Alfabet Pacific Rim
Sezon ogórkowy w pełni! Od jakiegoś czasu na ekranach kin królują animacje, Iron Many, Super Many i inne blockbustery. Letnie, niezobowiązujące produkcje mające dostarczyć widzowi jak najwięcej rozrywki. Już za kilka dni dołączy do nich „Pacific Rim”.
Historia wojny ludzi pilotujących olbrzymie roboty z potworami z innego wymiaru sprawia, że w każdym mężczyźnie dochodzi do głosu jego dziecięca cząstka. Cząstka ta, szarpiąc za nogawkę, stara się zaciągnąć go na najbliższy seans. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że film del Toro to absolutne arcydzieło w swojej klasie. Zwiastuny, zdjęcia, materiały z planu, aż wreszcie recenzje, które od kilku dni pojawiają się w sieci – jeżeli nadal nie jesteście przekonani, możemy zrobić tylko jedno, wytoczyć najcięższe działa. Broń ostateczną, która sprawi, że z miejsca zaczniecie rezerwować bilety na najbliższy seans!
Przedstawiamy Wam „Alfabet Pacific Rim”, czyli wszystko co powinniście wiedzieć o tej produkcji zanim zasiądziecie w kinowym fotelu i dacie się porwać magii naszego meksykańskiego wizjonera.
A – autentyczność. Ok, to słowo w kontekście filmu o wielkich potworach naparzających się z robotami, którymi steruje dwóch pilotów połączonych wspomnieniami nie brzmi zbyt dobrze. Kiedy jednak przyjrzymy się temu bliżej, to wcale nie musi być, aż tak absurdalne. Zdjęcia promocyjne, virale oraz to w jaki sposób twórcy wypowiadają się o filmie, świadczy o tym, że nie zobaczymy w nim debilizmów w stylu Bay’a.
Wszystko wskazuje na to, że dostaniemy konsekwentnie zbudowany świat, który będzie stanowił wsparcie dla bohaterów. Parady zwycięstwa, wymiana floty, ulepszanie sprzętu i roboty, po których widać zużycie. Oprócz tego odbudowa zniszczonych miast, sprzątanie zwłok potworów, adaptowanie ich szkieletów na budynki, wykorzystywanie ich tkanek w farmaceutyce, tworzenie wystaw w galeriach sztuki czy wreszcie sprzątanie ich odchodów (!) – to elementy, które sprawiają, że jestem w stanie w to wszystko uwierzyć.
B – budżet. Źródła podają, że wyniósł on od 180 do 200 mln dolarów i według doniesień nie został przekroczony. Większość tej kwoty zostało oczywiście przeznaczone na efekty specjalne i scenografię. Sporo „zjadła” również konwersja filmu do 3D. Oprócz tego del Toro zbudował na planie hydrauliczne głowy robotów w skali 1:1, w których kazał wykonywać aktorom rozmaite wygibasy, co z pewnością również nie było tanie. Poniżej filmik zza kulis, który przybliży Wam te maszyny tortur:
C – czas. Może okazać się największym sprzymierzeńcem filmu. Wstępne prognozy są bardzo ostrożne, miejmy jednak nadzieję, że cykl żywotności produkcji reżysera „Labiryntu Fauna” będzie przypominał ten z „Titanica”, zaś sam obraz zacznie zyskiwać popularność z czasem. Pozytywne recenzje, szał na twitterze (w tym niezwykle pozytywny głos samego Kanye Westa, którego ćwierkanie obserwuje 20 milionów ludzi), poczta pantoflowa, fora internetowe – nawet jeśli weekend otwarcia okaże się słabszy, „Pacific Rim” w ogólnym rozrachunku powinien zarobić na tyle dużo, żeby studio czuło się usatysfakcjonowane. Miejmy nadzieję, że jako nowa marka film nie będzie musiał płacić frycowego.
D – del Toro. Wytwórnie Warner Bros oraz Legendary nie mogły wybrać lepiej. Plastyczna wyobraźnia Guillermo w połączeniu z jego umiejętnością kreowania światów i bohaterów to niepodważalne atuty tego reżysera. Jeżeli dodamy do tego dbałość o szczegóły, perfekcjonizm w dziedzinie efektów specjalnych oraz pasję, która go cechuje, to zobaczymy, że jest on najlepszym kandydatem do przedstawienia tak epickiej opowieści.
Inspiracją dla del Toro były klasyczne „monster movie” z lat 60 i 70, które dostarczały mu wiele radości. Bolało go jednak to, że całkowicie pomijano destrukcyjną otoczkę tych opowieści, zaś wszystko sprawiało wrażenie beztroskich zapasów w gumowych kostiumach. Chciał zobaczyć jak taki atak wyglądałby w prawdziwym świecie, nie tworząc przy tym kolejnego „mrocznego” blockbustera.
E – efekty specjalne. Odpowiada za nie Industrial Light & Magic. Firma legenda, założona przez George’a Lucasa w 1975 jest gwarancją najwyższej jakości w tej dziedzinie. Zresztą wystarczy spojrzeć na jakikolwiek zwiastun czy spot z tej produkcji. Poraża w nim realizm i ilość detali. Faktura skóry Kaiju, defekty robotów, platformy naprawcze i cała reszta. Wszystko to w połączeniu z niesamowitą kolorystyką przedstawionych lokacji (zwłaszcza Hong Kongu) robi piorunujące wrażenie i powoduje opad szczęki, nie pozwalając oderwać wzroku od ekranu.
https://www.youtube.com/watch?v=hxnQi1qAvdM
F – franczyza. Słowo klucz. Najbardziej dochodowe marki w fabryce snów to obecnie kontynuacje znanych hitów oparte na komiksach, serialach telewizyjnych, zabawkach itp. „Pacific Rim” startuje od zera. To całkowicie nowy projekt, którego największym problemem jest to, że nie ma żadnego zaplecza. Gwiezdne Wojny, Star Trek, Iron Man, Spider-Man i cała reszta to wręcz ikony. Znane na tyle, że niezależnie od jakości filmu, są w stanie ściągnąć do kina tabuny ludzi. Produkcja del Toro – oprócz pozytywnych recenzji – nie ma na razie nic. Oby przekonała do siebie ludzi i dołączyła do reszty stając się kolejną, dużą marką.
G – Gipsy Danger. Robot – bohater wojenny. Amerykański jaeger kategorii 3. Drugi największy pogromca kaiju, za ekipą australijską. Del Toro nadał mu anatomię „kowboja”, chcąc sprawić, że sam jego widok wzbudzi respekt. Jego pilotem jest Raleigh Becket, główny bohater filmu.
H – Hannibal Chau. Diler sprzedający części martwych kaiju poprzez swoją organizację Kaiju Remedies. Dostarcza próbki dla Pan Pacific Defense. W filmie zagra go Ron Perlman, co pozwala przypuszczać, że postać będzie szalenie charakterystyczna. Póki co mamy dla Was małą próbkę:
I – Idris Elba. Człowiek, który sprawia, że wiedząc, iż mamy go w swoich szeregach jestem spokojny o losy ludzkości. Ten 41 – letni londyńczyk bardzo powoli dobija się do hollywoodzkiej pierwszej ligi, co jest szczególnie dziwne biorąc pod uwagę to, że charyzmą mógłby obdarzyć jeszcze kilku innych aktorów. Facet ma niesamowity magnetyzm i miejmy nadzieję, że „Pacific Rim” zrobi z niego gwiazdę pierwszego formatu. W filmie wciela się w marszałka Pan Pacific Defense Corps – Stackera Pentecosta. Oglądając spoty, które coraz częściej pojawiają się w necie nie mam wątpliwości – skradnie każdą scenę w które się pojawi!
https://www.youtube.com/watch?v=Z1_jkDBWUNU
J – jaeger (niem. myśliwy). Gigantyczny robot bojowy stworzony przez dr. Jaspera Schoenfelda po pierwszym kontakcie z obcymi. Miał być alternatywą dla broni nuklearnej, której użycie przyniosłoby ludzkości więcej szkód niż korzyści. Film skupi się na 5 mechach o różnej narodowości:
– Coyote Tango (Japonia),
– Cherno Alpha (Rosja),
– Gipsy Danger (USA),
– Crimson Typhoon (Chiny),
– Striker Eureka (Australia).
Wg. informacji na ekranie pojawi się więcej maszyn, zaś cała flota (używana bądź nie) ma liczyć ponad 20 sztuk.
W kokpicie znajduje się miejsce dla dwóch (w jednym wypadku trzech) pilotów – jeden kontroluje lewą półkulę, natomiast drugi prawą. Dzieląc się wspomnieniami tworzą neuromost, dzięki któremu mogą sterować maszyną. Posiadają specjalne skafandry, które są wyposażone w interfejs do sterowania robotem oraz służą jako zabezpieczenie przeciwko urazom. Sterowanie w pojedynkę obciąża układ nerwowy i może doprowadzić do śmierci. Każdy z jaegerów posiada specyficzny rodzaj broni, charakterystyczny dla danego modelu.
Duże roboty to temat mało znany w zachodniej kulturze, dlatego twórcy filmu zapowiadają, że dokładnie przedstawią jak maszyny zostały budowane i ulepszane. Podzielono je na 5 serii, a każda kolejna miała być lepsza od poprzedniej.
Pierwszym zadaniem, które del Toro wyznaczył swojej ekipie było stworzenie 50 szkiców każdego z 5 robotów występujących w filmie. Następnie spośród wszystkich rysunków wybierano jeden i skupiano się na jego rozwoju. Guillermo chciał, aby każda z tych maszyn miała własną osobowość i oryginalny wygląd, tak, żeby widzowie nie czuli, że widzieli już coś podobnego. Spoglądając na grafiki koncepcyjne trzeba przyznać, że ludzie odpowiedzialni za ich design wywiązali się ze swojego zadania znakomicie.
K – Kaiju (jap. Bestia). W Polsce słowo kojarzone głównie z Godzillą, Rodanem i innymi stworami rodem z wytwórni TOHO. W filmie del Toro mianem tym określa się potwory z rowu na dnie Pacyfiku, które zagrażają ludzkości. Wiadomo, że podobnie jak jaegery podzielono je na 5 kategorii, które oznaczają siłę i wytrzymałość bestii. Ostateczny design wszystkich kreatur nie został jeszcze ujawniony, wiadomo jednak, że wygląd niektórych stworzeń odnosi się do anatomii ziemskich zwierząt, np. rekina czy goryla. Guillermo stwierdził także, że chciał, aby potwory były zaprojektowane tak, żeby można było uwierzyć, że w środku znajduje się aktor.
L – Leatherback. Póki co, chyba najbardziej znany Kaiju. Wyglądem przypomina goryla skrzyżowanego z żółwiem. Ten potwór 4 kategorii posiada 6 par oczu oraz organ potrafiący wydzielać impuls EMP umiejscowiony na plecach. Jego pierwszy atak nastąpił w Hong Kongu.
M – Mako Mori. Podczas ataku na Tokyo jeden z pilotów jaegerów uratował jej życie. Została adoptowana przez Stackera Pentecosta, który zajął się jej wychowaniem i rozwojem. To także on sprawił, że została pilotem. Chcąc pomścić rodzinę siada za sterami Gipsy Danger.
N – Newton Geiszler, bohater kreowany przez Charliego Daya. Naukowiec odpowiedzialny w Pan Pacific Defense za pomoc pilotom i wskazywanie słabych punktów potworów. Wiedzę czerpie ze szczątek Kaiju, które bada.
O – oczekiwania. Są ogromne, ale nie jest to zaskoczeniem. Ambitny reżyser, dwie potężne wytwórnie, budżet sięgający 200 mln dolarów – obok czegoś takiego raczej nie sposób przejść obojętnie. Jeżeli ktoś wychował się na Godzilli, pierwszej generacji Transformersów, a do tego oglądał anime – nie może sobie odpuścić seansu. Cała reszta powinna stawić się w kinie, choćby po to, żeby zobaczyć zapierające dech w piersiach widowisko… lub towarzyszyć swoim facetom, trzymając ich za ręce w chwilach uniesienia.
P – Pan Pacific Defense Corps – organizacja powołana do życia w 2014 roku, celem walki z Kaiju. Jest głównym sponsorem budowy maszyn, jej siedziba znajduje się w Hong Kongu.
R – Ramin Djawadi. Niemiecki kompozytor urodzony w 1974 roku w Duisburgu. Twórca muzyki min. do Iron Mana, Gry o Tron oraz Starcia Tytanów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Emmy. Przy pracy nad soundtrackiem zaprosił Toma Morello – amerykańskiego gitarzystę znanego z występów w Rage Against the Machine, a następnie Audioslave. Współpraca okazała się strzałem w 10, a delikatnie rockowe dźwięki idealnie uzupełniają heroiczną muzykę Ramina. Wystarczy posłuchać wciągającego tematu głównego, żeby się o tym przekonać.
Pełny soundtrack możecie posłuchać poniżej:
S – Shatterdome. Ogromne fabryki i całe zaplecze techniczne dla programu Jaegerów, znajdują się w Hong Kongu, Limie, Anchorage, Władywostoku, Tokyo, Sydney, Los Angeles i Panamie.
T – Tales from Year Zero – komiksowy prequel filmu napisany przez Travis Beacham, zaprezentowany na Comic Comie w 2012 roku. Obejmuje okres od pierwszego ataku, do wydarzeń przedstawionych w filmie.
U – Ultraman. Dobra, przyznaję, że trochę przesadzamy, ale jeżeli ktoś widział chociaż jeden odcinek tego japońskiego serialu telewizyjnego z 1966 roku, ten z miejsca dostrzeże podobieństwa między nim, a produkcją del Toro. Ten pop kulturalny fenomen z kraju kwitnącej wiśni opowiadał historię człowieka, który za pomocą artefaktu znanego jako „beta capsule” zmieniał się w Ultramana – obrońcę ludzkości. Jak można się domyślać, bohater walczył z legionem ludzi w gumowych strojach.
W – Wei Triplets, czyli Cheung, Hu i Jin Wei Tang. Chińscy piloci sterujący jeagerem kategorii 4 – Crimson Typhoon. Jako jedyni kierują mechem w trójkę. Stanowią także doskonałe źródło wiedzy na temat oprogramowania i systemu maszyn. W filmie nie mają rozbudowanej roli, choć ich obecność z pewnością jest ukłonem w stronę chińskiej publiczności. Wiadomo.
V, X – tutaj nas macie 😉
Y- Yancy Becket oraz Raleigh Becket (główny bohater). Rodzeństwo pilotów, wokół których będzie obracać się główna oś fabularna filmu. Póki co wiadomo o nich tyle, że łączą ich skomplikowane stosunki i oboje zasiadają za sterami Gipsy Danger.
Z – zagrożenia, czyli dlaczego film może się nie sprzedać. Powodów jest wiele, zaczynając od tych najbardziej prozaicznych, takich jak uprzedzenia ludzi, a skończywszy na tych całkiem poważnych – konkurencji. Wciąż gigantyczne pieniądze zarabiają Minionki, a wraz z premierą filmu del Toro na ekrany wpuszczany jest sequel “Grown Ups” (tak, ta żałosna komedia z Sandlerem). Za tydzień z kolei wchodzą kolejne letnie hity (“RIPD” i “Red 2”). „Pacific Rim”, jako całkowicie nowa marka na rynku, może przejść trudny chrzest w walce o dobry wynik w box office, zaś porażka finansowa „Samotnego jeźdźca” pozwala uzmysłowić, że wielki budżet oraz znany reżyser to nie wszystko.
To jak, wybieracie się do kina?