GWIEZDNE WOJNY – oceniamy stare i nowe filmy
Rafał Oświeciński
Do Gwiezdnych Wojen mam stosunek dość ambiwalentny. Z jednej strony mam do nich wielki sentyment, który pamięta mój dziecięcy zachwyt, oraz szacunek, bo na podobnej zasadzie fascynuje mojego 6-letniego syna. Z drugiej jednak strony nigdy nie nazwałbym siebie gwiezdnowojennym fanbojem, a moja przygoda z filmami Lucasa nigdy nie sprowadzała się do wielokrotnego sięgania po Sagę. Ot, raz czy dwa każdą część i dopiero niedawno, z racji totalnego szaleństwa dziecka, jestem niejako zmuszony do częstszego zaglądania w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Całe szczęście, że mój mały wybiera – i to zdecydowanie – tę właściwą trylogię, a nie przepada za prequelami Lucasa. Wierzcie lub nie, ale nie musiałem naprowadzać go na właściwy tor, był to całkowicie naturalny wybór związany z obiektywnymi przesłankami. Bo stara trylogia to po prostu ciekawi, charakterystyczni bohaterowie, prosta i intrygująca fabuła, R2D2 i C3PO, Han Solo i Darth Vader. Nowa trylogia to z kolei znakomite pojedyncze sceny, niezrozumiałe tło polityczne, mało ciekawi bohaterowie (pomijając Obi-Wan Kenobiego) i ambitny (choć niesamowicie naiwny) portret przechodzenia Anakina Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy. Jakościowa przepaść jest ewidentna i nie są w stanie przypudrować jej ani efekty specjalne, ani miłość do Gwiezdnych Wojen.
Mroczne Widmo – 6/10 – Skupianie uwagi na najmłodszych widzach nie oznacza, że wypada serwować naiwne, kolorowe bajeczki ni to dla fanów (inny ton historii, nieciekawi bohaterowie), ni dla dzieci (polityczne tło). Wyścig podów to jedna z najfajniejszych scen w ogóle, ale to za mało.
Atak Klonów – 5/10 – Mało wizualnych fajerwerków? To Lucas docisnął pedał gazu i postawił na feerię efektów specjalnych, w tle których ledwo można dostrzec sensowny scenariusz. Najsłabsza część z najbardziej żenującymi scenami miłosnymi w historii kina.
Zemsta Sithów – 8/10 – Skok jakościowy. Intrygująca przemiana Anakina i w ogóle skupienie uwagi na rozwoju wszystkich postaci, nadanie większości bohaterów konkretnych cech charakteru.
Nowa nadzieja – 10/10 – Prosta, fascynująca od pierwszych minut historia z genialnym wprowadzeniem każdej z postaci. Oglądanie po nowej trylogii, to jak uderzenie obuchem w głowę – inny, surowszy klimat, luz, zabawa.
Imperium kontratakuje – 10/10 – Znakomite rozwinięcie wątków każdego z bohaterów, fascynujące plenery, świetne dialogi i perfekcyjne zarysowanie rebelianckiego tła.
Powrót Jedi – 9/10 – Nie wiem, jakim cudem znalazły się tutaj sceny w rodzaju imprezy u Jabby i u Ewoków – obie jak z innej bajki – natomiast to godne, atrakcyjne zamknięcie historii. Może trochę na skróty, można było lepiej, ale to, co jest, i tak wygląda i brzmi świetnie, a napisy końcowe budzą smutek, że to koniec.
Przebudzenie mocy – 8/10 – Nowe otwarcie na nowe czasy – w bardzo klasycznym stylu przywołującym na myśl Nową Nadzieję. I nie tylko chodzi o formę, która unika przesady i sztuczności jak w epizodach I-III, ale również w podobieństwie fabularnym. Nowi bohaterowie, którzy nie do końca wiedzą, kim są; nowi źli, którzy nie są tak demonicznie źli, jakby się mogło wydawać. Pustynia, roboty, Sokół Millenium i Han Solo – J.J. Abrams ewidentnie żeruje na sentymentach. I dobrze! To dynamicznie opowiedziany kawałek większej historii bez większych wpadek i ze szczyptą dobrze znanej gwiezdnej magii. Świetne kino.
Maciej Niedźwiedzki
Niestety, ale od Gwiezdnych Wojen trochę się oddalam. W dzieciństwie trzy kasety VHS zajechałem na śmierć. Przedszkole? Istniały tylko Star Wars. Podstawówka? Całą spędziłem bawiąc się w Hana Solo. Później zaczęły mi być raczej obojętne. Oddalając się od samych filmów, coraz bardziej dostrzegałem kulturową wagę tej historii. Epopei na miarę Iliady i Odysei. Nie zbyt dobrze bawiłem się w trakcie wszystkich pościgów, bitew między Imperium a rebeliantami. Za dużo tu naiwności i banałów, drażniących głupotek. Szturmowcy mają super stroje – to fakt – ale to niegroźne tarcze, które istnieją tylko po to, by je zestrzelić. Nawet przygodowa, umowna konwencja ich nie ratuje. Wielki konflikt zbrojny w epizodach IV, V, VI uważam za nieudany i banalny. O dziwo, w prequelach, wywołuje on u mnie dużo większe emocje. Wydaje się logiczniej poprowadzony, zmyślniej zainscenizowany. Wiem, że to wszystko CGI, że to nie praktyczne efekty specjalne (tak bardzo pożądane). Dla mnie to jednak nie argument. Wolę gdy ma coś większy sens, mimo że jest zrobione na skróty, niż gdy razi naiwnością, choć jest fizycznie na planie obecne. Mniejsza o to. To dla mnie tylko scenografia i dodatki do głównego dania.
Za co kocham Star Wars? Za tę moc, tak bardzo obecną i wylewającą się ekranu. Za to czym złączeni ze sobą sobą Luke, Leia, Obi Wan, Yoda i Darth Vader. Konflikt na linii Sithowie-Jedi wygrany jest z ogromnym wyczuciem i inteligencją. Odczuwam wręcz wiązki mocy, które przenikają przez ekran i oplatają mój pokój. Nie wiem jak powstaje ta magia, nie wiem skąd wypływa ten czar. Gwiezdne wojny to momentami metafizyczne doświadczenie. Spora ilość nietrafionych pomysłów zmieszana jest z miejscami kinem natchnionym, kinem magicznym.
Mroczne Widmo 4/10 – Plus za Dartha Maula, niewykorzystanego tak jak na to zasługiwał, ale samym wizerunkiem przyciąga uwagę. Całkiem przyzwoity wyścig. Dobry Ewan McGregor jako młody Obi Wan. Reszta filmu? Wyleciała mi całkowicie z głowy. Widziałem ten film tylko dwa razy w życiu.
Atak Klonów 2/10 – Pamiętam kilka koszmarnych scen miłosnych. Nieznośnego Haydena Christensena, sztuczną Natalie Portman oraz mało precyzyjną, chaotyczną fabułę. Byłem na tym filmie raz w kinie, później już nie oglądałem.
Zemsta Sithów 8/10 – Dopiero w tej części udało się Lucasowi wskrzesić moc. Kilka doskonałych scen: walk na miecze i dialogów. Christensen mnie przekonuje. Świetny McGregor. Zemsta Sithów rusza mnie emocjonalnie. Zależy mi na losach jej bohaterów. Aranżacje muzyczne zapadają w pamięć.Regularnie wracam do III części.
Nowa Nadzieja 8/10 – Za samo ujęcie gdy Luke patrzy na dwa zachodzące słońca ocena tego filmu idzie zdecydowanie w górę. To jedno z tych najbardziej mistycznych ujęć w historii kina. To coś niesamowitego. Świetnie poprowadzona ewolucja psychologiczna Luke’a. Dobry film, ale obecnie rzadko do niego wracam.
Imperium Kontratakuje 10/10 – Tak, to arcydzieło. Nie potrafię się do niczego doczepić. Często zbieram szczękę z podłogi w trakcie seansu. Wspaniałe wprowadzenie Yody, najsłynniejszy twist fabularny ever. Kino mięsiste, mądre i wspaniale zrealizowane. Moja ulubiona część sagi.
Powrót Jedi 6/10 – Piękne zwieńczenie dwóch poprzednich części. Inaczej. Piękne, wzruszające ostatnie 30 minut. Psychologiczna walka między Imperatorem, Vaderem i Lukiem to mistrzostwo scenopisarstwa. Jeśli oglądałbym ponownie to chyba tylko ten fragment filmu, bo szczerze powiedziawszy trochę boję się obejrzeć cały film, by się nie rozczarować. Nie wiem kiedy wrócę do Powrotu Jedi. Nie chcę zniszczyć w sobie tego uczucia, którym darzę całą trylogię. Wolę na razie utrzymać nostalgiczny dystans. To moje poświęcenie kinomana, dzieciaka wychowanego na Gwiezdnych wojnach.
Przebudzenie Mocy 6/10 – Sympatyczny przygodowy film, choć niewiele więcej. W Gwiezdnych wojnach najmniej interesują mnie gwiezdne pościgi, strzelaniny i ucieczki. Nawet totalny międzygalaktyczny konflikt między zbrojnymi siłami Imperium a rebeliantami nie wzbudza we mnie tak dużych emocji. Zawsze oczekuję na kameralne sceny rozmów, tej zadumy (takie jak Luke’a z Yodą czy z Obi-Wanem), na wspaniałe ujęcia jak to, gdy Luke spogląda na zachodzące dwa słońca. Wtedy te filmy nabierają ogromną, niepowtarzalną siłę. Oczywiście trzeba dobrać odpowiednie proporcje między tymi dwoma tonacjami. Uważam, że niestety w Przebudzeniu Mocy były one poważnie zachwiane. Na moją niekorzyść. Dlatego z filmu wyszedłem z dużym niedosytem.
Jacek Lubiński
Należę do pokolenia, dla którego GW (lub SW) to przede wszystkim kawałek dzieciństwa zahaczający o okres dojrzewania. Dlatego też oryginalna trylogia przede wszystkim, nawet jeśli po latach coraz bardziej wychodzą na wierzch jej mankamenty, trudno jechać po tym kanonie – swoistym symbolu Kina Nowej Przygody. Trudno również przyjąć było na klatę nowe filmy, wobec których oczekiwania były dosłownie kosmiczne, a tymczasem efekt finalny mocno oziębił związek z tym uniwersum. Na kolejne trzy filmy czekam więc bardziej z umiarkowaną ciekawością, niż wypiekami na twarzy, choć wizyta w kinie obowiązkowa. A tymczasem…
Mroczne Widmo / Atak Klonów / Zemsta Sithów – 5/10 – nie stawiam się w gronie ani wielkich zwolenników, ani też hejterów tych filmów. Są dla mnie po prostu przeciętne, choć gdy wchodziły do kin były oczywistymi rozczarowaniami. O każdym z nich mógłbym w sumie napisać tyle samo dobrego, co złego, dlatego też wszystkie oceniam podobnie i traktuję raczej wzruszeniem ramion. Nie wracam też do nich specjalnie, a jeśli już, to raczej do konkretnych scen/fragmentów (jak pojedynek z Maulem – poszatkowany niestety scenami równoległej bitwy). Inna sprawa, że przez kuriozalną politykę wydawniczą Lucasa ostatnimi laty w ogóle nie powracam do tego świata, gdyż został mi on brutalnie odebrany.
Nowa Nadzieja – 9/10 – Bez niespodzianek. Fabuła naiwna i pretekstowa, a całość już w momencie premiery była schematyczna do bólu. Ale jak się to ogląda! Jaki to ma klimat! Bohaterów! No i efekty, jakie nic a nic się nie postarzały. Kwintesencja filmowej fantastyki.
Imperium Kontratakuje – 10/10 – Zdecydowanie best of the best sagi. Najciekawsza i jednocześnie najmroczniejsza część, doskonale poprowadzona i świetnie rozpisana (zwłaszcza wymiany zdań między Leią i Hanem błyszczą). Wiadomy twist nadal robi emocjonalne wrażenie, pościg w polu asteroidów to perfekcyjne sprzężenie wszystkich elementów, za które tak wielbi się dzieło Lucasa na całym świecie, do ekipy dołączają kolejne nieśmiertelne postaci (Fett!), a od Marszu imperialnego można się uzależnić. Ideał.
Powrót Jedi – 9/10 – Kiedyś moja ulubiona część, choć Ewoki już w dzieciństwie budziły kontrowersje. Obecnie stawiam ją na równi z Epizodem IV, choć pod wieloma względami znajduję tu więcej dobra i scen, do jakich mam ochotę wracać raz po raz (chociażby “It’s a trap!“). Przesłodzony finał nieco zabija ostateczne wrażenie, ale już chociażby sam pojedynek Vadera z Lukiem to wizualna perełka. Generalnie solidne zwieńczenie (ońgiś) trylogii.
Przebudzenie Mocy – 9/10 – Fabularnie łatwo pisać o zawiedzionych nadziejach (nowych?), bądź niewykorzystanym potencjale, co zresztą podkreślają przeciwnicy filmu J.J. Abramsa. Tylko co z tego, skoro Przebudzenie Mocy ogląda się wprost fenomenalnie! Technicznie film jest bez zarzutu, zagrany został koncertowo, ma odpowiedni rytm i nie pozwala się nudzić. A co ważniejsze, emocjonalnie trafia w punkt, bezbłędnie uderzając we właściwe tony. Naprawdę udany powrót do tego świata, robiący w dodatku smaka na kolejne części.
Jan Dąbrowski
Będąc w podstawówce, zapytałem starszego o kilka lat kolegę “Dlaczego te roboty nazywają się Er-dwa-de-dwa i Ce-trzy-pe-o?” Przewróciwszy oczyma zwymyślał mnie niewybrednie i zaczął przybliżać całą mitologię, a tym samym zacząłem się stopniowo dokształcać w temacie Gwiezdnych wojen. Epizody IV-VI z czasem zacząłem oglądać coraz częściej, z każdym seansem chłonąc coraz intensywniej stworzony przez Lucasa świat, doceniając techniczną i filmową magię tych produkcji. Do dziś największy sentyment mam do Nowej nadziei – i choć widzę, jak banalna to historia, niebywałe stężenie klimatu i czaru rekompensuje mi każde niedociągnięcie. Ponadczasowość fabuły podana w tak oryginalnej formie okraszona audiowizualną poezją. Dla samych smaczków spod znaku F/X mogę oglądać regularnie i nie przypuszczam, że mi się znudzi. Klasyka, aczkolwiek bez popadania w skrajności, jedynie w sentymenty. Świat Gwiezdnych wojen został poszerzony o inne media, wśród których książki wyrastają czasem na samodzielne, świetne powieści, niemal gotowe scenariusze (Darth Bane Karpyshyna spędza mi noc z powiek do dzisiaj) Mam nadzieję, że JJ Abrams zrobi mi wspaniały prezent przedświąteczny.
Mroczne widmo: 6/10
Jakoś mnie ominęła premiera tego epizodu. Pomysł bardzo mi się spodobał, nawet Ewan McGregor wpasował się w rolę Obi-Wana. Największym plusem jest w nowej trylogii ogromna poprawa pojedynków – Lucas zrezygnował z topornych ciosów na rzecz śmigania i akrobacji – doskonała zabawa, choreografia też niezła. Jednak młody Kenobi to dla mnie jedyna naprawdę ciekawa postać. Równie intrygujący jest Darth Maul, ale raczej ze względu na egzotyczny wygląd tej postaci – nie mamy okazji poznać go lepiej, a szkoda. Niestety film tonie w komputerowym przepychu, który bardziej rozprasza, niż zachwyca. I jeszcze ten Jar Jar…
Atak klonów: 6/10
Ogromny potencjał zamordowany pstrokacizną i głupotami. Lucasa zupełnie poniosło w kwestii nadużywania komputera, aczkolwiek część scenerii jest bardzo ciekawa (ot, taka planeta Geonosis wyglądała świetnie). Postawiono na rozrywkę z politykowaniem na niby, a szkoda. Mając na podorędziu takich aktorów jak Jackson, Lee i McDiarmid można było z każdej rozmowy wycisnąć klimat i kunszt – ale to wymaga dobrego scenariusza, którego nie było. Był za to Hayden Christiansen, który byłby najbardziej irytującą postacią całej prequelowej sagi… gdyby nie było Jar Jara.
A, jeszcze jedno. Nie ma zgody na skaczącego, komputerowego Yodę.
Zemsta Sithów: 8/10
No, w końcu jakaś zmiana na lepsze. Dużo dobrych scen (rozkaz 66, pojedynek Obi-Wana z Anakinem, wejście imperium do świątyni Jedi, klimatowy epilog), McGregor okrzepł w swojej roli, jego Kenobi jest tak dobry, że mógłby z powodzeniem udźwignąć spin-off, gdyby powstał. Generał Grievous też robi wrażenie, ale malutko ma tego czasu ekranowego. Faktyczne pochodzenia Vadera pokazanie nieźle, choć Christiansen nadal zgrzyta koszmarnie (jeśli miał być irytujący, to zasłużył na owacje, bo się udało). Mocne zakończenie pojedynku na Mustafarze, Kenobi i Skywalker są tu świetnie poprowadzeni, można się przejąć. I wszystko fajnie, ale Imperator nie powinien mówić do Yody “mój mały, zielony przyjacielu”. Naprawdę.
Nowa nadzieja: 8/10
W dwóch słowach: sentyment i nostalgia.
Imperium kontratakuje: 9/10
To, co kochamy w kinie najbardziej, czyli bohaterowie w tarapatach. I to poważnych. Wprowadzenie Yody na Dagobah jest wyśmienite – żywy (sic!) dowód na wyższość pacynki nad pikselem. Moc dobrego: bitwa na Hoth, trening Luka, uchylanie rąbka tajemnicy na temat Vadera i jego zwierzchnika. I Solo, który nadal jest uroczym łobuzem. Bardzo dobre dialogi, rozpisanie postaci najlepsze z całej serii. Dotychczas nie udało się popełnić lepszych Gwiezdnych wojen. Czekamy, panie Abrams.
Powrót Jedi: 7/10
Obrodziło strasznie muppetami – i z przodu (jaskinia Jabby) i z tyłu (pluszowe Ewoki). I choć zmagania rebeliantów ze szturmowcami są coraz bardziej emocjonujące, odchodzą na dalszy plan w momencie, kiedy pojawia się Imperator Palpatine. McDiarmid moim zdaniem bije na głowę wszystkich po kolei, niemal zacząłem mu kibicować w pewnym momencie. Szkoda go, bo o ile w prequelach był chwilami groteskowy, to jego obecność w Przebudzeniu Mocy byłaby dla mnie ogromnym plusem dla serii.