NETFLIX NICZYM KASETY VIDEO? Nolan nie szczędzi krytyki, a Netflix zarabia krocie
Netflix zanotował ostatnio znakomite wyniki finansowe. Z jego usług korzystają już prawie 104 miliony użytkowników. Po raz pierwszy jest ich również mniej w samych Stanach Zjednoczonych, niż poza ich granicami. Ale – jak wiadomo – nie wszystkim podoba się sposób udostępniania filmów stosowany przez serwis. Do grona krytyków dołączył ostatnio Christopher Nolan, nazywając politykę Netfliksa bezmyślną. Skąd ta surowa ocena? A może reżyser Dunkierki po prostu nie lubi telewizji?
W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się, że filmy Christophera Nolana są bardzo widowiskowe. Ci, którzy oglądali Dunkierkę, często zwracają uwagę, że to film – jeśli można tak to ująć – ewidentnie kinowy. Nie mówiąc już o tym, że ponoć najlepiej zachwycać się nim w IMAX-ach.
Żywiołem Christophera Nolana jest więc kino i pewnie tak pozostanie. Dlaczego zatem nie szczędzi krytyki Netfliksowi i co mu się nie podoba? – Myślę, że inwestowanie w ciekawe projekty i ciekawych twórców byłoby bardziej godne podziwu, gdyby nie było stosowane jako dziwaczna przeciwwaga dla filmów kinowych – mówił w wywiadzie dla IndieWire.
Reżyser zarzucił Netfliksowi nie tylko niechęć do wyświetlania filmów w kinach, ale też bezmyślną politykę związaną z niemal natychmiastowym udostępnianiem ich na platformie. To oczywiście przytyk do Okji i The Meyerowitz Stories, których projekcje na ostatnim festiwalu w Cannes wzbudziły nie lada kontrowersje. Gdy pojawiało się logo stacji, w sali słychać było gwizdy, a jeszcze przed nimi cierpkich słów Netfliksowi nie szczędził choćby przewodniczący jury Pedro Almodovar.
Jako przykład bardzo dobrego współistnienia kin i serwisów streamingowych Christopher Nolan podaje Amazon, który stosuje dziewięćdziesięciodniowe okienko. Film trafia do kin, a dopiero po trzech miesiącach jest dostępny na platformie. Tymczasem polityka Netfliksa została przez niego przyrównana do VHS-ów. – Dorastałem w latach 80., gdy rodził się rynek filmów video. Najgorszym koszmarem reżysera była wówczas decyzja studia, które stwierdzało, że nie wypuści filmu do kin, a prosto na video – zauważył.
W wywiadzie dostało się też huraoptymistom opisującym następujące w telewizji zmiany. – Każde pokolenie myśli, że wynalazło telewizję na nowo, i ta, którą właśnie robi, jest najlepsza. W mediach pojawia się tendencja do upiększania i mówienia o „złotej erze telewizji”. W przemyśle filmowym jest inaczej. Nie mówimy „O! To, co robimy, jest lepsze niż to, co w latach 50. robił Howard Hawks.” – twierdzi reżyser.
Podobne wpisy
Rozumiem zapewnienia o pokorze wobec filmowych dokonań poprzedników. Ale tu akurat Nolan nieco spudłował, bo nie zauważył jednej rzeczy. Dunkierka, która zbiera wyśmienite recenzje, to na pewno kino widowiskowe, czerpiące z dokonań poprzedników, ale też – nie można o tym zapominać – wysokobudżetowe. A w tej kategorii zdecydowana większość znaczących tytułów stanowią remaki, rebooty, prequele i sequele. Dziś oryginalne pomysły są domeną kina niezależnego i… telewizji.
Czy Christopher Nolan w ogóle lubi telewizję? O dziwo, tak. Za przykład znakomitej produkcji podał współprodukowany przez jego brata, Jonathana, Westworld (powstał dla HBO). Uważa też, że filmowe produkcje Netfliksa również bywają bardzo dobre: – Po prostu wypuszczajcie je do kin i udostępniajcie 90 dni później – radzi reżyser Interstellara.
Rada na wagę złota? Tylko pod warunkiem, że ktoś chce dzielić się zyskami z dystrybutorami i właścicielami kin. Netflix najwyraźniej takiej potrzeby nie czuje i jak dotąd świetnie na tym wychodzi. W drugim kwartale 2017 roku zanotował rekordowe przychody – 2,79 miliarda dolarów, czyli niemal 1/3 więcej niż przed rokiem w tym samym okresie. Po ujawnieniu tych wyników, we wtorek akcje Netfliksa poszybowały w górę o 10 procent. Więc po co mu kina?