EXCALIBUR. Nieśmiertelna legenda
Nieśmiertelna legenda o królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu to treść chyba najbardziej wykorzystywana w filmowym gatunku fantasy, a jednocześnie – obok pieśni o szlachetnym łajdaku Robinie z Sherwood – najbardziej atrakcyjna i bogata. To koncept obrośnięty w magię, mit, celtyckie realia i średniowiecznych bohaterów.
Wszystkim wiadomo, iż obie legendy spłodzili bardowie płodnego w tej materii Albionu, ojczyzny druidycznych praktyk, pogańskiego obrządku, krucjat, wielkich rycerzy i nie mniej wielkich władców. O ile zacny Hood, nomen omen zaciekły antagonista brytyjskiej flegmy, bazuje właśnie na średniowiecznych realiach, a magii i innych elementów świata fantasy jest tam niewiele, to już Artur i jego kraj wręcz buchają duchem mistycznej feerii, trzymanym w nadwątlonych i luźnych historycznych ramach.
Legenda
Mit to wielki i ponadczasowy, i nie mowa tu jedynie o jego wielu wersjach, stosach tłustych opowieści i wątków z “Le Morte Darthur” Mallory’ego na czele. To przede wszystkim jedna z najbarwniejszych i najbogatszych (i fabularnie najciekawszych) legend z mitologicznej spuścizny. Nie ma co owijać w bawełnę – przy tym zimnym, ortodoksyjnym, politeistycznym greckim bełkocie (choć bestiarium mieli nietuzinkowe) czy choćby naszym rodzimym bazyliszku albo Smoku Wawelskim (od pewnego czasu mam awersję do polskich smoków), perypetie Artura lśnią szczerym złotem w apogeum chwały. Dlatego też mowa będzie o Arturze, o Mieczu i Kielichu, nie zaś o Robinie, którego opus magnum poznaliśmy już w znakomitym filmie Reynoldsa, ani o Iliadzie, chociaż z Troją wiązałem nadzieje niemałe, które jednak spełzły na niczym, nie będzie też o Starej baśni , która w mych pochopnych marzeniach miała zostać okrzyknięta naszym rodzimym Excaliburem, a która takowym nie została, i nie będzie też ani słowa o zakompleksionych bazyliszkach ani o smoku wykiwanym przez Dratewkę…
Król Artur – mityczny władca, niosący nadzieję i pokój umęczonemu państwu. Z dzierżonym w dłoni Excaliburem wznosi potężne państwo na gruzach ziem strawionych wojną. Następnie Camelot i Okrągły Stół, a za nim zasiada kwiat rycerstwa Albionu. Z chwilą, gdy grzeszna miłość złamie potęgę Artura, a Syn Ciemności, ponury Mordred, zapuka do bram Camelotu, kierowany żądzą władzy, Rycerze wyruszą z misją odnalezienia Świętego Graala, artefaktu posiadającego moc odrodzenia dawnej potęgi państwa. Nieuchronna bitwa Dobra ze Złem, naznaczona krwią i pożogą, zamknie ten rozdział historii…
Jak już wspomniałem, wersji i interpretacji mitu było tak wiele, jak wielu było skrybów parających się legendarną historią Anglii, a kilku ich było. Wystarczy powiedzieć, iż imiona poszczególnych rycerzy modyfikowane były do granic absurdu, a Świętego Graala zdążyli znaleźć i król Artur, i Lancelot z Jeziora, i Galahad, i Percival. W zależności od fantazji twórców. Niemniej na tym polega tworzenie legendy i jej obrastanie w coraz to nowe, śmielsze i fantastyczne wątki. Gdy John Boorman wziął na warsztat króla Artura, przy tworzeniu scenariusza skorzystał z dzieła Mallory’ego, wersji “pure magic”, z