search
REKLAMA
Recenzje

THE DIVINE ENFORCER. Katolickie karate

Jarosław Kowal

4 listopada 2017

REKLAMA

Ksiądz Kaproń niedawno wywołał sensację, prężąc mięśnie w skąpym ubraniu, ale jeżeli duchowny kulturysta wydaje się wam sensacją, poczekajcie, aż poznacie księdza Daniela, który walczy nie tylko słowem bożym, ale również krzyżami zakończonymi ostrzem, pistoletem przyozdobionym srebrnym Jezusem oraz uświęconym shurikenem.

Kino klasy B rozkwitające w epoce VHS-ów często uchodzi za zbiór rozrywkowej tandety, która w intencji jej twórców rzadko miała być aż tak komediowa, za jaką dzisiaj uchodzi. Żywy cel i Gliniarz samuraj to jedne z najbardziej rozpoznawalnych tytułów w tej konwencji, ale prawda jest taka, że należą do rzadkości. Niewiele produkcji (zwłaszcza sensacyjnych) jest aż tak przeładowanych absurdem. Często są to pojedyncze smaczki czy nawet sama atmosfera, co potrafi zniechęcić tych, którzy do seansu zasiedli wyłącznie z nadzieją na półtorej godziny śmiechu. Jeżeli należycie do tej drugiej grupy i nie wiecie, jak znaleźć film, który idealnie pasowałby na projekcję podczas towarzyskiego spotkania z przyjaciółmi, dobrze trafiliście – The Divine Enforcer zapewnia zabawę na najwyższym/najniższym poziomie.

Jak to często bywa z kasetami VHS (nie tylko polskimi), tytuł potrafi dostarczyć wielu problemów. The Divine Enforcer to nazwa, której nie zobaczycie ani na okładce (jest The Deadly Avenger), ani nie usłyszycie podczas napisów początkowych odczytywanych przez Lucjana Szołajskiego (jest Otis, czyli położenie nacisku na czarny charakter zamiast na uświęcone siły dobra). Rodzime wydanie dostarcza zresztą jeszcze więcej radości, ponieważ ktoś wpadł na pomysł zrezygnowania z tradycyjnego opisu i umieszczenia „wiersza” zamiast niego – „Otis to postać skupiająca zło tego świata. Otis to morderca, sadysta, gwałciciel. Otis budzi w swych ofiarach przerażenie, nienawiść i wstręt. Czy można mu przeszkodzić? Czy może zapanować spokój, zwyciężyć dobro?” i wreszcie desperacko walczący o zainteresowanie potencjalnego widza ostatni akapit: „Na te i inne pytania odpowiedzą nam bohaterowie filmu”. Nie szukajcie tu jednak odpowiedzi na pytania eschatologiczne, niemniej autor lirycznego opisu z okładki ma rację, odpowiedzi na pewne pytania znajdziecie…

Pierwszą osobą, jaką młody ksiądz spowiada, jest zakłopotany transwestyta, który próbuje dowiedzieć się, czy homoseksualna orientacja jest niezgodna ze słowem Boga. „To grzech!” – grzmi Daniel, choć najwyraźniej zabójstwa z zimną krwią nie ocenia aż tak surowo. Możemy także dowiedzieć się, czym jest jasnowidzenie (najwyraźniej w 1992 roku była to wiedza tajemna), a także jak udawać osiemnastolatkę, będąc po trzydziestce. Przede wszystkim The Divine Enforcer odpowiada jednak na pytanie, jak wygląda życie na parafii w kinie akcji klasy B. Okazuje się, że bardzo przypomina obraz znany z brytyjskiego serialu Ojciec Ted, z tym że zamiast pani Doyle wmuszającej herbatkę w domowników poznajemy eksponującą kobiece wdzięki Mernę (jedna z ostatnich ról Judy Landers), a zamiast niezdarnego Dougala wsparciem dla proboszcza jest klecha o metodach dorównujących Punisherowi.

REKLAMA