search
REKLAMA
Seriale TV

American Horror Story. Koszmarne zabawy

Filip Jalowski

21 stycznia 2016

REKLAMA

Każdy wielbiciel nieprzespanych nocy oraz irracjonalnych lęków w trakcie nocnej eskapady do toalety wie, że amerykański horror od wielu lat nie ma się zbyt dobrze. Coraz durniejsze filmy opowiadające o opętaniach, nawiedzonych domach, lasach, stodołach i fabrykach przetwórni mięsa cierpią na to, co nie może zostać wybaczone żadnej szanującej się opowieści grozy – całkowity brak oryginalności oraz skrajną niekompetencję w trudnej sztuce budowania napięcia.

Człowiek boi się tego, co jest dla niego nieznane. Niewiedza to bezapelacyjnie motor napędowy lęku. Trudno nurkować z przerażeniem pod kołdrę w momencie, gdy reżyserzy i scenarzyści opowiadają nam wciąż tę samą historię. Straszenie za pomocą gwałtownego zwiększenia natężenia dźwięku lub montażowego „zaskoczenia” polegającego na nagłej inwazji zjawy na pozornie normalny kadr nie wystarcza do tego, aby horror zapadł widzowi w pamięć. Jego wpływ na psychikę odbiorcy kończy się dziś najczęściej w momencie wyłączenia odbiornika lub wyjścia z kina, a to zdecydowanie zły symptom dla gatunku.

ahs1

Co jakiś czas pojawiają się oczywiście tytuły, które skutecznie przypominają o tym, że horror nie musi być jedynie głupią zabawą w wyskakiwanie zza rogów, drzew i innych obiektów ograniczających kąt widzenia widza. Są to zarówno pomysły oryginalne, takie jak Coś za mną chodzi, jak i opierające się na bardzo klasycznych tematach i historiach (Obecność). Mocą tych pierwszych jest oczywiście element zaskoczenia, te drugie zdobywają natomiast widza dzięki temu, że nie traktują go jak przygłupiego zjadacza popcornu, który łyknie wszystko niczym młody pelikan. Umiejętna gra na kliszach, szacunek dla gatunku oraz solidne podejście do realizacji filmu potrafią tchnąć zupełnie nowe życie w nawet najbardziej wyeksploatowane historie. I właśnie na takiej zasadzie działa American Horror Story.

Telewizyjna seria stacji FX towarzyszy widzom od piątego października 2011 roku i liczy sobie obecnie pięć sezonów. Każdy z nich stanowi odrębną całość i skupia się na eksploatacji innych mitów, leżących u podstaw kina grozy. Pierwsza seria, zatytułowana po czasie Murder House, bierze się za tematykę nawiedzonego domu. Druga, Asylum, opowiada historię toczącą się za zamkniętymi drzwiami szpitala psychiatrycznego. Trzecia, Coven, skupia się głównie na niełatwym życiu czarownic. Czwarta, Freak Show, to wycinek z burzliwego życia objazdowego pokazu niesamowitości, podróżującego po Ameryce lat pięćdziesiątych. Ostatni sezon, Hotel, to oczywiście wariacja na tematy, które ukochali niegdyś Stephen King oraz Stanley Kubrick. Na pierwszy rzut oka chciałoby się rzec – to wszystko już było, ileż można. W przypadku American Horror Story sprawdza się jednak stare jak świat porzekadło, wedle którego nie powinno się oceniać książki po okładce i opisie zawartym na jej odwrocie.

ahs2

Mimo wykorzystywania najbardziej ogranych motywów, twórcy są w stanie zestawić je ze sobą w taki sposób, że całość nabiera nowego, zupełnie niespodziewanego znaczenia.