sir Percivalem w roli odkrywcy Kielicha. Chwała mu za to i cześć, choć warto też rzucić kilka słów na temat innych filmowych twórców, czasem męczących, a czasem tworzących nowe oblicze arturiańskiego mitu. Z filmów godnych uwagi wymienić należy przede wszystkim Monthy Python i Św Graal , nietuzinkowe stężenie absurdów, czarnego humoru i właściwego Pythonom klimatu w wersji arturiańskiej. Satyryczne i prześmiewcze potraktowanie rodzimego etosu czyni zeń coś na kształt wyśmienitego obrazu heroikomicznego. Znany mi jest jeszcze Lancelot du Lac Bressona, a także przedsięwzięcie Bruckheimera Król Artur, które potraktowało legendę dramatycznie pod względem historycznym. Telewizyjny Merlin z Neillem w roli tytułowej to tylko szare średniactwo, nadrabiające niezłym aktorstwem i paroma efektami typu “special”, z frywolną fabułą podporządkowaną osobie maga, niezbyt udaną zresztą. Z mniej chlubnych tytułów wymienić wypada Rycerza króla Artura. Za to, co w tym gniocie wyprawia Gere a la Lancelot, powinna go zgarnąć tajna policja do spraw zwalczania idiotyzmu w filmach. I wrąbać dożywocie. Jak przyszło mi dowieść, mit arturiański w kinematografii to temat nad wyraz atrakcyjny i chwytliwy. Spośród gąszczu propozycji wyłania się jednak ten jeden jedyny, znakomity (wybitny!) obraz, najszlachetniejsze i najurodziwsze dziecko Johna Boormana… tarraaa… uwaga… Excalibur.
Film
Boorman oparł swoje przedsięwzięcie na stosunkowo szczupłym budżecie. Widz nie dozna tu kopa w brzuch ze strony efektów specjalnych, rozmach i perfekcja stylizacji nie rzuca na kolana. W dobie monumentalnego Władcy Pierścieni film ten wydaje się być ledwie ubogim kmieciem, mogącym sobie jedynie pomarzyć o królewskich insygniach. Na szczęście nie pieniądze są wyznacznikiem wartości filmu. Brak komercyjnych atrybutów rekompensuje oddanie z najwyższym pietyzmem realiów średniowiecznych, a co najpiękniejsze – ujęcie ducha i magii fantasy we wręcz oniryczne plenery i pejzaże. Senny klimat niesamowitości unosi się nad jeziorami, sadami i uroczyskami, natura oprószona magią tętni żywymi kolorami i dziewiczością.
Wszystko skąpane jest w mistycznej mgle rodem z celtyckich legend.
Średniowieczne bastiony i ekwipunek z pewnością nie dorównują wygenerowanym światom i misternej rekwizytorni Władcy…, spłodzonych za grube miliony, ale rekompensują nam to swoją wiernością średniowiecznym obyczajom i zachowaniom. Możemy obserwować rycerski turniej, podziwiać barwny pojedynek na kopie, aby chwilę później delektować się potyczką o dobre imię wybranki. Rycerze poruszają się w swoich pancerzach, jakby faktycznie ważyły one niebotyczne kilogramy, kopie kruszą się jak szalone, a sylwetka Lancelota przywołuje najszczerszy etos rycerski. Możemy być świadkami królewskiej uczty na Camelocie, pasowania Percivala na rycerza czy bardzo realistycznego oblężenia zamku wasala Artura. Film jest przesiąknięty epoką średniowiecza, jego czysto przyziemna warstwa kreacji świata utrzymana jest w duchu rycerskiego eposu i historii. Ta druga warstwa – świat magiczny, to już legenda, mit, duch celtycki, a przede wszystkim nad wyraz eksponowana przyroda.
Skromności Excalibura dopatrywać się można także w obsadzie. Nie wiem, czy to kolejne następstwo budżetu, czy też celowy zamysł, ale faktem jest, iż mało znani (lub w ogóle nieznani) aktorzy to jedna z głównych sił filmu. Bohaterowie są anonimowi, żywiołowi i świetnie nakreśleni (chciałoby się rzec – magiczni), pozwalają skupić się na przekazie i obrazie, wzbogacając je swoją dyskretną, chwilami wręcz teatralną grą. Bohater Nigela Terry (Artur) ulega kolejnym metamorfozom, jako młodzieniec, jako wojownik, jako król, i naprawdę jest w tym znakomity. W niemych i targanych emocjami postaciach Lancelota i Ginewry odnajdujemy tylko szlachetne i prawdziwe cechy. On jest prawdziwym rycerzem, ona podąża za głosem serca. Nicol Williamson (Merlin) dodaje do czary szczyptę doskonałego humoru, swoisty dystans i osobowość, umacniające jego inność. Smakują także epizody, zwłaszcza górnolotna rola Gabriela Byrne’a (Uther), który w epilogu filmu sieje żywy gwałt, zniszczenie i zuchwałość. Jeden z najlepszych filmów fantasy w dziejach kinematografii został doceniony zarówno w Europie, jak i za morzem. Roku pańskiego 1981 został ukoronowany Złotą Palma w Cannes, aby następnie otrzymać pięć nominacji do Oskara. Nieźle, jak na mało spektakularny film fantasy.
Święty Graal
[quote]Musimy odnaleźć to, co zaginęło. Tylko Graal może odnowić liść i kwiat. Przeszukajcie kraj, leśne labirynty, aż do granic nieskończoności…[/quote]
Święty Graal. Artefakt, w przeciwieństwie do Excalibura, symbolizujący religię – chrześcijaństwo. Swoje istnienie zawdzięcza mitologii chrześcijańskiej, to Kielich z ostatniej wieczerzy i Kielich, w który Józef z Arymatei zebrał krew Chrystusa. Wspólnym mianownikiem Artura i Chrystusa jest ich Lud i poświęcenie, dzięki któremu można go uratować, zbawić. Artur wypija ów Kielich Goryczy, swoje przeznaczenie, męczeńską krew. On także jest naznaczony przez przyszłość i przeznaczenie, odnajdzie je na polach Camlann w ostatniej bitwie z siłami ciemności. To tam jego syn przebije go włócznią, to tam Excalibur odejdzie tam, skąd przybył, to tam nastąpi jego “wniebowstąpienie” na wyspę Avalon.
Skojarzenia nasuwają się same, on momentu wrzucenia Excalibura do jeziora możemy wyznaczyć narodziny chrześcijaństwa, które ostatecznie wypiera magię ze świata ludzi. Rodzice Artura nie są jego prawdziwymi rodzicami, a on przychodzi na świat jako Wybraniec, który ma nieść pokój i odrodzenie. To luźne symboliczne ramy, które skłaniają do tezy, że Chrystus to lojalny protoplasta Artura i jego wierny, analogiczny obraz wszczepiony w symbolikę legendy. Nie do końca to się jednak zgadza. Niewątpliwie w legendę wpisana jest historia chrześcijaństwa jako siły, która uratuje kraj i ludzi: od zła, grzechu, które zmaterializowało się w plugawej postaci Mordreda. Święty Graal niesie z sobą także oczyszczenie z grzechu. Przede wszystkim grzechu Lancelota i Ginewry. Tę dwójkę gotów byłbym przyrównać do Adama i Ewy i ich grzechu pierworodnego, od tego momentu rodzi się grzech, który rujnuje kraj. Zakazany owoc to miłość wbrew rycerskiemu honorowi i prawdzie, wbrew małżeńskiej przysiędze. Raj zostaje utracony, a bohaterowie skazani na wygnanie.
Powrócę do rycerza Percivala i Graala, który zostaje przez niego odnaleziony. Na drodze poświęcenia, męczeństwa i zwątpienia, Percivalowi wreszcie udaje się odnaleźć kielich. Najpierw jednak następuje chrzest, oczyszczenie z zardzewiałego pancerza grzechu, w rzece, która prowadzi do komnaty. Przypomnę, że to właśnie grzech Lancelota i Ginewry jest główną przyczyną apatii i powolnej agonii króla. Święty Graal (wiara, chrześcijaństwo ) staje się więc antidotum na grzech i symboliczny upadek Kraju. Król i kraj to jedność. Kim jest jednak Artur? Jak sam wyzna, po wypiciu z Kielicha, żył w innych i przez innych. Lancelot był jego honorem, Ginewra winą, rycerze czynem, Mordred grzechem. To jest ciało króla, przez wszystkie te postacie wypełnia się to, co miało się wypełnić. Artur jest jedynie ziemskim władcą, ograniczonym, który musi przedłożyć władzę i kraj nad miłość.
