Matador. Almodóvar tym razem na serio
Wśród fanów Almodóvara nie ma zgody, kiedy kończy się wczesny Almodóvar, a zaczyna późny. Osobiście uważam, że ten słup graniczny stanowi właśnie Matador. Chociaż w samym filmie nie brakuje groteski ani mocno przerysowanych postaci i sytuacji, to jednak w porównaniu z wcześniejszymi produkcjami Hiszpana, jak chociażby Labiryntem namiętności czy Pośród ciemności, obraz ten jest znacznie poważniejszy, dojrzalszy i zdecydowanie głębszy. Mimo że w dorobku Almodóvara bez problemu można znaleźć produkcje bardziej udane, Matador niewątpliwie zajmuje w jego filmografii miejsce wyjątkowe.
Nie tylko w filmografii Almodóvara zresztą. W Matadorze po raz drugi u tego reżysera pojawia się Antonio Banderas, tym razem w znacznie ważniejszej roli niż w Labiryncie… Banderas podczas kręcenia Matadora nie był już człowiekiem znikąd, choć nie da się ukryć, że dopiero stał u progu wielkiej kariery. Kreacja Banderasa jest zdecydowanie jednym z najjaśniejszych punktów tego obrazu. Widać, że aktor świetnie zrozumiał intencje reżysera i włożył w tę rolę sporo siebie. A postać nie była wcale łatwa – Angel to młody chłopak, wychowywany przez członkinię Opus Dei, która na wszelkie sposoby podsyca w nim poczucie winy. W jej mniemaniu poczucie winy powinno stanowić nieodłączną część życia każdego dobrego katolika. Angel ma w sobie mnóstwo sprzeczności – brak mu odwagi, aby przeciwstawić się matce czy kościołowi, jednak doskonale czuje się w roli przyszłego matadora i stać go na nieprzemyślaną agresję.
Angel jest uczniem Diego – legendarnego matadora, który wskutek kontuzji na arenie nie może wykonywać swojego zawodu. Diego odczuwa intensywny pęd ku śmierci. Jako matador mógł rozładowywać go podczas zmagań z bykami, jednak po odniesieniu kontuzji musi znaleźć inne ujście dla swoich skłonności. Zaczyna więc mordować ludzi, w tym swoje uczennice.
Matador jest opowieścią o miłości Diego i Marii – pani adwokat, która podobnie jak Diego odczuwa potrzebę zabijania. Maria to postać nie mniej dziwna od Angela czy Diego, jednak w porównaniu z nimi wydaje się nieco niedopracowana, mimo że gdybyśmy mieli zhierarchizować pojawiające się w filmie osoby, musiałaby znaleźć się na drugim miejscu. Możliwe, że Almodovar próbował tu stworzyć żeński odpowiednik Diego zamiast autonomicznej postaci. Na jej tle znacznie ciekawiej prezentuje się Eva Cobo w roli Evy, sąsiadki Angela i narzeczonej Diego. Eva jest interesująca zarówno jeśli chodzi o treść, jak i o formę – to znerwicowana modelka, która towarzyszące jej emocje przedstawia nie tylko głosem, gestami i mimiką, ale również ubiorem. Jej metamorfozy robią ogromne wrażenie, za co niewątpliwie brawa należą się nie tylko jej, ale również odpowiedzialnemu za kostiumy Josému Maríi de Cossío.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Matadorze postaci drugoplanowe wyszły Almodóvarowi lepiej niż główni bohaterowie. Na tle Banderasa i Cobo Nacho Martinez i Assumpta Serna grający odpowiednio Diego i Marię wypadają po prostu blado. Niewykluczone zresztą, że to celowy zabieg Almodóvara – Hiszpan ma skłonności do przewrotnych zagrań, więc nie zdziwiłbym się, gdyby specjalnie uczynił hierarchię ważności bohaterów niejasną.
Matador to film, który stanowił przełom zarówno w karierze Banderasa, jak i Almodóvara. Ten pierwszy po raz pierwszy miał okazję zagrać tak ważną rolę, ten drugi natomiast po raz pierwszy nakręcił film, który trudno byłoby uznać za komedię. Obraz ten ma wszystko, co u Almodóvara uwielbiam – inteligentny, choć zupełnie nierzeczywisty scenariusz, interesujące postaci, sceny świadczące o ogromnej odwadze twórcy i niezwykle wyrafinowane poczucie humoru. Hiszpan tym razem dostarczył ich jednak nieco mniej niż zwykle. Matador jest bez wątpienia świetnym filmem, jednak do miana arcydzieła trochę mu brakuje.
korekta: Kornelia Farynowska