Szybka piątka #1: Filmy, których nigdy – jako dziecko – nie powinniśmy oglądać, ale zobaczyliśmy
Szybka piątka to najnowsze przedsięwzięcie KMFu, rodzaj bezpretensjonalnej zabawy w osobiste rankingi / zestawienia filmowe bez związku z niczym szczególnym, raczej z przymrużeniem oka niż poważnie i na baczność. Ot, redakcja wspomina i przypomina – najzupełniej subiektywnie o tym, co było, co jest i co będzie w świecie filmu. Każdy ma swoich pięć typów pasujących do z góry określonego tematu, a owych tematów jest niezliczona liczba.
Dzisiaj Dzień Dziecka, więc poszukaliśmy filmów, których nigdy, jako dzieci, nie powinniśmy obejrzeć, ale zobaczyliśmy…
W komentarzach wpisujcie swoje typy 😉
Radosław Pisula
1. Laleczka Chucky – Największy koszmar mojego dzieciństwa. Rodzicielka mówiła: „nie bój się, to tylko film”. Dla szczeniaka zbierającego komiksy z Supermanem lalka gryząca kobietę i wyzywająca ją od zdzir była czymś dużo więcej niż kolejnym amerykańskim filmidłem.
2. Opowieści z krypty – orgia krwi – Produkcja, w której Corey Feldman – brat z innej matki każdego dzieciaka urodzonego na przełomie lat 80. i 90. – trafił do burdelu z wampirami. Pamiętam jak kiedyś dziadkowi przysnęło się przed telewizorem, gdy miał mnie pilnować, a Polsat postanowił uraczyć wtedy widzów tym małym arcydziełem. Nawał sado-maso, dojrzałych piersi oraz posoki zreorganizował mój mózg już na zawsze. Do tego ten wysuszony Strażnik Krypty jego mać!
3. Oskarżeni – Boleśnie naturalistyczna i bestialska scena gwałtu na Jodie Foster to coś, czego nie powinno oglądać żadne dziecko. Pinball już nigdy nie był dla mnie tym samym. Po latach doceniłem jej niesamowitą rolę, ale nihilistyczny wydźwięk całości nadal przytłacza. Szczególnie, że teraz wiem o co tam chodziło. Ping,ping, ping…
4. Thelma i Louise – Największe filmowe „ale o co chodzi?” mojego dzieciństwa. Dwie „stare” (każdy kto kończył podstawówkę powinien być podłączany do respiratora) kobiety gdzieś jadą, jest próba gwałtu, strzelaniny (ale gdzie w takim razie jest Stallone?) i końcowy lot w przepaść, po którym miałem oczy jak pięć złoty, bo przecież bohaterowie kina akcji są niezniszczalni. Nic tam nie miało sensu. Na szczęście po latach zrozumiałem film i dzięki niemu pokochałem piaszczyste amerykańskie odludzia.
5. Terminator 2 – T-1000 to najlepszy złoczyńca w historii kina. Do dzisiaj siedzę jak sparaliżowany, widząc kamienną twarz Roberta Patricka, który może dostać się wszędzie i prędzej Leo Di Caprio dostanie Oscara niż ktoś go zatrzyma. Perfekcyjna prezentacja maszyny do zabijania.
Kuba Koisz
1. Emmanuelle – Nie wiedziałem, co to za fiku miku na ekranie, ale puszczali to na niemieckich kanałach stosunkowo wczesną porą. Za wczesną jak na dzieciaka, ale stało się, zostałem fanem średniej wielkości piersi.
2. Hellraiser – Co ciekawe, nie widziałem tego filmu od dzieciństwa właśnie. Nie wiem, co odbiło mojemu chrzestnemu i ciotce, że pozwolili mi oglądać z nimi, ale lwią część seansu spędziłem jednak pod kocem.
3. Szklana pułapka – Może nie zryło mi to czerepu, ale Die Hard zobaczyłem pierwszy raz w wieku 8 lat. Chciałem biegać boso po szkle, ratować damy z płonących budynków i palić fajkę. Dwa lata później udało mi się to ostatnie.
4. Piątek 13-ego – Również pierwszy raz zaliczyłem wcześnie, za wcześnie. Jason śnił mi się nocami, do dzisiaj boję się lasów i ludzi z tasakami.
5. Człowiek Słoń – Cieszę się, że zobaczyłem film Lyncha tak wcześnie, ale z drugiej strony doświadczam do dzisiaj nieprzyjemnego mrowienia, gdy wspominam ten młodzieńczy seans. Nie dla 10-latków. Poważnie.
Karolina Chymkowska
1. Miasteczko Twin Peaks – nie to, żebym szczególnie żałowała. Rodzice usiłowali trzymać mnie z daleka od oszalałych BOBów i roztańczonych karłów, ale i tak oglądałam, zwieszona głową w dół z podestu schodów. Czytałam też po kryjomu sensacyjny „Dziennik Laury Palmer” publikowany bodajże w „Sztandarze młodych”. Tego żałuję bardziej – strasznie był kiepski.
2. Niedźwiadek – trauma została mi na całe życie. Do tego konkretnego tytułu nie wróciłam nigdy, a do dzisiaj nie jestem w stanie oglądać filmów, w których giną bądź cierpią zwierzęta.
3. Psychoza – zdecydowanie miałam kilka lat za mało, kiedy po raz pierwszy dorwałam się do Psychozy. Przez dłuższy czas myłam się wyłącznie w umywalce.
4. Dawno temu w Ameryce – liczyłam sobie niecałe dziesięć lat. Nic nie zrozumiałam i kompletnie do mnie nie dotarło, że obcuję z Arcydziełem. Na szczęście wróciłam do filmu po latach jako jednostka bardziej dojrzała.
5. To – Pennywise straszył mnie po nocach, klaunów nadal nie cierpię, i dla odmiany zaczęłam podejrzliwie patrzeć na umywalkę, czy się przypadkiem krwią nie wypełnia…
Krzysztof Walecki
1. To – Film o klownie-mordercy dzieci nie był dobrym pomysłem na sobotni wieczór, gdy rodziców nie było w domu. Sądzę, że każdy 8-latek już po 10 minutach by wymiękł.
2. Critters – Sąsiad – wytrawny zbieracz VHSów – zachwalał ten film, mówiąc, że skoro podobały mi się Gremliny, to i Crittami będę wniebowzięty. Mylił się;)
3. Navajo Joe – Mój pierwszy spaghetti western, z którego po latach pamiętałem tylko dwie rzeczy. Raz – że tytułowego Indianina grał Burt “Mistrz kierownicy” Reynolds. Dwa – jego pierwszorzędny rzut toporkiem w głowę przeciwnika. Takich widoków się nie zapomina.
4. Prywatna szkoła – Kolejny film z niezapomnianymi widokami, acz inne doznania estetyczne – naga Betsy Russell na koniu. Innymi słowy, moja pierwsza w życiu komedia erotyczna.
5. komedie Woody’ego Allena – Dorośli się śmieją, a ja nie wiem z czego. Mel Brooks – śmieszny. Duet Wilder-Pryor – śmieszny. Chevy Chase, Bill Murray, Dan Aykroyd, Eddie Murphy – śmieszni. Woody Allen – WTF?! Dopiero po latach przychodzi moment rewizji tego wyroku, i dziś również mogę powiedzieć: Woody Allen – śmieszny.
Jakub Piwoński
1. Hellbound – moce ciemności – Bodaj najmroczniejszy film w aktorskim dorobku Chucka Norrisa, na którego seansie nie potrafiłem usiedzieć w miejscu (gdy ojciec i brat oglądali go w salonie, ja wyszedłem do zmywającej w kuchni mamy). Wszystko przez postać Prosatanosa, i całego tego “szatańskiego planu” przez niego realizowanego. Komediowe akcenty, inicjowane głównie przez partnerującego Norrisowi czarnoskórego osobnika, tylko na chwilę rozładowywały napięcie.
2. Pamięć absolutna – Krwawe strzelaniny, oczy wychodzące na wierzch, głowa-bomba-niespodzianka, wyciąganie pluskwy przez nos, i oczywiście słynny potrójny biust- czyli najlepsze SF nienajlepsze dla dziecka.
3. Uniwersalny żołnierz – JVCD to z pewnością jeden czołowych aktorów mego dzieciństwa. Krwawy sport, Kicboxer i Uniwersalny żołnierz to najczęściej oglądane filmy tego okresu z udziałem belgijskiego aktora. Jako ten najbardziej niestosowny zapamiętany przeze mnie został ostatni z wyliczanki, głównie przez jedną scenę- pocztkową sekwencję, w której bohater Lundgrena zabija młodych wietnamców by z ich uszu zrobić sobie naszyjnik.
4. Critters – Bez względu na to jak bardzo humorystyczne zabarwienie mają filmy traktujące o krwiożerczych stworkach z kosmosu, z pewnościa nie jest to humor przeznaczony dla najmłodszych. Najbardziej zapadła mi w pamięci scena z “dwójki”, w której “królik wielkanocny” zostaje zaatakowany przez te małe cholerstwa, wskakujące do kostiumu przez niedopięty rozporek. Wielkanocna trauma gotowa.
5. Terminator 2 – Hit absolutny, oglądany i przeżywany wciąż i wciąż. Dla małolata, “dwójka” miała tą przewagę nad “jedynką”, że pozwalała identyfikować się z młodym Johnem Conorem. No i Arni był dobry! Pamiętna scena- młody Conor rozmawia przez telefon z macochą, a gdy ta przekłada słuchawkę telefonu do drugiej ręki… wylewa się karton z mlekiem.
Szymon Pajdak
1. Emmanuelle – Erotyka jest jak najbardziej ok, o ile się nie ma 11 lat. Stary magnetowid marki Funai, kaseta wygrzebana, gdzieś ze skrytki rodziców i seans z kolegami podczas wagarów. Do tej pory mam wypieki na twarzy na samą myśl. Dzisiaj pewnie nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia, jednak wtedy … wtedy to było coś! Pierwszy stopień wtajemniczenia.
2. Coś – Nie zliczę ilości koszmarów, które nawiedziły mnie po seansie obrazu Carpentera. Ponownie obejrzany 4 lata temu stracił nieco ze swojej mocy, jednak swego czasu skutecznie porył moją dziecięcą psychikę i sprawił, że wycieczka do garażu w zimę stawała się misją niemożliwą. No bo skąd 9 latek ma wziąć miotacz ognia!?
3. RoboCop – Verhoeven i wszystko jasne. Nie żałuję, że obejrzałem ten film w dzieciństwie, jednak żeby go do końca zrozumieć musiałem dorosnąć. Wtedy była to jedynie efektowna rozwałka z cyborgiem w roli głównej, pełna krwi i flaków. Dzisiaj to przerażający obraz przyszłości, opowieść pełna kontrastów, podlana pytaniami natury moralnej. Jako dzieciak nie mogłem tego zrozumieć.
4. Predator 2 – Sequel widziałem wcześniej niż oryginał i możecie sobie wyobrazić jakie zrobił na mnie wrażenie. Obdarte ze skóry ciała, wyrywane kręgosłupy, cycki i trochę seksu. Zdecydowanie nie powinienem tego oglądać jako gówniarz, a jednak głowice w magnetowidzie znów zrobiły swoje, a ja biegałem później po podstawówce i skakałem po parapetach, próbując udawać niewidzialnego.
5. Drabina Jakubowa – Doświadczenie tak silne i tak dziwne, że do tej pory nie odważyłem się powtórzyć tego filmu. Specyficzny, bardzo ciężki i zdecydowanie nie dla młodych.
Andrzej Brzeziński
1. Terminator 2 – W pierwszym Terminatorze przerażało mnie wszystko. Od Arnolda stojącego przed lustrem i usuwającego zniszczone, organiczne oko odkrywając swoje prawdziwe, mechaniczne, po “nagiego” Terminatora kroczącego po Sarę Connor w ostatnich scenach filmu. Jednak to właśnie druga część najbardziej zapadła mi w pamięć, a zwłaszcza jedna scena. Tą niezapomnianą sekwencją jest ta kiedy młody John Connor ucieka na swoim motorku przed T-1000, podczas gdy ten goni go wielką cieżarówą. Te metaliczne odgłosy ciężarówki, uderzającej co chwila w ściany kanału, gdzie działa się ta scena połączone z elektroniczną muzyka Brada Fidela i genialne ujęcia rozpędzonej ciężarówki – to wszytko działało na wyobraźnie. Naprawdę miałem po tej scenie koszmary, w których uciekałem przed tą ciężarówką pieszo…
2. Pojedynek na szosie – Może niekoniecznie to jakiś straszny film dla dziecka – zresztą który z tych wymienionych filmów tak naprawdę jest? – ale przysięgam, że buchający spalinami, zdezelowany Peterbilt 281 z naczepą – cysterną śnił mi się po nocach. Ten pokryty rdzą potwór jest jakby żywcem wyjęty z sennego koszmaru lub filmu post-apokaliptycznego. Śmierć pod jego kołami wydawała mi się i zresztą do tej pory wydaje się czymś cholernie strasznym. To po tym filmie już zawsze gdy stałem na przejściu dawałem krok w tył gdy widziałem rozpędzoną ciężarówkę.
3. Samochód – Czyli co wyszłoby gdyby Spielberg spróbował połączyć Szczęki i Pojedynek na Szosie ale jednocześnie nie mógłby sam napisać scenariusza ani wyreżyserować tego filmu. The Car to film zastraszająco kiepski, ale we wczesnym dzieciństwie (bo ja wiem, to chyba był początek lat 90) wydawał mi się cholernie straszny. Pamiętam jak kiedyś bałem się się nocną pora zobaczyć sunące światłą samochodu na horyzoncie. Dziś jedynie sam wygląd tytułowego pojazdu potrafi wzbudzić niepokój, ale trzeba zaznaczyć, że jest naprawdę rewelacyjny. Sam Lucyfer nie powstydziłby się takiej bryki.
4. Mordercze klowny z kosmosu – Najlepsze w dzieciństwie jest to, że większość filmów wydawała się czymś naprawdę dobrym. Człowiek dopiero po latach uświadamia sobie z jakim gniotem miał wówczas do czynienia. Tak było z Samochodem i tak jest i z tym filmem. Kiedyś przerażał, dziś nawet nie potrafi porządnie rozbawić. W tym filmie wszystko poza charakteryzacją nie jest takie jak być powinno i nawet wydaje się jakby nigdy takie nie miało być. Wygląd każdego clowna jakby żywcem wyjęty z kreskówek jest po prostu rewelacyjny – bo jednocześnie przerażał, ale przykuwał uwagę. Strach łączony z fascynacją powodował, że wielokrotnie próbowałem odtworzyć ich wizerunek na lekcjach plastyki.
5. To – Chyba jedna z najgorszych ekranizacji powieści Stephena Kinga, ale ma jedną dużą zaletę – Tim Curry jako klown Pennywise. Ta postać tłumaczy fakt, że po dziś dzień nieswojo czuję się gdy jestem z córką w cyrku, lub wesołym miasteczku i stoi obok mnie przerażająco uśmiechnięty klaun.
Grzegorz Fortuna
1. Kot Fritz – Urocza animowana bajka o przemiłym, zagubionym kocie, który… chleje, ćpa i uprawia mnóstwo seksu. Miałem może z dziesięć lat, rodzice nie byli pewni, co ja właściwie oglądam, a dla mnie świat zmienił się na zawsze. Nie mogłem już potem oglądać Kubusia Puchatka bez zastanawiania się nad tym, czy w miodku nie ma przypadkiem heroiny i z kim Kangurzyca ma Maleństwo.
2. Maksimum ryzyka – Pierwszy film z charakterystycznym czerwonym kwadracikiem w rogu ekranu, z jakim miałem do czynienia. I chyba najbrutalniejszy akcyjniak w dorobku Jeana-Claude’a Van Damme’a. Oglądany dzisiaj pewnie by mnie rozczarował, ale zrobił na mnie gigantyczne wrażenie, kiedy miałem jakieś siedem lat. A w szczególności scena powolnego podduszania jednego z bandziorów, która wydała mi się wówczas niezwykle okrutna.
3. Martwica mózgu – Klasyk komedio-horroru spod ręki Petera Jacksona zaskoczył mnie swego czasu przede wszystkim poziomem obrzydliwości i ilością krwi. Nigdy wcześniej nie widziałem tego typu filmów i byłem szczerze zafascynowany.
4. Heavy Metal – Animacja, która – podobnie jak Kot Fritz – zdecydowanie nie powinna być oglądana przez dzieci. Nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia, ale do dzisiaj pamiętam scenę z topiącą się animowaną twarzą.
5. Nadzy i rozszarpani – Pozwolę sobie na małe oszustwo, bo nie widziałem tego filmu jako dziecko. W podstawówce słyszałem o nim jednak długie i fascynujące opowieści od koleżanki, której dziadek miał Cannibal Holocaust na kasecie. Starszy pan twierdził, że to prawdziwy zapis kanibalistycznych obrzędów, a koleżanka powtarzała mi to wszystko z wypiekami na twarzy. Dopiero po latach dowiedziałem się, że pod tytułem Nadzy i rozszarpani krył się klasyk szokującego horroru spod ręki Ruggero Deodato.
Rafał Oświeciński
1. Egzorcysta – zdaje się, że obejrzałem gdzieś na jakichś wojażach wakacyjnych, sam przed telewizorem i magnetowidem, z nic nie widzącymi i nic nie słyszącymi rodzicami tkwiącymi gdzieś w pokoju obok. Dziecięciem będąc, lat 7, widok rzygającej, przeklinającej, ryczącej, wierzgającej Lindy Blair nie mógł nie spowodować urazu. Do dnia dzisiejszego uważam film Friedkina za najstraszniejsze dzieło kinematograficzne.
2. Lody na patyku – kaseta vhs, 120 minut. Były sobie bajki na niej, Tom & Jerry bodajże, ale z jakieś 70 minut, po czym następowało charakterystyczne przejście do poprzednich nagrań, które okazały się chyba 4 częścią erotycznego niemieckiego wunderwaffe z cyckami i ślinieniem się do cycek w rolach głównych. Bezcenna nauka wychowania seksualnego!
3. Predator – nauczył mnie tego, co to znaczy prawdziwe męstwo 🙂 Imponujący bohaterowie i ich giwery oraz mięśnie. Ich odwaga, honor, poświęcenie – to było coś. Śmiałem się na “Predatorze” i płakałem (gdy ginął Billy). Film z niezwykłą ilością replay value, oglądany w domu, u kolegów i kilka razy chyba w Klubie Rozrywki “Kaktus” 🙂
4. Koszmar z Ulicy Wiązów – kolejna horrorowa trauma, tym razem powodująca stres związany z zasypianiem, bo wiecie, Freddy przyjdzie i chwyci za kostkę, a jak nie znajdzie, to kołdrę ściągnie i bebechy wypruje. Oczywiście film zaliczony bez wiedzy rodziców – co oni biedni mogli poradzić na to, że ich syn zapragnął skosztować popularnego horroru? W końcu oglądał wszystko jak leci, nie dało się tego w pełni kontrolować.
5. Czarna Emanuelle – nie Sylwia Kristel, a Laura Gemser, i do tego z jednym “m” w nazwie. W nieocenionej Cinema Press Video Gemser była na okładce, bo w numerze większy artykuł poświęcono tej erotycznej serii. Nie powiem, i artykuł, i czarna Emanuelle nakręciły mnie bardzo. Dziękuję wypożyczalniom kaset video za danie mi szansy obcowania z najseksowniejszą z Emanueli 🙂
Maciej Poleszak
1. Critters 2 – Tocząca się wielka kula morderczych jeży z kosmosy rozjeżdża szeryfa małego miasteczka i zostawia jedynie obgryziony do cna i pokrwawiony szkielet. W kapeluszu. Film oglądałem tak dawno, że już nie jestem pewien, czy to na pewno był szeryf i czy ten kapelusz na pewno został mu na głowie, ale pamiętam, że jako dziecko bałem się prawie wszystkiego, a Crittersów bezdyskusyjnie – najbardziej.
2. Mucha – Film obejrzałem w czasach, kiedy jeszcze nie było “czerwonego kółeczka” w rogu ekranu i nikt nie przejmował się zazwyczaj takimi pierdołami. Jeśli miałeś kilka lat i wpadłeś na jakąś filmową horror-minę bez ostrzeżenia, to twój problem. Ale przed muchą TVN postanowił wyemitować króciutką informację głoszącą “tego filmu nie powinno oglądać twoje dziecko”. No i już musiałem go zobaczyć, choćby z ciekawości.
3. Robocop – Widzieliście ten film? Więc chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego znalazł się na tej liście. Żeby jednak trochę wyłamać się ze schematu napiszę, że po nocach nie śniło mi się rozstrzelanie Murphy’ego, tylko rozpuszczony kwasem koleś rozsmarowujący się na masce samochodu.
4. Terminator – W tym filmie Shwarzennegger wydłubuje sobie oko skalpelem i wrzuca je do umywalki. Scena wdrukowała mi się skutecznie gdzieś głęboko w pamięci i już tam została.
5. To – Klaun ze szpiczastymi zębami wciąga jakieś dziecko do studzienki kanalizacyjnej. Dobrze, że nigdy nie mieszkałem w mieście, bo do końca życia bałbym się wychodzić na ulicę i zostałbym jeszcze większym nerdem niż już jestem.
Radosław Buczkowski
1. Plazma (1988) – Dzień seansu “The Blob”, to dzień w którym kisiel serwowany jako deser w przedszkolu stał się moim największym wrogiem. Smak dzieciństwa? Tjaaa…
2. Oblicza śmierci – Powód dlaczego nie powinno się oglądać takiego filmu w wieku lat siedmiu jest raczej oczywisty, a negatywny impakt na młodociany umysł, niewyobrażalnie wręcz duży – Rozmowy w Toku, nadchodzę!
3. Elza – Wilczyca z SS – Produkcja o takim tytule? To zapewne jakiś horror o wilkołakach – wytrzymałem „Amerykańskiego Wilkołaka w Londynie”, wytrzymam i to…zaraz, zaraz!!!
4. Let Me Tell Ya ‘Bout White Chicks – Lato 92. Wakacje u kuzyna, kaseta wytargana z prywatnej kolekcji wuja Zdzicha, a tam na okładce uśmiechnięty gangster, z jak się wydawało, różową policyjną pałką w ręku. Czyżby jakaś komedia? Pośmiać to ja się jednak nie pośmiałem, choć historia całkiem niezła (legendarne czasy, kiedy to pornosy miały fabułę) – Bon Voyage moje dzieciństwo.
5. Opowieść o Troskliwych Misiach – Prezent pod choinkę od babci, miały być zamaskowane roboty albo dżijajdżo, a były „Troskliwe Misie” – takie coś może ostro zepsuć opinie na osiedlu. Piaskownica to teren dla młodych macho, tu nie ma miejsca na sentymenty i fascynacje słodkimi kreskówkami – make piaskowa forteca or die tryin’!
