KIRK DOUGLAS. Ostatni świadek Złotej Ery
Tekst z archiwum Film.org.pl
Ostatni spośród gigantów Złotej Ery Hollywood kończy dziś sto lat. Był jednym z najczęściej występujących aktorów lat pięćdziesiątych, pojawiającym się w średnio trzech dużych produkcjach rocznie. Uchodził – jak wielu ówczesnych gwiazdorów – za trudnego w obyciu, a jednak nie przeszkodziło mu to we współpracy z największymi reżyserami: Johnem Sturgesem, Williamem Wylerem czy Stanleyem Kubrickiem. Kirk Douglas, urodzony 9 grudnia 1916 roku jako Issur Daniłowicz Demski, jest ostatnim łącznikiem pomiędzy współczesnością a czasem największej świetności amerykańskiego kina.
***
Był kwiecień 1966 roku. Dla wielu studentów łódzkiej szkoły filmowej ten dzień był jednym z najbardziej wyjątkowych w ich życiu. W legendarnej dziś instytucji przy ul. Targowej pojawił się sam Kirk Douglas, opromieniony sukcesami swych ostatnich filmów, Cień olbrzyma i Czy Paryż płonie?. Krótka etiuda Marka Piwowskiego i Feriduna Erola upamiętnia tę wizytę w ten unikalny, sentymentalny sposób, dzięki czemu ów półbóg, gwiazdor z nieosiągalnego dla uciemiężonych socjalizmem Polaków hollywoodzkiego Olimpu, na moment stał się zwykłym śmiertelnikiem, prezentującym studentom łódzkiej Filmówki sposoby kręcenia sekwencji walki i kilka innych sztuczek z amerykańskich planów filmowych. Welcome Kirk, praca zaliczeniowa ówczesnych studentów III roku reżyserii, sprowadza postać dzisiejszego jubilata do poziomu zwykłego, choć diabelnie utalentowanego śmiertelnika. Trzy dekady później Erol, już bez pomocy Piwowskiego, nakręcił Kirk Douglas. 30 lat później, osiemnastominutowy dokument, którego bohaterami są wszyscy uczestnicy pamiętnego spotkania z Kirkiem, poza samym aktorem, wówczas już osiemdziesięciojednoletnim.
***
Dzisiejsze czasy mają to do siebie, że jeżeli nie zajmiesz się spełnianiem swych marzeń już w okresie dorastania, później może być ci bardzo trudno. Dotyczy to sportu, muzyki, ale także kina, gdzie coraz młodsi aktorzy zyskują uznanie i popularność. Teraz, gdy gwiazdami kina często stają się nastolatki, niewiarygodnym wydaje się to, że Kirk Douglas debiutował przed kamerą w wieku trzydziestu lat. O aktorstwie zaczął jednak myśleć znacznie wcześniej – podobno stało się to wtedy, gdy po raz pierwszy stanął przed publicznością jako przedszkolak, recytując wiersz The Red Robin of Spring. Wtedy to rozkochał się – zupełnie jak bohater Mistrza z 1949 roku – w aplauzie, który zgotowała mu publiczność. Rozkochał się do tego stopnia, że chciał go słyszeć bez przerwy, gdziekolwiek się nie pojawi. By to osiągnąć, musiał zostać legendą – i tak też zrobił.
Podobne wpisy
W szkole średniej i podczas studiów na St. Lawrence University – na które nie miał pieniędzy, a dostał się tylko dlatego, że osobiście przekonał do siebie dziekana – otrzymywał wyróżnienia za swe kreacje aktorskie. Grał bez opamiętania, działalność w szkolnych kołach dramatycznych pochłaniała go bez reszty. To jednak tylko jedna strona medalu – rodzina Demskich żyła w skrajnym ubóstwie, a Izzy – jak mówiono na niego, zanim został Kirkiem i sławnym aktorem – imał się czterdziestu różnych zajęć, by przeżyć. Chcąc utrzymać się na uniwersytecie, zaciągnął pożyczkę, którą spłacał, pracując jako ogrodnik i dozorca. Przy okazji próbował także swoich sił w zapasach, osiągając wysoki poziom, dzięki czemu był w stanie zarabiać na tym podczas specjalnych pokazów. Wkrótce jednak jego los się odmienił – American Academy of Dramatic Arts w Nowym Jorku, dostrzegając wielki talent drzemiący w młodym Demskim, zaproponowała mu stypendium, które odegrało kluczową rolę w życiu dzisiejszego Kirka Douglasa. Nie tylko dlatego, że pozwoliło mu rozwinąć się aktorsko pod okiem najlepszych pedagogów w branży, nie dlatego, iż właśnie tam spotkał swą pierwszą żonę, Dianę Dill, matkę Michaela i Joela Douglasów, ale także ze względu na inne, kruche dziewczę, które Izzy poznał w nowojorskiej szkole. Zwała się Betty Joan Perske, a świat zachwycił się nią w 1944 roku, kiedy to brawurowo zadebiutowała – już jako Lauren Bacall – w Mieć i nie mieć Howarda Hawksa.
