search
REKLAMA
Recenzje

ZEZOWATE SZCZĘŚCIE. Kariera oportunisty

Rafał Oświeciński

5 sierpnia 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

W 1960 roku Andrzej Munk popełnił swoje najwybitniejsze dzieło – Zezowate szczęście. Zwykło się traktować przygody Jana Piszczyka jako komedię omyłek, pomyłek i akrobacji satyrycznych głupka i naiwniaka szukającego pocieszenia w wartościach pozornych. Ale nie jest los gapowatego bohatera wyłącznie zwykłą farsą stworzoną ku uciesze gawiedzi zaglądającej do kina dla rozluźnienia, zabawy i zapomnienia o świecie rzeczywistym. Nie na darmo bowiem Munk jest nazywany twórcą „szkoły polskiej”, która miała bardzo wiele ciekawego do powiedzenia o historii, polityce i człowieku.

MUNK vs WAJDA

Wraz z Andrzejem Wajdą zapoczątkowali nowy trend w kinie polskim, będący niejako rozrachunkiem z czasami minionymi lub im współczesnymi – Polską przedwrześniową, okupacją hitlerowską i narodzinami Polski Ludowej. Odważnie wdano się w polemikę z historią – temperament Wajdy i Munka ożywił pamięć zbiorową, odświeżył zmurszałą poetykę polskiego filmu w pierwszym dziesięcioleciu po wojnie. Lata 1939-1945 były najgłębszym przeżyciem obu reżyserów, dlatego też 30-kilkuletni twórcy dokonali niejako rewizji świeżych dziejów Polski, tym bardziej, że powojenna kinematografia niemalże ignorowała tematykę wojenno-okupacyjną, a jeśli już podejmowała się jej przedstawienia (Ostatni etap o obozie oświęcimskim, Ulica Graniczna o powstaniu w warszawskim gettcie) to omijając kwestie polskie, zwłaszcza rozrachunkowe. Pojawiają się bezczelnie Andrzej Munk ze swym Człowiekiem na torze w 1957 roku i Andrzej Wajda wspominający w 1955 roku Pokolenie. Podrażnili lekko piekącą jeszcze ranę, zdenerwowali ludową klasę polityczną: –bezczelni i wspaniali!

Ale wiele różni obu twórców, inną bowiem posiadają wrażliwość, inaczej patrzą na bohaterów swych dzieł, różni ich forma, którą narzucają swym filmom. Wajda kocha metafory, tonacje liryczne, natchnienia romantyczne i heroiczne; gdy Maciek w Popiele i diamencie ginie, jest to śmierć bohaterska, klęska po zaciekłej walce, tragedia o wymiarze mitologicznym. Podobnie jest w Pokoleniu, Kanale i innych rozrachunkowych dziełach Wajdy wypełnionych romantyzmem wyrosłym z tradycji narodowej, historii powstańczej.

Munk jest inny. Trzyma się bliżej współczesności i operuje językiem filmu dokumentalnego, który jest prosty, luźny, często ironiczny i satyryczny, choć od strony ideowej uciekający od niepowagi. Nie znajdziemy w jego filmach wielkich metafor stylistycznych i żonglerki romantyczną liryką i tragedią. Nie uświadczymy bohaterów wewnętrznie rozdartych i cierpiętniczo spoglądających na nas z ekranu. Munk nie odrywa się od rzeczywistości, nie używa języka metaforycznego do opowiadania filmowych historii. Po co przedstawiać znaczenia, skoro można je po prostu sugerować? Kamera Munka obserwuje losy ludzkie w sposób autentyczny, oddaje złożoność rzeczywistości tworzonej przez siły ją opanowujące, bez odwoływania się do czytelnej symboliki. Interpretacja należy do widza, bo widz widzi świat niejako „czysty”, nieskrępowany wartościami patriotycznymi, historycznymi i literackimi, a także romantyczną tradycją. Świat widziany okiem kamery Munka jest wyjątkowy, nie mający w Polsce powojennej swego odpowiednika – jego tkanką jest rzeczywistość i jeœśli wkrada się do niej alegoria, to bardziej w duchu Chaplina niźli neorealizmu włoskiego bądź bunuelowskiego, którego przedstawicielami byli Wajda, Kawalerowicz czy Has.

(Dłuższym wstępem pragnąłem niejako przedstawić postać Andrzeja Munka, zmarłego 42 lata temu, dzisiaj już trochę zapomnianego, tym bardziej, że berło Króla polskiej kinematografii dzierży odwiecznie oscarowy Andrzej Wajda – wzór filmowych cnót wszelakich, jak się przyjęło powszechnie uważać. Poza tym na stronie film.org.pl nic – jeszcze – o Munku nie ma, więc tekst widniejący powyżej niechaj będzie skromnym wprowadzeniem w twórczość tego wybitnego reżysera).

