ARNOLD SCHWARZENEGGER. Z austriackiej prowincji na szczyty Hollywood
W 1968 roku przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, spełniając swoje dziecięce marzenie. Trenował, zdobywał tytuły, ale nie przestawał myśleć o aktorstwie. Już po dwóch latach pobytu w USA zadebiutował przed kamerą jako „Arnold Strong Mr. Universe” w tytułowej roli w filmie Herkules w Nowym Jorku (1970) Arthura Allana Seidelmana, opowiadającej o mitycznym Heraklesie, który przybywa na Ziemię, by poznawać zwyczaje Nowojorczyków. Niskobudżetowa, lekka komedia nie była wówczas wysoko oceniana, ale po latach zyskała kultowy status jako nieco kampowy w formie debiut jednej z największych gwiazd kina akcji w historii. Po tej roli przez dłuższą chwilę był nieobecny w filmie – wrócił dopiero w Długim pożegnaniu (1973), gdzie zagrał głuchoniemego żołnierza mafii (Schwarzeneggera nie uwzględniono w napisach). Rok później wystąpił m.in. u boku legendarnej Lucille Ball w telewizyjnym Happy Anniversary and Goodbye Jacka Donohue, a po sześciu latach od debiutu Arnold zapracował na pierwsze wyróżnienie. W Niedosycie (1976) Boba Rafelsona zagrał w zasadzie samego siebie – Joe Santo jest kulturystą, który przygotowuje się do zdobycia tytułu Mr. Universe, ale jego plan treningowy zakłócony jest przez pojawienie się inwestora (Jeff Bridges), zamierzającego wykupić i zlikwidować siłownię, w której ćwiczy Joe. Bohater Bridgesa szybko zostaje zauroczony prostolinijnością i pasją Santo, jednocześnie zakochując się w uroczej recepcjonistce (Sally Field). Schwarzenegger za tę rolę został wyróżniony Złotym Globem dla najlepszego nowego gwiazdora i jest to jedyna ważna nagroda aktorska w jego dorobku.
W 1977 roku Arnold pojawił się we własnej osobie w dokumencie Kulturyści, który niesamowicie wpłynął na popularyzację powerliftingu 1979 roku i do dziś uchodzi za jeden z najlepszych filmów dokumentalnych o tematyce sportowej. Dwa lata później „austriacki dąb”, jak nazywano Schwarzeneggera w środowisku kulturystów, zagrał postać Przystojnego Nieznajomego u boku Kirka Douglasa w okropnej komedyjce Kaktus Jack Hala Needhama, ale na prawdziwe otwarcie swojej kariery musiał poczekać do lat 80. Swój pierwszy komercyjny sukces Arnold zawdzięcza Robertowi E. Howardowi i postaci Conana Barbarzyńcy, który ten powołał do życia na kartach czasopisma „Weird Tales” w latach 30. XX wieku, a także rosnącej popularności filmów osadzonych w konwencji fantasy. W 1982 roku na ekrany kin wszedł Conan Barbarzyńca John Milius i z miejsca stał się hitem box office – przy budżecie poniżej 20 milionów dolarów zarobił na całym świecie ponad trzykrotnie więcej, co dla filmu z mało znanym jeszcze aktorem w roli tytułowej jest sporym osiągnięciem. Sukces pierwszej odsłony przygód Conana Cymeryjczyka zaowocował szybkim sequelem – już w 1984 roku widzowie mogli oglądać na ekranach Conana Niszczyciela w reżyserii Richarda Fleischera, ale mimo jeszcze lepszego wyniku finansowego film ten nie spotkał się z tak ciepłym przyjęciem. Popularność nurtu fantasy zaowocowała także Czerwoną Sonją (1985) Fleischera, która – mimo że Arnold zagrał tam postać o innym imieniu – przez wielu uważana jest za nieformalną trzecią część trylogii o Conanie.
Podobne wpisy
Zanim jednak Schwarzenegger ponownie przywdział zbroję, wystąpił w filmie, który najmocniej zdefiniował jego karierę. Terminator (1984) Jamesa Camerona to dzieło, o którym napisano już wszystko – w tym niezwykle istotnym dla nurtu science fiction thrillerze Arnold wcielił się w przybyłego z przyszłości zabójczego cyborga, polującego na Sarę Connor, matkę przyszłego przywódcy ruchu oporu w świecie opanowanym przez maszyny. Ikoniczna rola Schwarzeneggera doczekała się licznych reinkarnacji w kontynuacjach serii, choć w późniejszych odsłonach Terminator T-800 był już postacią pozytywną. Można śmiało założyć, że gdyby rola w filmie Camerona powędrowała do kogoś innego (a sam reżyser desperacko starał się obsadzić w niej… O.J. Simpsona), kariera Austriaka nie potoczyłaby się w tak udany sposób. Druga połowa lat 80. to cała seria filmów akcji, które dla wychowanych w tym okresie są absolutnie kultowe: Komando (1985) Marka L. Lestera, Jak to się robi w Chicago (1986) Johna Irvina, Predator (1987) Johna McTiernana, Uciekinier (1987) Paula Michaela Glasera czy Czerwona gorączka (1988) Waltera Hilla nie tylko wyniosły Schwarzeneggera na absolutny szczyt, ale też określiły jego aktorską tożsamość, opierającą się na luźnym podejściu do konwencji i sporej dawce humoru, objawiającej się w nierzadko obciachowych dialogach.
Na przełomie lat 80. i 90. Arnold był już niekwestionowaną gwiazdą, a zarobki rosły proporcjonalnie do sławy aktora: za Komando otrzymał 2 miliony dolarów, podczas gdy za Czerwoną gorączkę trzy lata później zainkasował już kwotę czterokrotnie wyższą. W 1988 roku Schwarzenegger zagrał też w filmie, który przyniósł mu dochód większy niż jakikolwiek inny film (a trzeba pamiętać, że za występ w Terminatorze 3 w 2003 roku Arnold zgarnął 30 milionów dolarów!) – decydując się na udział w Bliźniakach Ivana Reitmana, Austriak zrzekł się pensji, namawiając do tego także reżysera i drugą gwiazdę, Danny’ego DeVito, w zamian negocjując z producentami 45% udziałów we wszystkich zyskach z filmu. Mowa tu nie tylko o wpływach z kin (a Bliźniacy zarobili na całym świecie 216 milionów dolarów), ale także środkach ze sprzedaży filmu na rynek wideo, do telewizji, itp. Dziś ten model biznesowy jest dość popularny, ale pod koniec lat 80. Schwarzenegger był wśród pionierów i dzięki tej decyzji on, Reitman i DeVito zarobili po kilkadziesiąt milionów dolarów. Podobno cała trójka rozważa nakręcenie sequela pt. Trojaczki, w którym trzeciego brata miałby zagrać… Eddie Murphy! Całość należy traktować raczej w kategoriach dobrego żartu, choć podczas tegorocznego festiwalu w Cannes Arnold twierdził, że scenariusz tego niespodziewanego sequela będzie gotowy w ciągu miesiąca…