POGRZEBANY. Solidna dawka napięcia
UWAGA, SPOILERY!
Reklamowany jako thriller, Pogrzebany jest przede wszystkim dramatem człowieka, który, choć nie traci nadziei na ratunek, powoli godzi się z własną śmiercią.
Porwany przez terrorystów kierowca ciężarówki, Paul Conroy, ma zaledwie kilka godzin na zdobycie 5 milionów okupu, których porywacze zażądali w zamian za jego życie. Mężczyzna ma ze sobą tylko telefon komórkowy. Większy problem stanowi jednak fakt, że bohater zakopany jest pod ziemią, gdzieś w Iraku.
Anglojęzyczny debiut Hiszpana, Rodrigo Cortésa, zaczyna się w trumnie i tam też się kończy. Przez cały film widzimy tylko głównego bohatera o rysach Ryana Reynoldsa, który uwięziony w drewnianej skrzyni walczy o przeżycie. Brak tu retrospekcji, reżyser nie wychodzi też poza trumnę, aby pokazać akcję ratunkową, porywaczy lub zrozpaczoną rodzinę i przyjaciół. Unika w ten sposób taniej sensacji i łzawych scen, stawiając widza w nietypowej sytuacji. Wręcz nieprzyjemnej. Przez dziewięćdziesiąt minut obcujemy z bezbronnym człowiekiem, którego życie nie jest już w jego rękach. Nie ucieknie z trumny, nie zabije terrorystów i nie wróci do rodziny. Pozbawiony jest luksusu decydowania o własnym życiu. Co najwyżej może wybrać numer, pod jaki chce zadzwonić.
Zaskakuje wybór Ryana Reynoldsa do roli pochowanego mężczyzny. Znany z komedii (Wieczny student, Narzeczony mimo woli) oraz filmów akcji (Wolverine, As w rękawie, Green Lantern) znajdował się na szarym końcu listy aktorów, którzy pociągną sobą film o człowieku, który nie może się poruszyć. Reynolds tymczasem nie szarżuje, nie użala się nad swoim bohaterem, jest wiarygodny zarówno w momentach zwątpienia, jak i działania, gdy przez telefon stara się przedstawić swoje położenie. To dość zabawne pisać o “działaniu” w stosunku do bohatera, który przez cały film leży niemalże nieruchomo. A jednak Conroy robi dosłownie wszystko, co w jego mocy, aby wydostać się z pułapki.
W filmie Cortésa nie ma nic poza trumną, a uwięziony w niej mężczyzna, choć, dzięki telefonowi komórkowemu, ma kontakt ze światem zewnętrznym, bardzo szybko dla tego świata przestaje istnieć. Dzwoni do żony, lecz ta nie odbiera. Dzwoni do chorej na alzheimera matki, która go nie rozpoznaje. Firma transportowa, dla której pracuje, rozwiązuje z nim umowę, pozbawiając go i jego rodzinę ubezpieczenia, zaś rząd Stanów Zjednoczonych tłumaczy mu, że nie negocjuje z terrorystami i żądanego okupu nie wpłaci. Jednocześnie nagrany przez niego filmik z prośbą o pomoc staje się medialnym wydarzeniem po tym, jak porywacze wrzucają go do sieci. Umacnia on jednak tylko przekonanie, że główny bohater musi umrzeć. Albo że już nie żyje? W końcu jest pochowany w trumnie.
Reklamowany jako thriller, Pogrzebany jest przede wszystkim dramatem człowieka, który, choć nie traci nadziei na ratunek, powoli godzi się z własną śmiercią. Rozpacz i przerażenie towarzyszą mu tylko na początku, potem jest już tylko oczekiwanie na to, co nieuchronne, przerywane telefonami od porywacza oraz agenta zajmującego się jego porwaniem. Ten pierwszy jak mantrę powtarza pytanie “Czy masz już pieniądze?” (z bliskowschodnim akcentem), zaś drugi spokojnym głosem mówi Conroyowi, że wszystko będzie w porządku. Nawet po obejrzeniu nagrania, na którym terroryści zabijają przyjaciółkę Paula, słyszy on, żeby nie panikował i spokojnie czekał na pomoc. Bo cóż on może zrobić?
Nie jest to film doskonały. Zdarzają się błędy logiczne, finał jest nieco zbyt podkręcony dramaturgicznie, zaś piosenka podczas napisów końcowych pasuje do całości jak pięść do nosa. Mimo to jest to pierwszorzędnie zrobione kino ze znakomitą rolą Reynoldsa, które oprócz solidnej dawki napięcia wywołuje jeszcze nagłą potrzebę ruchu. Kinowe fotele rzadko kiedy są niewygodne, a Pogrzebany sprawi, że widzowie często będą się w nich wiercić. Bynajmniej nie ze znużenia. Taki to mały, ciasny film.
Tekst z archiwum film.org.pl (11.11.2010).