Dlaczego SPIDER-MANY z ANDREW GARFIELDEM nie zasłużyły na złą renomę

Dwa filmy o Spider-Manie z Andrew Garfieldem w roli tytułowej dość chyba powszechnie uważane są za najgorsze filmowe odsłony przygód tej postaci. Warto np. zauważyć, że Niesamowity Spider-Man 2 jest jedynym (!) filmem, który w popularnym serwisie Rotten Tomatoes doczekał się rangi „zgniłego”. Oczywiście, zrobił wiele, żeby na to zasłużyć, ale wciąż nie jestem w stanie zrozumieć złej prasy tej inkarnacji losów Człowieka-Pająka.
Poniżej kilka naprawdę istotnych i mocnych punktów, które sprawiają, że cenię serię stworzoną przez Marca Webba.
Ciekawy i charyzmatyczny protagonista
Kiedy Marc Webb zaczął pracować nad rebootem serii zaledwie kilka lat po premierze Spider-Mana 3 z Tobeyem Maguire’em w roli tytułowej, słusznie uznał, że jego film może odciąć się od wersji Sama Raimiego, stawiając na świeże podejście do postaci Petera Parkera. Według Webba w czasach popularności takich postaci jak Mark Zuckerberg czy Steve Jobs bycie nerdem zaczęło być cool i taką postać właśnie starał się stworzyć. Rzeczywiście, nowy Peter to postać dużo bardziej charyzmatyczna i osadzona w XXI wieku, a przez to po prostu ciekawsza. Świetnie odnalazł się w tej konwencji Andrew Garfield. Moim zdaniem to wciąż najlepsza filmowa interpretacja tej postaci.
Gwen Stacy i wątek miłosny
Zanim reżyser Marc Webb zaczął pracę na planie swoich Spider-Manów, znany był z komedii romantycznej 500 dni miłości, szeroko chwalonej za realistyczne i tym samym przewrotne podejście do motywu relacji damsko-męskich. Swoje doświadczenia przeniósł na ekranizacje komiksów Marvela i w obu odsłonach Niesamowitego Spider-Mana sercem produkcji uczynił związek głównego bohatera z doskonale znaną z komiksu Gwen Stacy. Wyszło to naprawdę znakomicie, a finał tego wątku w postaci śmierci dziewczyny w finale drugiej odsłony cyklu do dziś uważany jest za najbardziej charakterystyczny moment serii. Ogromna w tym zasługa rewelacyjnej chemii między Emmą Stone a wspomnianym już Andrew Garfieldem. Dość powiedzieć, że aktorzy stali się parą również w realnym życiu.
Motywy i postaci prosto z komiksu
A skoro o śmierci Gwen mowa, to konieczne jest podkreślenie, że to wątek prosto z komiksu i to w tymże jeden z najważniejszych momentów w historii Spider-Mana. Podobnie jak wcześniejsza śmierć ojca dziewczyny, którą Webb również wyciągnął prosto z kart zeszytów komiksowych. Bardzo cenię te filmy za tak mocne zakorzenienie w pierwowzorze. Twórcy nie bali się inspirowania materiałem źrodłowym, np. wprowadzając wątek rodziców Petera czy umieszczając w scenariuszu takie postaci jak Felicia Hardy (komiksowa Black Cat). Gdy sięgam po dwie części Niesamowitego Spider-Mana (a szczególnie tę drugą), mam nieustające wrażenie, że ani wcześniej Sam Raimi, ani później Jon Watts nie był tak blisko klimatu komiksów o tej postaci.
Sceny akcji i strona audiowizualna
Wiele można złego usłyszeć o Niesamowitych Spider-Manach, ale ich strona realizacyjna pozostaje na naprawdę znakomitym poziomie. To, jak te filmy brzmią i wyglądają, całkowicie przebija np. serię o Pajęczaku w ramach Kinowego Uniwersum Marvela. Pomysłowość, kolorystyka, kontrast zdjęć to jedno, ujmująca i idąca zupełnie pod prąd oczekiwaniom ścieżka dźwiękowa to drugie. Gdy dodać do tego naprawdę imponujące sceny akcji i znakomicie przeniesione na ekran bujanie się głównego bohatera na kultowych pajęczynach, dostaniemy filmy, które po prostu cieszą oko (pod warunkiem że oglądacie je w edycjach UHD, bo wydania Blu-Ray dość niestety skutecznie obrzydzają chwaloną przeze mnie stronę wizualną).
Kostium Spider-Mana
Na koniec aspekt, którego po prostu nie można ominąć, pisząc o filmach Marca Webba, tj. kostium głównego bohatera. Bardzo lubię ten z części pierwszej, który w ramach konwencji dość nieźle uczynił go względnie realistycznym i mocno wyróżniającym się od tych noszonych przez Tobeya Maguire’a, ale ten z sequela to już prawdziwa perfekcja. Tak zawsze powinien wyglądać Spider-Man na ekranie, bo nigdy wcześniej i nigdy później nie był tak blisko komiksu. Prawdziwe arcydzieło wśród kostiumów superbohaterów na wielkim ekranie.
Jeśli zatem widzieliście te filmy w okolicach ich premiery, czyli dekadę temu, to polecam dać im drugą szansę. To naprawdę udane, emocjonujące, bliskie komiksowi blockbustery. Do dziś trochę żałuję, że nie udało się stworzyć chociażby trzeciej części cyklu. Nie jestem w tym zresztą sam – powrót Garfielda do postaci w ostatnim filmie Marvel Studios rozpalił na nowo nadzieję fanów, że historia Andrew-Mana nie jest jeszcze zakończona…