Męczeństwem i poświęceniem są jego rycerze, którzy wyruszają w dramatyczną misję Świętego Graala, a rycerzem idealnym, jego pięknem i honorem, jest Lancelot. Sam Artur to człowiek wątpiący, uczący się, popełniający błędy, ale rozumiejący je, skazany na swoje przeznaczenie. Nadchodzi jednak moment, kiedy musi zostać prawdziwym Królem, w jednej osobie – jego rycerze wypełniają “misję poświęcenia”. Godzi się i wybacza Ginewrze, walczy u boku Lancelota i zabija grzech w postaci Mordreda na polach Camlann. Znowu jest jednością, w relacjach między bohaterami następuje ład, rodzi się Nowy Król, dotychczas trawiony swoją niemocą, który odnajduje jedność z Krajem. Aspekt chrystusowy jest odpowiedzią na magię (pogaństwo?), luźno włączony w postać Artura i jawi się jako nowy sposób na świat, nowa droga szczęścia i prawdy. Zjednoczenie Króla i Kraju odbywa się na płaszczyźnie wiary.
Excalibur jest trochę nostalgiczny. Bo oto mamy zderzenie dwóch światów, magicznego świata Excalbura i chrześcijańskiego świata Świętego Graala.
Ten drugi wypiera magię, zdaje się być lepszym rozwiązaniem. To film o narodzinach i zmierzchu, dlatego cała historia ukazana jest poprzez pory roku, trawiące i rodzące. Bardzo istotnym bohaterem jest Merlin, który zdaje się być Królem Świata Magicznego. To zmierzch ery dawnych bogów i czas jednego Boga, zmierzch Merlina, który po prostu znika, i czas następców Artura, w których ręce zostanie złożone przeznaczenie. Czy ten film nie jest właśnie poszukiwaniem Boga? Rycerze Okrągłego Stołu są uczniami, aniołami, które wyplenią grzech ze świata ludzi, Jest jednak coś pięknego w tym filmie, coś, co poza warstwą sakralną kreuje jego oblicze. To magia, która nie zostaje potraktowana jako pogaństwo i ciemnota. Świat magii jest równorzędny Nowemu Światu, jest jednak schyłkowy, żyjący swoimi własnymi prawami. Przedstawiony jest jako Moc Natury panującej ponad światem ludzi. Natura to Smok, Smok jest wszystkim, objawia się w sile przyrody, w Excaliburze, w Merlinie. Gdy ludzie pochłonięci odwieczną walką nie potrzebują już magii, ta znika, gdy pojawia się grzech i upadek, natura umiera, potrzeba nowej siły, która wskrzesi dawny ład.
Rycerz i miłość
[quote]Panie, jesteśmy niewinni, ale nie w naszych sercach. Oddałbym wszystko, by raz ją objąć: honor, prawdę, moją świętą wiarę…[/quote]
Magia objawia się w naturze, natura z kolei to kondycja kraju. Pory roku, dzień i noc, liść, kwiat i zgliszcza, słońce – one kreują symboliczny, plastyczny obraz świata. Gdy świat jest pogrążony w wiekach ciemnych, wojnie i krwawej polityce Utera Pendragona, dominuje ogień, noc skąpana w oparach wiecznej walki, zaburzenie ładu i śmierć natury. Wraz z nadzieją złożoną w Excaliburze dzierżonym przez nowego Króla nadchodzi soczysta i zielona wiosna. Kraj radośnie kwitnie i dźwiga się po Zimie, rujnującej przyrodę. Lato jest okresem świetności państwa, jesień schyłku, który nastąpi w bitwie ostatecznej w mglistych krwawoczerwonych promieniach zachodzącego słońca. Magia tętni także w zielonej poświacie, w której, wraz z nastaniem ery Excalibura, skąpany jest cały kraj.
Kolejnym aspektem kreującym świat magii i jego kondycję jest opozycyjna w stosunku do natury stal, rynsztunek rycerski. Zbroje czarne to mord i agresja, zbroje srebrne to świetność i odrodzenie, zardzewiałe i matowe to grzech, zakrwawione symbolizują zmierzch i śmierć. W stali ukryta jest odpowiedź na ingerencję człowieka w świat magii, zbroje to zwierciadła, w których odbijają się dusze rycerzy. Dlatego też Lancelot w onirycznym pojedynku walczy z samym sobą. Jest niewinny, ale nie w swoim sercu. Walczy ze swoim wnętrzem, nagi, przeciwko zbroi, która jest odzwierciedleniem jego serca. Ona jest czysta, jaśniejąca, srebrna, bo ona jest wiarą, miłością, czystością i honorem najprawdziwszego spośród rycerzy. Zwycięża jednak grzeszna miłość wbrew ideałom, wbrew rycerskości. Pozostaje rana, która nigdy się nie zagoi, wieczny ból, hańba, grzech, który zostanie mu wybaczony dopiero na łożu śmierci.
Miłość Ginewry i Lancelota to miłość ze wszech miar tragiczna. Winą obarczony jest jednak także Artur, który kraj i władzę wyniósł ponad miłość do Ginewry. Sam Lancelot to rycerz idealny, wyznający średniowieczny etos, nieugięty i najznakomitszy wojownik, oddany sługa, wierny przyjaciel. Miłość staje się jednak jego klątwą i tragedią. Musi wybrać pomiędzy królem i ideałem rycerskim a aktem miłości, uczuciem do Ginewry. Każdy wybór jest tragiczny i skazuje go na potępienie. W symbolicznym pojedynku miłość zwycięża, tragedia się dopełnia i rodzi się grzech.
Excalibur
[quote]Podziwiajcie Miecz Potęgi. Wykuty gdy świat był młody, gdy ptak, zwierz i kwiat były jednym człowiekiem, a śmierć była zaledwie snem…[/quote]
Najważniejszy jest jednak Excalibur. Od niego się zaczyna i na nim się kończy. Legenda i okres panowania magii. W rękach prawego i godnego władcy Excalibur jest artefaktem jednoczącym zwaśniony kraj. Excalibur niesie pokój i obfitość przyrody, dzięki której ludowi wiedzie się pomyślnie. Excalibur budzi nadzieję, to dziewicza czystość świata, akt twórczy, akt budowania kraju i sprawiedliwego panowania. W tym orężu ukryta jest historia rozumnego i godnego władcy, to element, który buduje historię, który wskazuje przeznaczenie, który sam jest przeznaczeniem, losem, prawdą. Na ostrzu Excalibura wznosi się legenda Artura, władcy świata magicznego i fantastycznego, który właśnie przy pomocy magii tworzy nowe oblicze świata.
Jego narzędzia kreacji to cnoty, którymi się cechuje. On tworzy świat, Excalibur pokazuje właściwą drogę, drogę etosu, sprawiedliwości, honoru. Taki jest świat fantasy, na pewno w pewnym stopniu to utopia. Następuje ład idealny i ustrój idealny, wszyscy są równi przy Okrągłym Stole, wszyscy są szczęśliwi, żyją w dostatku, bez zmartwień i krzywd, a na cześć owych czasów budują zamek ze złota i srebra – Camelot. To jest piękno tego filmu, świat magiczny, utopijny, świat jako natura – to Excalibur. Ale wnet do życia budzi się nowy świat, ten, w którym przyszło nam żyć.
Budzi się grzech, rozpoczyna się nowa bitwa, która trwa. Wkraczamy na ścieżkę religii, wiary, nowych pojęć miłości, nowych doznań i tragizmu duszy. Tamten świat umiera, Excalibur wraca do Pani Jeziora, Smok odpływa wraz z mgłą, Merlin znika. Ten idealny feeryczny świat znika wraz z nimi, pozostajemy my – ludzie, ze swoim grzechem, ze swoją drogą, walką i miłością. Ale to już nie to, nie jest idealnie, na tym świecie nie ma pokoju, sprawiedliwości, jedności, nie ma Excalibura, a droga do Świętego Graala dalej jest męczeńska, żmudna i pełna poświęcenia. W tym też upatruję mojej niesłabnącej nostalgii. I miłości do fantasy.
Tekst z archiwum film.org.pl.