WOJOWNICZE ŻÓŁWIE NINJA: EWOLUCJA – FILM. To nie są żółwie dla starych ludzi

Słyszycie ten dźwięk? To jęk niezadowolenia trzydziestolatków, że w nowej kreskówce dla dzieci nastoletnie, zmutowane żółwie ninja nie wyglądają tak samo jak w kreskówce, którą oglądali za młodu. Na tym dokładnie opiera się krytyka najnowszej, serialowo-filmowej inkarnacji Wojowniczych żółwi ninja. A szkoda.
Do serialu Wojownicze żółwie ninja: Ewolucja przylgnęła szybko łatka tytułu nieudanego, bo stawiającego na nowe, nieco kontrowersyjne i odchodzące od klasycznej wizji projekty tytułowych postaci. Mnie osobiście po głowie zapoznanie się z tym tytułem chodziło od dłuższego czasu, bo jedyna merytoryczna opinia o serialu, którą czytałem, była na wskroś pozytywna, chwaląca tytuł za, o ironio, bliskość komiksowemu oryginałowi, a tym samym fantastycznym wizjom Jacka Kirby’ego (który – obok Franka Millera, bo czemu by nie – wymieniany był przez Kevina Eastmana i Petera Lairda jako główną inspirację dla ich komiksu). Cieszę się zatem, że dzięki najnowszej premierze Netfliksa mogłem zapoznać się z tą wersją wojowniczych żółwi w skondensowanej, filmowej wersji.
Bo oczywiście Wojownicze Żółwie Ninja: Ewolucja – film to przedłużenie serialu (jakby tytuł zostawiał chociażby skrawek wątpliwości). W produkcji pełnometrażowej śledzimy losy Caseya Jonesa, młodego ucznia wojowniczych żółwi, który zmuszony jest odbyć podróż z postapokaliptycznego (!) Nowego Jorku 2044 roku do naszych czasów, aby odnaleźć swoich przyszłych mentorów i wspólnie z nimi uratować świat przed pochodzącą z innego wymiaru zagładą…
Podróże w czasie, body horror i gorąca pizza
I rzeczywiście, nawiązując do tytułu tej recenzji, nie jest to film dla starych ludzi (mentalnie oczywiście, bo sam jestem trzydziestoletnim koniem). Na ekranie ciągle coś się dzieje, ktoś krzyczy, coś wybucha, gdzieś trzeba biec, komuś przyłożyć. Osobowości postaci są bardzo wyraźne i turboekspresyjne. Fabuła pretekstowa i nigdy niedająca wziąć głębszego oddechu. A jakby wasz mózg nie był jeszcze przeciążony trawieniem tego wszystkiego, to – jeśli jak ja nie znacie serialu – szybko dowiecie się, że żółwie mają mistyczne moce, których nie znajdziecie w komiksach i poprzednich ekranizacjach (np. Raphael potrafi stworzyć coś na wzór astralnej zbroi).
Nie jest to jednak w żadnym wypadku zarzut. Mnie ta niemal narkotyczna, a z pewnością mocno pulpowa wizja uradowała swoją świeżością i szczerością. A kiedy dodamy do tego naprawdę przepiękną animację, która stawia na mocne projekty, żywe kolory i wizualny przepych miejscami podchodzący pod efektowność Spider-Man Uniwersum, znakomite role głosowe chyba wszystkich zaangażowanych w projekt aktorów oraz naprawdę (naprawdę!) odważne rozwiązania fabularne, jak np. elementy body horroru, to dostaniemy prawdziwą petardę kina animowanego. A do tego emocjonującą, potrafiącą wzruszyć, zmartwić niepewnym losem bohaterów.
Zarzuty? Dość mało rozsądne żonglowanie postaciami, które nieraz na długo znikają z ekranu, tracą rolę w historii, aby potem niespodziewanie wrócić na pierwszy plan. To na pewno. Może brak kilku momentów na złapanie oddechu, paru sekund odpoczynku od kolejnej sekwencji akcji. Ale tylko może, bo jestem przekonany, że kilku- i kilkunastoletnim widzom nie było to potrzebne.
Produkcja pt. Wojownicze Żółwie Ninja: Ewolucja – film niespodziewanie okazała się naprawdę świetną rozrywką, która cieszy, zaskakuje, sprawnie czerpie z popkultury. W moim odczuciu to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów poświęconych tej drużynie w całej pełnometrażowej historii marki (a nawet nie licząc animowanego crossoveru z Batmanem, jest to już siódmy tytuł poświęcony zmutowanym żółwiom z nowojorskich kanałów!). A zatem otwórzcie głowy, znajdźcie w sobie wewnętrzne dziecko i przez 80 minut przestańcie być tymi narzekającymi dziadersami.
Ach, jest tu też jedna z najwspanialszych scen celebracji pizzy w historii kina!