Wróćmy jednak do Zezowatego szczęścia, które osobiście uznaję za najodważniejszy i najlepszy film Andrzeja Munka. Niektórzy zwykli wynosić na piedestał powstałą rok wczeœśniej Eroicę, wielu uznaje Pasażerkę z 1962 roku za dzieło najwybitniejsze w dorobku Munka. Trudno zaprzeczyć temu, że dorobek tego reżysera składa się z dzieł wyłącznie znakomitych, lecz wcielenia Jana Piszczyka ukazują w całej okazałości geniusz, oryginalność i odwagę młodego twórcy. Stworzył nie tylko przyjemną w oglądaniu komedię z zabawnym bohaterem w roli głównej, ale też w rewelacyjny sposób przyjrzał się, poprzez osobę Piszczyka, dziejom narodu polskiego. Munk odrzucił romantyczny heroizm i ustawił człowieka z zezowatym szczęściem na środku sceny. Piszczyk gra, na ile mu publika przyzwala, cieszy się, gdy klaszcze, ucieka, gdy buczy.

KARIERA FRAJERA

Jest to historia wielkiego pechowca Jana Piszczyka, który dla własnej wygody, z czystej próżności i doraźnych korzyści nakłada co rusz to nowy mundur. Jest oportunistą, czyli do postaw heroicznych bardzo mu daleko, choć chciałby za bohatera uchodzić. Niestety wciąż ktoś mu nogę podstawia, ktoś go karze za naiwny konformizm, coś go uwiera i przeszkadza.

Ojcu-krawcowi nie może się biedny chłopczyk przypodobać, bo gapa z niego i niewinny głupek. W szkole dokuczają mu koledzy, nauczyciel się gniewa, chłopak spogląda marzycielsko przez okno i widzi harcerzy maszerujących po boisku w zwartym szyku, w rytm gwizdka drużynowego. I już mały Piszczyk biegnie na boisko, już dostaje trąbkę i już zaczyna trąbić: –drużynowy pełen podziwu, inni harcerze również małemu talentowi przyklaskują. Zbliża się defilada, do której chłopak przygotowuje się dzielnie grając na trąbce gdzie popadnie, nawet w ubikacji. Po chwili widzimy Jasia dumnie maszerującego przed oficerem, powstańcem z 1863 roku oraz pomnikami Chopina i Sobieskiego. Złośliwy kolega wsypuje jednak do trąbki Piszczyka proszek powodujący kichanie, po czym kicha Piszczyk, kicha cała drużyna, kicha drużynowy, oficer i powstaniec. Wyrzucają chłopaka z harcerskich szeregów i w tym momencie kończy się zawrotna kariera małego frajera.

Kilka pierwszych minut Zezowatego szczęścia jest zarysem całej przyszłej drogi pechowca. Piszczyk zawsze będzie się wcielał w skórę innych ludzi, innych postaw, charakterystycznych dla danych czasów. Chcąc uciec od nijakości bohater stara się znaleźć wśród wybranych, a kiedy mu się to udaje musi zabłysnąć, musi odnieść sukces w oczach innych. Zapisuje się więc do studenckiej organizacji pozarządowej, która organizuje przedwojenną demonstrację przeciwko Litwie. W serii zabawnych scen z nią związanych widzimy Piszczyka niosącego transparent z napisem „Na Kowno”, obok studenci skandują „Wodzu, prowadź”, „Niech żyje Śmigły-Rydz”. Pojawiają się nagle przeciwnicy – opozycjoniści z obozu narodowego, którzy wykrzykują zgoła przeciwne hasła, czyli: „Precz z sanacją”, „Żydzi na Madagaskar”. Już w tej chwili poczuł Piszczyk, jak sam mówi, siłę zbiorowości, lecz kiedy widzi zbliżających się niebezpiecznie przeciwników politycznych krzyczy entuzjastycznie i zarazem strachliwie: „Wodzu prowadź! Żydzi na Madagaskar! Niech żyje Śmigły-Rydz! Precz z sanacją!”. Po chwili zaczyna się demolka żydowskich sklepów, w ogólnym rozgardiaszu Piszczyk ucieka. Wpada na zrozpaczoną Żydówkę, pragnie ją pocieszyć, zjawia się jednak policja i już pałuje biednego studenta.

Avatar

Rafał Oświeciński

Celuloidowy fetyszysta niegardzący żadnym rodzajem kina. Nie ogląda wszystkiego, bo to nie ma sensu, tylko ogląda to, co może mieć sens.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA