Niezależne europejskie kino fantastycznonaukowe to nadal w dużej mierze terra incognita, a przecież gatunek ten uprawiano nawet w Grecji, czego dowodem Poranny patrol.
Ponury świat dotknięty nieznaną, wyniszczającą katastrofą. Samotna młoda kobieta przemierza postapokaliptyczne pustkowie. Nie pamięta, co się wydarzyło, i nie wie, dokąd zmierza; nie potrafi nawet przypomnieć sobie własnego imienia. Wie tylko, że musi być w ciągłym ruchu i unikać wysłanników Porannego Patrolu – tajemniczych strażników, którzy z zimną krwią mordują każdego napotkanego wędrowca. Kierowana mglistymi wspomnieniami z dawnych lat kobieta pragnie dotrzeć nad morze, ale żeby tego dokonać, trzeba przedrzeć się przez swoistą zakazaną strefę, czyli oblężone miasto pełne śmiertelnych pułapek. Dziwne to miejsce: wyludnione, a nadal zaopatrywane w bieżącą wodę i elektryczność, pełne mieszkań i lokali, które sprawiają wrażenie porzuconych w pośpiechu zaledwie przed chwilą (nietknięte jedzenie, włączony telewizor, zdalnie sterowane autko, kino wyświetlające stare amerykańskie kryminały dla pustej sali itd.). W jednym z popadających w ruinę budynków kobieta spotyka zrozpaczonego mężczyznę, który jest strażnikiem Porannego Patrolu, i zmusza go, żeby bezpiecznie eskortował ją z miasta w stronę morza.
Poranny patrol był czwartym pełnometrażowym filmem w dorobku Nikosa Nikolaidisa – awangardowego greckiego scenarzysty, producenta oraz reżysera filmowego, telewizyjnego i teatralnego, autora m.in. takich obrazów jak Evridiki BA 2037 (1975), Glykia symmoria (1983) i Singapore Sling (1990). Film rozpoczyna się dosłownym cytatem z powieści Rebeka Daphne du Maurier (zekranizowanej przez Alfreda Hitchcocka w 1940 roku i przez Bena Wheatleya równo osiemdziesiąt lat później), wplecionym w monolog wewnętrzny głównej bohaterki. Na tym zresztą nie koniec: Nikolaidis rzekomo przemycił do swojego scenariusza także ustępy utworów Raymonda Chandlera, Hermana Rauchera oraz Philipa K. Dicka. Jako czytelnik tego ostatniego z nieomal trzydziestoletnim stażem nie rozpoznałem w Porannym patrolu ani jednego fragmentu literatury amerykańskiego pisarza. Wprawdzie przytacza się tutaj obserwacje Deckarda na temat Batty’ego (oczywiście w innym kontekście) z Łowcy androidów, filmu na motywach powieści Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? Dicka, ale w książce takie słowa nie padają.
Literackie aluzje są więc raczej naskórkowe i na dłuższą metę męczące. Nikolaidis był znany z przedkładania eksperymentalnej formy swoich dzieł nad ich treść – i ten film jest tego żywotnym dowodem. Poranny patrol bardzo wiele zawdzięcza wspomnianemu wcześniej Łowcy androidów (1982) Ridleya Scotta, ale jest też głęboko zadłużony u Stalkera (1979) Andrieja Tarkowskiego i Listów martwego człowieka (1986) Konstantina Łopuszanskiego (co ciekawe, oba tytuły powstały na podstawie prozy braci Strugackich). Wszystkie te obrazy cechują się sennym, niespiesznym tempem oraz melancholijną, oniryczną atmosferą. We wszystkich oglądamy cywilizację na skraju rozpadu i bezradnych ludzi usiłujących zgłębić zagadkę zagłady (nadciągającej, trwającej lub już minionej). Tam jednak, gdzie Rosjanie byli liryczni i filozoficznie dociekliwi, Grek jest nudny i pretensjonalny. Stworzone przez niego postacie zostały zbyt słabo naszkicowane, aby widz przejął się ich losem, przemyśleń, które Nikolaidis włożył w ich usta, nie sposób zaś nazwać autorskimi – większość dialogów i monologów pochodzi wszak z prac innych twórców.
Niewykluczone, że jest to swego rodzaju przypowieść polityczna – metafora zawiłych dziejów narodu greckiego, który w samym tylko XX wieku przeżył monarchię, demokrację, dyktaturę, rządy wojskowej junty i wojnę domową (Grecja miała nawet obozy koncentracyjne dla więźniów politycznych, ale i dla cywili, w tym kobiet i dzieci – fakt tyleż potworny, co słabo znany). Jeśli tak jest w istocie, wyjątkowo mglista i niezrozumiała to metafora, bo reżyser nie wyjaśnił ani przyczyn katastrofy, ani motywów działalności tytułowej paramilitarnej formacji, pokazując jedynie chaos (ale może właśnie tak wygląda jakikolwiek konflikt z perspektywy zwykłego obywatela, który dostał się w tryby procesów historycznych). Co zatem pozostaje? To, co zwykle w przypadku przerostu formy nad treścią: ruchome obrazki. Wrak samochodu na tle ołowianego nieba, strugi deszczu lejącego się przez dziurę w dachu, kolorowe neony odbijające się na mokrym asfalcie, pasy światła padającego przez żaluzje na twarz kobiety, człowiek błąkający się po opuszczonej fabryce… Poranny patrol to wyjątkowo brzydki film pełen obrazów niezwykłego piękna.