search
REKLAMA
Zestawienie

FILMOWE PEREŁKI, które pojawiły się w 2020 roku na VOD

Krzysztof Nowak

3 stycznia 2021

REKLAMA

DLA FANÓW NIETYPOWEGO FORMALNIE KINA ARTYSTYCZNEGO: The Last Black Man in San Francisco

Zdaję sobie sprawę z tego, że na dźwięk słów „kino artystyczne” niektórym więdną uszy, a oni sami od razu uciekają w przeciwnym kierunku. Nie ma w tym zresztą niczego złego – niech każdy ogląda to, co mu się podoba. Dajcie mi jednak szansę, abym i was spróbował przekonać do filmu Joego Talbota, bo kto wie, może akurat ten arthouse przypadnie wam do gustu. The Last Black Man in San Francisco zawiera duże pokłady kina społecznego nierozłącznie związanego z miłością do tytułowego miasta. Miłość tę widać w każdym kadrze, bowiem operator kamery Adam Newport-Berra portretuje je niczym baśniowy zakątek, jak gdyby zaraz produkcja miała przejść w realizm magiczny. Podzielają ją również bohaterowie historii, Jimmie (Jimmie Fails) i Montgomery (Jonathan Majors), przyjaciele od dziecka i wielbiciele wystawnego, zaprojektowanego w stylu wiktoriańskim domu. Obecnie nieruchomość należy do kogoś innego, ale to nie przeszkadza im w roztaczaniu planów co do jej przejęcia. Produkcja zrobiona z miłości do miasta i narracji wizualnej. Kolejny dowód na to, że A24 oddaje swoim twórcom być może największą swobodę artystyczną w branży.

DLA FANÓW DRAMATÓW RODZINNYCH: Żegnaj, mój synu

Dzieło Xiaoshuaia Wanga budzi skojarzenia z innym chińskim filmem z ostatnich lat, Siedzącym słoniem. Poza oczywistymi podobieństwami, czyli metrażem (choć warto nadmienić, że Siedzący słoń jest jeszcze dłuższy, bo trwa blisko cztery godziny) i kilkoma bohaterami równorzędnymi, oba zawierają ogromne natężenie melancholii, dekadencji wręcz. Żegnaj, mój synu opowiada o trzech dekadach z życia pewnej rodziny. Dekadach pod wieloma względami dla nich tragicznymi, gdyż w pewnym momencie Liyun (Mei Yong), żona Yaojuna (Jingchun Wang), zostaje zmuszona do aborcji ze względu na chińską politykę jednego dziecka. Wydarzenie to narzuci ton całej opowieści, a wynikająca z niego posępność nie opuści ekranu niemal do samego końca seansu. Jednocześnie zostanie nam zaprezentowany wieloletni rozwój Chin, które stopniowo – a jednak w ujęciu globalnym zaskakująco szybko – zaczną bogacić się i rozbudowywać. W tym momencie przestrzegam – to nie jest film dla każdego. Już sam czas trwania produkcji (równe trzy godziny) w wielu głowach zapali czerwone lampki ostrzegawcze, a trzeba do tego dodać, że nastrój całości jest mocno depresyjny i wszelkie momenty radości bohaterów reżyser oraz scenarzysta bezlitośnie gaszą. Z drugiej strony to chwytający za serce obraz przemiany gospodarczo-kulturowej Chin. Zdecydujcie sami, czy dacie mu szansę.

DLA FANÓW ROMANSÓW Z PAZUREM: Queen & Slim

Przedstawiona w filmie Meliny Matsoukas historia budzi nieodłączne skojarzenia z Bonnie i Clyde’em. Tak jak wspomniana historyczna para morderców, tak i tutejsi Slim (Daniel Kaluuya) oraz Queen (Jodie Turner-Smith) wyruszają w podróż po Ameryce, jednocześnie uciekając przed ścigającą ich za zbrodnie policją. O ile jednak w przypadku arcydzieła Arthura Penna chodziło o pieniądze, a opowieść o kochankach była punktem wyjścia do antykapitalistycznego przekazu, o tyle sens Queen & Slim wpisuje się w wydarzenia, które odcisnęły piętno na USA roku 2020. Tym razem nie chodzi o pandemię, lecz protesty będące następstwem zabójstwa George’a Floyda oraz stojący za nimi ruch Black Lives Matter. Poza polityczną aktualnością film ma do zaoferowania także znakomite kreacje pary głównych bohaterów, dużo suspensu – szczególnie w scenie zatrzymania randkowiczów – i stylowe, nieprzestylizowane, acz bawiące się symetrią zdjęcia Tata Radcliffe’a. Mniej psychopatyczni, a bardziej świadomi społecznie Bonnie i Clyde na miarę naszych czasów.

Widzieliście już pozycje z listy? Może dodaliście któreś z nich do swojej? A może macie do polecenia inne tytuły? Zapraszamy do dyskusji!

Krzysztof Nowak

Krzysztof Nowak

Kocha kino azjatyckie, szczególnie koreańskie, ale filmami zainteresował się dzięki amerykańskim blockbusterom i ma dla nich specjalne miejsce w swoim sercu. Wierzy, że kicz to najtrudniejsze reżyserskie narzędzie, więc ceni sobie pracę każdego, kto potrafi się nim posługiwać.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA