„SEKRETY TWIN PEAKS” – RECENZJA KSIĄŻKI MARKA FROSTA
Długo wyczekiwane polskie wydanie Sekretów Twin Peaks autorstwa współscenarzysty słynnego Miasteczka Twin Peaks już w księgarniach. Czy Mark Frost podołał ambitnemu zadaniu zbudowania pomostu pomiędzy serią telewizyjną z lat dziewięćdziesiątych a jej kontynuacją mającą trafić na ekrany w maju tego roku? Trudno orzec. Ale jeśli twórcy serialu z Davidem Lynchem na czele zamierzają iść śladem Frosta, to mam pewne obawy co do kształtu nowej odsłony kultowego serialu…
Opowieść Frosta zaczyna się w 1805 roku na zamieszkałych przez Indian terenach, późniejszych okolicach Twin Peaks i słynnego wodospadu.
Światło z nieba… kule srebrzyste kule… muzyka niczym chór niebiański… ogień, który pali, ale nie trawi… barwy niewidoczne ani niewyobrażalne, płynące z wszystkich rzeczy… złoto, wszystko złoto, jasne i błyszczące…
Bredzenie szaleńca czy doświadczenie na granicy mistycyzmu? Przytoczony cytat pochodzi z listu adresowanego do prezydenta Thomasa Jeffersona…
Sekrety Twin Peaks to zbiór oryginalnych dokumentów, korespondencji oraz ich faksymiliów. Wszystko to składa się na dossier, które trafia w ręce agenta ukrywającego się pod pseudonimem T. P. Jego zadaniem jest potwierdzenie – bądź zaprzeczenie – autentyczności zebranych świadectw oraz odkrycie tożsamości Archiwisty, który skompletował dossier. W ręce czytelnika trafia książka, która jest chaotycznym zbiorem dokumentów. Wraz z T. P. bada akta i analizuje tropy, by ostatecznie odkryć kim są tajemniczy agent i autor „książki”.
Dossier znaleziono w kasetce ze stali węglowej (…) kasetkę mogła wykonać własnoręcznie osoba nazywająca siebie w tekście Archiwistą (…) Strony dossier są połączone, tworząc księgę, która także wygląda na wykonaną samodzielnie i z wielką starannością. Okładka jest zrobiona z desek obciągniętych ciemnozieloną tkaniną.
Czyli wygląda zasadniczo tak, jak oprawiony w grubą okładkę tom Sekretów Twin Peaks od wydawnictwa Znak. O ile forma książki naprawdę robi ogromne wrażenie, gorzej z treścią (o czym trochę później). Frost zadbał o realizm, na książkę składają się kopie listów, dzienników i pamiętników, wycinki prasowe, raporty FBI, fragmenty innych książek, dokumenty medyczne, fotografie, rysunki etc. Wszystko to tworzy iluzję autentyczności. Czytelnik ma szansę poczuć się jak odkrywca, ktoś wyjątkowy, komu dane jest demaskować to, co przez lata skrzętnie ukrywano.
Frost definiuje, czym według niego są sekrety, a czym tajemnice. Te pierwsze można odkryć, drugie na zawsze pozostają w jakimś stopniu niezbadane – nawet jeśli muśniemy ich powierzchnię – ponieważ mają bardzo złożoną genealogię i ich naturą jest pozostanie tajemnicami. Dlatego też uważam, że bardziej adekwatną nazwą dla książki byłyby właśnie Tajemnice Twin Peaks. Dlaczego? Ponieważ mimo ogromu materiału badawczego, który czytelnik dostaje do rąk, fundamentalne pytania nadal pozostają bez odpowiedzi.
Nie można mieć pretensji o luki i wyrywkowość Sekretów Twin Peaks, bo usprawiedliwia je forma książki, quasi-autentycznego nieuporządkowanego dossier. Rdzeniem książki są tajne, czasem odtajnione, dokumenty rządowe. Okazuje się bowiem, że okolice Twin Peaks od dawna stanowią przedmiot szczególnego zainteresowania. Po pierwsze, statystycznie dochodzi tu do większej liczby nieszczęśliwych wypadków, tragedii i niewyjaśnionych zjawisk niż w jakimkolwiek innym rejonie USA. Czym są te „niewyjaśnione zjawiska”? Wielkie pożary, zaginięcia, morderstwa, uprowadzenia… Delikatnie zasugerowana w serialu możliwość, iż Twin Peaks odwiedza pozaziemska cywilizacja, wybucha w książce Frosta jak supernowa.
