5 filmów rosyjskich, które TRZEBA znać!
Jako że dziś obchodzimy Dzień Języka Rosyjskiego – UNESCO ustanowiło to „święto” ze względu na to, że właśnie 6 czerwca urodził się Aleksandr Puszkin, twórca współczesnego literackiego języka rosyjskiego – postanowiliśmy przygotować dla was listę filmów rosyjskich, które po prostu musicie znać. Potraktujcie to jako absolutną podstawę, swoisty wstęp do poznania kina wschodniego mocarstwa. Jeżeli znacie już odrobinę rosyjską kinematografię, nie krępujcie się – sekcja komentarzy daje wam pole do popisu, jeśli chodzi o wasze Top 5 filmów z kraju ze stolicą w Moskwie. A więc: Готовьтесь!
Dowolny film Andrieja Zwiagincewa
Powrót, Wygnanie, Lewiatan, Niemiłość – nazwanie Zwiagincewa najlepszym współczesnym rosyjskim reżyserem byłoby haniebnym niedopowiedzeniem. To jeden z najbardziej utalentowanych filmowców w Europie, a być może i na świecie. Jak nikt inny potrafi dekonstruować pozorność rzeczywistości swojego kraju, nie popadając przy tym w banał czy demagogię. Filmem, który zyskał największy rozgłos i splendor spośród dzieł Zwiagincewa, jest monumentalny wręcz Lewiatan, również najbardziej polityczny z jego obrazów. W zupełnie innej poetyce utrzymane są choćby Powrót czy Wygnanie, filmy całkowicie intymne, ale jak każde dzieło Zwiagincewa uderzające widza w najczulsze punkty. Rosjanin w ostatnich latach stał się ulubieńcem festiwalu w Cannes i zbiera tam laur za laurem, ale żadna z tych nagród nie trafiła w jego ręce niezasłużenie. Wielki autor i największy spośród współcześnie tworzących filmowców rosyjskich.
Brat (1997)
Długo zastanawiałem się, który z filmów Aleksieja Bałabanowa umieścić na liście, ale zwyciężył ten, który obejrzałem wcześniej i dzięki któremu poznałem pojęcie filmowej „czernuchy”. Brat to film tak brudny, że po jego obejrzeniu zapragniecie natychmiast znaleźć się pod prysznicem. Bo o ile Zwiagincewa nazwać można salonowym poetą brzydoty, Bałabanow jest – lub raczej, niestety, był – ulicznym poetą brzydoty, kimś, kto mitologizuje rosyjskie zło i zepsucie. Tamtejsza rzeczywistość nie jest piękna i romantyczna, ale nie można odmówić jej czegoś magicznego. Rosyjska ulica wciąga, o czym przekonuje się główny bohater (Siergiej Bodrow), były żołnierz, który w gangsterskim życiu odnajduje kodeks postępowania podobny do tego, który poznał w armii. Kojarzący się z filmami Władysława Pasikowskiego z pierwszej połowy lat 90., Brat jest filmem świetnie zrealizowanym, trzymającym w napięciu i gwarantującym mocne doznania od początku aż do samego finału. Trzy lata później powstał też sequel, co rzadko się zdarza – niewiele gorszy.
Lecą żurawie (1957)
Usiądźcie wygodnie w fotelu i przygotujcie ze trzy pudełka chusteczek higienicznych – bez nich nawet nie podchodźcie do seansu Lecą żurawie. Film Michaiła Kałatozowa to jeden z najpiękniejszych wojennych melodramatów, jakie widziałem – na tyle delikatny i czuły, że nie przeszkadza nawet jawnie propagandowy wydźwięk filmu. Weronika i Borys to młodzi, urodziwi, pełni życia ludzie, którzy kochają się na zabój. Ale ich miłość zostaje brutalna przez wojnę, w której chłopak – jako prawdziwy patriota – czuje obowiązek uczestniczyć. Gdy wyrusza na front, Weronika jest zdruzgotana i, choć obiecywała czekać na ukochanego, w obawie przed jego utratą robi coś niewybaczalnego… Zrealizowana na podstawie sztuki Wiktora Rozowa historia to melodramat, jakiego szuka każdy wrażliwiec – powody do ronienia łez
Stalker (1979)
Film-doznanie, film-widziadło, film-narkotyk. Do dziś nie wiem, czy telewizyjny seans ok. czwartej nad ranem przydarzył mi się naprawdę, czy może był tylko senną marą. Stalker Andrieja Tarkowskiego to – podobnie jak wiele innych filmów słynnego radzieckiego mistrza – traktat filozoficzny. Tytułowy Stalker to tzw. jurodiwyj, czyli znany w rosyjskiej kulturze typ uduchowionego szaleńca, który pod płaszczem obłędu skrywa nienaganną moralność i mądrość, której nikt nie dostrzega. U Tarkowskiego jurodiwyj jest inicjatorem podróży, w której on (uosabiający wiarę), Pisarz (sztuka) i Profesor (nauka) odbywają podróż przez mistyczną Zonę, by trafić do magicznej komnaty rzekomo spełniającej marzenia. W tej abstrakcyjnej otoczce pojawia się mnóstwo bardzo zasadnych pytań o naturę ludzką i o podupadającą w społeczeństwie duchowość. W werbalnych bataliach przedstawiciele nauki i sztuki często ustępują miejsca religijnemu szaleńcowi, który – kto wie? – może być najmądrzejszym z nich wszystkich. Oparty na powieści braci Strugackich Piknik na skraju drogi film Tarkowskiego oferuje oniryczną podróż w głąb własnego ducha. Nie dla wszystkich, ale dla tych, którzy chcą poznać radzieckie/rosyjskie kino – pozycja nieodzowna.
Zdrada (2012)
Wybór nieoczywisty, ale ze wszech miar wart uwagi – jeśli przypadła wam do gustu niedawna Niemiłość Andrieja Zwiagincewa, powinniście również docenić Zdradę Kiryła Serebrennikowa. I choć główne wątki w obu tych tytułach są inne, zaryzykowałbym stwierdzenie, że w budowaniu toksycznej, opartej na nawarstwiających się złych emocjach małżeńskiej relacji Zwiagincew wzorował się właśnie na Zdradzie. Film Serebrennikowa to kronika nieprawdopodobnych zniszczeń, jakie w życiu bohaterów może wywołać połączenie zazdrości, pożądania, znudzenia i poczucia krzywdy. Pozornie obcy sobie kobieta i mężczyzna zbliżają się do siebie w obliczu destrukcyjnych emocji, jakie wywołuje w nich świadomość romansu, w który zaangażowani są ich życiowi partnerzy. Jak jednak może smakować relacja zbudowana na tak toksycznym gruncie? Serebrennikow zadaje to retoryczne pytanie i przygląda się skutkom działania napędzającej się przez cały seans spirali najgorszych do wyobrażenia emocji. Fantastyczna, wstrząsająca historia, w warstwie fabularnej zdradzająca teatralne zaplecze reżysera.
***
Zapewne zdziwi was brak na tej liście Idź i patrz czy Rosyjskiej arki, a być może także Spalonych słońcem lub Pancernika Potiomkina. Rzeczywiście, każdy z tych tytułów mógłby znaleźć się na liście, gdyby tylko liczyła więcej pozycji. Jeśli jednak miałbym wybrać tylko 5 tytułów, które polecić wam jako wstęp do kinematografii kraju Puszkina, Tołstoja i Putina, to postawiłbym na właśnie te tytuły. Zatem do dzieła, towarzysze!