search
REKLAMA
Recenzje

ZOSTAŃ ŻYWY. Absurdalny horror

“Zostań żywy” trafił na ekrany w 2006 roku.

Marek Klimczak

1 stycznia 2012

REKLAMA

Tekst z archiwum Film.org.pl

Ogólna zasada głoszona przez fanów horroru mówi, że horror ma być przede wszystkim straszny. Problem pojawia się wtedy, gdy ową “straszność” próbujemy zdefiniować – różni ludzie boją się różnych rzeczy, toteż rzecz straszna dla jednego, nie poruszy innego widza. Ale twórcy horrorów wymyślili już dość dawno temu sposób by straszyć większość widzów – “Jeśli nie potrafimy oddziaływać na ich psychikę, zaatakujmy ich odruchy bezwarunkowe!” stwierdzili i od tego czasu do dziś większość horrorów straszy przede wszystkim nagłym, niespodziewanym i zazwyczaj zupełnie niepotrzebnym efektem dźwiękowym podrywającym nas z fotela, zupełnie jakby ktoś wyskoczył zza naszych pleców drąc się w niebogłosy “łaaaaa!!!”. I tak niestety wygląda przestrach w Zostań żywy, który dodatkowo straszy jeszcze porażającym brakiem logiki, mizernym aktorstwem i grobową powagą z jaką zrobiono ten absurdalny film.

Przyznam, że zapowiada się nie najgorzej – wita nas animacja komputerowa (całkiem niezła), w trakcie której bohater (tej sceny) ginie. W krótkim czasie okazuje się, iż to tylko gra – tytułowa “Stay Alive”, ale sam gracz chwilę potem traci życie podobnie jak jego postać z gry. Jest trochę tajemniczo, trochę strasznie, trochę wieje grozą i patrzymy co dalej. Głównym bohaterem Zostań żywy jest przyjaciel niedawno oglądanej przez nas ofiary, który podczas stypy (sic!) otrzymuje w spadku po zmarłym wszystkie jego gry, między innymi nie wypuszczoną jeszcze na rynek wersję beta “Stay Alive”. Wraz ze znajomymi, po leciutkich oporach zasiada do wspólnej gry i jak łatwo się domyślić – ten kto ginie w grze, krótko potem ginie naprawdę. Potem okazuje się, że tak naprawdę to wcale grać nie musi żeby zginąć, a potem – że w sumie to nawet nie trzeba mieć tej gry uruchomionej, włączonej i w ogóle żadne już prawie zasady nie obowiązują. Reszty fabuły czytelnikom oszczędzę z jednego powodu, i nie jest nim bynajmniej niechęć do zdradzania szczegółów by nie psuć komuś zabawy – film jest tak sztampowy, że naprawdę nie ma o czym pisać! Jeśli ktoś usłyszał cokolwiek na temat tego filmu wcześniej, domyśli się prawie wszystkiego, oprócz kilku drobnych elementów, które były tak absurdalne, że faktycznie trudno by było na to wpaść. Jednak całość fabuły krok po kroku przypomina wszystkie horrory które widziałem, tyle że okrojone z oryginalności. Ale żeby chociaż to dobrze wykonano… gdzie tam. Postacie są nijakie, dialogi jak z telenowel, oczywiście główny bohater boryka się z problemem z dzieciństwa, który w finale pokona i to pozwoli mu zwyciężyć, oczywiście wszyscy pchają się tam gdzie nie powinni, umierając niejako na własne życzenie i oczywiście policja nikomu nie wierzy i nie chce nikogo słuchać. Na domiar złego, jedyne momenty, które widza “ruszają”, to te, w których ni z gruchy ni z pietruchy coś pojawia się na dużym zbliżeniu na ułamek sekundy w towarzystwie jazgoczącego efektu dźwiękowego, który umarłego by poruszył. I tak to się toczy do nieuchronnego, na szczęście niedalekiego końca.

Sam pomysł może nie był zły – korelacja świata rzeczywistego ze światem gry komputerowej – dlaczego nie? Gra, która zabija? Przypomina to trochę “Ring” (nota bene w filmie widać sporo inspiracji japońskimi horrorami), który temat dość podobny wykorzystał o wiele lepiej. Niestety, twórcy Zostań żywy poszli na skróty i odpuścili sobie zarówno logikę zachowania postaci jak i konsekwencję świata przez nich przedstawionego – w efekcie powstał film z minuty na minutę coraz bardziej bawiący niż straszący. I chociaż rozumiem, że różnych widzów różne rzeczy mogą wystraszyć, to brak dbałości o scenariusz może ich przede wszystkim odstraszyć… od wydania pieniędzy na bilet, czego wszystkim czytelnikom serdecznie życzę.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA