Ksenomorf jaki jest, (nie) każdy widzi. Różne wizerunki Obcego
Zaprojektowany przez nieżyjącego już H.R. Gigera ksenomorf to bezsprzecznie jeden z najciekawiej pomyślanych potworów w historii kina. Przerażający cykl rozrodczy, biomechaniczna, niepozbawiona seksualnych elementów powierzchowność oraz niepohamowana mordercza agresja – to wszystko uczyniło go ikoną popkultury i antybohaterem kilku filmów oraz masy gier, książek i komiksów. W swoim tekście chciałbym przyjrzeć się kinowym obrazom, w których możemy zobaczyć tę zabójczą kreaturę, a oprócz kwestii jakości wymienionych produkcji skomentuję również sposób przedstawienia samego Obcego w każdym z nich.
Filmy zostały ułożone w kolejności od najgorszego do najlepszego. UWAGA: podpunkt poświęcony Przymierzu zawiera duże spojlery!
7. Aliens vs Predator: Requiem (2007)
“Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę!” – mógłby krzyknąć każdy, kto zetknie się z tym filmem. Fatalne oświetlenie, przez które często bardzo trudno wyłowić wzrokiem cokolwiek z kadru, to tylko jeden z wielu problemów tej produkcji. Zapomnijcie o wizjonerskiej scenografii Scotta, napakowanej adrenaliną akcji Camerona czy pełnej fatalizmu symbolice Finchera – ten film został nakręcony przez kompletnych amatorów. To typowy slasher, który zawiera dwa najbardziej ikoniczne kosmiczne monstra. “W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku”? Nie tym razem. Zapomnijcie także o klaustrofobicznych korytarzach zawieszonego w pustce przestrzeni kosmicznej Nostromo. Nie uświadczycie tu również mrocznego, utrzymanego w industrialnej stylistyce więzienia. Tutaj akcja przenosi się do małego amerykańskiego miasteczka. Obcy hasający po zapleczu przydrożnej knajpy? Czemu nie! I choć uważam ten zabieg za wybitnie antyklimatyczny, to i tu dałoby się zrobić coś interesującego, chociażby pokazując hordę Obcych przedzierającą się przez osiedlowe domki. Absolutnie niewybaczalne jest, że o potworach wycinających w pień populację miasteczka głównie się słyszy, a zagrożenie z ich strony jest niemal niewyczuwalne.
Ma to też sporo wspólnego z tym, jak właściwie potraktowano w tym filmie Ksenomorfy. Powiem od razu – żałośnie. Począwszy od bardzo kiepskiego projektu (jak można było tak spieprzyć arcydzieło Gigera?), przez śmieszne ruchy i niewielką mobilność, aż po niebywałą słabość w starciach z Predatorem i ludźmi. Już na pierwszy rzut oka widać, że reżyserowie-partacze (Colin i Greg Strause) darzą uwielbieniem łowcę w masce, kompletnie nie rozumiejąc istoty postaci Obcego. Kpiące w stosunku do fanów komentarze zawarte w wydaniu DVD/BR to wyraźnie potwierdzają. Ksenomorfy tutaj są niczym więcej jak tępym robactwem – poza udaną sceną masakry oddziału żołnierzy są kompromitowane na każdym kroku. Żeby je zabić, wystarczy krótka seria ze zwykłego karabinu, Predator trzyma za gardło dwóch Obcych jednocześnie, innego tłucze gołymi pięściami i wreszcie – ostateczna zniewaga – rozwala głowę jednego z nich poprzez… zdeptanie jej.
Oglądając Requiem, każdy fan tamtego filmu poczuje się, jakby dostał w twarz. Z pewnością więcej zabawy będą mieli miłośnicy Predatora, którego poczynania śledzimy równoległe z działaniami papierowych i nieistotnych ludzkich bohaterów. Trzeba przyznać, że łowca ma swoje momenty, a i niektóre walki robią wrażenie (o ile w ogóle je widać). Udany okazał się również główny antagonista i sprawca całego filmowego zamieszania – Predalien. Zrodzony z Predatora stwór to potężna i okrutna bestia, potrafiąca zaszczepić po kilka embrionów w swoich (prawdopodobnie tylko ciężarnych) ofiarach. Malkontentów rozczarowanych ugrzecznionym Alien vs. Predator Andersona powinna ucieszyć też kategoria wiekowa R i osiągnięta dzięki temu orgia niebywale brutalnej i niepokojącej przemocy. Nie to jednak jest istotą Obcego ani Predatora, a ten film nie zasługuje na bycie powiązanym z żadną z tych serii.
6. Obcy: Przebudzenie (1997)
Podobne wpisy
Przebudzenie stawiam znacznie wyżej od Requiem i troszkę niżej niż kolejny tytuł na liście. Nie jest to fatalna produkcja, ale już samo jej istnienie budzi wątpliwości. Po śmierci Ripley w finale Obcego 3 wydawałoby się, że jej historia dobiegła końca. Jednakże w świecie sci-fi wszystko jest możliwe – i tak oto udało się odzyskać DNA naszej bohaterki i sklonować ją… razem z embrionem królowej Obcych, którego nosiła w swoich brzuchu. To skrajnie idiotyczny pomysł, niestety nie jedyny w tym filmie. Postanowiono bowiem odebrać Ripley to, co definiowało jej postać w poprzednich filmach – człowieczeństwo. Z wyjątkiem jednej mocnej sceny z laboratorium pełnym nieudanych hybryd człowieka z Obcym nasza bohaterka zachowuje się jak postać z komiksu. Jest zimna, nieprzyjemna, nie zna strachu, rzuca żartami na lewo i prawo. Z jednej strony rozumiem – to klon, nie osoba, którą wcześniej znaliśmy – ale myślę, że tę różnicę można było pokazać w inny sposób.
Szereg zmian przeszedł również sam Obcy. Niektóre na lepsze, inne niekoniecznie. Nietrafioną decyzją było porzucenie biomechanicznego wyglądu na rzecz powierzchowności bliższej potworowi z bagien. Obcy w pierwszej i trzeciej części był zabójczy, ale elegancki – ten momentami wygląda jak oblepiony śluzem i błotem welociraptor na cracku. Podobać się jednak może poszerzenie jego repertuaru sztuczek o pływanie, a także nietuzinkowa inteligencja, którą przejawia. To wszystko składa się na obraz prawdziwej maszyny do zabijania. Trudniej mi natomiast określić, co sądzę na temat połączenia Obcego i człowieka, tzw. newborna. Nie wygląda on przerażająco, ale budzi pewien niepokój i odrazę. Jest przy tym mocno groteskowy, a to określenie oddaje też w dużej mierze ton filmu. To kuriozalna mieszanka horroru z komedią; grozy z kiczem. Przerysowane postaci (z ciekawą bohaterką-androidem graną przez Winonę Ryder), dziwaczna praca kamery, dialogi rodem z kina akcji lat 80. (co miało jeszcze sens i pasuje do tonacji Decydującego starcia Camerona) – mam wrażenie, że z klimatem serii więcej wspólnego ma pierwszy Alien vs. Predator.