RRRrrrr!!!
Powtórki z rozrywki tym razem nie będzie. Alain Chabat delikatnie rzecz ujmując się bowiem nie popisał, a specjaliści z rozchwytywanego ostatnio przez dystrybutorów studia START INTERNATIONAL nie za bardzo mieli gdzie się wykazać, tworząc dubbing do filmu “RRRrrrr!!!”. Humor tej produkcji wtapia się wszak harmonijnie w czas jej akcji – jego poziom jest prehistoryczny. Przez co cały film osiąga skutek odwrotny od zamierzonego: zamiast śmieszyć – denerwuje.
Mimo to gorąco namawiam lud pracujący miast i wsi – żwawo podążajcie do kin. Oto bowiem przyczynicie się do rozjaśnienia szarego żywota pracowników multipleksów i weźmiecie udział w szeroko zakrojonym eksperymencie socjologicznym. Na ileż to sposobów można przecież podejść do kasy i poprosić o “dwa bilety na >>RRRrrrr!!!<< na 19.00”! A jak przepięknie można sobie przy tym ryknąć! Ileż radości będa mieć panie kasjerki, kiedy zobaczą, że w kinomanach górę wzięły w końcu dzikie, zwierzęce instynkty. Co prawda już “Siostry Magdalenki” zachęcały do tego, żeby po wyjściu z sensu powaRRRRczeć na zakonnice, pierwszy raz jednak okoliczności przyrody zmuszają nas do tego już przy kasie. Wykażmy się więc jeden, jedyny raz odrobiną autoironii. WaRRRRrrrrczmy i RRRRrrrryczmy kupując bilety na “RRRrrrr!!!”. Akcentujmy przy tym – do wyboru – pierwsze “R”, ostatnie “r”, bądź też drugie “r” od końca. Już przy wejściu wprowadźmy się w atmosferę szalejącej głupoty, aby na sali kinowej czuć się od razu jak w domu.
Żeby w miarę dobrze bawić się na “RRRrrrr!!!” trzeba chyba niestety najpierw przejść w odmienny stan świadomości. Jedyna względnie zabawna postać w nowej produkcji Chabata to bowiem Gerard Depardieu, grający wodza Brudnowłosych. Jego rola jest jednak tak niewielka, jakby po prostu słynny aktor wstydził się taplać w błotku i tarzać w mięsie mamuta z reżyserem i jego wesołą kompanią. Ta “kompania” to francuski kabaret “Robins des bois” – taki regionalny odpowiednik Monthy Pythona. Odpowiednik tyle regionalny, co przede wszystkim żenujący. Współpraca Chabata z kabaretem wygląda tak, jakby sam reżyser po zasłużonym sukcesie “Asterixa i Obelixa: Misji Kleopatra” nieco się zagalopował i kompletnie nie zauważył momentu, w którym jego film przekroczył granice dobrego smaku. W efekcie zamiast komedii, dostajemy od Chabata jedną, wielką, filmową tragedię.
Zanim dzieło zniszczenia się jednak dokonało, w głowach scenarzystów musiał zaistnieć jakiś ogólny zarys fabuły. I ta pierwsza koncepcja była dziwnym trafem zaskakująco dobra. Oto plemię Brudnowłosych od setek lat atakuje żyjące po sąsiedzku plemię Czystowłosych. Powodem nieustannych ataków jest szampon, czyli sekret sąsiadów, zapewniający im wiecznie lśniące, czyste włosy bez łupieżu. Kudły plemienia Brudnowłosych są zaś – jak sama nazwa wskazuje – brudne, pozlepiane i strasznie śmierdzą. Zamiast jednak pisać listy do redakcji “Jestem”, wódz Brudnowłosych postanawia podstępem wykraść przeciwnikowi recepturę szamponu. Zadanie ma ułatwione, w jaskiniach wroga popełniono bowiem pierwsze w historii ludzkości morderstwo. Brudnowłosi nie byliby więc sobą, gdyby nie skorzystali z tego zamieszania…
Podobne wpisy
Czego oczekiwać po takim wstępie? Może inteligentnej parodii zmieszanej z konwencją klasycznego kryminału? Może czarnej komedii? A może sprawnie zrobionego kina familijnego? Nic z tych rzeczy. Film ten jest w swej istocie od początku do końca popisem kabaretu “Robins des bois”. Popisem zabawnym tylko dla francuskiego widza znającego już wcześniej styl tej kabaretowej bandy. Zupełnie nie zważając na te kulturowe niuanse, polski dystrybutor postanowił uczynić z “RRRrrrr!!!” filmem dla całej rodziny. Zdziwią się więc pewnie dzieci, kiedy pan na ekranie z błyskiem w oku przerąbie malutkiego dinozaura siekierką na pół lub jego sympatyczna żona wgryzie się beztrosko w czerwone mięsko świeżo upolowanego mamuta. Żartów kulturowych też pewnie młodsza część widowni nie zrozumie, a ten starszy odsetek widzów – gwarantuję – śmiać się raczej nie będzie. Chabat nie daje wszak kinomanom okazji do śmiechu…
A więc tragedia? Raczej dramat z włosami w tle. Dramat widza, który “RRRrrrr!!” ogląda w kinie. A szkoda, bo potencjał twórcy “Asterixa i Obelixa”” mieli spory. Film warto więc zobaczyć jedynie po to, aby przekonać się jak niewiele trzeba, aby bezpośrednio po błyskotliwej komedii stworzyć filmowego gniota. No i oczywiście perspektywa beztroskiego waRRRRrrrczenia przy kasie wydaje się być całkiem kusząca. Taki wakacyjny powrót do korzeni…
Tekst z archiwum film.org.pl