NIE ODDYCHAJ. Thriller szarpiący nerwy
Detroit od zawsze kojarzyło mi się z siedzibą Robocopa, ale po tym, jak w 2013 roku to amerykańskie miasto ogłosiło bankructwo, zrujnowane i opuszczone przedmieścia stały się idealnym krajobrazem dla współczesnego horroru. Coś za mną chodzi, Tylko kochankowie przeżyją i Lost River znacznie skorzystały na pozbawionych życia obrazach, ukazując fantastyczną rzeczywistość, obnażoną przez ekonomiczny krach i liczne wyprowadzki, podkreśloną zaś przez desperację tych, którzy pozostali.
W nowym filmie Fede Alvareza, Nie oddychaj, takimi postaciami jest trójka młodych ludzi, „dorabiająca sobie” włamaniami do domów osób lepiej sytuowanych od nich. Jedyna dziewczyna w grupie, Rocky, marzy o tym, aby uciec stamtąd tak, jak zrobiła to większość jej znajomych, lecz potrzebna jest do tego większa gotówka, zwłaszcza że troszczyć się musi również o swoją młodszą siostrę. Okazja nadarza się wraz z cynkiem o pewnym niewidomym weteranie z Iraku, który siedzi na trzystu tysiącach dolarów trzymanych w swoim domu. Taki łup mógłby pomóc rozpocząć nowe życie, wyrwać się z Detroit na zawsze. Ale jak to zazwyczaj bywa z ostatnimi skokami, wszystko bardzo szybko zaczyna się komplikować.
Trudno napisać cokolwiek więcej, aby nie psuć przyjemności z seansu Nie oddychaj, dreszczowca, który z jednej strony mocno przypomina innych przedstawicieli tego gatunku (Azyl, Ludzie pod schodami, Doczekać zmroku), z drugiej w bardzo pomysłowy sposób odwraca role. Zazwyczaj bowiem pozytywnymi bohaterami są domownicy, którzy odpierają ataki złodziejów; tutaj tymczasem to włamywacze stają do walki ze złem pod postacią morderczego szaleńca, gdzie jego kalectwo czyni go bardziej potworem niż ofiarą. Nadludzki (bądź nieludzki) sposób, w jaki doskonale orientuje się w sytuacji, często zaskakując swoich przeciwników, oraz wielce złowieszcze intencje sugerują postać rodem z horroru, choć reżyser jest dużo bardziej powściągliwy w takim obrazowaniu, niż miało to miejsce przy jego poprzednim filmie, bardzo krwawym remake’u Martwego zła.
Alvarez woli budować napięcie w oparciu o próby ucieczki pechowych bohaterów z domu złego niż wstrząsać widzem pełnymi przemocy i czerwonej farby kadrami.
Szok ostatecznie przychodzi, gdy scenariusz zaczyna tłumaczyć, dlaczego okradany weteran nie chce dzwonić na policję. Przewrotność polega na tym, że w pewnym momencie to włamywaczom zależy, aby wezwać kogokolwiek na pomoc.
Twórcy wyjątkowo dobrze uzasadniają wybory i motywacje swoich bohaterów, czyniąc z tego paliwo dla swojej fabuły. Ewidentnie ambiwalentny stosunek do złodziei zostaje złagodzony nie przez marzenia Rocky o lepszym jutrze czy skrywaną miłość, jaką żywi do niej Alex, jeden z jej partnerów w przestępczych fachu (trzecim włamywaczem jest faktyczny chłopak dziewczyny o wymownej ksywce – Money), lecz przez stopień zwyrodnienia, z którym przychodzi im się zmierzyć. Ślepym mężczyzną również rządzą silne uczucia, ale przefiltrowane przez chory umysł stają się koszmarem na jawie dla zamkniętych z nim ludzi. Stephen Lang jest znakomity w tej roli, gdyż w przekonujący sposób łączy potworność i perwersję swojej postaci z pewnym ludzkim czynnikiem, stwarzając dużo ciekawszy czarny charakter niż standardowy niezniszczalny boogeyman. Zresztą i jego można uznać za ofiarę polityki swojego państwa, pozostawionego samemu sobie, co najlepiej widać w obrazie jego ulicy, wyludnionej i cichej, gdzie nie ma nikogo, kto mógłby zareagować na odgłosy wystrzałów bądź widok mężczyzny ciągnącego za sobą nieprzytomną dziewczynę za włosy. Boga nie ma, mówi w jednej ze scen ślepiec. Nie tylko uzasadnia tym swoją chorą fantazję, podkreślając całkowitą swobodę i wolność, ale też tłumaczy świat przedstawiony, pozbawiony nie tyle ludzi, ile dobrych ludzi.
Ten pesymizm wybrzmiewa również w przewrotnym finale, choć Nie oddychaj ani przez moment nie zapomina, że jest przede wszystkim półtoragodzinnym, szarpiącym nerwy thrillerem. Atmosferę ma iście horrorową, podobnie niektóre pomysły inscenizacyjne – wspaniałe jest zwłaszcza ujęcie z psem goniącym Rocky w szybie wentylacyjnym. Jane Levy, która u Alvareza pojawiła się też we wspomnianym Martwym złu, ma świetną prezencję i dobry warsztat, dzięki czemu filmu nie ogląda się jako jednostronnego pojedynku. Partnerujący jej Dylan Minnette (Alex) i Daniel Zovatto (Money) wypadają bardzo przyzwoicie i wiarygodnie, choć od początku wiemy, kto jest najważniejszą postacią z całej trójki. Największą gwiazdą pozostaje jednak Lang, mówiący przez cały film zaledwie kilkanaście zdań, pozornie bezbronny i tragiczny, ostatecznie pełen nieposkromionej siły i determinacji. Jeśli ktoś wolał dopingować jego niż młodocianych przestępców, wcale mnie to nie dziwi.
korekta: Kornelia Farynowska