Matka Joanna od Aniołów
Rekonstrukcja cyfrowa, której poddanych zostało kilkadziesiąt niezwykle ważnych w historii polskiej kinematografii dzieł, przypomina swoistą konserwację obrazów, nadaje nowy blask i świeżość wszelkim rysom czasu, który odciska swoje piętno również na nośniku tych filmowych opowiadań. Jak podaje Studio Filmowe Kadr „cyfryzacja to jedyna szansa nie tylko na ocalenie filmów poprzez stworzenie cyfrowych kopii wysokiej jakości, ale też na drugie życie arcydzieł polskiego kina w świecie współczesnych technologii”[1].
W Matce Joannie od aniołów warstwa wizualna stanowi szczególnie istotny w odbiorze, niewerbalny język filmowego świata, będący jednocześnie kluczem w jego interpretacji i nie ma co ukrywać, że ten film w szczególności domagał się odświeżenia cyfrowego. Można z uwagi na specyficzną tematykę ironicznie powiedzieć, że grzechem byłoby pominąć w cyfrowej rekonstrukcji tak dopieszczonych w każdym detalu zdjęć autorstwa Jerzego Wójcika. Warto dodać, że to właśnie on sprawował nadzór nad obrazem w procesie rekonstrukcji. I z pewnością nie trzeba nikogo, kto ceni film Matka Joanna od aniołów przekonywać do ponownego obejrzenia tego dzieła, w nowej, zakonserwowanej, cyfrowej jakości.
Film Matka Joanna od aniołów jest adaptacją opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, wydanego w 1946 roku. Warto jednak dodać, że autorem scenariusza był nie tylko Jerzy Kawalerowicz, ale przede wszystkim Tadeusz Konwicki, niedoceniony, fantastyczny autor filmowy zazwyczaj kojarzony głównie z literaturą. Powszechnie znana historia sióstr z Loudun, przełożona na medium filmowe i osadzona w XVII-wiecznym Ludyniu na wschodnich kresach Rzeczpospolitej, jak nie trudno się domyślić, nie spotkała się z ciepłym przyjęciem ze strony przedstawicieli kościoła. W latach 1957-1966 kardynał Wyszyński ogłosił Wielką Nowennę, poprzedzającą obchody Tysiąclecia Chrztu Polski. Tematyka po którą sięgnął Kawalerowicz naturalnie nie mogła spotkać się z aprobatą ze strony duchowieństwa, szczególnie w tak istotnym dla polskiego katolicyzmu okresie. Ponadto relacje przedstawicieli kościoła z ówczesną władzą stawały się coraz bardziej napięte, a duchowni nie chcieli dopuścić do swobodnego rozprzestrzeniania się obrazu kryzysu wiary, który mógłby zdeprawować percypujących go katolików. Nic więc dziwnego, że dzieło Kawalerowicza zostało przez kościół potępione, uznane za jawnie antyklerykalne i antyreligijne oraz umieszczone na „czarnej liście” filmów zakazanych przez Watykan.
Nie dziwią również ówczesne interpretacje tkwiące głównie w kluczu politycznym. Odbiorcy traktowali bowiem obraz Kawalerowicza jako alegorię totalitaryzmu często także odnajdując w nim symbolikę napiętej sytuacji na linii państwo-kościół. Percypując ów film z perspektywy współczesnego widza, od politycznych konotacji ważniejsze wydają się być aspekty związane z problemami ludzkiej natury, relacjami pomiędzy kobietą a mężczyzną, odwieczną próbą pogodzenia oczekiwań ze strony społeczeństwa z własnymi potrzebami i pragnieniami. Oprócz aspektów dotyczących natury ludzkiej i wpływu norm kulturowych na każdą jednostkę, często zwracano uwagę na kontynuację wiodących w poprzedzających Matkę Joannę od aniołów filmach Kawalerowicza, refleksji o uczuciu niemożliwym do spełnienia (mam oczywiście na myśli Pociąg i Prawdziwy koniec wielkiej wojny).
Kawalerowicz wyraża nostalgiczną tęsknotę za wolnością, szczególnie tą mentalną, która w świecie surowych zasad stworzonych na gruncie konserwatyzmu, staje się nieosiągalnym pragnieniem. Nie odczytywałabym jednak postulatów reżysera w kontekście antyreligijnym, ponieważ religia i kościół, mają odzwierciedlać jedynie jeden z czynników wpływających na tłumienie naturalnych popędów. Żaden z obszarów kultury nie posłuży do jej krytyki lepiej niż ten stworzony na gruncie surowych dogmatów i reguł stanowiących niezaprzeczalny kodeks moralny tłumiący indywidualność. Relacja natura-kultura osadzona w obszarze problematyki religijnej stwarza pewne ryzyko potraktowania i ukazania przez autora złożonych problemów w sposób powierzchowny, dlatego też, nawet współcześnie słychać zarzuty, jakoby Matka Joanna od aniołów była filmem propagandowym i silnie zideologizowanym.
Rzekome postulaty jawnie zmierzające w „lewą” stronę, ja jednak zostawiłabym w spokoju, gdyż feministki, których ideologia w głównej mierze osadza się na marksizmie, nie pozostawiłyby z pewnością suchej nitki na stereotypowym postrzeganiu kobiecości w owym dziele. Zresztą taki właśnie bojkot owego filmu miał miejsce w wywiadzie z Sylwią Chutnik, opublikowanym w marcowym numerze „Wysokich obcasów” z 2011 roku. To, że film nawet po ponad pięćdziesięciu latach od premiery wywołuje emocje, całkowicie sprzeczne interpretacje i budzi kontrowersje, stanowi bez wątpienia największą jego rekomendację. Życzyłabym tego filmowi W imię… Małgośki Szumowskiej, który podobnie jak Matka Joanna od aniołów miał podjąć temat „religii jako źródła cierpień”. Czy ktokolwiek z nas powróci jednak do zaprezentowanej przez Szumowską historii księdza-homoseksualisty za pięćdziesiąt lat?
Binarność
Każda postać w świecie przedstawionym Matki Joanny od aniołów zamknięta jest w pewnej roli społecznej, która w dużej mierze stanowi konsekwencję jej dotychczasowych wyborów. Jednowymiarowość bohaterów filmowych z perspektywy współczesnego odbiorcy może zubażać wartość merytoryczną opowiadania, jednak dzięki temu zabiegowi Kawalerowicz stworzył uniwersalny w swojej prostocie świat przedstawiony, który z pomocą licznych schematów przypomina pewien wycinek nieokreślonej przestrzeni niepodlegającej upływowi czasu. Oczywiście czas akcji sprzyja postrzeganiu tej filmowej opowieści w sposób uniwersalistyczny i to właśnie między innymi dzięki niemu problemy nakreślone przez reżysera nadal pozostają aktualne. Binarność tego świata zostaje podkreślona już poprzez użycie czerni i bieli. Pozostająca w cieniu, położona w dolinie gospoda i usytuowany na wzniesieniu klasztor monumentalnych rozmiarów, ucieleśniają symbolikę dobra i zła poprzez kolor (czerń gospody, jasność otaczająca klasztor) oraz miejsce w kadrze (góra-dół). Cały świat przedstawiony opiera się na podobnych schematach i uproszczeniach. Słynne, suszące się białe habity mniszek, otulona bielą matka Joanna (Lucyna Winnicka) filmowana w opozycji do ubranego w czarną sutannę księdza Suryna (Mieczysław Voit), leżące krzyżem mniszki, ukazywane z perspektywy ptasiej, przypominające białe gołębice podczas lotu czy też brudne świnie otaczające karczmę, to elementy, tworzące świat zanurzony w schematach i stereotypach. Ale w czerni i bieli, można odnaleźć również sposób postrzegania świata przez bohaterów filmowych, bazujący na myśleniu w sposób zerojedynkowy, opierający się na skrajnościach często przyczyniających się do fanatyzmu.
Fanatyzm, oczywiście nie tylko religijny, oznacza swoisty brak kontroli nad swoją tożsamością, o czym reżyser nie pozwoli nam zapomnieć głównie dzięki postaci Suryna. Główny bohater tonący w wyuczonych schematach myślowych, powtarzanych formułkach, widzi misję odkupienia świata, uwolnienia go od grzechu. Jego wyższość i pycha (widoczna szczególnie w spotkaniu z rabinem) pojawiają się gdzieś pomiędzy wierszami powtarzanych jak mantra modlitw. Wychowany w otaczającym go od urodzenia świecie pacierzy bogobojnej matki i siostry – zakonnicy, nie miał możliwości skonfrontować wyuczonych schematów myślowych z innym punktem widzenia, innym życiem. Dlatego wciąż będzie próbował tłumić swoje naturalne popędy wierząc, że ból fizyczny pomoże zapomnieć o doczesnych pragnieniach. Już w pierwszej scenie z jego udziałem, kiedy to spotyka się z „demoniczną” karczmą i jej właścicielką, która „przypadkowo” potyka się, bezczelnie zbliżając swój obnażony dekolt ku twarzy księdza, widzimy w jego oczach strach i bezradność. W konfrontacji z realnym światem Suryn przypomina bezbronne dziecko tkwiące w swoich naiwnych ideałach. Jego schizofreniczna tożsamość po raz pierwszy ukaże się w sposób bezpośredni w powtarzającej się scenie z lustrem i jego odbiciem, by powrócić później w wymownej rozmowie z rabinem, w którego rolę wcieli się również Mieczysław Voit. Rzekoma biel duszy Suryna, powoli czernieje niczym otulająca go sutanna, by wreszcie stanąć po drugiej, demonicznej stronie lustra, zatracając się w szaleństwie „opętania”.
Ideologiczna naiwność Suryna zostaje skonfrontowana z wizerunkiem wiejskiego proboszcza, któremu piwko w zupełności do szczęścia wystarcza, a jakieś babskie wydziwianie wcale go nie obchodzi. Paradoksalnie, ten nie grzeszący inteligencją ksiądz, ucieleśniający stereotypowe cechy „prostego chłopa”, dostrzega coś, czego żaden „uczony” egzorcysta nie jest w stanie zauważyć. Jako pierwszy bowiem wysnuwa wniosek, że mniszki wcale nie są opętane przez diabły, a jedynie przez własne namiętności. To właśnie on odkrywa swoistą farsę w tym „demonicznym” przedstawieniu.
Kobiecość
Z perspektywy czasu owa binarność może stawać się nieznośna dla współczesnego odbiorcy. Jeżeli skupimy się na dosłownej interpretacji wydarzeń w świecie przedstawionym, to rzeczywiście, można po części zgodzić się ze wspomnianą wcześniej Sylwią Chutnik, że rola kobiety w filmie zostaje potraktowana w bardzo schematyczny i przerysowany sposób. Mniszki są ucieleśnieniem grzechu, stanowią symboliczną kopię Ewy i uosabiają wszystko to co irracjonalne. Świat męski zamyka się zaś w świętych księgach, próbach racjonalnego rozwiązania problemów i elokwentnych rozmowach (co zostaje szczególnie podkreślone w scenie z rabinem). Egzorcyści w kościele prześcigają się w swoich łacińskich modlitwach, traktują obrzęd i samą Joannę jak przedmiot badań, unieruchamiają ją, obezwładniają eksponując przy tym swoją siłę wśród zebranych gapiów. Kobieta jest obiektem pożądania, podziwiania czy po prostu podglądania, co zostaje odzwierciedlone na przykładzie relacji siostra Małgorzata (Anna Ciepielewska) – Chrząszczewski (Stanisław Jasiukiewicz). Jednak gdy wejdziemy pod powierzchnię filmowego świata, stereotypowość ról płciowych może całkowicie zmienić swój dotychczasowy obraz.
Wykorzystując tematykę związaną z życiem zakonnym i rysując obraz kobiety zamkniętej w warownych murach klasztoru, ukazuje się metaforyczny wizerunek kobiecości uwięzionej w świecie patriarchalnym. Z drugiej strony to symboliczne więzienie pozwala mniszkom na stworzenie swoistego azylu bez mężczyzn. Mniszki zrzucają habity, biegają nago po dziedzińcu, próbują uwolnić się od ograniczających je ról. Nie wiemy co sprawiło, że każda z nich zapragnęła wstąpić do zakonu. W opowiadaniu Iwaszkiewicza matka Joanna miała szpecący ją garb, który mógł stanowić symboliczny ciężar odrzucenia przez społeczeństwo, braku akceptacji i inności, która wykraczała poza społeczne normy. Joanna próbuje zamanifestować własną indywidualność. Lęka się przeciętności, zbiorowej tożsamości narzucanej przez religię. Pragnie stać się świętą, tak, by jej imię pojawiało się w modlitwach wiernych przez następne wieki, obdarowując ją ziemską nieśmiertelnością. Matka Joanna nie chce milczeć, gra główną rolę w swoim przedstawieniu i nie waha się wykorzystać do swoich celów naiwnego księdza Suryna. Natomiast siostra Małgorzata w swojej zabawnej, jarmarcznej piosence wyraźnie podkreśla, że woli zostać zakonnicą, niż „dostawać razy” od swojego męża. Habit staje się dla niej iluzoryczną wolnością i azylem pozbawionym namiętności. Być może dlatego tylko ona jest w stanie oprzeć się „szatanom”. Kiedy zrzuca habit, spełnia się jej koszmar, o którym wcześniej śpiewała. Kobieta w świecie pozaklasztornym może być tylko przedmiotem pożądania, obiektem do podglądania, obnażonym dekoltem,.
Z kolei rzekoma racjonalność (choć może lepiej byłoby użyć słowa „oczytanie” ponieważ sama religia i religijność niewiele mają wspólnego z racjonalnością) księdza Suryna okazuje się być jedynie zasłoną kryjącą wewnętrzne rozedrganie zmysłów i brak pewności siebie. Naiwne wzięcie wszelkich „diabłów” Joanny na siebie, wcale nie przypomina chrystusowego poświęcenia zwieńczonego śmiercią za grzechy ludzkości. Suryn staje się kolejnym, słabym księdzem owładniętym pożądaniem do kobiety-zakonnicy, ślepym na jej manipulację. Ale postać Suryna ucieleśnia również Adama w rajskim ogrodzie. Joanna dzieli się z nim swoimi „demonami”, a on posłusznie przyjmuje je na siebie. Ulega grzechom, bo tylko w ten sposób może być bliżej niej.
Relatywizm dobra i zła
W 1961 roku na Międzynarodowym Festiwalu w Cannes Złota Palmę otrzymała Viridiana Luisa Buñuela. Jurorzy długo jednak zastanawiali się nad przyznaniem głównej nagrody właśnie Matce Joannie od aniołów. Tematyka, którą poruszał Buñuel jak i Kawalerowicz w dużej mierze skupia się na pewnym obrazie kryzysu wiary, ukazaniu cienkiej granicy pomiędzy poświęceniem a pychą, miłością a grzechem i przede wszystkim dobrem i złem. Należy jednak pamiętać, że film Kawalerowicza powstał w szczególnym dla polskiej kinematografii okresie Szkoły Polskiej, choć w dużej mierze korespondował z tradycyjną problematyką nurtu. Wraz z takimi dziełami jak między innymi Pętla, Jak być kochaną czy Ostatni dzień lata, Matka Joanna od aniołów tworzy luźno powiązany z wiodącą tematyką Szkoły nurt, nazwany przez Tadeusza Lubelskiego psychologiczno-egzystencjalnym. Filmy te nie skupiają się na aspektach historiozoficznych, jednak portrety ówczesnych, jednostkowych losów ludzkich wciąż zanurzone są w refleksji na temat ludzkiej natury i drzemiących w niej pokładów zła. Nadal słychać w nich echo traumatycznych doświadczeń związanych z wydarzeniami wojennymi, które nabierają w owym nurcie bardziej indywidualnego charakteru. Wojna stała się dla filmowców tworzących w okresie Szkoły Polskiej indywidualnym rozliczeniem z najciemniejszą i najbardziej demoniczną stroną człowieka. W Matce Joannie od aniołów ten schizofreniczny wymiar ludzkiej natury wybrzmiewa w każdym calu, układa w całość portrety bohaterów miotających się gdzieś pomiędzy popędami życia i śmierci. Jak mówił Jerzy Kawalerowicz „nasze pokolenie nie zdoła się już uwolnić od cienia wojny, jej ślady się zagoiły, ale nie sposób ich uleczyć. Ślady te są oczywiście najtrwalsze w stosunkach uczuciowych.”[2] Theodor Adorno twierdził, że pisanie wierszy po Auschwitz jest barbarzyństwem. A czy po takich doświadczeniach można jeszcze mówić o moralności i zaufaniu? Czy dobro i zło nadal mogą być uznane za pojęcia absolutne? I czy kiedykolwiek nimi były? Suryn nie usłyszy głosu Boga, Bóg opuścił Ludyń, zamilkł, podobnie jak nad wspomnianym Auschwitz, pozostawiając człowieka z grzechem, poczuciem winy i wewnętrznymi demonami, a najważniejsza bitwa pomiędzy dobrem a złem toczy się nieustannie nie gdzie indziej, jak w każdej ludzkiej duszy.
Bibliografia:
T. Lubelski, Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, Katowice 2009.
Wywiad Joanny Derkaczew z Sylwią Chutnik Matka Joanna i prawdziwy szatan, „Gazeta Wyborcza” 2011 r., nr 070 (25.03), s. 18 (dodatek „Wysokie obcasy”)
P. Marecki, Jerzy Kawalerowicz walczy z kościołem.