Connect with us

Recenzje

RODZINA ZAWSZE Z TOBĄ. Schemat w estetyce telenoweli

„RODZINA ZAWSZE Z TOBĄ” to hiszpańska komedia, która w stereotypowy sposób opowiada o miłości i rodzinnych perypetiach Bei. Zaskakująco przewidywalna.

Published

on

RODZINA ZAWSZE Z TOBĄ. Schemat w estetyce telenoweli

Na platformie Netflix propozycje hiszpańskie nie są niczym rzadkim, podobnie jak skandynawskie czy azjatyckie. Jest to niewątpliwie wartość dodana, pozwalająca przeciętnemu widzowi na rozszerzenie ograniczonego zwykle do kina amerykańskiego widzenia i zapoznanie się z produkcjami innego pochodzenia. Jednak w przypadku Rodzina zawsze z tobą, hiszpańskiego filmu w reżyserii Patricii Font, który premierę na Netfliksie miał 10 maja, na tym plusy się kończą.

Advertisement

Rodzina zawsze z tobą to w założeniu komedia (na klawiaturę ciśnie się nieszczęsne „romantyczna”, choć w bazie Filmwebu film tego dookreślenia nie posiada) opowiadająca historię Bei (Clara Lago), która, zdradzona przez partnera życiowego, przyjeżdża do domu rodzinnego i tam leczy złamane serce, jednocześnie naprawiając problemy rodzinne każdej z zastanych osób. I połowy wioski. Od pierwszych schematycznych scen widz doskonale wie, co będzie dalej. Dlatego piszę, że przymiotnik „romantyczna” idealnie tu pasuje – akcja jest okrutnie stereotypowa, a przy tym maksymalnie odrealniona, i kręci się oczywiście wokół życia uczuciowego wspomnianej już Bei.

Bez przesadnego i męczącego pogłębiania postaci Font przedstawia widzowi na pozór udaną parę – Bea to zdolna młoda pani architekt (pierwsze sceny ukazują ją jako dziecko, w towarzystwie rodzeństwa i w zamierzeniu lekko postrzelonej matki, u której jednak jedynym przejawem ekstrawagancji jest upodobanie do utworu Yes Sir, I Can Boogie), której projekt właśnie przeszedł do kolejnego etapu ważnego konkursu. Jej partner, a jednocześnie jej szef, Victor (Fernando Guallar), zabiera ją i resztę zespołu wieczorem do baru, aby uczcić wspólny sukces. Że będzie niedobrze, sugeruje już sama fizys rzeczonego Victora – mam za sobą tyle godzin przy latynoskich telenowelach, że wiem, że jak tylko pojawia się taki wysoki, o jasnych oczach, to będzie największym suczym synem na dzielni.

Advertisement

Co prawda Bea sama kręci na siebie sznur – w obliczu ewidentnej konkurencji, jaką jest jego wyśniony ideał w postaci prezenterki telewizyjnej, Rebeki Ramos (Marta Belmonte), beztrosko wpycha jej go w ramiona, naiwnie pewna jego uczuć. Naturalnie, wszystko toczy się torem przewidzianym w schemacie, nazajutrz Bea dowiaduje się o zdradzie od swoich kolegów, sfrustrowana i rozżalona rujnuje prezentację projektu na ważnym spotkaniu i wylatuje z roboty.

Dokąd, ach dokąd się udać? Oczywiście, pod skrzydła mamusi. A tam, bez mała na samym lotnisku, z kartonikiem w ręku czeka ten właściwy – nieco niższy, bardziej krępy i ciemnooki (telenowele się kłaniają w pas). Pierwsze spięcie o piwko, żeby widz zaskoczył, że ten oto chłopina będzie w tym bajzlu jeszcze ważny, i już można lecieć na ogranej konwencji do domu rodzinnego, gdzie cała rodzina w liczbie sztuk czterech (dwie siostry, brat i matka) zmaga się z problemami, które miały być oryginalne i nowe, ale wyszło jak zwykle.