Format zaproponowany przez Ryana Murphy’ego i Brada Falchuka z łatwością radzi sobie z murem, o który rozbija się większość dzisiejszych filmów grozy. Mimo wykorzystywania najbardziej ogranych motywów, twórcy są w stanie zestawić je ze sobą w taki sposób, że całość nabiera nowego, zupełnie niespodziewanego znaczenia. Produkowane taśmowo straszaki wpisują się w sprawdzony schemat, nie próbując dodać do niego nic od siebie. American Horror Story działa na zupełnie innej zasadzie. Sam schemat jest dla serialu jedynie punktem wyjścia, początkiem pełnej dystansu gry, w trakcie której na planszy pojawiają się pionki pochodzące często z zupełnie różnych porządków. Umiejętna żonglerka horrorowymi motywami i kreatywne wykorzystywanie ich do tego, aby komentować nie tylko samą historię kina grozy, ale i ikoniczne dla amerykańskiego społeczeństwa problemy sprawia, że serial staje się czymś w rodzaju kulturowego labiryntu. Wśród jego poplątanych korytarzy możemy odnaleźć dosłownie wszystko. Od slasherowych zagrywek rodem z Halloween czy Piątku trzynastego po refleksje na temat współczesnej rodziny czy strachu wobec Innego. Co więcej, konstrukcja labiryntu nie odnosi się jedynie do warstwy fabularnej. American Horror Story to również kalejdoskop różnych gatunków, a takie podejście do sprawy jest zazwyczaj gwarantem doskonałej zabawy.

W dalszej części artykułu przyjrzę się z osobna każdemu sezonowi serialu. Zdecydowałem się jednak zrezygnować z chronologii na rzecz ułożenia subiektywnego rankingu poszczególnych serii. Odliczanie zaczynam oczywiście od końca, zapraszając tym samym na wędrówkę po upiornych zakamarkach eleganckiego hotelu Cortez.

hotel-promo

  1. American Horror Story: Hotel (07.10.2015 – 20.01.2016); sezon piąty.

Mimo tego, że sezon piąty zapowiadał się doskonale, a jego pierwsze odcinki pozwalały liczyć na to, że Cortez może stać się godnym następcą ukrytego wśród ośnieżonych gór hotelu Overlook, seria bardzo szybko zaczęła tracić na sile. Ekstrawaganckie wnętrza budynku wzniesionego przez Jamesa Marcha w latach trzydziestych XX wieku wyglądają wprawdzie równie oszałamiająco, co skrupulatnie dopasowane stroje większości jego mieszkańców, ale sama strona wizualna to nie wszystko. Przez dużą część sezonu akcja właściwie stoi w miejscu, a widza mami się sennymi koszmarami odurzonego alkoholem i tajemniczą naturą hotelu detektywa. John Lowe krząta się pomiędzy pokojami i korytarzami, natyka się na coraz dziwniejsze postacie i zjawiska, płacze z powodu utraty synka, który nagle zaczyna pojawiać się pomiędzy murami Corteza. W tle, jakby na doczepkę, toczy się natomiast śledztwo seryjnego mordercy, odebrane Johnowi ze względu na zły stan zdrowia. Motyw łączący poszczególne zabójstwa znają wszyscy, którzy mieli kiedyś do czynienia z doskonałym Siedem Davida Finchera. Morderstwa w dość niejednoznaczny sposób łączą się z chrześcijańskimi przykazaniami.

Hotel to pierwsza odsłona serii, w której zabrakło Jessiki Lange, odgrywającej dotychczas role, wokół których koncentrowała się akcja poszczególnych sezonów. Jej miejsce zajęła Lady Gaga. Początkowo jej postać istotnie kreowana jest w sposób analogiczny do tego, w jaki budowano bohaterki Lange. To jednak jedynie złudzenie, szybko okazuje się bowiem, że główną rolą Gagi jest po prostu estetyczne uzupełnienie konstrukcji kadru, w obrębie którego się pojawia. Dzięki specom od zdjęć, kostiumów oraz scenografii, wychodzi jej to całkiem nieźle, niemniej nie wiem, czy to wystarczający argument do tego, aby odebrać Złotego Globa za najlepszą rolę kobiecą w serialu lub filmie telewizyjnym. Postacie Lange zawsze były dla serialu wartością dodaną. Aktorska charyzma i umiejętność ambiwalentnego przedstawienia motywacji popychających je do działania sprawiała, że dominowały one niejeden odcinek serii. Hrabina w wykonaniu Gagi to w zasadzie bohaterka ulepiona z tej samej gliny, co Elsa Mars z Freak Show czy też Fiona Goode z Coven. Pod maską wręcz demonicznie silnej kobiety skrywa masę życiowych niepowodzeń i upadków, które z każdym przeżytym rokiem ciążą bardziej. U Lange było to widać przy każdym grymasie i ataku agresji, u Gagi skomplikowana przeszłość przekłada się jedynie na mdły melodramat o zranionej księżniczce zmieniającej się w wiedźmę.

