search
REKLAMA
Zestawienie

NAJGŁUPSI bohaterowie w filmach SCIENCE FICTION

Najgłupsi i jednocześnie najgorsi moralnie – tak by można podsumować bardzo dużo produkcji science fiction.

Odys Korczyński

29 grudnia 2023

REKLAMA

Najgłupsi i jednocześnie najgorsi moralnie – tak by można podsumować bardzo dużo produkcji science fiction, w których jest mocno zarysowany podział na dobrych i złych. Ci źli przecież muszą z jakiegoś powodu zostać pokonani. Czasem jednak zdarza się, że to główny i pozytywny bohater jest niezbyt mądry, a mimo to potrafi zjednać sobie widzów. Wszystko zależy od tego, jak dana postać została napisana, i czy w jej braku inteligencji można odnaleźć nieco życiowej mądrość, a nawet głębszej refleksji nad otoczeniem. Jak pokazują wybrane w tym zestawieniu postaci, to wcale nie inteligencja bywa w życiu najważniejsza, żeby je godnie i szczęśliwie przeżyć i na dodatek stać się dla innych wzorem do naśladowania.

John Spartan, „Człowiek demolka” (1993), reż. Marco Brambilla

Sylvester Stallone kiedyś zapowiadał, że powstanie Człowiek demolka 2. Nie ma jednak oficjalnych informacji na temat sequela. To, że John Spartan znalazł się w tym zestawieniu, wcale nie oznacza, że jego gliniarska prostota, jakże stereotypowa dla kina akcji, jest czymś negatywnym. Umieszczając jednak Spartana na drabinie inteligencji i skomplikowania osobowości wśród innych postaci z kina SF, musi on znaleźć się dość nisko. Nie jest ani naukowcem, ani genialnym replikantem. Nie jest nawet oficerem policji. Wyznaje stare metody ścigania przestępców, które często łączą się z licznymi zniszczeniami. Nie jest również typem mówcy snującego refleksje nad skomplikowaniem świata przeszłości i przyszłości. Generalnie Spartan jest dinozaurem, ale pozytywnym, dobrym, godnym zaufania, przystępnym dla widza, przez co dla wielu stał się bohaterem kultowym.

Joe Bauers, „Idiokracja” (2006), reż. Mike Judge

Inteligencja zależy od punktu odniesienia dla oceny, od średniej akceptowanej w danej rzeczywistości; w czasach współczesnych bohaterowi okazało się, że jest on zupełnie przeciętny. Nie ma więc żadnych szans na stanie się wzorcem dla kolejnych pokoleń, ale minęło kilka wieków i sytuacja się zmieniła. Przeciętniak bez charyzmy okazał się genialny, jednak oceniając Joego obiektywnie, na tle bohaterów kina science fiction, może on być tylko komediowym wzorcem. Jest zbyt zwykły, żeby mógł stać się kultowym archetypem, którego wizerunki będą na plakatach, naklejkach, figurkach itp. Stąd Joe jest obecny w tym zestawieniu jako może nie najgłupsza postać SF, lecz wyjątkowo przeciętna, której tylko gatunek filmu dał szansę na główną rolę w historii. Najgłupszy byłby bez wątpienia prezydent USA z Idiokracji, więc trzeba o nim wspomnieć, jak i o świetnej roli Terry’ego Crewsa.

Drax, „Strażnicy Galaktyki”, (2014), reż. James Gunn

Draxowi zdarzyło się wiele sytuacji, w których nie zdawał sobie sprawy, że potrafi się tak kreatywnie zachować. Nie jest on geniuszem w żadnej dziedzinie, lecz może być znakomitym wsparciem. Jego ścieżki myślenia są proste, a oceny dosłowne – co np. widać zwłaszcza w świątecznym odcinku specjalnym Strażników Galaktyki. Drax nie pojmuje metapoziomowych wypowiedzi, ale mimo wszystko się go uwielbia. Z powodzeniem można go mieć przy boku jako przyjaciela w najtrudniejszych sytuacjach. Gdyby potrafił na dodatek to, co np. umie Hulk (prócz siły rzecz jasna), straciłby cały swój urok zagubionego we mgle dziecka, które z nieskrępowaną ciekawością odkrywa, do czego służy świat.

Thor, „Thor: Miłość i grom” (2022), reż. Taika Waititi

A teraz zadam nieco zaczepne pytanie: Czy Taika Waititi zrobił z Thora idiotę lub błazna, lub kogoś w rodzaju wioskowego idioty w grupie Avengers? Czy może Thor na tle innych Marvelowskich superbohaterów taki po prostu jest, a Waititi tylko zaprezentował nam jego autentyczną twarz? Bo gdyby tak się nad nim zastanowić, to jakaś wysublimowana inteligencja mu do niczego nie jest potrzebna. Właściwie, jeśli dysponuje boską siłą, wystarczy, żeby intelektualnie był przeciętny, a i tak się obroni – wystarczy trochę sprytu, doświadczenia oraz wiary w siebie, a tego Thorowi nie brakuje.

Komediant, „Watchmen. Strażnicy” (2009), reż. Zack Snyder

Niewiele o nim wiadomo. Urodził się gdzieś w latach 20. XX wieku. Nie miał łatwego dzieciństwa ze względu na stosujących przemoc rodziców. W jego naturze nie wykształcił się żaden kręgosłup moralny, lecz tylko gniew skierowany na przestępców, ale z czasem również na ich ofiary, niewinnych ludzi. Komediant więc stał się anarchistą, chociaż chciał się odbić od rodzicielskiej przemocy, zakładając maskę i walcząc na ulicach o sprawiedliwość. Najgłupszy z pewnością, nawet wśród Strażników, chociaż jakimś cudem udało mu się odkryć plan Ozymandiasza, za co poniósł całkiem efektowną śmierć.

Ninja, „Chappie” (2015), reż. Neill Blomkamp

Kiedy byłem na seansie w kinie, nie znałem grupy Die Antwoord. Poznałem ich nieco później i zupełnie przypadkiem. Nie wiedziałem również o oskarżeniach wysuwanych wobec Ninji oraz Yolandi. To jednak ich życie osobiste, a nie film. Moja ocena jego w fikcyjnym świecie z tą i bez tej wiedzy, byłyby jednak podobne. Może niesmaku byłoby tylko więcej. Ninja to płytki bohater, skłonny do złego, ale i ostatecznie zdolny do wybrania właściwej strony. Nie wspomina się go jednak dobrze. Szorstko zagrana postać przez nadaktywnego psychoruchowo osobnika, który zbyt dużo próbował twardych narkotyków.

Leon Kowalski, „Łowca androidów” (1982), reż. Ridley Scott

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Leon to replikant typowo od czarnej roboty. Silny, niewykazujący zdolności do refleksji nad żadnymi zasadami moralnymi, aczkolwiek zdolny do trzymania się w grupie i obrony tzw. swoich. Jego emocjonalność w chwili śmierci z rąk Rachael była na poziomie małoletniego dziecka, czego przykładem był brak kontroli swojego zachowania podczas testu Voighta-Kampffa. Na pytanie o matkę Leon zareagował radykalnie, strzelając do testującego. Nie miał przecież matki, a bardzo chciał. Nie mógł więc o niej niczego opowiedzieć, a tym bardziej dzielić się z kimkolwiek swoimi marzeniami o nieprzeżytym dzieciństwie.

Biff Tannen, „Powrót do przyszłości” (1985), reż. Robert Zemeckis

Powiedzieć, że Biff był wredny, to za mało. Biff jest podły, małostkowy, zdesperowany, niemoralny i zdolny do najgorszych zbrodni, co zresztą pokazuje Powrót do przyszłości II. Jego głupota jednak nie jest tożsama z nierozgarnięciem w rzeczywistości, zwłaszcza jeśli Biffa ktoś popchnie, wymyśli mu jakiś sposób na siebie. Biff będzie się tego trzymał i sobie poradzi. Nie jest jednak jednostką kreatywną. Interesują go wyłącznie najprostsze rozwiązania. Postrzega otaczający go świat również prosto, wręcz podstawowo, na zasadzie „silniejszy wygrywa”. Obiektywnie można ocenić jego postać jako jedną z najlepiej skonstruowanych wśród antagonistów w fantastyce naukowej. Głupota Biffa – lub może lepiej powiedzieć, że jego prostactwo – oddziałuje na widza mocno, to znaczy w ten właściwy sposób, żeby mieć do niego silny stosunek emocjonalny.

Ultron, „Avengers: Czas Ultrona” (2015), reż. Joss Whedon

Ultron jest sztuczną inteligencją, której udało się uniezależnić i przybrać robotyczną, humanoidalną formę. Posiada jednak umysłowość dziecka, podobnie zresztą jak Leon Kowalski z Łowcy androidów. Pamiętajmy jednak, że taki jest Ultron wyłącznie w filmie. W komiksach jego charakter jest dużo głębszy. Nie wygłasza wątpliwie filozoficznych monologów w stylu tych o ulepszaniu świata poprzez zagładę ludzi i jednocześnie zdziwieniu, że są jacyś tacy mali ludzie, których nazwy nie pamięta (dzieci). Filmowo Marvel zrobił z niego antagonistę-głupka, którego łatwo pokonać.

Zorg, „Piąty element” (1997), reż. Luc Besson

Największą głupotą Zorga jest wyobrażanie sobie, że można współpracować z czymś, co nazywa się „Wielkie Zło”, żeby obrócić ludzką cywilizację w ruinę i mieć nadzieję, że ten biznes się opłaci, skoro jest się człowiekiem. Kolejną głupotą jest dobranie sobie w tak „ważnym” biznesie jako siepaczy wyjątkowo głupich Mangalorian, brutalnych, prostackich, niepojmujących nic poza siłą fizyczną. I jak to zdobycie „piątego elementu” ma się powieźć? Gdyby film nie był komedią, Zorg zasłużyłby na miano jednego z najgorszych antagonistów w historii gatunku SF. Na szczęście Piąty element jest zręcznie napisaną komedią, więc można się tylko śmiać z głupoty Zorga i bezmyślności jego pozaziemskich najemników.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA