search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

Pociąg do Hollywood – ANDRZEJ BLUMENFELD

Karol Barzowski

8 maja 2014

REKLAMA

blumenfeld-1

Początkowo o tej roli nie było nic słychać. Andrzej Blumenfeld nie wpraszał się do programów śniadaniowych, opowiadając o rzekomym rozpoczynaniu międzynarodowej kariery. Po prostu robił swoje. Zgłosił się na casting, poszedł na zdjęcia próbne, porozmawiał przez skype’a z reżyserem i… dostał angaż. Oczywiście, miał szczęście – szukano mówiącego po angielsku Polaka, mniej więcej w jego wieku. Pasował jak ulał. Komentując pracę na planie mówił, że po prostu zagrał swojego ojca. Zrobił to jednak z ogromnym wdziękiem, zwracając na siebie uwagę nie tylko widzów, ale też krytyków. Można śmiało powiedzieć, że jego rola to jeden z jaśniejszych punktów całego filmu.

Mowa tu oczywiście o „Wykapanym ojcu” z Vincem Vaughnem, który w lutym miał swoją polską premierę. Film ten opowiada o Davidzie Wozniaku – pracującym w rodzinnym sklepie mięsnym facecie koło czterdziestki, który dowiaduje się, że jest ojcem ponad pół tysiąca dzieci. Jak to możliwe? Swego czasu David zarobił spore pieniądze regularnie oddając nasienie do banku spermy, a klinika zdecydowanie nadużywała jego plemników. Teraz chce ogarnąć się życiowo, będąc dla swoich dzieci kimś w rodzaju anioła stróża. Brzmi to może głupio – logika scenariusza nie jest najmocniejszą stroną tej produkcji. Sam film jednak taki głupi nie jest. To nie tylko zabawny, ale też ciepły, sympatyczny i nawet nieco sentymentalny obraz.

blumenfeld-2

Blumenfeld gra ojca głównego bohatera – polskiego imigranta, który przybył do Stanów z dziesięcioma dolarami w kieszeni, a dorobił się całkiem prężnie działającej firmy. Wątek ten nie jest jednak kolejną stereotypową zgrywą na temat Polaków w USA – wódkę, owszem, pije się, ale tylko raz, przy specjalnej okazji, zaś od wytykania naszych wad wyraźniej akcentuje się bliskie więzi rodzinne. Rola Blumenfelda nie jest bardzo duża (aktor miał łącznie dziewięć dni zdjęciowych), ale staje się jednym z czynników, który kieruje tę szaloną komedię w nieco inną, bardziej obyczajową stronę. Pod koniec filmu aktor ma ważną scenę z Vaughnem, która naprawdę potrafi rozczulić. Obaj panowie zagrali w niej zresztą koncertowo.

Polski aktor przyznał, że obawiał się pierwszego spotkania ze swoim filmowym synem. Nie był przekonany czy uda się im odnaleźć ekranową chemię. Teoretycznie nic ich bowiem nie łączyło – nawet pod kątem wyglądu w oczy rzucały się przede wszystkim różnice. „Vaughn to przecież wielkolud, a ja jestem przy nim wręcz malutki. Nie wiedziałem czy będzie to wiarygodne obsadowo. Wyszła z tego bardzo dziwna rodzina, coś jak klan hobbitów z jednym wyjątkiem w postaci drągala Vince’a. Ale okazało się, że ludzie odpowiadający za casting wiedzieli, co robią. To był strzał w dziesiątkę” – opowiadał Blumenfeld. Reżyser nie przeprowadzał ze swoimi aktorami wielkich rozmów, nie było długich prób. Jak przyznał Polak, wszyscy wiedzieli, jak mają zagrać tę sytuację, a pełne podziwu zaangażowanie Vaughna bardzo pomogło w pracy na planie. „Rozumieliśmy się w sferze uczuciowej bez problemu. Nie dały o sobie znać żadne różnice kulturowe. Natychmiast zaistniała więź rodzinna. Wszyscy czuli to samo: opowiadamy o miłości, która nie zna ograniczeń, która znajdzie każdego człowieka, i za którą każdy tęskni”.

blumenfeld-3

Oczywiście po premierze polskie nagłówki prześcigały się w pompowaniu balona – mówiono o Polaku podbijającym Hollywood, rzucającym na kolana publiczność, zachwycającym amerykańską prasę itd. Sam aktor z uśmiechem przyglądał się tym rewelacjom, komentując: „Telefon milczy, więc chyba niczego nie podbiłem”. Prawdą jest jednak to, że wielu zagranicznych recenzentów zwróciło uwagę na rolę Blumenfelda. Wzruszający, przejmujący, perfekcyjnie obsadzony, kompletny, wspaniały, urzekający – to tylko kilka z użytych epitetów. Krytyk „The San Francisco Chronicle” poszedł nawet dalej. Pisze on: „Andrzej Blumenfeld jest cudowny jako Mikołaj, ojciec Davida. Aktor, którego kariera rozwijała się za oceanem, kradnie każdą scenę, w której występuje. Jednym gestem potrafi przekazać ojcowskie zrozumienie, lawirując między rodzicielską miłością a szorstkim wychowaniem. To musi być polski Paul Dooley (aktor pojawiający się gościnnie w wielu znanych serialach – przyp. red.)”.

Trzeba przyznać, że miło czyta się takie opinie. Sam Blumenfeld był nimi dość zaskoczony, tłumacząc, że potraktowano go ciepło przede wszystkim przez ważny dla Amerykanów wizerunek imigranta. „Chyba ucieleśniłem postać tak, jak ją widzieli i chcieli, by taką była. Imigrant z Polski, który się nie poddaje, stawia na uczuciowość i współodczuwanie. Stawia na synów, na ciągłość pokoleń. Tato to też człowiek” – wyjaśniał w jednym z wywiadów.

blumenfeld-4

Choć dziś Blumenfeld mówi o tej roli jak o cennym nowym doświadczeniu, niosła ona ze sobą sporo trudności. Formalności i całą papierkową robotę związaną z wyjazdem aktor nazywa wręcz gehenną – „Amerykanie zapraszali mnie na różne spotkania, otwarcia, premiery, tak jakbym mógł w każdej chwili zwyczajnie wsiąść w samolot i polecieć sobie do USA. Śmieszyło mnie, gdy musiałem pisać im e-maile i tłumaczyć, że to nie jest takie proste. Nie mieli np. zielonego pojęcia, że muszę mieć wizę” – opowiadał. Polak zmuszony był też przerwać pracę w teatrze, z którym był bardzo długo związany.

Bez wątpienia jednak opłacało się – nie będąc nigdy wcześniej w Stanach Zjednoczonych, Blumenfeld posmakował prawdziwego Hollywood. Sam przyznaje, że każdy związany z filmem marzy o tym, aby pracować tak, jak robią to Amerykanie. „To wielki, zawodowy przemysł filmowy. W Polsce zaś zrobienie filmu za każdym razem jest po prostu ogromnym wysiłkiem. Producenci nie podchodzą do niego jak do jakiejś wartości; mają gdzieś widzów, a w najlepszym wypadku traktują ich jak idiotów” – stwierdził. Ważna była też dla niego możliwość gry w obcym języku. Aktor dostał trenera z Juilliard School, który uczył go, jak mówić z akcentem nowojorskich imigrantów. Było to duże wyzwanie. „Wątpi się w siebie i w swój słuch. Nie można sięgnąć po rytm polskiej emocji, bo nie zgadza się z innym językiem. Trzeba czuć i myśleć tak, jak pozwala dany język” – mówił o graniu po angielsku.

blumenfeld-5

W Polsce Blumenfeld pracuje przede wszystkim jako aktor teatralny – przez lata występował w Teatrze Narodowym, a obecnie przygotowuje się do głównej roli w „Kupcu weneckim” wystawianym przez Teatr Dramatyczny. Często usłyszeć można go również w dubbingu. Podkłada głos nie tylko w filmach (był np. Hagridem w polskich wersjach „Harry’ego Pottera”), ale i w grach komputerowych, takich jak „Gothic 3”, „Diablo III” lub „Wiedźmin 2: Zabójcy królów”.

Filmy i seriale nie są mu obce, ale trudno byłoby znaleźć w jego filmografii dużą, bardziej znaczącą rolę – większość z nich to epizody. Kto wie, może za oceanem czekałaby go inna kariera? W jednej z rozmów nieśmiało przyznał, że zastanawia się nad zatrudnieniem agenta w USA, a jego wielkim marzeniem jest zagrać u boku Jamiego Foxxa. Polak jest wielkim fanem słynnego aktora, którego podziwia przede wszystkim za „Solistę”. Foxx nie tylko występuje w filmach, ale też śpiewa i komponuje, a muzyka była pierwszą miłością Blumenfelda – być może kiedyś udałoby się obu panom spotkać nie tylko na planie filmowym, ale i w nieco bardziej prywatnych okolicznościach, na przykład podczas jam session? Nie pozostaje nic innego jak życzyć powodzenia.

REKLAMA