hotel2

We wstępie wspominałem, że żonglerka gatunkami, ogranymi motywami i ikonicznymi dla kina grozy elementami stanowi jedną z głównych wartości serialu. Podtrzymuję to zdanie, choć uważam, że tym razem scenarzyści nieco przesadzili. Hotel pełen niespokojnych duchów, sadystów i morderców to wystarczający materiał do budowy trzynastu mocnych odcinków. Zdecydowanie można było darować sobie uzupełnianie fabuły wątkami wampirycznymi i historią o seryjnym mordercy. Zderzenie ze sobą trzech klasycznych wątków poskutkowało tym, że żaden z nich nie został rozwinięty należycie. Hotel, który sam w sobie mógł stanowić demonicznego, niemożliwego do pokonania przeciwnika, staje się jedynie tłem dla mało interesujących zmagań  bohaterów. O wampirach przypomina się w momencie, gdy akcja zwalnia do tempa kontemplacyjnego nurtu kina azjatyckiego, a seryjny morderca i jego motywacje szybko zmieniają się w jakiś ponury żart, którego właściwie nie da się logicznie uzasadnić. W Hotelu wciąż pojawia się wiele interesujących mrugnięć okiem w kierunku widza – na czele oczywiście deseń wykładziny w holu głównym, jednoznacznie nawiązujący do Lśnienia. To nie zastąpi jednak fabuły, która choć w minimalnym stopniu zaangażuje widza.

Jedynym naprawdę jasnym punktem sezonu (pomijając doskonałą stronę wizualną) jest Denis O’Hare i jego Liz Taylor, czyli pracujący w hotelu transwestyta. Jeśli Lady Gaga dostała Glob za rolę Hrabiny, O’Hare powinien zgarnąć ich cały worek. To w zasadzie jedyna postać, na losie której mi zależało. Choć początkowo podchodziłem do niej nieco nieufnie, spodziewając się jedynie mniej lub bardziej udanej zabawy stereotypami, szybko musiałem zwrócić honor twórcom. To postać najbardziej ludzka, najlepiej skonstruowana i zagrana.

coven-promo

  1. American Horror Story: Coven (09.10.2013 – 29.01.2014); sezon trzeci.

Czwarte miejsce może i nie wygląda najlepiej, ale nie należy się nim zbytnio sugerować. Pomijając Hotel właściwie każdy sezon American Horror Story miał dla mnie coś, co czyniło go historią ciekawą, oryginalną, dostarczającą solidnej rozrywki. Coven to bardzo oryginalne połączenie amerykańskich kompleksów pozostałych po czasach niewolnictwa, czarnej magii oraz młodzieżowego horroru spod znaku kultowego już Buffy: Postrach wampirów. Uroczo ogląda się, jak młode wiedźmy wychowane w świecie Facebooka i Instagramu gnoją wykopaną spod ziemi rasistkę i sadystkę z XIX-wiecznej Luizjany. To zdecydowanie lepsze rozliczenie z piętnem niewolnictwa niż patetyczne bajeczki opowiadane przez oscarowe samograje pokroju Zniewolony. 12 Years a Slave.

coven2

To zdecydowanie lepsze rozliczenie z piętnem niewolnictwa niż patetyczne bajeczki opowiadane przez oscarowe samograje pokroju Zniewolony. 12 Years a Slave.

To jednak nie wszystkie miodne rzeczy, jakie możemy odnaleźć w opowieści o dziewczętach uczących się w nowoczesnej Akademii dla czarownic. Przede wszystkim, gdzieś w tle wciąż przewija się Nowy Orlean, a jeśli Nowy Orlean, czarne niewolnictwo i wiedźmy, to i voodoo, które ma na tym obszarze Ameryki bardzo bogatą tradycję. Twórcy nie decydują się oczywiście na dokładne przedstawienie tego fenomenu, ponieważ nie o to w American Horror Story chodzi. Umiejętnie wykorzystują jednak wszelkie mity wytworzone wokół kultu, zderzając go jednocześnie ze stereotypami dotyczącymi zachodniej wizji działania wiedźm. W pewnym sensie dochodzi zatem do kolejnego konfliktu na tle rasowym. Po jednej stronie barykady staje niezastąpiona Jessica Lange i jej Fiona Goode, czyli cierpiąca na manię wielkości, walcząca o wieczną młodość i nieśmiertelność, biała wiedźma z zachodu. Jej przeciwniczką staje się natomiast Marie Laveau, która w przerwach pomiędzy uprawianiem kultu voodoo zajmuje się gotowaniem słynnych luizjańskich potraw jednogarnkowych (gumbo) i pracą w salonie fryzjerskim, w którym zawsze pełno czarnoskórych klientów. Oczywiście, zabawa w zderzanie starego oraz nowego porządku przenosi się również na innych bohaterów, a różnice pomiędzy przedstawicielami tych dwóch, pozornie odmiennych światów, szybko zaczynają mocno się zacierać. Jest jednak przy tym wszystkim bardzo dużo ekranowej radochy, która jest w zasadzie głównym motorem napędowym całego Coven.