Tomasz Urbański
1. Kaligula – Wiem, z grubej rury od razu, ale do dziś pamiętam ten seans, nie bardzo kojarzyłem co się momentami dzieje na ekranie. Oczywiście byli wybitni aktorzy Malcolm McDowell, John Gielgud czy Hellen Mirren, ale wtedy co innego zaprzątało mi głowę. Dewiantem nie zostałem (przynajmniej tak mi się wydaje).
2. Koszmar z ulicy Wiązów 3: Wojownicy snów – Czyli “Nocne Mary Trzy”. Wiem, że teraz dziesięciolatki mają już za sobą seans całego cyklu “Piły”, ale dla mnie wtedy Freddy to było wcielone zło, a sceny w szpitalu, z prowadzącym nastolatków jak pacynki Kruegerem doprowadzały do odrętwienia całego ciała. Nie omieszkałem zapoznać się z resztą serii.
3. Pluję na twój grób (1978) – Czterech zwyroli, gwałt, później zemsta ofiary i słynna scena łazienkowa. Oglądane po lekcji matematyki, koło południa. Gdzie byli wtedy rodzice, do cholery?
4. Ojczym (1987) – Może sam film nie był aż tak mocny jak poprzednie, ale w tym wypadku chodzi o okoliczności. Akurat zbliżały się święta, postanowiłem coś z moim ojcem wypożyczyć. Wzięliśmy od razu dwie części “Ojczyma” i wspólnie, po świątecznym obiedzie całą rodziną oglądaliśmy późniejszego Locke’a znęcającego się nad swoją nową familią. Słodkie, prawda?
5. Ptaki – Zdaję sobie sprawę, że teraz telewizja potrafi ten film puścić w niedzielne popołudnie, ale ja wciąż pamiętam piątkową godzinę 22.00, czarno-biały telewizor i wydłubywanie z oczodołów resztek gałki ocznej przez jednego z tytułowych bohaterów. W ramach antidotum, jakiś czas później, na szczęście obejrzałem “Lęk wysokości” Mela Brooksa.
Rafał Donica
1. Wielki szef – Zapowiedź Suzina: „Film amerykański produkcji U.S.A.”, plansza w kolorach tęczy i napis „FILM TYLKO DLA WIDZÓW DOROSŁYCH”, oglądanie spod koca przez palce i to uczucie, gdy większe wrażenie od dynamicznych walk Bruca’a zrobili na mnie nieruchomi ludzie w bryłach lodu, brr…
2. Robocop – Po filmie miałem na twarzy wypieki wielkości bochna chleba. Długi czas po seansie sądziłem, że naprawdę rozstrzelali tego aktora na planie. Nawet dziś egzekucja Murphy’ego robi cholernie mocne wrażenie.
3. Coś – Podczas sceny wyjścia obcej istoty z psa, myślałem, że właśnie oglądam coś najstraszniejszego na świecie. Ale dopiero scena z rozcinaniem kciuka skalpelem wytarła mną podłogę. Nawet dziś odwracam od niej wzrok.
4. Konwój – Niby była tam jakaś ponętna kobieta, były bójki i jakaś intryga, ale moją wyobraźnią zawładnęła kolumna osiemnastokołowców i ich lider Gumowa Kaczka (gryzę, gdy ktoś użyje przy mnie późniejszego, innego tłumaczenia ksywki „Gumowy kaczor”). Gdy po latach znalazłem w gazecie zapowiedź Konwoju w TVP1, a zamiast niego puszczono jakiś inny Konwój (o statkach), byłem zdruzgotany.
5. Musashi Miyamoto – Pamiętam jak przez mgłę, że w tym emitowanym co niedzielę serialu, Musashi w każdym odcinku ciachał przeciwników jak się patrzy. Co tydzień błagałem rodziców aby pozwolili mi w końcu obejrzeć jeden odcinek. W końcu się zgodzili! Trafiłem na ostatni, w którym Musashi leżał tylko na łożu śmierci i umierał.