Katastrofa w Roswell, Strefa 51, Majestic 12, szczątki statku kosmicznego ukrywane w pudełku po płatkach śniadaniowych, uprowadzenia przez obcych; mityczna cywilizacja zwana Lemurianami; wolnomularze, iluminaci, sataniści i scjentolodzy… Czego tu nie? W pewnym momencie można się poczuć jak czytelnik fan fiction z kręgu Z archiwum X, a nie Miasteczka Twin Peaks. Oczywiście w książce pojawiają się też twinpeaksowskie atrybuty, takie jak pierścień z zielonym kamieniem, sowy, które nie są ty, czym się wydają, brakuje natomiast Boba… „Bob is real!” – powiedziała przez śmiercią Laura Palmer akcentując słowo „prawdziwy”. W Sekretach Twin Peaks jego imię pada tylko jeden jedyny raz i niczego się o nim nie dowiadujemy. Bob pozostaje największą tajemnicą Twin Peaks…
Ale nie to jest najgorsze. W Sekretach Twin Peaks są błędy merytoryczne. Od tak banalnych pomyłek jak nazwanie uprowadzenia przez kosmitów „spotkaniem pierwszego stopnia” po uchybienia większego kalibru. Aż nie chce się wierzyć, że kreator uniwersum Twin Peaks nie zna swoich własnych bohaterów, a także historii swojej ojczyzny. Może kryje się za tym coś głębszego, kolejne tajemnice, sekrety i mistyfikacje, które poznamy niebawem, gdy serial powróci na ekrany?…
W książce faktografia miesza się ze zmyśleniem. Pojawiają się tu wzmianki o takich postaciach historycznych jak prezydent Jefferson, odkrywca Meriwether Lewis, podejrzany o zorganizowanie zamachu na JFK Fred Crisman, założyciel kościoła scjentologicznego Ron Hubbard, a także muzyk i aktor Jackie Gleason oraz awiator i biznesmen Kenneth Arnold. Wszyscy pod oryginalnymi nazwiskami, w książce znajdziemy też ich autentyczne fotografie. Dlaczego jednak John Whiteside Parsons został przez Frosta przechrzczony na Jacka o tym samym nazwisku, profesji i roli dla rozwoju programu kosmicznego USA? Od strony dwusetnej w książce zaczynają się przekłamania odnośnie do fabuły Miasteczka Twin Peaks i portretów postaci.
Zmienia się opowieść o utracie przez Nadine oka. Inna jest historia Pieńkowej Damy, która została w noc poślubną wdową. Frost mocno rozbudował i przekształcił wątek trójkąta miłosnego pomiędzy Normą, Wielkim Edem i Hankiem… Wszystko to w granicach rozsądku i prawdopodobieństwa, jednak zaburza w jakiś sposób to, co już wiemy o Twin Peaks, jego mieszkańcach i ich dramatach, oddalając nas od bohaterów, których – wydawało nam się – dobrze znamy. Pal licho, że tak epizodyczna postać jak matka Normy Jennings, która w serialu była podróżniczką i krytykiem kulinarnym, w książce nosi inne imię i jest martwa, kiedy w 1984 Norma zaczyna pracę w Double R Dinner. Oczywiście może to być element jakieś zagadkowej historii. Być może kobieta z serialu nie była prawdziwą matką Normy?…
Nie do końca rozumiem, jaki cel ma naruszanie twinpeaksowskich – nazwijmy je – dogmatów. Laura Palmer umiera jako siedemnastolatka, nie sposób zapomnieć sceny, w której zrozpaczony Leland Palmer mówi przez łzy: „She was only seventeen”. Tymczasem z książkowej dokumentacji wynika, że Laura zaczyna uczęszczać na terapię do doktora Jacoby’ego dzień po swych osiemnastych urodzinach… Żałuję, że nie miałam w rękach oryginalnego wydania, bo nie jestem w stanie stwierdzić, czy w książce rzeczywiście jest tyle błędów, czy zawiodła polska redakcja. A może to nie żadne pomyłki, ten chaos i zamęt wprowadzono celowo i z premedytacją, aby przygotować widzów nowej odsłony Miasteczka Twin Peaks na alternatywną i mocno zmienioną wersję opowieści o Laurze Palmer?
Jako wielka miłośniczka serialu sama do tej pory dość bezkrytycznie podchodziłam do wszelkich publikacji wpisujących się w świat Twin Peaks. Nie przeszkadzał mi infantylny i lekko przepoetyzowany charakter Sekretnego dziennika Laury Palmer (trwają prace nad wznowieniem zapisków Laury, oficjalna data premiery nowego wydania dzienników jeszcze nie jest znana, ale planuje się ją w okolicach momentu, gdy serial wróci na ekrany), z zachwytem pochłonęłam Sowy nie są tym, czym się wydają, cieszyło mnie wszystko, co pozwalało na choćby chwilę zanurzyć się w tym niesamowitym świecie. Ale książka Frosta mnie rozczarowała. Może problem Sekretów Twin Peaks polega na tym, że tak mało w nich Twin Peaks. W tej wielowątkowej opowieści mnożą się konteksty, ale brakuje jej serca, jakim jest miasteczko nad wodospadem i jego nietuzinkowi mieszkańcy. Chlubny wyjątek stanowi kilka wyimków z książki, takich jak zapiski doktora Jacoby’ego, zanotowana przez Archiwistę krótka mowa pożegnalna Pieńkowej Damy na pogrzebie redaktora „Twin Peaks Post” Roberta Jacoby’ego, interpolowska teczka Josie odsłaniająca jej prawdziwą tożsamość i przestępczą przeszłość. To kilka perełek, które nie tylko wypełniają serialowe luki, ale też pozwalają odczuć atmosferę twinpeaksowskiej grozy i surrealizmu.
W Sekretach Twin Peaks znajdziemy też kilka „smaczków”. Poznając historię miasteczka od zarania dziejów, natkniemy się na obecność naszego rodaka Ignacego Jana Paderewskiego koncertującego na początku XX wieku w nowo wybudowanych gmachu opery Bijou w Twin Peaks. Dowiemy się, jaka jest rola charakterystycznych okularów doktora Jacoby’ego. Przekonamy się, że jeden z obywateli Twin Peaks – który w serialu odegrał jedynie epizodyczną rolę – był swego czasu ważną personą, pierwszym „facetem w czerni”, który – jak Palacz ze wspomnianego już Z archiwum X – pojawiał się i znikał, podsuwał informacje, zastraszał, manipulował. Odkryjemy, że 24 lutego, data śmierci Laury, może być nieprzypadkowa. Tego samego dnia w 1902 Twin Peaks stanęło w ogniu. Pożar ów był małą apokalipsą i strawił pół miasta. Kilkadziesiąt lat później, również 24 lutego, odbyło się pewne spotkanie na szczycie z prezydentem Nixonem w roli głównej. Jakie znaczenie ma ta data i czy wiąże się z nią więcej tajemniczych i dramatycznych zdarzeń?
Podsumowując, Frost miał genialny pomysł (kto by nie chciał stać się posiadaczem tajnych akt, kto nie chciałby pobawić się w detektywa), ale pogubił się na etapie wykonania. Jakby nie mógł do końca się zdecydować, o czym pisać i jak rozłożyć akcenty. Krąży wokół tematu UFO i choć wszystko to zdaje się być powiązane z Twin Peaks, a jednocześnie ukazywać szerszy kontekst, chyba nie tego spodziewali się fani uniwersum Twin Peaks. Liczyłam na intymne spotkanie z mieszkańcami tego z pozoru urokliwego miejsca, w którym czai się mrok. Miałam nadzieję na wgląd w ich sekrety i poznanie ich dalszych losów. Otrzymałam jedynie potwierdzenie tego, co uważny widz Miasteczka Twin Peaks i tak przeczuwał i wywnioskował, plus garść informacji, które zamiast dawać odpowiedzi, mnożą pytania. I te przeinaczenia względem serialowego oryginału, których nie mogę przeboleć… Czasami miałam ochotę wrzasnąć jak Annie Wilkes w Misery, zbulwersowana, że scenarzyści Rocket Mana ogłupiają widza:
This isn’t what happened (…)
Have you all got amnestia?
They just cheated us. This isn’t fair!!!
Czy czytelnicy poczują się oszukani bądź rozczarowani, myślę, że to kwestia indywidualna. Na pewno wiele zależy od oczekiwań, od tego, jak mocno odbiorca jest zatopiony w wykreowanym przez Frosta i Lyncha serialowym świecie i na ile zna wszelkie detale twinpeaksowskiego uniwersum.
Twin Peaks jest słodko-gorzkim miejscem pełnym sprzeczności i kontrastów, podobnie wyglądają moje wrażenia po lekturze Sekretów Twin Peaks. Bilans plusów i minusów wychodzi mniej więcej na zero. Książkowy patchwork Frosta jest strawny, ale nie stanowi wykwintnego dania, na które skrycie liczyłam.
Mimo wszystko uważam, że jest to książka, która powinna znaleźć się w domowej biblioteczce każdego zapalonego fana Miasteczka Twin Peaks. Jako literackie kuriozum, jako hołd złożony wyimaginowanemu miejscu, które ożyło w wyobraźni milionów widzów i przeniknęło do realnego świata, jako książka-nieksiążka, suplement do mrocznej historii miejsca, które dla każdego jest czymś innym.
korekta: Kornelia Farynowska