia, nie poruszyły mnie tak jak część pierwsza. Po drugie za kamerą widziałbym Andrew Dominicka, albo Sama Mendesa. Na miejscu Marlona Brando chciałbym zobaczyć Philipa Seymour Hoffmana. Brzmi jak szaleństwo, ale myślę, że może coś by z tego wyszło.
3. Pojedynek na szosie (1971) – Za kierownicą widziałbym Josha Brolina, a całość w modnym przecież 3D. I tak jak nie przepadam za tą technologią, tak na ten film poszedłbym bez marudzenia.
4. Spawn (1997) – Ekranizacja jednego z najlepszych komiksów jakie powstały w reżyserii Mark A.Z. Dippéto była katastrofalna pomyłka. Za kamerą powinien stanąć Guillermo Del Toro. Wydaje mi się, że to jedyny twórca, który potrafiłby w odpowiedni sposób wyczuć klimat pierwowzoru. Za scenariusz fajnie gdyby odpowiada sam Todd McFarlane,ale ja bym pokładał nadzieje w Andrew Kevin Walkerze, który podrzuciłby trochę brudnego klimatu rodem z „Siedem”. Z oryginału nie zmieniłbym tylko Johna Leguizamo w roli Violatora.
5. Smętarz dla zwierzaków (1989) – Moja ulubiona książka Stephena Kinga, a film Mary Lambert wyszedł co najwyżej średni. Główna bolączką tego filmu było kiepskie aktorstwo. Jak czytałem powieść to przed oczami w roli dr Louisa Creeda widziałem Kevina Spacey. Za kamerą nowej wersji widziałbym Fede Alvareza, który w nie tak dawno udany sposób odświeżył „Martwe zło” albo Toma Saviniego, który odpowiedzialny jest za najlepszy remake jaki kiedykolwiek powstał, czyli „Noc żywych trupów”.
Crash
1. Książę Ciemności (1987) – Jeden z niewielu filmów Carpentera, któremu remake się należał już w chwili powstania. Nie jest to szczytowe osiągnięcie reżysera “Halloween” – dobry pomysł wyjściowy tonie w zalewie nieciekawych scen, a i przydałby się większy budżet. Dziś jednak, gdy niemal wszystko Carpentera jest powielane (z gorszym efektem), ten jeden tytuł mógłby spokojnie zastąpić oryginał.
2. Phenomena (1985) – Bardzo głupi film Dario Argento (choć nie tak zły jak te, które kręci obecnie), prawdziwy misz-masz udanych i chybionych pomysłów. Najłatwiej usunąć chłopca-mutanta i finał z małpą, a zostawić główną bohaterkę, która potrafi kontaktować się z owadami; gorzej z ponownym wykreowaniem niesamowitej atmosfery oryginału.
3. Twierdza (1983) – Szkoda, że Michael Mann nie potrafi kręcić horrorów. Ten aż się prosi o nową wersję – ciężko powiedzieć, kto jest głównym bohaterem, o co w filmie chodzi i dlaczego nie straszy. A literacki oryginał to naprawdę fajna i oryginalna historia fantastyczna osadzona w realiach II wojny światowej. Jedyne czego by mi brakowało w nowej wersji to soundtrack Tangerine Dream.
4. Ucieczka Logana (1976) – O remake’u słyszymy już od dobrych kilku lat, lecz wciąż nie powstał. A szkoda, bo oryginał ma świetny scenariusz i mocno kiczowaty wygląd. Nowa wersja jak najbardziej wskazana.
5. Operacja Piorun (1965) – Jeden z tych Bondów, któremu trudno coś zarzucić poza toporną reżyserią. Ale prawda jest taka, że “Operacja Piorun” jest widowiskowa, choć nudna – gdybym miał się zabierać za remake’owanie przygód 007, ten film poszedłby na pierwszy ogień. Łatwiej jednak ponownie nakręcić “OP” niż którąkolwiek część z Moorem.
desjudi
1. Metropolis (1927) – Ja wiem, wiem, klasyka niemieckiego ekspresjonizmu nie powinno się tykać. Nawet myśleć nie wypada o jakiejkolwiek nowej wersji historii, która sama w sobie jest perfekcyjna, wciąż wyjątkowa, niepodrabialna. Ale wiem, kto mógłby zrobić remake filmu Fritza Langa – i to zrobić tak, aby oddać cześć oryginałowi i jednocześnie stworzyć wizję diametralnie odmienną. To Joseph Kosinski, autor „Tron: Dziedzictwo” i „Niepamięci”. Człowiek o niezwykłej wyobraźni, z odpowiednim poczuciem estetyki, ze spójną wizją, z wyjątkowym wyczuciem stylu, potrafiącym bezbłędnie komponować kadry i w inteligentny sposób używać efektów specjalnych. „Metropolis” w jego wykonaniu mogłoby być dziełem na wskroś współczesnym, podporządkowanym –inaczej niż w pełnym przepychu oryginale – minimalizmowi. Nie wiem, czy film by mu wyszedł, ale wiem, że chciałbym to zobaczyć.
2. Ewa chce spać (1958) – Kompletnie nie rozumiem, jak tak pomysłowa, inteligentna i niebanalna komedia Tadeusza Chmielewskiego nie może doczekać się swojej współczesnej wersji. Aaaa już wiem… nie mamy niestety w Polsce kogoś pokroju Jean Pierre-Jeuneta albo Michela Gondry, a wrażliwość wizualna, którą proponują Francuzi, byłaby idealna. Remake byłby odmienny od oryginału – ale właśnie o to chodzi!
3. Człowiek demolka (1993) – Miła w oglądaniu tandeta, która, podobnie jak inna ramota z udziałem Sywlka, czyli „Sędzia Dredd”, domaga się nowej wersji – brudnej, brutalnej i efektownej. Czyli jak zeszłoroczny „Dredd 3D”.
4. Uciekinier (1987) – Pocieszny film ze Schwarzeneggerem i nie tak ikoniczny, jak „Predator”, „Terminator” czy „Commando”, więc spokojnie nowa wersja mogłaby powstać i nikt by za bardzo nie biadolił. Intrygujący pomysł, który – o ile zrobiony jak dla dorosłych – mógłby korespondować z miałkimi „Igrzyskami śmierci”.
5. Wśród nocnej ciszy (1978) – film Tadeusza Chmielewskiego (o którym była mowa w naszym suplemencie do rankingu najlepszych filmów lat 70.) to rasowy thriller – zbrodnia, dochodzenie, dramat rodzinny, dramat małej społeczności. Materiał wprost idealny dla takiego Wojciecha Smarzowskiego, który mógłby remakiem osiągnąć dwie rzeczy – przypomnieć światu o istnieniu znakomitego kina gatunkowego w Polsce oraz stworzyć najlepszy swój film, w którym jest miejsce i na mrożącą krew w żyłach akcję i na Polaków portret własny.
Motoduf
1. Cut-Throats Nine – Nihilistyczny i skrajnie pesymistyczny eurowestern ze znakomitym scenariuszem i rewelacyjnie zbudowanym klimatem osaczenia. Ale jednocześnie western tak niesamowicie pokraczny i tani pod względem technicznym, że momentami niezamierzenie zabawny. Jakiś czas temu planowano remake z Madsem Mikkelsenem i Harveyem Keitelem w rolach głównych, ale projekt nie został sfinalizowany. Wielka szkoda.
2. BloodRayne – Uwe Boll zrobił z tego nieoglądalną chałę, a tymczasem ta gra to materiał na świetne połączenie horroru z kinem akcji, w dodatku z nazistowskimi eksperymentami w tle.
3. Prometeusz – Marzy mi się porządny prequel „Obcego”, nakręcony przez kogoś, kto rozumie, że w oryginale chodziło o subtelnie budowaną atmosferę grozy i nieziemski klimat, a nie o bezsensowne i nieprowadzące do niczego filozofowanie na temat początków ludzkości. Mogłoby się wydawać, że kimś takim będzie reżyser rzeczonego oryginału, ale – jak pokazał „Prometeusz” – tak niestety nie jest.
4. Obcy: Przebudzenie – Każda część „Obcego” zrealizowana została według konkretnego pomysłu, który wprowadzano w życie z co najmniej dobrym skutkiem. Poza czwartą.
5. Zew Cthulhu – Może nie tyle remake, co po prostu ponowna ekranizacja, bardziej współczesna, zrealizowana przez kogoś, kto ma duży talent do budowania dusznego, porażającego widza klimatu.