EMILY BLUNT. Pukając do pierwszej ligi
Są w Hollywood aktorki, które mimo imponującego CV, niekwestionowanej ambicji i niepodlegającego dyskusji talentu wciąż nie zaliczają się do gwiazdorskiego topu. Grają dużo, dobrze i w głośnych produkcjach, ale nie zaliczają się do nazwisk wybieranych w pierwszej kolejności przez najlepszych reżyserów. Tak między innymi wygląda sytuacja Emily Olivii Leah Blunt, aktorki wyrazistej, ale wciąż nie do końca spełnionej.
Każdy, kto choć raz widział ją na ekranie, musiał choć przez chwilę być nią zauroczony. Atrakcyjna brunetka o ogromnych, szaroniebieskich oczach ma w sobie coś z dawnych gwiazd Hollywood, ale jednocześnie nie stara się za wszelką cenę zaistnieć w każdej scenie. Sprawia wrażenie pewnej siebie, świadomej swych atutów, ale jednocześnie kruchej i łatwej do zranienia kobiety. Potrafi być niezależna jak w Looperze (którego okazuje się najjaśniejszym punktem, mimo udziału Bruce’a Willisa i Josepha Gordona-Levitta), zwodnicza jak w Lecie miłości i desperacko poszukująca uczucia jak jej bohaterka w Siostrze twojej siostry. Z takim samym powodzeniem odnajduje się w kinie science fiction i kostiumowym, równie dobrze radzi sobie z trudnymi emocjami i lekkim humorem. Czemu więc wciąż nie jest aktorką wielką, a zaledwie bardzo dobrą?
Debiut poza kamerą
Choć dziś znamy Emily jako pewną siebie aktorkę z dużych hollywoodzkich produkcji, do czternastego roku życia nie mogła nawet marzyć o występowaniu przed publicznością ze względu na bardzo poważne problemy z jąkaniem, które przezwyciężyła dopiero jako nastolatka. Jej pierwszy kontakt z profesjonalnym aktorstwem miał miejsce nie przed kamerą, ale na deskach Theatre Royal Haymarket w 2001 roku. Można tylko wyobrażać sobie, jak wielką tremę musiała mieć zaledwie osiemnastoletnia Blunt, debiutując w sztuce The Royal Family Sir Petera Halla obok m.in. wielkiej Judi Dench. Strach spowodowany występem przed wymagającą widownią musiała jednak opanować po mistrzowsku, gdyż jej rolę oceniono znakomicie, a czasopismo „Evening Standard” przyznało jej nagrodę za najlepszy debiut. Na pewno pomogły w tym słowa lady Dench, która już podczas powitania powiedziała: „Witaj, kochanie. Jeśli ktoś będzie sprawiał ci kłopoty, przychodź z tym od razu do mnie”. I pomyśleć, że to wszystko dlatego, że podczas nauki w Hurtwood House w Surrey zagrała w studenckim musicalu Bliss, który na festiwalu w Edynburgu zobaczył Roger Charteris. Do dziś jest jej agentem, bo – jak mówi aktorka – uwielbia ciągłość.
Obiecujący początek w teatrze nie przekonał jednak Emily do skupienia się na aktorstwie dramatycznym. W pierwszych latach kariery zadebiutowała w telewizji i wydawało się, że właśnie z małym ekranem zwiąże się na dłużej. Tym bardziej, że po dobrze ocenianych występach w telewizyjnych filmach kostiumowych z 2003 roku – jako Isolda w Boudice Billa Andersona z 2003 roku i Catherine Howard w Henryku VIII Pete’a Travisa – przyszła rola w dramacie Córka Gideona Stephena Poliakoffa u boku Billa Nighy’ego i Mirandy Richardson, za którą to kreację Blunt otrzymała pierwszą dużą nagrodę – Złoty Glob. Był rok 2007 i choć właśnie została wyróżniona za rolę telewizyjną, stało się jasne, że talent Emily jest zbyt duży, by wcisnąć go w ograniczenia telewizyjnych produkcji. Po raz pierwszy przekonała nas o tym w świetnym Lecie miłości Pawła Pawlikowskiego z 2004 roku, gdzie wcieliła się w uwodzicielską i buntowniczą nastolatkę Tamsin, która rozkochuje w sobie pochodzącą z biedniejszej, rozbitej rodziny Monę (Natalie Press). Rozgrywająca się na brytyjskiej prowincji historia miłosna oscylująca na granicy thrillera dała Blunt mnóstwo miejsca do zaprezentowania aktorskiego talentu i dwudziestojednoletnia wówczas dziewczyna z Londynu w pełni wykorzystała szansę. Dziś mówi o swej postaci z filmu Pawlikowskiego: „Czy nam się to podoba czy nie, każdy z nas ma w sobie coś z Tamsin”.
Przyjaźniąc się z Meryl
Na początku swej profesjonalnej drogi Emily miała ogromne szczęście pracować z prawdziwymi aktorskimi mentorkami. Oprócz wspomnianej Judy Dench, która dała młodej Blunt pewność siebie, której nowicjuszka potrzebowała najbardziej, inną niezwykle utytułowaną aktorką, z którą przyszło jej pracować, była Meryl Streep. W Diabeł ubiera się u Prady, tyleż popularnym, co przecenianym hicie Davida Frankela, Emily wcieliła się w zołzowatą asystentkę demonicznej redaktor naczelnej słynnego żurnala. Fakt, że w filmie opartym na aktorskim pojedynku Streep i Anne Hathaway Blunt nie tylko zaistniała, ale zapracowała na kolejne wyróżnienia (nominacja do nagrody BAFTA oraz Złotego Globa – w tym samym roku, co za Córkę Gideona), jest najlepszym dowodem na jej niepośledni talent. Komercyjny sukces Diabeł ubiera się u Prady sprawił, że Emily stała się rozpoznawalna – nie na tyle jednak, by jej nazwisko ekscytowało łowców autografów. „To nie jest tak, że ludzie zaczepiają mnie, pytają »O mój Boże, ty jesteś Emily Blunt?« To pytanie brzmi raczej: »Czy ty jesteś tą dziewczyną z Diabeł ubiera się u Prady?«. W ten sposób jestem definiowana i nie przeszkadza mi to” – mówiła niedługo po premierze modowego hitu. Rolą w filmie Davida Frankela potwierdziła jednak, że niestraszne jej duże, gwiazdorsko obsadzone produkcje, co miało zaowocować w przyszłości. A jeśli dodamy do tego fakt, że na planie tego filmu poznała Stanleya Tucciego, którego później zeswatała ze swoją siostrą Felicity, mamy obraz prawdziwej win-win situation.
Z Meryl Streep Blunt spotkała się na planie osiem lat później, jednak zanim do tego doszło, zagrała swoją pierwszą, prawdziwie przełomową rolę. Bo choć po premierze Diabeł ubiera się u Prady Emily nie grała mało, to jednak ani tytuły, w których wystąpiła (Mroźny wiatr, The Great Buck Howard, Ja cię kocham, a ty z nim), ani jej w nich role nie powalały na kolana. Dopiero tytułowa kreacja w Młodej Wiktorii Jean-Marka Valée z 2009 roku, gdzie zagrała postać targanej wieloma emocjami i rozterkami świeżo upieczonej angielskiej królowej, pozwoliła Blunt rozwinąć skrzydła. Być może także fakt, że – po kilku występach w USA – mogła ponownie zagrać postać stuprocentowo brytyjską. Emily w królewskich kreacjach prezentowała się znakomicie, a we współpracy z utalentowanymi Rupertem Friendem i Paulem Bettanym udało jej się stworzyć niezwykle mocny aktorsko, choć raczej stonowany dramat kostiumowy. Blunt-obiecująca powoli zaczęła przepoczwarzać się w Blunt-docenioną, co potwierdziła kolejna nominacja do Złotego Globa. Wkrótce Emily zaczęła grać coraz więcej w coraz bardziej doborowym towarzystwie.
Uniwersalność przede wszystkim
Niewiele osób wie o tym, że Blunt odrzuciła kilka bardzo atrakcyjnych ról – jak choćby tę w Iron Man 2 Jona Favreau, kontynuacji marvelowskiego hitu, gdzie miała wcielić się w postać Natashy Romanoff aka Czarnej Wdowy, czy pierwszej części Kapitana Ameryki, w której miała zagrać ukochaną głównego bohatera, Peggy Carter. Biorąc pod uwagę, że kreowana obecnie przez Scarlett Johansson Czarna Wdowa to bohaterka, która od lat jest nieodłącznym elementem zarabiającego krocie Marvel Cinematic Universe, a Haley Atwell także zaznaczyła swoją obecność w tym świecie zarówno na dużym, jak i małym ekranie, Emily pewnie nieco pluje sobie dziś w brodę. Tym bardziej, że kino komiksowe estetyką nie różni się od niektórych produkcji, w których Blunt zdecydowała się zagrać – na czele z Na skraju jutra Douga Limana, akcyjniakiem SF, gdzie wystąpiła u boku kolejnego wielkiego gwiazdora, Toma Cruise’a. Z tym wiąże się także pewna wstydliwa sytuacja w karierze Emily, która w 2005 roku – a więc dziewięć lat przed premierą filmu Limana – chlapnęła w wywiadzie: „Wolałabym do końca życia występować za niewielkie pieniądze w teatrze niż zagrać nic nie znaczącą rolę w filmie z Tomem Cruise’em” . Gdy podczas kampanii promocyjnej Na skraju jutra ktoś przypomniał jej tę wypowiedź, Blunt musiała gęsto się z niej tłumaczyć i obsypywać Toma jeszcze większą liczbą komplementów niż zwykle. Na szczęście jednak pamiętny cytat nie dotyczył jej roli w Na skraju jutra, bowiem jej rola w niczym nie ustępowała kreacji jej słynniejszego kolegi.