W końcu, wiedźmy trafiające do Akademii. Jeśli chociaż raz oglądało się amerykański film toczący się w szkole, od razu rozpoznaje się poszczególne typy postaci. Taissa Farmiga jako ta nieśmiała i dobrze ułożona, Emma Roberts jako zblazowana gwiazda nocnych wypadów, Gabourey Sidibe jako walcząca o swoje przedstawicielka mało popularnych dzieciaków i absolutnie najwspanialsza ze wszystkich Lily Rabe jako zakochana w Grateful Dead hipiska uciekająca od życia w miejskim zgiełku. Gdy dodamy do tego Jamie Brewer, czyli dziewczynę z zespołem Downa, z silnymi zdolnościami parapsychicznymi, mamy horrorowo-licealną mieszankę wybuchową. Coven po prostu działa, a jego jedynym poważnym minusem jest to, że nawet przez chwilę nie stara się przestraszyć widza. W ostatecznym rozrachunku trochę tego brakuje. Horror w tytule serii powinien do czegoś zobowiązywać.

murder-promo

  1. American Horror Story: Murder House (05.10.2011 – 21.12.2011); sezon pierwszy.

Murder House miał swoje wady, do których należała między innymi stosunkowa łatwość rozwiązania niektórych zagadek pozostawianych przez twórców dla widzów, niemniej ginęły one pod ogromem zalet. Pierwszą z nich była bezapelacyjnie oryginalność, z jaką Murphy posklejał ze sobą mnóstwo ogranych motywów, pomysłów, postaci i elementów charakterystycznych zarówno dla klasycznego horroru, jak i współczesnego kina grozy. Tego typu przedsięwzięcia jednoznacznie udowadniają, że kultura remiksu wcale nie musi być postrzegana jako demoniczny termin kryjący za sobą zapędy do ogłupiania współczesnego społeczeństwa. Łatwość, z jaką Murder House igra z widzem sprawia, że kupuje się tę opowieść z marszu, zaraz po obejrzeniu pilotowego odcinka. Zresztą jak nie pokochać świata, w obrębie którego współistnieć mogą wątki przywodzące na myśl film o przyjaznym duszku Kacprze, tajemnicze istoty zamieszkujące piwnice, strychy i przestrzenie między ścianami oraz mordercy paradujący w pełnym rynsztunku sadomasochisty?

murder1

Murder House to przede wszystkim świetny start serii. Premierowy sezon jest odrobinę nierówny, zbyt drastycznie wytraca tempo, do jakiego przyzwyczaił widza w trakcie pierwszych odcinków, nie jest to jednak powodem, który usprawiedliwiłby lekceważące machnięcie ręką na serial Ryana Murphy’ego. Opowieść o nie do końca dogadującej się rodzinie, która postanawia zostawić Boston i rozpocząć nowe życie na terenie wiktoriańskiej rezydencji usytuowanej na przedmieściach Los Angeles, w uroczy sposób miesza stylistykę kina familijnego oraz horroru. Pomijając pełne niedopowiedzeń postacie, grane przez Frances Conroy i Jessikę Lange (dwie świetne aktorki, dwie świetne role), bohaterowie są dosyć przewidywalni, ale tym razem nie jest to zarzut, a zaleta. Dzięki takiemu zagraniu Murphy bardzo sprawnie radzi sobie zarówno ze straszeniem, na które – ze względu na brak konieczności żmudnego rozbudowywania portretów psychologicznych bohaterów – pozostaje sporo miejsca, jak i nieco ironicznym spojrzeniem na topos amerykańskiej rodziny. A może inaczej – sposób, w jaki tę rodzinę pragnie widzieć jankeska popkultura.