To właśnie Betty wprowadziła dawnego kolegę ze szkoły na filmowe salony. Przetarła szlak, po którym błyskawicznie i z ogromną pewnością siebie podążył Izzy, znany już światu jako Kirk Douglas, które to personalia przyjął na początku lat czterdziestych XX wieku, kiedy to zaciągnął się do armii amerykańskiej, by walczyć na wojnie. Służył jako oficer łączności w jednostce walki przeciwpodwodnej aż do 1944 roku, kiedy ze względu na obrażenia wojenne został zwolniony ze służby. Wrócił wówczas do grania w niewielkich i zazwyczaj nieudanych spektaklach na Broadwayu, gdzie tak naprawdę nigdy nie udało mu się zaistnieć.
W felietonie napisanym dla Huffington Post w 2014 roku, a więc w wieku dziewięćdziesięciu ośmiu lat, Kirk Douglas przyznał, że choć jego kariera filmowa ułożyła się wspaniale, to swój dorobek sceniczny musi uznać za porażkę. Nieraz wydawało się, że Broadway może wreszcie zaakceptować Izzy’ego – w latach 1941–1946 kilkukrotnie podejmował próby zaistnienia na najsłynniejszych nowojorskich scenach, występując m.in. w Trzech siostrach Czechowa czy The Wind is Ninety, gdzie wcielił się w nieznanego żołnierza I wojny światowej, zbierając pierwsze dobre recenzje. To był jednak łabędzi śpiew Kirka-niedoszłej gwiazdy Broadwayu – po debiucie w Dziwnej miłości Marthy Ivers Lewisa Milestone’a w 1946 roku rzucił się w wir pracy na planach filmowych, na której brak nie mógł narzekać przez wiele kolejnych lat. Dopiero w 1963 roku, gdy nabył prawa do słynnej książki Kena Kaseya Lot nad kukułczym gniazdem, ponownie spróbował swych sił na Broadwayu i choć udało mu się utrzymać spektakl w repertuarze przez pół roku, a oprócz Kirka w obsadzie był m.in. Gene Wilder, napisana przez Dale’a Wassermana sztuka nie stała się sukcesem. W przeciwieństwie do wersji kinowej z 1975 roku, wyprodukowanej przez syna Kirka, Michaela, wyróżnionej Oscarem w kategorii najlepszy film.
Film Milestone’a, w którym Douglas senior zagrał od razu główną rolę i to obok Barbary Stanwyck, jest bodaj jedynym, w którym aktor znany niegdyś jako Izzy Demski wciela się w słabego, skazanego na porażkę mężczyznę. W Dziwnej miłości Marthy Ivers Kirk stworzył kreację męża tytułowej bohaterki, związanego z nią mrocznym sekretem z przeszłości. Słaby psychicznie, niewylewający za kołnierz prokurator to postać, którą trudno porównać z jakąkolwiek późniejszą rolą Douglasa – symbolu niezłomności, pewności siebie, swoistej „opokowości”. Już bowiem kolejny występ Kirka, w doskonałym czarnym kryminale Człowiek z przeszłością Jacques’a Tourneura, charakteryzowała niesamowita charyzma i magnetyzm, sprawiające, iż nieopierzony jeszcze wówczas aktor we wspólnych scenach z Robertem Mitchumem całkowicie przyćmił młodszego o rok, ale dalece bardziej doświadczonego kolegę. Film Tourneura, perfekcyjnie realizujący recepturę podręcznikowego dzieła noir, ustanowił także pewien estetyczny standard wizerunku Douglasa-aktora, obowiązujący od Człowieka z przeszłością co najmniej do końca dekady lat pięćdziesiątych. Choć oczywiście Kirk wcielał się najróżniejsze postaci – kowbojów, żołnierzy, bokserów – niemal w każdym z licznych obrazów, w których się pojawiał, miał okazję wystąpić w garniturze. Niechby to była zaledwie jedna scena – Douglas kochał pokazywać się w szerokim, dwurzędowym garniturze, któremu akompaniował nieskazitelny, zawadiacki uśmiech aktora. Dziś właśnie z tym kojarzy nam się Douglas senior (a po części także i jego syn Michael): poczciwa, silnie zarysowana twarz, prezentująca pełne uzębienie w wesoło-niepokojącym grymasie. W kolejnych latach ten mimiczny niezbędnik Kirka okaże się nieodzowny w kreowaniu silnych, choć nie zawsze dobrych i często przegranych postaci.