Woody Allen i jego filmy cz.1 (1966 – 1971)
Nowy Jork + grube okulary + psychoanaliza = Woody Allen. To równanie byłby w stanie rozwiązać nawet najbardziej poszkodowany reformą systemu szkolnictwa uczeń. Woody jest jedną z najważniejszych postaci kultury ostatnich kilkudziesięciu lat, słyszał o nim każdy, kto nie spędził tego okresu w puszczy. Jego twórczość jest znana i dyskutowana pod każdą szerokością geograficzną, a postać neurotycznego nowojorskiego okularnika na trwale zapisała się w powszechnej świadomości. Woody jest ikoną, którą można porównywać choćby i z legendarnym Charliem Chaplinem.
Paradoksalnie twórczość Allena jest mniej znana niż jego dorobek artystyczny. Tworzone przez niego filmy są – w większości przypadków – dosyć trudne w odbiorze i skierowane raczej do wąskiego grona odbiorców. Jednakże, nawet wśród bardziej wyrobionych kinomanów, twórczość Woody’ego Allena znana jest jedynie po łebkach. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest jego nieprawdopodobna pracowitość – bez względu na okoliczności reżyseruje on jeden film rocznie. Od 1982 roku ani razu (!) nie złamał narzuconej przez siebie marszruty, a raz (w 1987 roku) – uraczył widzów dwoma pełnymi metrażami w sezonie. Nic więc dziwnego, że bardzo trudno jest znaleźć kogokolwiek, kto mógłby powiedzieć o sobie, że widział wszystkie 48 filmów Woody’ego Allena. Większość osób miała styczność z jedynie z jego najbardziej znanymi dziełami. I trudno się temu dziwić, skoro nawet mało który zawodowy krytyk widział wszystkie „Alleny”. Większość artykułów odnosi się tylko do kilku – zwykle tych samych – tytułów, podczas gdy inne równie wartościowe są traktowane po macoszemu.
Postanowiłem więc zaprosić czytelników na krótką wycieczkę po – wbrew pozorom – bardzo różnorodnej twórczości Allena. Mój tekst nie obejmuje wszystkich owoców nieposkromionej jego wyobraźni. Ograniczę się jedynie do wyreżyserowanych przez niego filmów, zignoruję gościnne występy u innych twórców oraz pisane na przestrzeni lat sztuki, książki i felietony. Na choćby opisanie ich wszystkich nie starczyłoby życia.
Proszę oczywiście nie traktować mojego tekstu, jako filmoznawczej analizy – nie roszczę sobie prawa do miana znawcy twórczości Woody’ego Allena. Głównym impulsem, który pchnął mnie do napisania tego artykułu była chęć przypomnienia światu o kilku zapominanych perełkach w twórczości tego wybitnego nowojorczyka.
Przed Wami część pierwsza filmografii Allena, obejmująca lata 1966-1971.
He’s not the world’s greatest lover… but 8th place is not bad!
Nie od razu Kraków zbudowano. Woody Allen też nie od razu wziął się za reżyserię. Zanim wszedł na ścieżkę, która przyniosła mu 23 nominacje do Oscara (stan na rok 2012), był jedynie prostym komikiem. Przede wszystkim pisał skecze, część z nich sam prezentował, ale większość jednak „sprzedawał” innym. Już wtedy był pracowitym i błyskotliwym pisarzem, nic więc dziwnego, że w stosunkowo krótkim czasie zdobył silną pozycję w branży rozrywkowej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc Allen już w 1965 roku zagrał pierwszą główną rolę w nakręconym na podstawie własnego scenariusza „Co słychać koteczku?”, ale już w następnym roku zdobył premierowy wpis do rubryki >Reżyser<. Bardzo nietypowy wpis.
Ciężko nazwać „Jak się masz, koteczku?” pełnoprawnym debiutem reżyserskim. Allen nie prowadził aktorów, nie pracował przy montażu ani zdjęciach. Można powiedzieć, że przyszedł na gotowe. Mamy tutaj do czynienia bowiem ze swojego rodzaju kolażem – nietypowym połączeniem obrazu i dźwięku. Woody odpowiadał bowiem za dubbing japońskiego filmu „Key of Keys”. Napisał rzecz jasna swoje, całkowicie odbiegające od oryginału, dialogi i zmiksował je z azjatyckim oryginałem. W dzisiejszych czasach Internet pełen jest opartych na podobnej zasadzie amatorskich filmików. Większość z nich wydaje się być robiona na siłę i bardziej żenuje niż śmieszy. W.A. wpadł na ten pomysł już niespełna czterdzieści lat temu. Z jakim skutkiem?
Zasiadając do filmu spodziewałem się, czegoś śmiesznego i wyjątkowo błyskotliwego. Mistrz ciętej riposty przerabia kiczowaty film sensacyjny rodem z Azji – wydawać by się mogło, że to musi się udać. Niestety nie jest to najwybitniejszy z filmów, w których maczał palce Allen. Zabawnych scen jest jak na lekarstwo. Całość bardziej niż film przypomina trwający 80 minut skecz kabaretowy. Niezbyt błyskotliwy skecz. Momentami naprawdę ciężko się to ogląda, po Allenie można było spodziewać się czegoś znacznie lepszego. Mimo to „Jak się masz, koteczku?” jest jednak dziełem wartym zobaczenia, szczególnie przez wszystkich, którzy uwielbiają tzw. „dziwne filmy”, dla nich ta ciekawostka będzie nie lada gratką. W końcu, ile tego typu produkcji widzieliście?
Warto pamiętać, iż są to dopiero pierwsze kroki stawiane przez Allena w przemyśle kinowym. Jeszcze ładnych parę lat minie zanim przeistoczy się z kabareciarza w pełnoprawnego filmowca.
He robbed 16 banks. He got caught 16 times. His record is perfect.
Jak już wiemy Allen swoją karierę w show biznesie rozpoczął od żmudnego przygotowywania skeczy dla innych, bardziej uznanych komików. Przez długi okres sam wstydził się występować przed publicznością. Na szczęście wtedy na jego drodze stanął niejaki Charles H. Joffe – menadżer wielu popularnych w tamtym okresie artystów estradowych. Dostrzegł w Allenie potencjał i po jakimś czasie udało się go przekonać do rozpoczęcia kariery pod własnym sztandarem.
Woody w krótkim czasie zdobył sobie sporą popularność i dorobił się autorskiego programu telewizyjnego. Zaczął również występować w filmach. Duże nadzieje wiązał ze swoją rolą w zapowiadającym się na wielki przebój „Casino Royal” z 1967 roku. Film okazał się nieudolnie zrealizowaną szmirą, która mimo gwiazdorskiej obsady zrobiła totalną klapę.
Dlatego też Allen postanowił, iż od tej pory chce mieć całkowitą kontrolę nad swoim filmami. W 1969 roku do kin trafił pierwszy, w pełni autorski film Woody’ego Allena. Jego producentem był oczywiście Charles H. Joffe. Od tej pory będzie on – wraz z Jackiem Rollinsem – odpowiedzialny za produkcje wszystkich filmów Allena. Na marginesie warto jeszcze dodać, iż grająca jedną z głównych ról Louise Lasser była ówczesną żoną bohatera niniejszego tekstu.
Allen Ad.1969 nie był jeszcze w pełni świadomym filmowcem, dopiero uczył się rzemiosła – nie potrafił opowiadać rozbudowanych historii. Jedyne w czym był naprawdę dobry to pisanie i odgrywanie zabawnych gagów. Nic więc dziwnego, iż „Bierz Forsę i w nogi” jest luźno powiązanym zbiorem tego typu scenek. Woody znał jednak ograniczenia takiej formy przekazu i zdawał sobie sprawę, że, aby zainteresować widza musi znaleźć jakieś spoiwo, które trzymałoby jego film w fabularnych ryzach. Na szczęście wpadł na genialny pomysł – zdecydował się na nakręcenie paradokumentu. Dziś tego typu produkcji powstaje stosunkowo dużo, wtedy jednak był to pomył świeży i oryginalny.
„Bierz Forsę i w nogi” opowiada historię Virgila Starkwella drobnego złodziejaszka – nieudacznika, który dużą część życia oglądał zza zamkniętych krat. W filmie widzimy szereg epizodów z jego ciężkiego życia, które przeplatane są wypowiedziami rodziny i bliskich Virgilla, całość opatrzona jest śmiertelnie poważnym komentarzem.
Humor nie jest zbyt wyszukany, brakuje również błyskotliwych dialogów, z którymi kojarzone są późniejsze filmy Allena. Mi to jednak zupełnie nie przeszkadza – film pełen jest slapstickowych gagów w stylu Braci Marx, które ogląda się znakomicie! Duża w tym zasługa producentów, którzy po obejrzeniu pierwszej wersji filmu uznali, iż jest zbyt ciężki i brakuje mu dynamizmu. Zaprosili więc do współpracy montażystę Ralpha Rosenbluma, który pomógł niedoświadczonemu (tak, były kiedyś takie czasy, gdy W.A. był „zielony”!) Allenowi nadać filmowi bardziej przystępną formę. Efekt był świetny, nic więc dziwnego, że obaj panowie współpracowali jeszcze przy 5 filmach.
„Bierz forsę i w nogi” może i jest jedynie błahą wprawką, ale większość reżyserów może zazdrościć Woody’emu Allenowi takich początków. Film jest lekki i zabawny a wiele scen śmieszy nawet przy wielokrotnym oglądaniu.
Woody Allen nigdy nie ukrywał skąd czerpie inspiracje. Część z jego filmów było zadedykowanych najważniejszym dla niego artystom. „Bananowy Czubek” jest hołdem dla komediowych mistrzów Allena – Braci Marx, a zwłaszcza jednego z ich najbardziej znanych filmów, czyli oczywiście „Kaczej Zupy”. Mamy tutaj do czynienia z bardzo podobną tematyką. Oba obrazy w dowcipny sposób szydzą z bananowych republik Ameryki Łacińskiej.
O ile jednak dzieło braci Marx jest praktycznie afabularne, o tyle „Bananowy czubek” posiada jako tako zwartą strukturę. Opowiada historię sympatycznego nieudacznika (co nie jest niespodzianką), który wyrusza do Ameryki Południowej, aby zaimponować swojej dziewczynie – aktywistce politycznej, trafia następnie w sam środek konfliktu między rebeliantami a liczącym na wsparcie USA dyktatorem.
Ten film jest krokiem w procesie wykształcenia charakterystycznego, allenowskiego stylu. Fabuła w dalszym ciągu składa się z krótkich humorystycznych scenek, ale są one ze sobą znacznie ściślej powiązane. Oczywiście o konwencjonalnym, linearnym sposobie opowiadania historii jeszcze nie może być tutaj mowy, ale pewien związek przyczynowo skutkowy jest już zauważalny. Widać, że Allen nieco pewniej czuje się, jako reżyser i – przede wszystkim – scenarzysta. Oprócz slapstickowych gagów pojawia się również charakterystyczny humor słowny. Ogląda się to nieźle.
Na „Bananowego Czubka” warto zwrócić uwagę z jednego, zasadniczego powodu. Jest to bowiem jedyny film Woody’ego Allena, w którym tak istotną rolę odgrywa polityka. Potraktowana w maksymalnie lekki i niepoważny sposób, ale jednak polityka. Allen z pełną stanowczością opowiada się tutaj po stronie szlachetnych, wzorowanych na Fidelu Castro i jego „brodaczach”, rebeliantach. To paradoks, ale mimo, że „Czubek” jest pełną radosnych gagów farsą, jest również jednym z niewielu amerykańskich dzieł głównego nurtu, które w jakikolwiek sposób mówiłoby o niechlubnej aktywności USA w Ameryce Południowej.
Ciekawostka: w epizodycznej roli agresywnego opryszka zobaczyć tutaj można Sylvestra Stallone’a. W ramach zgłębiania historii kina warto zobaczyć, co porabiał Rocky na 6 lat przed swoją pierwsza wielką walką.
Ciekawostka 2: „Bananowy Czubek” jest jedynym filmem Allena, który powstał poza USA i Europą. Zdjęcia w Puerto Rico były trudne i przeciągały się w nieskończoność. Nic dziwnego, że późnej Allen już nigdy nie odważył się na opuszczenie „zachodniego świata”.
Przeczytaj kolejne części filmografii Woody’ego Allena: