search
REKLAMA
Recenzje

44 MINUTY: Strzelanina w północnym Hollywood (2003)

Rafał Donica

25 września 2017

REKLAMA

Odbyłem dwie tury w Wietnamie i dwóch rzeczy nigdy nie zapomnę.
Liczby dni, które tam byłem i dźwięku AK-47 chińskiej produkcji.
A teraz ci goście mają AK…, a ja 9-milimetrową Berettę.

Wyobrażacie sobie strzelaninę między policjantami a bandytami, która trwa na tyle długo, że policjanci mają czas udać się do pobliskiego sklepu z bronią w celu zakupu karabinów i amunicji? O takiej właśnie strzelaninie i trwającej 44 minuty regularnej wojnie opowiada film 44 minuty.

Fabuła jest prosta; dwóch uzbrojonych po zęby drabów, wyposażonych w kewlarowe kamizelki kuloodporne i potężne karabiny AK-47 – napada na bank. Na miejsce zjeżdżają się dziesiątki radiowozów; policjanci w gotowości czekają na wyjście podejrzanych. Liczą na to, że ci, gdy ujrzą siłę ognia, jaka na nich czeka – poddadzą się. Bandyci wychodzą. Powoli, na luzaku, stają w miejscu… i otwierają ogień. Policyjne radiowozy są niemal szatkowane kulami, a ranni policjanci padają jak muchy. Policja odpowiada zmasowanym ogniem, jednak bandyci niczym kuloodporne maszyny bojowe – stoją w miejscu, nie przerywając śmiercionośnego ognia.

Brzmi niewiarygodnie, nawet jak na scenariusz hollywoodzkiego filmu – prawda? Ileż to razy oglądaliśmy na ekranie strzelaniny, w których superbohaterowie lub dzielni stróżowie prawa unikali kul, by w spektakularny sposób załatwiać kolejne zastępy czarnych charakterów. Oglądając przygodowo sensacyjne filmidła, w których coraz to wymyślniejsze rodzaje coraz głośniejszej broni cieszyły nasze oczy i uszy, przymykało się oko na nieprawdopodobieństwa scenariusza i łykało wszystkie cuda niewidy przygotowane przez scenarzystów, pirotechników i kaskaderów.

To jednak, że w filmie 44 Minuty niemalże cała policja Los Angeles przez trzy kwadranse nie może dać sobie rady z zaledwie dwoma uzbrojonymi rabusiami – zakrawa na kpinę. Wygląda to prawie jak gra komputerowa, w której dwa negatywne Robocopy przemierzają planszę, strzelając do policjantów, jakby to była strzelnica, gdyż policjanci, mimo prowadzenia ostrego ognia, zdają się niewiele robić opancerzonym bandytom. Kto uwierzy w tak naciąganą fabułę, kto to kupi, kto nie wyśmieje scenarzysty za maksymalne stężenie nonsensu na metr taśmy filmowej. Wyśmiałby chyba każdy. Wyśmiałby, gdyby nie fakt… że film 44 minuty jest fabularnym zapisem prawdziwych wydarzeń, jakie miały miejsce w Los Angeles w roku 1997.

Jak dowiadujemy się z czołówki filmu, policja wystrzeliła tego dnia ponad 1500 pocisków. Jak dowiadujemy się ze stylizowanych na dokument wstawek (w których bohaterowie opowiadają o tamtych wydarzeniach), ilość amunicji zużytej tamtego dnia nie była wcale najbardziej niesamowitym z faktów. Natomiast to, że dwóch bandytów skutecznie broniło się na otwartym terenie przed dziesiątkami uzbrojonych policjantów – nie było tamtego dnia jedynym cudem. Film wciąga już od czołówki, na którą składają się bliskie ujęcia karabinów i amunicji. W czołówce poznajemy też bohaterów filmu, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Widzimy jednych i drugich, jak zbroją się i ubierają kamizelki kuloodporne – wszak jedni i drudzy idą tego dnia do ‘pracy’. Pierwsza połowa filmu to rutynowe działania policjantów – abyśmy mogli w miarę zapoznać się z nimi (i mieć o kogo się bać w drugiej części filmu), oraz oczekiwanie bandytów na przyjazd furgonetki z pieniędzmi.

W role tychże wcielili się panowie dość słusznej postury: Andrew Bryniarski i Oleg Taktarov – znany z roli Josefa w Bad Boys 2 i Olega Razgula w 15 minut. Ci dobrze zbudowani, wysocy panowie w czarnych ubraniach i maskach na twarzach wyglądają naprawdę ‘poważnie’ i złowrogo. Z drugiej strony muru, poza dziesiątkami drugoplanowych policjantów, warto wymienić Michaela Madsena (główna postać filmu) i nieco zapomnianego ostatnio Mario Van Peeblesa.

Nie zabrakło w 44 minutach tematu dostępu do broni. Na wzmiankę zasługuje rozmowa policjanta ze sprzedawcą broni w sklepie, gdzie okazuje się, że najlepszy istniejący karabinek snajperski może sobie kupić niemalże każdy. Przypomnijmy w tym miejscu, że podstawowym wyposażeniem policji z L.A. są 9mm Beretty – bez komentarza. W całym starciu policji z dwoma niesamowicie odpornymi na kule bandytami, dużą rolę odgrywa też oddział S.W.A.T., ale że Colina Farrella (choć aktor podobny) w nim nie ma… to i film 44 minuty pozostaje raczej mało znany, a fakt, że 44 minuty to produkcja telewizyjna, niweluje szansę obejrzenia tego filmu w Polsce.

Warto jednak ten film (jest niestety dość ciężki do zdobycia) polecić każdemu, kto lubi historie z życia wzięte, o ile nie są to historie walki chorego syna o miejsce w szpitalu. 44 minuty to kino ostre, hałaśliwe, brutalne i tłoczące adrenalinę do żył. Krwi leje się w filmie sporo poza żyły, ale że zakończenie tej autentycznej historii jest takie a nie inne, to i wydźwięk filmu jest, że tak powiem; bardzo optymistyczny.

Tekst z archiwum film.org.pl.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA