NOMADA. NA TROPIE BRUCE’A CHATWINA. Nowy dokument Wernera Herzoga

Jedno z ulubionych, a zarazem najsłynniejszych powiedzeń Wernera Herzoga brzmi: „Świat objawia się tym, którzy podróżują pieszo”. Niemiecki reżyser używa go również w swoim najnowszym dokumencie, opowiadając o zmarłym w 1989 roku Brusie Chatwinie. Z brytyjskim pisarzem Herzoga połączyła przede wszystkim pasja do wędrówek, zwłaszcza tych pieszych – najbardziej prymitywnych, z ducha nomadzkich.
Kim jednak jest Bruce Chatwin? Tym, którzy nigdy o Brytyjczyku nie słyszeli, należy się kilka słów wyjaśnienia. Chatwin był przede wszystkim pisarzem i podróżnikiem. Nigdy nie ukończył studiów (archeologii), uważając je za zbyt nudne i akademickie. Zamiast tego w pełni poświęcił się swoim dwóm największym pasjom, czego pierwszym efektem było W Patagonii – debiutancka powieść wydana w 1977 roku. Od tamtego czasu Chatwin napisał jeszcze 5 książek, które odniosły mniejszy bądź większy sukces artystyczny (Na czarnym wzgórzu uhonorowane zostało James Tait Black Memorial Prize – najstarszą nagrodą literacką Wielkiej Brytanii). Wszystkie przetłumaczone zostały na język polski. Pisarz zmarł w wieku zaledwie 49 lat po długiej, okupionej wielkim cierpieniem walce z AIDS.
Nawet tak krótki, pobieżny życiorys Chatwina pozwala zrozumieć, dlaczego swój najnowszy dokument Herzog poświęcił właśnie jemu. Brytyjczyk niemalże idealnie wpisuje się w typ bohatera „herzogowskiego”: człowieka owładniętego pasją, odrzucającego akademickie wywody, spełniającego marzenia kosztem codziennego, ustatkowanego życia.
Jest jeszcze jeden ważny powód – prywatnie Chatwin był bliskim przyjacielem Herzoga. Choć panowie nie mogli spotykać się regularnie (nomadzki tryb życia skutecznie im to uniemożliwiał), to i tak nawiązała się między nimi nić porozumienia. Pierwszy raz zetknęli się ze sobą w 1983 roku w Australii – Herzog pracował wówczas nad filmem Tam, gdzie śnią zielone mrówki, a Chatwin przygotowywał się do napisania Pieśni stworzenia. „Pamiętam jego głos, kiedy spotkaliśmy się w Melbourne. Już na samym lotnisku zaczęliśmy opowiadać sobie historie. Zamieniło się to w maraton, dosłowny maraton dwóch dni i dwóch nocy. Oczywiście spaliśmy pomiędzy – pięć, sześć godzin. Kiedy jednak spotykaliśmy się na śniadaniu, on kontynuował, ja kontynuowałem” – wspomina, z wyraźnym entuzjazmem na twarzy, niemiecki reżyser.
Ze względu na przyjaźń z Chatwinem Nomada jest jednym z najbardziej osobistych dokumentów w dorobku Herzoga. Podkreślone zostaje to przede wszystkim w warstwie wizualnej, którą Niemiec uzupełnia krótkimi fragmentami swoich poprzednich filmów. Każdy audiowizualny cytat jest w jakiś sposób związany z Chatwinem. I tak: Znaki życia są jednym z jego ulubionych filmów, Cobra Verde jest adaptacją jego powieści (Wicekról Ouidah), Woodabe, pasterze słońca jest ostatnim filmem, jaki Brytyjczyk widział przed zapadnięciem w ostatnią śpiączkę, a w Krzyku kamienia Herzog, w ramach oddania hołdu zmarłemu przyjacielowi, jednym z najważniejszych rekwizytów uczynił chatwinowski plecak. W ten sposób Nomada, będąc dokumentem poświęconym konkretnej osobie, staje się w pewnym sensie podsumowaniem twórczości samego, wkraczającego powoli w okres rozliczeniowy, 78-letniego reżysera.
Niemiec dba przy tym, aby w centrum zawsze znajdował się Chatwin. Wymowna jest scena, w której przewodnik górski zaczyna rozwodzić się nad tym, jak wielkim zaszczytem jest dla niego wizyta Herzoga. Reżyser hamuje jego entuzjazm, mówiąc: „Tak, tak, ale to nie ja jestem protagonistą. Protagonistą jest Bruce Chatwin”. Każda wizyta, każda rozmowa, każde odwiedzone przez ekipę filmową miejsce (od Wielkiej Brytanii, przez Australię, aż po Chile) jest w jakimś stopniu powiązane z postacią brytyjskiego pisarza – dowód na to, że Herzog, jeżeli tylko chce, potrafi być szalenie konsekwentny.
Przeglądając jakiś czas temu domową biblioteczkę babci i dziadka (dwojga zapalonych podróżników), natrafiłem na Wicekróla Ouidah. I chociaż powieść Chatwina nie przypadła mi do gustu (być może to kwestia polskiego tłumaczenia?), to dokument Herzoga utwierdził mnie w przekonaniu, że Brytyjczyk był osobą niezwykłą, potrafiącą w ciągu niecałych pięćdziesięciu lat życia zobaczyć i doświadczyć rzeczy, o których większość z nas, pomimo dodatkowych dwudziestu/trzydziestu lat na Ziemi, może tylko pomarzyć.