Murder House działa również tam, gdzie zawiódł Hotel. Mimo dużej liczby wątków, wykorzystywanych klisz oraz zabawy z widzem jest opowieścią bardzo spójną, a wszystko za sprawą ograniczenia akcji do domu rodziny Harmonów. W pierwszym sezonie to dom dyktuje zasady gry, jest pełnoprawnym bohaterem opowieści, który dopiero z czasem odkrywa przed mieszkańcami i widzami swoje karty. W przeciwieństwie do hotelu Cortez, jego rola nie sprowadza się do bycia miłą dla oka dekoracją, która jedynie na krótkie chwile potrafi pokazać swoje diabelskie pazury.

asylum-promo

  1. American Horror Story: Asylum (17.10.2012 23.01.2013); sezon drugi.

Pierwszy sezon AHS był jeszcze nieco zachowawczy, twórcy nie do końca wiedzieli, na co mogą sobie pozwolić. Asylum zmieniło jednak zasady gry i po dziś dzień pozostaje serią, która potrafi przestraszyć widza najbardziej ze wszystkich pięciu. Nie znaczy to oczywiście, że zupełnie zrezygnowano z humoru oraz pastiszowej gry w lepienie scenariusza z kartek wyrwanych ze skryptów innych twórców. Mamy do czynienia z sytuacją wręcz przeciwną, Asylum dociska bowiem pedał gazu do podłogi również w tej kwestii. Musicalowe wstawki ni z tego, ni z owego przerywające piekło psychiatryka prowadzonego przez sadystkę, opętaną zakonnicę oraz nazistę, są klasą samą w sobie.

Poprzednie zdanie brzmi nieco niedorzecznie. To jednak najlepszy dowód na to, że Asylum dokonuje właściwie niemożliwego. Murphy łączy w kilkunastoodcinkowym sezonie starą jak świat opowieść o piekle zamkniętego ośrodka dla psychicznie chorych, tematykę opętania przez złośliwego i władczego demona, wątki związane z II wojną światową i zbrodniami dokonywanymi przez oprawców na terenie obozu w Auschwitz oraz mity dotyczące ingerencji istot pozaziemskich w naszą rzeczywistość. Takie zestawienie pozornie nie może się udać, a jednak. Asylum doskonale radzi sobie z odpowiednim poprowadzeniem niemal wszystkich zasygnalizowanych narracji (w zestawieniu z innymi znacząco kuleje jedynie wątek UFO).

asylum2

Asylum zmieniło jednak zasady gry i po dziś dzień pozostaje serią, która potrafi przestraszyć widza najbardziej ze wszystkich pięciu.

Drugi sezon jest również niezwykle mocny aktorsko. Pierwsze skrzypce znów gra oczywiście Jessica Lange, która w roli siostry Jude Martin wybija się zdecydowanie ponad resztę obsady. Nie jest to jednak typowy teatr jednego aktora, ponieważ na planie mamy również Lily Rabe, Sarah Paulson oraz Jamesa Cromwella. Rabe wciela się w młodą i nieco naiwną siostrę Mary Eunice, która z odcinka na odcinek uczy się radzić sobie z władczym charakterem swojej starszej koleżanki, czyli siostry Jude. Z czasem wchodzi ona w konszachty z siłami nieczystymi i staje się osobą, która zaczyna rozdawać karty pośród psychiatrycznych cel odosobnienia. Metamorfoza zachodząca w bohaterce jest przedstawiona przez Rabe w naprawdę przekonujący sposób. Paulson odgrywa rolę dziennikarki, która wbrew swej woli zostaje uwięziona na terenie szpitala. Jej starcia z personelem, a w szczególności z bohaterką Lange, są motorem napędowym dla scenariuszy sezonu. Cromwell to z kolei jedyny medyk pracujący na terenie placówki. W niektórych scenach sprawia wrażenie ostoi normalności, w innych odkrywa swoją demoniczną twarz, a ta była niegdyś świadkiem jednej z największych zbrodni w historii. Z taką ekipą na pokładzie po prostu nie może się nie udać.

O jakości Asylum przesądza jednak spójność tego szalonego świata. Różne gatunki, stylistyki, motywy i mity pochodzące z zupełnie innych obszarów kultury splatają się w tym sezonie w integralną całość. Mimo operowania na tak wielu płaszczyznach, twórcy wciąż znajdują miejsce na ciekawą zabawę ze stereotypami dotyczącymi religii i, za sprawą bohaterki Paulson, świata mediów. Bardzo skrupulatnie prowadzone są również postacie, które nieustannie ewoluują, dzieląc pomiędzy siebie władzę na terenie szpitala. To, że ktoś przedstawiany jest jako ofiara, nie znaczy bowiem, że ostatecznie nie zdominuje najgorszych oprawców. A może na odwrót?

freakshow-promo

  1. American Horror Story: Freak Show (08.10.2014 21.01.2015); sezon czwarty.

Wiele osób się nim zawiodło, wiele uważa za najgorszy sezon w historii serialu, dla mnie Freak Show ma jednak w sobie coś, czego ze świecą szukać w poprzednich seriach. To wręcz wylewająca się z ekranu czułość twórców do występujących w nim postaci oraz ogromne, ale subtelnie odsłaniane, pokłady melancholii, która czyni opowieść o życiowych odmieńcach najbardziej refleksyjną odsłoną opowieści o amerykańskich koszmarach. Freak Show to również wielkie odejście Jessiki Lange, która żegna się z serialem przy akompaniamencie Heroes Davida Bowiego – jako samotna, pozbawiona wszystkiego, co kocha, ale jednak nie do końca pokonana Elsa Mars.

Freak Show ma jednak w sobie coś, czego ze świecą szukać w poprzednich seriach. To wręcz wylewająca się z ekranu czułość twórców do występujących w nim postaci oraz ogromne, ale subtelnie odsłaniane, pokłady melancholii, która czyni opowieść o życiowych odmieńcach najbardziej refleksyjną odsłoną opowieści o amerykańskich koszmarach.

Fabuła Hotelu niemal stoi w miejscu, choć niewiele z tego faktu wynika. We Freak Show na poziomie fabularnym również dzieje się stosunkowo niewiele, ale powolny rozwój akcji i zrezygnowanie ze stylistyki charakterystycznej dla Asylum czy Murder House (tempo, zdecydowanie bardziej agresywny montaż, mnogość wątków pobocznych) skutkuje w tym przypadku naprawdę solidnym nakreśleniem relacji, jakie łączą bohaterów pracujących w objazdowym cyrku niesamowitości. To postacie z krwi i kości, ze skomplikowanymi problemami, próbujące poradzić sobie ze swoją odmiennością. USA jest w tej części serii przedstawione jako siedlisko konserwatystów, którzy jedynie czekają na to, by rzucić w kogoś kamieniem. A jak wiadomo, najłatwiej krzywdzić tych Innych, bo są z natury podejrzani, źli, niepasujący do wyidealizowanego obrazu porządnego Amerykanina. To rodzi z kolei hipokryzję, bo mimo społecznego ostracyzmu, Inny wciąż budzi zainteresowanie. Niezdrowa ciekawość pomieszana z nienawiścią – treść życia tytułowych odmieńców. Właśnie dlatego nieustannie poszukują oni bliskości i akceptacji, a ta najczęściej płynie od osób, które przynależą do trupy cyrkowej. Twórcy doskonale to rozumieją i starają się, aby rodzinną atmosferę panującą w cyrku Elsy Mars mógł poczuć również widz. To właśnie bliskość ludzi mających takie same problemy sprawia, że odmieńcy nie porzucają niezrównoważonej psychicznie bohaterki Lange nawet wtedy, gdy ich życiu zagraża śmierć, a interes chyli się ku upadkowi.

freakshow1

Sama Elsa Mars to postać niezwykle podobna do tych, które zostały wykreowane przez żegnającą się z serią aktorkę na potrzeby trzech poprzednich sezonów. Wiele osób kręciło nosem, twierdząc, że Lange wciąż gra to samo. Ja biorę to jednak za zaletę, a nie wadę serii. Aktorka była pewnego rodzaju łącznikiem pomiędzy kolejnymi odsłonami. Jej bohaterki miały bardzo podobne cechy charakteru, targały nimi zbliżone emocje, w nocy budziły te same koszmary. Nie przeszkadzało to jednak w tym, aby budować wokół nich fabułę zupełnie odmiennych historii. Freak Show z ogromną konsekwencją uzmysławia nam, że całe American Horror Story jest jedynie przedstawieniem, które będzie trwało tak długo, jak długo będziemy chcieli być jego uczestnikami. To, że jego twórcy są w stanie budować różne opowieści, korzystając z bardzo podobnego jądra, świadczy jedynie o tym, jak wiele pozostało jeszcze do opowiedzenia. A może po odejściu Elsy Mars prawdziwe przedstawienie dobiegło końca?

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA