Sztuczne światy – DZIEWCZYNA BEZ RĄK
Kiedy za reżyserię, scenariusz i animację całego filmu odpowiada jeden człowiek, trzeba wprost mówić o dziele w pełni autorskim. Imponujący jest zwłaszcza fakt, że Sébastien Laudenbach samodzielnie stworzył utwór niezwykły, wizualnie przepiękny, który bez wahania można nazwać obrazem malarskim. Jego Dziewczyną bez rąk trudno się nie zachwycić i nie docenić pracy włożonej w jej powstanie. Reżyser nie tylko twórczo przerobił materiał źródłowy, lecz także w pojedynkę postarał się o realizację projektu, który został już właściwie spisany na straty.
Produkcja filmu rozpoczęła się już w 2001 roku i trwała aż siedem lat, lecz ze względu na spore problemy finansowe projekt upadł. Dopiero cztery lata temu Dziewczyną bez rąk zainteresował się Laudenbach. Nie miał on jednak praw do sztuki Oliviera Py, na której miał opierać się scenariusz, nie mógł korzystać też z zarzuconych lata wcześniej scenorysów czy ówczesnej ekipy. Reżyser postanowił zrealizować projekt samodzielnie, opierając się na baśni braci Grimm, Bezrękiej dziewczynie, którą inspirował się Py, i animując cały film w zasadzie od zera. Efektem tej ciężkiej pracy stał się jego pełnometrażowy debiut, który, choć bezskutecznie ubiegał się o nominację do Oscara, na poziomie artystycznym znacznie przewyższa dostrzeżone przez Akademię Dzieciak rządzi czy Fernando.
Podobne wpisy
Wizualnie Dziewczyna bez rąk składa się z niedookreślonych, bazujących przede wszystkim na konturach i układzie cieni obrazach malarskich. Laudenbach używa poszczególnych pociągnięć pędzla i szerokiej palety barw do najróżniejszych zabiegów, począwszy od nadawania ruchom postaci ulotności, przez sygnalizowanie istotnych elementów kadru, na podkreślaniu zmian nastroju skończywszy. Reżyser chwilami zachowuje się wręcz jak rasowy impresjonista, posługując się różnorodnymi kolorami dla uwydatnienia zmieniających się pór dnia, a także płynnego meandrowania między realizmem a magicznością czy szkicowania faktury ubrań, włosów i ciał swoich bohaterów. Laudenbach tworzy niezwykle plastyczne ujęcia, pozbawione zbędnej konkretności, ale nie wrażenia przestrzeni. Nie jest to na szczęście sztuka dla sztuki. Ta specyficzna stylistyka doskonale łączy się z tematem filmu, tworząc atmosferę baśniową, oderwaną od realności.
Bazująca na Grimmowskiej twórczości Dziewczyna… to bowiem opowieść pełna zmiennokształtnych demonów, potoków czystego złota i brutalności tak charakterystycznej dla dzieł Niemców. Historia przedstawiona w filmie skupia się na losach tytułowej dziewczyny, córki biednego młynarza. Pewnego dnia ojciec napotyka w lesie tajemniczego wędrowca, który oferuje mu ogromne bogactwo w zamian za to, co znajduje się na tyłach młyna. Biedak zgadza się, myśląc, że chodzi o rosnącą tam jabłoń; nie zdaje sobie sprawy, że właśnie sprzedał córkę diabłu, która akurat w tamtym momencie przesiadywała w koronie drzewa. W wyniku kolejnych prób odebrania młynarzowi córki przez demona dziewczyna traci obie ręce, po czym wyrusza w świat w poszukiwaniu upragnionego szczęścia i wolności.
Laudenbach modyfikuje nieco pierwowzór literacki i robi to doskonale, bo nawet z tak prostej w konstrukcji i wymowie baśni potrafi wydobyć szczyptę niejednoznaczności. W dodatku z tytułowej dziewczyny czyni postać psychologicznie pogłębioną, skonfliktowaną, a tym samym wiarygodną. To nie tylko figura służąca przekazaniu morału. Bohaterka okazuje się wolnym duchem, który chce jedynie żyć swobodnie, szczęśliwie i uczciwie. Niepotrzebne jej bogactwa, którymi zadowala się jej ojciec. I choć jest postacią baśniową, to w trakcie rozwoju opowieści zyskuje zaskakująco ludzki wymiar — w końcu trudno o pełne zadowolenie z życia, gdy nie można wziąć dziecka w objęcia ani wspiąć się na drzewo. Reżyser uniknął anachronicznego moralitetu, a zarazem nie poprzestał na uwodzeniu malowniczymi kadrami. Kurczowe trzymanie się treści Bezrękiej dziewczyny braci Grimm poskutkowałoby zaś przejrzystą, lecz mało zajmującą transpozycją na kinowy ekran.
Można zaryzykować odważne stwierdzenie, że Sébastien Laudenbach dokonał adaptacji niemal doskonałej. Nie tylko rozwinął dość oczywistą w wymowie, raczej jednowymiarową baśń do poziomu przystępnej, ciekawej fabuły filmowej, lecz także ubrał ją w urzekającą formę artystyczną. Dziewczyna bez rąk wymagała ogromnych nakładów pracy i jeszcze większego zaangażowania, a efekt nie mógł być bardziej satysfakcjonujący. Otrzymaliśmy dzieło wizualnie dopieszczone, stworzone z wrażliwością ekranowego malarza i wyczuciem filmowego poety.