ROJST. Recenzja całego sezonu
Mocny, wciągający, tkwiący w głowie i perfekcyjnie zrealizowany. Taki właśnie jest Rojst Jana Holoubka, którego ostatni odcinek mogliśmy obejrzeć na platformie Showmax w minioną niedzielę. W końcu doczekaliśmy czasów, kiedy chwaląc produkcję tworzoną na rodzimym rynku, nie musimy dodawać asekuracyjnego „jak na Polskę”. Rojst jest bowiem znakomitym kryminałem nie tylko jak na polskie warunki. Jest znakomitym kryminałem. I kropka.
Akcja serialu dzieje się w latach osiemdziesiątych w niedużym, zapomnianym mieście na południu Polski Ludowej. W podmiejskim lesie dochodzi do brutalnego morderstwa wpływowego komunistycznego działacza i młodej prostytutki. W tym samym czasie samobójstwo popełnia para nastolatków. W obie sprawy wplątani zostają przechodzący na emeryturę, zgorzkniały dziennikarz Witold Wanycz (Andrzej Seweryn) i jego młody następca, szukający swojego miejsca w świecie Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik). Dziennikarskie śledztwo rozgrzebie stare rany, wpłynie na ich życie osobiste i doprowadzi do realnego zagrożenia życia…
Spotkałem się z przynajmniej kilkoma opiniami, że serial Jana Holoubka (tak, to syn TEGO Holoubka) jest nudny. Są to zdania dla mnie kompletnie niezrozumiałe, bo mnie Rojst wciągnął od pierwszego odcinka (a nawet od nieco narracyjnie topornego, ale bardzo klimatycznego prologu, który dostępny jest zarówno na platformie Showmax, jak i w serwisie YouTube). Snujące się tempo często przecież stanowi o sile kryminału. Karty rozdawane są powoli, bez pośpiechu, a widz ma czas na próbę samodzielnego ułożenia układanki. U Holoubka zresztą nie wszystkie puzzle do siebie pasują, pewne wątki to ślepe uliczki, inne nie są do końca przed nami odkryte. Dostajemy jednak przy tym konsekwentnie i starannie budowaną historię z w pełni satysfakcjonującym finałem. Jasne, być może w ostatnim odcinku twórcy pozwalają swoim bohaterom mieć nieco szczęścia i kilka rozwiązań fabularnych stanowi przykład nieco odrobinę naciąganych zbiegów okoliczności, ale zupełnie nie rzutuje to na całość fabuły.
Strona czysto kryminalna, tj. sama intryga, w moim odczuciu stanowi jednak jedynie dodatek to tego, co w Rojście najciekawsze, najbardziej atrakcyjne. Piszę tu o niesamowicie gęstym klimacie, mrocznym świecie pełnym nienawiści, zwyrodnialstwa, gdzie niewinność i dobro wcale nie są nagradzane, ale brutalnie tłamszone. Dwóch głównych bohaterów pełnych jest wad, skrywanych tajemnic i niedoskonałości. Miasto, które stanowi miejsce wszystkich wydarzeń, jawi się jako tytułowy rojst – bagno, które brudzi i bezlitośnie wciąga w swój mrok. “To wszystko przez ten las. To on ludzi od siebie oddala” – mówi jedna z bohaterek, podsycając miejską legendę, ale i dając do zrozumienia widzom, że tak naprawdę obcują z mroczną baśnią…
Podobne wpisy
Oczywiście nie można nie napisać kilku słów zachwytu o stronie realizacyjnej serialu. Twórcy doskonale, niezwykle starannie oddają peerelowską scenerię – zaczynając od kostiumów, idąc przez scenografię, a na rekwizytach i samochodach kończąc. Zdjęcia są, nie bójmy się tego słowa, fenomenalne. Zachwyca także muzyka, ta oryginalna, jak i wykorzystane w serialu hity tamtych lat (scena z „Zaopiekuj się mną” doprowadziła mnie do łez wzruszenia). Aktorsko Rojst to także najwyższa półka. Andrzej Seweryn i Dawid Ogrodnik wplątują się w kolejny po Ostatniej rodzinie pojedynek aktorskich pokoleń i chociaż klasa i doświadczenie pana Seweryna pozwalają mu go w moim odczuciu wygrać, to Ogrodnik zdecydowanie nie ma powodów to wstydu. Podobnie jak drugi i dalszy plan. Swoistym („swoistym”, bo widziałem ją już chociażby w Mieście 44, a przecież wystąpiła też w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy) odkryciem serialu pozostaje młodziutka Zofia Wichłacz, która w Rojście jest absolutnie urzekająca i zaskakująco aktorsko dojrzała. Na pewno będę śledził jej karierę, a jest co śledzić, bo pojawić się ma w pierwszej polskiej produkcji Netfliksa, którą, jak wiemy, dla serwisu przygotowuje sama Agnieszka Holland.
Rojst bardzo wyraźnie inspirowany był amerykańskimi produkcjami kryminalnymi. Widać tu odrobinę oryginalnego Miasteczka Twin Peaks, ale przede wszystkim znakomitego pierwszego sezonu Detektywa (True Detective) i produkcji Davida Finchera – zwłaszcza Siedem i Zodiaka. Tego drugiego w pewnym momencie Holoubek wprost, mam wrażenie, cytuje. I tu tkwi właśnie siła serialu. Z jednej strony zgrabnie podpatrzone od kolegów zza wielkiej wody elementy, z drugiej wyraźnie polski sos (peerelowskie realia!). Wczoraj na takich zasadach działał Władysław Pasikowski, dziś zrobił to Jan Holoubek. Tak trzymać!