ROBERT WIĘCKIEWICZ. Kiepski materiał na amanta
Był taki czas, że nie można było otworzyć lodówki, by nie natknąć się na Roberta Więckiewicza. Ten czas w zasadzie nadal trwa, ale popularny polski aktor nie gra już wszędzie i we wszystkim, a nieco rozważniej dobiera nowe projekty. Z tego powodu w ubiegłym roku mogliśmy oglądać go głównie w Legendach polskich Tomasza Bagińskiego i filmach prezentowanych na festiwalach, zaś rok 2017 rozpoczynamy mocną premierą Konwój Macieja Żaka, w której upatruje się szansy na odświeżenie konwencji polskiego kina akcji.
Jeśli rzeczywiście tak się stanie, z pewnością będzie to spora zasługa Więckiewicza, od wielu lat jednego z najpopularniejszych polskich aktorów i gwarantów dużej oglądalności.
Więckiewicz jaki jest, każdy widzi. Facet o niezwykłej charyzmie i nieco podejrzanym fizys, a do tego obdarzonym niskim, świetnie brzmiącym głosem. O takich ludziach zwykło się mówić, iż mają urodę radiową, ale Robert w eterze zwyczajnie by się zmarnował. Jego zawadiacki uśmiech i wrodzony magnetyzm doskonale sprawdzają się na ekranie, choć musiał stawać przed kamerą przez wiele lat, zanim ostatecznie poznano się na jego talencie. A przecież debiutował w 1991 roku! Kto dziś pamięta, że Więckiewicza można było zobaczyć już w Psach 2. Ostatniej krwi (1994), Ogniem i mieczem (1999) czy Sezonie na leszcza (2000)? Robert przez lata bardziej przewijał się przez wielki i mały ekran, niż faktycznie na nich istniał, choć swoje niepoślednie umiejętności aktorskie potwierdzał głównie na deskach teatrów – Polskiego w Poznaniu, Narodowego, Rozmaitości i Montownia w Warszawie. W pewnym momencie stwierdził jednak, że teatr odciąga go od filmu, i ostatecznie plan zdjęciowy wygrał ze sceną.
W filmie Więckiewicz zaistniał początkowo dzięki duetowi Tomasz Konecki–Andrzej Saramonowicz, a w dalszej kolejności poprzez udział w projektach Juliusza Machulskiego. W Pół serio (2000) aspirował do bycia scenarzystą filmowym, zaś w Ciele (2003) wystąpił jako były organista i grabarz, ale dopiero Vinci (2004), drugi wspólny projekt z Machulskim, z którym współpracuje nieprzerwanie od czasów Pieniądze to nie wszystko, zrobił z Więckiewicza aktora pierwszego planu. Później przyszedł popularny serial Oficer, niedoceniona produkcja Łukasza Karwowskiego Południe–północ, gdzie Robert zagrał aż pięć różnych ról, a wreszcie rok 2007, przełomowy w karierze pochodzącego z Nowej Rudy aktora. Zagrał w trzech filmach kinowych, z których jedynie Wino truskawkowe Dariusza Jabłońskiego było tytułem, który przeszedł bez większego echa. Świadek koronny Jarosława Sypniewskiego, w którym Robert wcielił się w tytułową postać, oraz znakomity dramat obyczajowy Wszystko będzie dobrze Tomasza Wiszniewskiego były jednymi z najgłośniejszych polskich produkcji tamtego sezonu, a oba przyniosły Więckiewiczowi pierwszy aktorski laur na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Sukcesy Wszystko będzie dobrze, nagradzanego na imprezach filmowych od Wrześni po Setubal, pozwoliły Robertowi zaprezentować swój talent także przed widzami w Europie.
W tym samym roku, w którym Więckiewicz odnosił największe sukcesy w karierze, w Polsce premierę miała kinowa wersja Testosteronu, wielkiego teatralnego hitu Andrzeja Saramonowicza. I choć Robert współtworzył sceniczny sukces tego przedstawienia, nie wziął udziału w jej filmowej adaptacji. W roli Tytusa zastąpił go Borys Szyc, kolega Więckiewicza z planu Vinci, a także Lejdis, kolejnego ogromnego sukcesu duetu Konecki–Saramonowicz, w którym Robert stworzył z Borysem przekomiczny tandem niezbyt rozgarniętych oszustów-lowelasów. Wcześniej Więckiewicz stworzył świetną kreację niewiernego męża w Ile waży koń trojański?, bardzo przyjemnej komedii fantastycznej Machulskiego, która okazała się niespodziewanym hitem w polskich kinach. I w zasadzie w podobny sposób można opisać każdy kolejny rok w dorobku Roberta, który konsekwentnie pracował na miano jednego z najbardziej pracowitych i docenianych współczesnych polskich aktorów. W krótkim czasie Więckiewicz zapracował na angaż u Jana Kidawy-Błońskiego (Różyczka, 2010), Agnieszki Holland (nominowane do Oscara W ciemności, 2011) czy Marka Koterskiego (Baby są jakieś inne, 2011). Rolę, która z perspektywy czasu będzie prawdopodobnie uznana za życiową w dorobku Roberta, zagrał z kolei u nieodżałowanego Andrzeja Wajdy.
Od 2011 roku Więckiewicz przygotowywał się do wcielenia się w prawdziwą legendę Solidarności i symbol polskiej walki o wolność – Lecha Wałęsę. Jak wielokrotnie wspominał w wywiadach, już przy pierwszych próbach odpowiednio modulował głos i pracował ciałem, by upodobnić się do laureata pokojowej nagrody Nobla. Dzięki temu mistrz Wajda zrezygnował ze wstępnego pomysłu, zgodnie z którym Wałęsę z trzech różnych etapów życia miało grać trzech aktorów, i zdecydowanie postawił na Roberta. Nie pomylił się – w Wałęsie. Człowieku z nadziei (2013) Więckiewicz stworzył kreację niezapomnianą, bowiem udało mu się zobrazować wszelkie osobliwości byłego, jednocześnie unikając tak łatwego do uzyskania efektu parodystycznego. Co bardziej optymistyczni zwolennicy filmu Wajdy mówili o nominacji do Oscara dla filmu i samego Roberta i choć skończyło się na myśleniu życzeniowym, to dla Więckiewicza udział w Wałęsie był sukcesem. Musiał jednak szybko postarać się o kolejne, znacznie inne gatunkowo projekty, by nie wpaść w pułapkę jednej roli.
O to postarali się Juliusz Machulski i Wojciech Smarzowski, reżyserzy dwóch kolejnych filmów, w których pojawił się Robert. AmbaSSada, w której aktor wcielił się w Adolfa Hitlera, była pierwszym od lat poważnym niewypałem króla polskiej komedii, ale już Pod Mocnym Aniołem, ekranizacja prozy Jerzego Pilcha, okazało się jednym z największych aktorskich wyzwań w dorobku Więckiewicza. Sam aktor podkreślał wywiadach, że rola alkoholika Jureczka była dla niego wyjątkowo ekstremalnym przeżyciem, podczas którego przekroczył jakąś umowną, nieistniejącą granicę. Mimo swego ciężaru gatunkowego występ u Smarzowskiego zapewnił Robertowi „płodozmian”, o którego zapewnienie aktor zawsze starał się zabiegać. Właśnie ze względu na chęć pozostania artystą uniwersalnym niedługo później wystąpił w rasowym kryminale, Ziarnie prawdy (2015) Borysa Lankosza, by za chwilę zostać odmienionym przez ekstremalne przeżycie Królem życia (2015) w filmie Jerzego Zielińskiego. W ubiegłym roku pojawił się u boku Jima Carreya i Charlotte Gainsbourg w zrealizowanym częściowo w Polsce filmie True Crimes Alexandrosa Avranasa, a także realizował Konwój Macieja Żaka, który właśnie gości na naszych ekranach. W 2017 roku do polskich kin zawitać ma także Volta, najnowszy, już siódmy wspólny projekt Roberta Więckiewicza i Juliusza Machulskiego.
Aktor, który 30 czerwca tego roku skończy pięćdziesiąt lat, należy do grona najpopularniejszych, a jednocześnie najbardziej uniwersalnie docenianych polskich aktorów. Swoim dorobkiem zapracował na miano niezwykle wszechstronnego artysty, który poradzi sobie z każdym aktorskim wyzwaniem. Co ważne, mimo swej prezencji, która predysponuje go do ról nikczemników i czarnych charakterów, potrafił wymknąć się zaszufladkowaniu, wcielając się z takim samym powodzeniem w przestępców, bohaterów, niewiernych kochanków i szlachetnych stróżów prawa. Spośród nadmiernie, wydawałoby się, eksploatowanych współczesnych polskich aktorów to Robert Więckiewicz jest tym, którego nie mamy dość nawet wtedy, gdy siedzi w naszej lodówce.
korekta: Kornelia Farynowska