Puszczenie oczka czy kopiuj-wklej, czyli JURASSIC PARK vs JURASSIC WORLD
Autorem tekstu jest Dominik Jedliński, autor bloga filmbuk.weebly.com.
Po 14 latach (nie licząc odświeżonej pierwszej wersji z 2013 roku) na nowo przekraczamy bramę Parku Jurajskiego. Jak każda powracająca seria, “Jurassic World” musiało nie tylko wyjść naprzeciw potrzebom nowej publiczności, ale także sprostać oczekiwaniom dotychczasowych fanów.
Od wydarzeń ukazanych w “Parku Jurajskim” mijają 22 lata. Nowy park został odbudowany w tym samym miejscu, co jego poprzednik, a do życia przywrócono za pomocą inżynierii genetycznej całą masę dinozaurów. Jednak to, co w 1993 roku zaskoczyło cały świat, dziś stało się normalną atrakcją bogatszej części społeczeństw naszego globu. Nic dziwnego zatem, że włodarze parku starają się zaskoczyć swoich potencjalnych gości coraz to nowszymi gatunkami prehistorycznych gadów. Wszystko po to, aby świat na nowo zwrócił oczy ku spełnionemu marzeniu Johna Hammonda.
Podejrzewam, że to samo pragnienie towarzyszyło reżyserowi Colinowi Trevorrowowi i jego ekipie (Spielberg zasiadł na stołku producenta wykonawczego) – powrócić do świata dinozaurów z jeszcze większą pompą, ponownie trafić na usta wszystkich i zarobić na powtórce z rozrywki parę dodatkowych dolarów.
I choć do pierwowzoru, według mnie, brakuje “Jurassic World” sporo, to film sprawia, że wspomnienia wracają. Zwłaszcza, że podobieństwa do filmu Spielberga w dziele Trevorrowa mnożą się na każdym kroku. A to drugoplanowy bohater nosi koszulkę z logo starego parku, a to ktoś odnajdzie ukryte na wyspie pozostałości z poprzedniej siedziby. Film twórcy “Na własne ryzyko” jest wręcz wypchany olbrzymią ilością kadrów, ujęć, dźwięków i scen nawiązujących do przednich części.
Modelowymi przykładami niemal identycznej scenografii i kadrowania stają się już pierwsze ujęcia filmu. “Park Jurajski” otwiera scena, kiedy to pracownicy InGen przetransportowują do zagród welociraptora. Podobne zdjęcia – z prawie tym samym oświetleniem – występują także w czwartej części filmu.
Trudno nie zauważyć, że zarówno Spielberg, jak i Trevorrow zastosowali w swoich dziełach sprawdzone zagrania znane z kina katastroficznego. W pierwszych kilkunastu minutach obu filmów kamera ukazuje nam majestatyczne panoramy parku. Atrakcja cały czas skąpana jest w ciepłych promieniach słońca, wszędzie panuje sielankowy nastrój, a legendarna brama przyciąga swą monumentalnością.
W tym miejscu standardowo muszą także pojawić się sceny prezentujące park, a przede wszystkim stworzenia, które go zamieszkują. A wiadomo – nic tak nie przyciąga uwagi zwiedzających jak… pora karmienia.
Czas na bohaterów. To, że John Hammond (Richard Attenborough) w pierwszej części filmu ubiera się na biało, wydaje się nie być przypadkiem. Bohater poprzez swój strój jawi się widzowi jako marzyciel i idealista. Jego odpowiednikiem w “Jurassic World” staje się dyrektorka parku, Claire Dearing, grana prze Bryce Dallas Howard. Oboje są osobami ekstrawaganckimi, a także ślepo dążącymi do zwrócenia oczu całego świata na atrakcję, której przewodzą.
Nie sposób nie znaleźć podobieństwa także w postaciach doktora Granta (Sam Neill) i byłego marine Owena Grady’ego (Chris Pratt). Panowie, oprócz tego, że posiadają ogromną wiedzę na temat sztuki przetrwania w trudnych warunkach lasu tropikalnego, to także darzą naturę ogromnym szacunkiem. Dodatkowo, obaj znajdują dinozaurze artefakty, które będą przypominać im, jak potężna i nieobliczalna może być Matka Natura. Wydaje mi się, że można nawet posunąć się dalej i zinterpretować bohatera Chrisa Pratta jako połączenie cech wszystkich bohaterów pierwowzoru.
Olbrzymią rolę w filmach Spielberga pełnią także dzieci. Zarówno w jedynce, jak i w najnowszej odsłonie, pierwszoplanowymi postaciami staje się rodzeństwo spokrewnione z osobami zarządzającymi parkiem. W Parku Jurajskim mali bohaterowie to wnuki Hammonda, w dwójce – siostrzeńcy Claire Dearing.
Również w obu przypadkach dzieciaki w pewnym momencie zostają pozostawione bez opieki i wpadają w tarapaty, gdzie od niebezpiecznych drapieżników oddziela je tylko pojedyncza szyba. Na ratunek w jedynce przybywa Grant, analogicznie w czwórce: Grady. To również z tymi mężczyznami dzieciaki nawiązują najmocniejszą więź, przypominającą tę łączącą ojca i dzieci.
Co ciekawe, jedynym bohaterem w najnowszym filmie o parku dinozaurów, który pojawił się w oryginale, okazuje się BD Wong, ponownie wcielający się w postać naukowca odpowiedzialnego za pracę nad genetyką dinozaurów – doktora Henry’ego Wu.
Podobieństwo obu filmów jest widoczne również w momentach, gdy do akcji wkraczają oswobodzone dinozaury. I choć bestie różnią się od siebie, to sposób ich uchwycenia na ekranie już nie tak bardzo. Obowiązkowo w obu przypadkach doświadczymy niemal identycznych zbliżeń, czy to na oczy głównych antagonistów, które ukazują ich tajemnicze, acz przerażające spojrzenie, czy na ich śmiercionośne kły. W filmie Trevorrowa powraca także scena, kiedy to jeden z bohaterów ucieka przed ścigającym go dinozaurem, a kamera śledzi jego ucieczkę przez kończyny stworzenia. Taki zabieg ma zbudować odpowiednie napięcie i ukazać ogrom zwierzęcia. “Jurassic World” przyniesie nam także niemal jednakową scenę z gallimimami pędzącymi niczym stado gazeli.
Nie mogło się obejść także bez charakterystycznych rekwizytów. W “Jurassic World” nie zabrakło więc zbliżeń na komara zastygłego w kropli bursztynu, jaj raptorów (z tymi z kolei związane jest jedno z najlepszych przejść w tym filmie) czy flary emitującej czerwone światło. W oryginalne Alan Grant wykorzystuje swoją wiedzę o ostrości wzroku T-Reksa i aby odciągnąć go od dzieci, zapala flarę. W najnowszej części przerażona Claire za pomocą podobnej pochodni także zwraca na siebie uwagę jednego z niebezpiecznych stworzeń.
Oczywiście odniesień do pierwowzoru, jak również do części drugiej i trzeciej, jest jeszcze więcej. To, co jednak pojawia się w mojej głowie po seansach obu filmów, to pytanie, czy takie, niemal identyczne odniesienia, dodatkowo pojawiające się w tak często i w tak dużych ilościach, to hołd skierowany w kierunku “Parku Jurajskiego” Spielberga i zalotne spojrzenia twórców w stronę fanów poprzednich części, czy może działanie z premedytacją, aby brak pomysłu na film nadgonić gotowym już, sprawdzonym schematem? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie jednak sami. Dajcie znać, co sądzicie w komentarzach. 😉