search
REKLAMA
Seriale TV

Serialowe uniwersum. Quo vadis, Sherlocku?

Kornelia Farynowska

27 września 2016

REKLAMA

W tekście znajdują się spoilery z trzeciego sezonu.

Zdecydowana większość moich znajomych już o Sherlocku słyszała i serial ogląda, ale jeszcze parę lat temu musiałam tłumaczyć i mówić, że to Holmes w czasach współczesnych. Obecnie właściwie wszyscy kiwają głową ze zrozumieniem i pytają, czy czekam na kolejny sezon, bo oni tak. Ten brytyjski serial od 2010 roku zyskał sobie niesamowitą popularność i na naszych oczach staje się światowym fenomenem, czego najlepszym dowodem zresztą jest odcinek świąteczny Sherlock i upiorna panna młoda. Nie przypominam sobie, żeby jakiś serial doczekał się emisji jakiegoś odcinka – nawet świątecznego – w kinach na całym świecie (zdaje się, że Doktor Who próbował czegoś podobnego przy okazji The Day of the Doctor, ale ogólnoświatowa dystrybucja nie objęła Polski, o ile pamiętam). Jedynymi produkcjami brytyjskimi, które mogłyby chociaż spróbować zmierzyć się z sukcesem Sherlocka, są Downton Abbey i właśnie Doktor Who – a i one nie zbliżają się nawet w połowie do popularności serialu o słynnym detektywie.

Oglądam Sherlocka niemal od samego początku – namówił mnie na niego mój przyjaciel i dwa tygodnie po emisji The Great Game, czyli w połowie sierpnia, byłam już fanką. I nie jest to chyba szczególnie popularna opinia, ale im dłużej myślę o początkach serialu, tym bardziej przygnębia mnie to, co się z nim ostatnio dzieje. Wspominałam już o tym, recenzując odcinek świąteczny: w miarę upływu czasu i wzrostu oglądalności Sherlock z produkcji o dziwnych zagadkach kryminalnych rozwiązywanych przez genialnego detektywa powoli przekształca się w popularny serial o popularności popularnego detektywa. A, i bywają jakieś morderstwa, przestępstwa czy coś takiego.

Odrobinę hiperbolizuję, ale dla mnie jest jasne, że proporcje wyraźnie się odwróciły. Niegdyś mały, skromny serial stał się niezwykle lubiany i rozpoznawalny, aktorzy hołubieni i uwielbiani, nawet ci trzecioplanowi, a początkowo kameralne półtoragodzinne odcinki rozmachem coraz bardziej przypominają filmy telewizyjne. Dla mnie siłą takiego na przykład pierwszego sezonu były poukrywane tu i tam nawiązania do prozy Conan Doyle’a, subtelne aluzje i wizualne smaczki. Dało się odczuć, że to serial tworzony przez fanów detektywa dla fanów detektywa. W drugim sezonie pociągnięto bardziej podtekst seksualny między Sherlockiem a Johnem – kompletnie zbyteczny moim zdaniem, ale to już materiał na osobny tekst – i udało się jeszcze wypośrodkować między zadowalaniem szesnastoletnich fanek złaknionych dwuznaczności a zadowalaniem ludzi chcących obejrzeć genialnego detektywa rozwiązującego zagadki kryminalne. W trzecim sezonie natomiast wszelkie przestępstwa zminimalizowano i skoncentrowano się na detektywie, jego życiu prywatnym i domniemanej wielkiej miłości do Johna, a całość przyozdobiono żarcikami znanymi głównie fanom.

Tak się składa, że w tamtym okresie dużo czasu spędzałam na Tumblrze i dzięki temu wiem, że wszystkie rozwiązania tajemnicy pod tytułem „Jak Sherlock przeżył upadek z dachu” zaprezentowane w odcinku The Empty Hearse stworzyli blogerzy. Sprawiało to trochę wrażenie, jakby Mark Gatiss – po którym swoją drogą spodziewałam się raczej emocjonującego, poważnego scenariusza – postanowił zrobić fanom przyjemność, nie wysilając przy tym żadnej ze swoich szarych komórek. Serial, który do tej pory traktował siebie poważnie, nagle poszedł w parodię. Z jednej strony, biorąc pod uwagę oczekiwania wobec nowego sezonu, ruch genialny, z drugiej – tchórzostwo, bo przecież dałoby się z tego wybrnąć i napisać nawet jeśli nie arcydzieło, to chociaż porządny dramatyczny odcinek. A The Empty Hearse do tego uzbrojono w podteksty i znaczące wymiany spojrzeń między detektywem a Watsonem. „BORING!”…

Z The Sign of Three wcale nie jest lepiej – całość dzieje się na ślubie Johna i Mary, a zagadkę potraktowano po macoszemu. I znów efekt końcowy wygląda jak fanfikcja aspirującego, acz niezupełnie mogącego pozbyć się naleciałości z czasów pisania harlekinów autora. Bo umówmy się, że zakończenie mocno pachnie melodramatem – żona doktora jest w ciąży, a przygnębiony detektyw ukradkiem wymyka się z wesela i idzie w siną dal. I to samo dzieje się z His Last Vow – tutaj więcej czasu poświęcono na rzeczywistą akcję, ale wciąż wszystko bezpośrednio dotyczy Sherlocka i Johna. Nad Upiorną panną młodą już się pastwiłam, więc nie będę się zbytnio powtarzać – wszystko kręci się wokół Holmesa i Watsona oraz ich popularności. Miliony nawiązań, ukłonów dla fanów, ale już nie fanów książek Conan Doyle’a, tylko fanów serialu, blogerów Tumblrowych i wielbicielek Benedicta Cumberbatcha. Jeśli nie jesteś tym wszystkim naraz, prawdopodobnie przeoczysz jakieś aluzje.

Rozumiem, że serial musi ewoluować, jeśli chce utrzymać przy sobie fanów, ale do wyboru jest przecież całe mnóstwo innych opcji. Nie potrafię pojąć, dlaczego Steven Moffat i Mark Gatiss zdecydowali się pójść akurat w tym konkretnym kierunku. Obaj potrafią – oprócz paru innych rzeczy zdarza im się napisać znakomite scenariusze dla Doktora Who. Gatiss w drugim sezonie Sherlocka popełnił także Hound of Baskerville – moim zdaniem chyba najlepszy odcinek serialu. Wybaczyłabym im tę chęć podlizania się fanom, gdyby to było sporadyczne, ale niestety coraz częściej zakładają, że to właśnie dzięki rozumieniu aluzji do fanfikcji czy Tumblra będziemy się dobrze bawić podczas seansu. A ja, chociaż fanfikcji nigdy nie lubiłam i na Tumblra od ponad roku nie zaglądałam, wciąż te aluzje wyłapuję i tym bardziej mnie to złości – widzę, jak wiele ich jest i jak mało jest rzeczywistej, ciekawej treści w Sherlocku ostatnimi czasy.

Nie odstąpię przy tym od oglądania serialu. Wciąż go lubię, darzę sentymentem i pamiętam o tym, że taka produkcja istnieje – a to sporo. Wciąż będę jednak narzekać – być może jestem w tym odosobniona, ale do Sherlocka przyciągnął mnie pomysł, a zostałam jego fanką dzięki aktorstwie i klimacie. Mam tylko cichą nadzieję, że nastąpi kolejne odwrócenie proporcji i nadchodzący czwarty sezon będzie znów opowieścią o detektywie i zagadkach. W przeciwnym razie proporcje mojego narzekania i chwalenia serialu również mogą się odwrócić…

benedict-cumberbatch-in-sherlock-season-4

REKLAMA