Po docenionej przez widownię i krytyków roli w Młodej Wiktorii Emily rzuciła się w wir pracy. Niedługo po premierze filmu Valée wystąpiła w Wilkołaku, gotyckim filmie grozy Joe Johnstona, przyjemnej komedii sensacyjnej Dziki cel Jonathana Lynna i słabiutkich Podróżach Guliwera Roba Lettermana, dla których – o ironio! – zrezygnowała ze wspomnianej roli w Iron Man 2. Na planie nieudanej wariacji na temat powieści Jonathana Swifta poznała Jasona Segela, z którym niedługo miała okazję pracować ponownie: przy okazji Muppetów i Jeszcze dłuższych zaręczyn. Rok 2011 w ogóle był dla Blunt rokiem komedii romantycznych – zagrała bowiem także u boku Ewana McGregora w Połowie szczęścia w Jemenie Lassego Hallströma (kolejna nominacja do Złotego Globa) oraz Siostrze twojej siostry Lynn Shelton. I to właśnie doskonała rola w tym ostatnim filmie, choć karygodnie niedoceniona, pozostaje najjaśniejszym punktem kariery Emily. Świetna niezależna komedia daleka jest od typowych rom-komów, a Blunt w roli kobiety, która dość przypadkowo znajduje się w uczuciowym trójkącie z własną siostrą, wykazuje się zarówno niebywałą wrażliwością, jak i sporym poczuciem humoru. Wypada żałować, że ani sam film, ani rola Emily nie doczekały się należytego uznania, bo obraz Shelton – znanej z wyjątkowego wyczucia w reżyserowaniu kobiet – bez wątpienia na nie zapracował.
W oczekiwaniu na kolejny przełom
Po kilku naprawdę pracowitych latach kariera Emily w ostatnim czasie zdaje się nieco wyhamowywać. Co prawda Blunt co roku występuje w co najmniej jednej dużej produkcji (2014: wspomniane Na skraju jutra i Tajemnice lasu Roba Marshalla, 2015: Sicario Denisa Villeneuve’a, 2016: Łowca i Królowa Lodu oraz goszcząca właśnie na polskich ekranach Dziewczyna z pociągu), jednak raczej trudno uznać ją za aktorkę z tzw. A-list, czyli grona najgorętszych nazwisk Hollywood. Urodzona 23 lutego 1983 roku dziewczyna z Roehampton w Londynie od 2010 roku jest żoną Johna Krasinskiego, z którym tworzą jedną z najfajniejszych par Fabryki Snów i to pewnie życie rodzinne wpływa na nieco mniejszą aktywność zawodową Blunt. Para ma dwie córki – dwuletnią Hazel i urodzoną w czerwcu tego roku Violet i właśnie ze względu na nie Emily i John starają się zachowywać co najmniej kilkumiesięczne przerwy pomiędzy kolejnymi projektami. Nie sposób nie szanować ich za tę decyzję – w czasach, gdy gwiazdy biją się o kolejne wielkie role i udział w wysokobudżetowych przedsięwzięciach, państwo Blunt-Krasinscy z premedytacją wciskają hamulec, by nie zaniedbać wychowania córek. Nawet jeśli ceną tego wyboru ma być pozostanie w średniej klasie aktorskiej przez całą karierę, żadne z nich z pewnością nie będzie tego żałować – zwłaszcza Emily, która niejednokrotnie udowodniła już, że jest aktorką, którą stać na bardzo wiele. Tytułowa rola w zapowiedzianym na 2018 rok Mary Poppins Returns, w którym raz jeszcze spotka się ze swoją kumpelą Meryl, jest jej szansą na to niezapomnianą, przechodzącą do historii kreację. Tym bardziej, że wybór Blunt pobłogosławiła sama Julie Andrews, pierwotna odtwórczyni pani Poppins.
korekta: Kornelia Farynowska