Advertisement

Starsza siostra tak bardzo próbuje wejść w rolę matki, że została burmistrzem i ze szkodą dla życia prywatnego opiekuje się całym miastem. Młodsza siostra pozwoliła sobie na luz podczas wieczoru panieńskiego i teraz skrywa mroczną tajemnicę (skrywa ją, ma się rozumieć, przez jakieś dziesięć minut, po nagłym pojawieniu się Bei nagle czuje szaloną potrzebę, żeby wszystkim o wszystkim opowiedzieć). Brat jest homoseksualistą tak obrzydliwie scenariuszowo typowym, z tymi miękkimi łapkami i miękkim głosikiem, że czuję się urażona nawet jako heteroseksualna kobieta. A matka oczywiście stoi nad trumną.

Że do niej rychło wpadnie i że Bea zostanie z tym właściwym, co to nad tym pierwszym piwkiem, mogę napisać bez obawy o spojlerowanie. No bo przyznajcie sami – czy cokolwiek z powyższego was zaskoczyło? Mnie nie. Ale zostawmy już element zaskoczenia, w końcu w komedii romantycznej trudno się go spodziewać. Co z elementami temu gatunkowi właściwymi? Romantyzmu w Rodzina zawsze z tobą jest w nadmiarze, komedii za to za grosz. Scenariusz jest tak ograny, że aż boli. Nie ma w nim ani jednej zabawnej sceny, ani jednej zabawnej kwestii. Żart słyszany po raz tysięczny może być już wyłącznie irytujący i to uczucie przeważa, kiedy obserwuje się przekomarzanki Bei z przeznaczonym jej przez dobry los Diego (Álex Garcia).

Advertisement

Co gorsza, aktorstwo całej ekipy, ze smutnym, bo odosobnionym wyjątkiem Carmen Maury w roli matki Bei, także jest utrzymane w irytującej estetyce telenoweli. To nie piękna, żywa, latynoska ekspresja Penélope Cruz, to wkurzająca intonacja i machanie rękami, które znane nam są z tematycznych kanałów telewizyjnych. Wrażenie potęguje stylizacja głównej bohaterki, wyglądająca jak z seriali lat 80., kiedy na telewizorach dzięki szczodrości kablówki królowała Romantica – obcięta „na garnek” ciężka grzywka, spodnie z podwyższonym stanem; brakuje tylko wypchanych poduszkami ramion. Bardziej korzystnie od Bei wygląda nie tylko jej sporo od niej starsza siostra, Irene, ale nawet jej matka.

W tej sytuacji trudno się w zasadzie dziwić Victorowi, że za pozwoleniem swojej lubej poleciał na elegancki i niewątpliwie wystylizowany przez kogoś, kto nie przebywał ostatnie 30 lat w komorze hibernacyjnej, obiekt marzeń. Nie pomaga też przewodni motyw muzyczny filmu, czyli piosenka z 1977 roku – Yes Sir, I Can Boogie w wykonaniu duetu Baccara – która może w swoim czasie była sporym hitem, ale zestarzała się wyjątkowo nieładnie.

Advertisement

Nie zrozumcie mnie źle. W komediach romantycznych nie ma niczego złego. Wiadomo, że rządzą się swoimi prawami i widz dostaje – przynajmniej w założeniu – dokładnie to, czego oczekuje. Oczekuje jednak przede wszystkim wzruszeń, a Rodzina zawsze z tobą mu tego na pewno nie zapewni. Nie można nakręcić nudnej kalki bez jednego ciekawego motywu, bez jednej interesującej postaci i oczekiwać sukcesu. Film Patricii Font to produkt, który nadaje się na długą nocną podróż autokarem, kiedy i tak wszyscy śpią, albo podczas gotowania obiadu na sześć dań, podczas której to czynności na niewielu innych można i powinno się skupiać.

A i tak, wobec szalejącego obecnie terroru proekologicznego, należałoby się w tych przypadkach zastanowić nad bezsensownym marnotrawstwem energii. Jeśli macie zatem ochotę na dobrą komedię romantyczną, nie klikajcie w Rodzina zawsze z tobą. Wybierzcie jakiś klasyk, bo wybór jest spory. Albo idźcie na spacer – w końcu nigdy nie wiadomo, co czeka na was za zakrętem.

Advertisement

W filmie szuka różnych wrażeń, dlatego nie zamyka się na żaden gatunek. Uważa, że każdy film ma swojego odbiorcę i kiedy nie przemawia do niej, na pewno trafi w inne, bardziej skłonne ku niemu serce.