PANI DOUBTFIRE. Robin Williams Show
W sierpniu minęły trzy lata od śmierci Robina Williamsa. Wielu z nas wciąż trudno się z tym pogodzić. Z tym aktorem można było przeżyć niesamowitą przygodę albo nawet przewartościować swoje życie. Najczęściej jednak był on idealnym kompanem do śmiechu i żartów. Dobrze, że dzięki filmom niektórzy stają się nieśmiertelni. Z Robinem pośmiejemy się, kiedy tylko mamy na to ochotę.
Śmiało można powiedzieć, że dzisiejsi około 30-latkowie wychowali się na filmach z Williamsem. W latach dziewięćdziesiątych premierę miało co najmniej kilka świetnych produkcji familijnych z udziałem aktora – Jumanji, Flubber, Hook, Aladyn (niby tylko głos, ale jaki!)… I choć mam sentyment do nich wszystkich, natychmiastowe ciepło na serduchu wywołuje u mnie wspomnienie Pani Doubtfire. Do dziś pamiętam, kiedy widziałem tę produkcję po raz pierwszy i na wielu scenach śmiałem się całym sobą. Niedawno odświeżyłem sobie ten film. I wiecie co? Seans był równie przyjemny jak wtedy lata temu.
W pewnej grupie wiekowej Pani Doubtfire jest z pewnością pozycją kultową. Gdyby ktoś jednak tego filmu nigdy nie widział… Daniel i Miranda Hillardowie rozwodzą się – ona miała dosyć życia z błaznem, na którym nie mogła polegać. Daniel to dobry ojciec, dzieci go kochają, ale tak naprawdę mężczyzna sam jest dużym dzieckiem. Kiedy sąd decyduje, że może widywać córki i syna jedynie raz w tygodniu, jest załamany. Bardzo tęskni za dziećmi. Aby móc być bliżej nich, przebiera się za miłą starszą panią i zatrudnia w domu byłej żony jako opiekunka.
Jasne, na papierze ta fabuła może wydawać się nieco idiotyczna. Od razu w głowie pojawia się myśl o 2-godzinnym żarcie o facecie przebierającym się w damskie ciuszki. Pani Doubtfire to jednak nie tylko śmieszna komedia wypełniona gagami sytuacyjnymi, ale przede wszystkim bardzo ciepły, niegłupi film o rodzinnych więzach. Zabawa płynnie przechodzi tu w poważniejsze emocje, nawet wzruszenie. Film jest też świetną pozycją dla dzieci, których rodzice się rozwiedli – a takich rodzin jest przecież coraz więcej. Zwłaszcza ostatnie sceny filmu powinny być cennym komentarzem do ich sytuacji.
Lubię ten film za wiele aspektów, ale aktorstwo jest chyba najważniejszym z nich. Świetni są: Sally Field w roli byłej żony Daniela, Pierce Brosnan jako jej nowy facet czy przeurocza, malutka Mara Wilson (znana też choćby z Matyldy czy Cudu na 34. ulicy – dziecięca gwiazdka, która postanowiła pójść inną drogą niż show-biznes). Popis daje tu jednak oczywiście Robin Williams. Nie wiem, czy z innym aktorem ten film miałby w sobie tyle ciepła i pozytywnej energii. To właśnie dzięki Williamsowi ta niewiarygodna fabuła zyskała prawdziwe, ludzkie oblicze.
Ulubieniec widzów szarżuje, ale w dobrym stylu. Pani Doubtfire to właściwie jego one-man-show. Williams błyszczy na ekranie, pokazując najróżniejsze twarze (i dosłownie, i w przenośni). Ten facet naprawdę miał dar. Czuł gatunek komedii, doskonale wiedział, co to timing, a jego improwizowane sceny wzbogacały niejeden film – nie inaczej jest tutaj. Co najważniejsze, Daniel w jego wykonaniu to nie tylko śmieszek, klaun i tak dalej. We wszystkim, co robi, widać też pewną tęsknotę, żal, smutek z powodu zaistniałej sytuacji, ale i determinację, siłę. Wspaniała, wielobarwna rola – czołówka najlepszych występów w karierze Williamsa.
Podobne wpisy
korekta: Kornelia Farynowska