POKONANI PRZEZ ŻYCIE. Śpiące królewny z krainy Odyna
Po wstrząsającym seansie Tylko nie mów nikomu Tomasza Sekielskiego pozostała we mnie spora dawka niedosytu. Bynajmniej nie mam na myśli treści, bo ta rozdzierała swoim autentyzmem. Chodzi raczej o formę dokumentu, która pozwala widzowi na rozwinięcie swoich własnych refleksji, nie katalizuje emocji za pomocą dramatycznej muzyki, paradokumentalnych rekonstrukcji (mleko wylewające się z ust księdza u Siekielskiego) albo innych środków podkreślających potworność zaprezentowanych treści. W przypadku Pokonanych przez życie otrzymałem nareszcie dokument czysty w swoim gatunku i wcale nie mniej działający zarówno na wyobraźnię, jak i na uczucia. Twórcy pozwolili mi jednak samemu dotrzeć do tego, co najbardziej porusza mnie w historii tych imigranckich dzieci.
Zadaniem filmu dokumentalnego jest przede wszystkim uświadamiać za pomocą dość specyficznego rodzaju wypowiedzi stricte reporterskiej. To znaczy oczywiście twórcy dokumentu decydują o jego formie, jednak trzon produkcji tworzy historia, która biegnie niezależnie od wizji reżyserów, scenarzystów i producentów. Żeby zrobić dobry dokument wystarczy, żeby nie przeszkadzali, tylko skupili się na obserwacji. John Haptas i Kristine Samuelson tak właśnie zrobili.
Umieścili problem niecodziennej choroby o podłożu psychicznym na tle etnicznej i kulturowej samotności, która może mieć miejsce dzisiaj, w XXI wieku, nawet w tak otwartym i racjonalnym społeczeństwie, jakim są Szwedzi. To widomy znak naszych czasów, rzec by można, wręcz okres burz, przed którym nie ochroni się nikt w Europie, jeśli ta nie powstrzyma prawicowo-nacjonalistycznych tendencji siejących bezmyślną nienawiść do tzw. obcych, innych, niedostosowanych, osamotnionych. Mam na myśli dzieci. „Pokonani przez życie” to właśnie one, zbyt jeszcze delikatne, żeby uzmysłowić sobie, jak z tym bezlitosnym życiem powalczyć. Zbyt dużo zależy od dorosłych. Najlepszą ucieczką okazuje się przypominający śpiączkę, a po części katatonię stan nazywany „syndromem rezygnacji”. Problem faktograficznie znany od 2004 roku, lecz właściwie kompletnie niepopularny na pierwszych stronach gazet i portali internetowych, chociaż w sytuacji ubiegających się o azyl rodziców kompletnie burzący ich nowy w zamierzeniu świat. Bo gdzie mogliby wrócić – do krajów ogarniętych wojną, prześladowaniami. A tu jeszcze to na nich spada. Dzieci w ten sposób podobno się bronią, zapominając w śnie o wszystkim złym, odpychając od siebie każdą myśl, że mogłoby znów być jak poprzednio.
Podobne wpisy
Oglądając Pokonanych przez życie, nie zobaczymy wymyślnych zabiegów formalnych. Historie przełamywane są spokojnymi ujęciami szwedzkich krajobrazów filmowanych z drona. Na tle zaśnieżonych drzew i skutych lodem strumieni pojawiają się podpisy wypowiadających się w tle ekspertów, żeby później łagodnie przejść do pozbawionego muzyki pokazania zwyczajnych czynności domowych w rodzinach dotkniętych syndromem. Z dokumentu wręcz emanuje spokój, taka uwierająca racjonalność i dystans w opisywaniu problemu, bez jasnego dawania nadziei, bez obwiniania kogokolwiek, a jeśli już, to w ukryciu, tak, żeby odbiorca sam zdecydował. Poprzez kilka dość szkicowych historii dowiadujemy się, jak trudno być kimś obcym na wymarzonej ziemi, nawet tej szwedzkiej, co do której urosło wiele mitów, że to prawdziwa arkadia. Nawet tam przepisy imigracyjne zostały już zaostrzone. Można też spekulować, czy ten wymiar pomocy dzieciom cierpiącym na „syndrom rezygnacji” jest wystarczający. Może właśnie tak ma być – spokojnie, ze skandynawskim dystansem, bo nie wierzę, że dokumentaliści nie sprawdzili większej liczby przypadków. Może też eksperci, których tylko słyszymy, nie chcieli wypowiadać się przed kamerą? Może żadna analiza EEG czy wyników rezonansu przez mądrych naukowców nie jest potrzebna? To wszystko jednak moje przypuszczenia, a za nimi kryje się niedosyt, że ów tajemniczy „syndrom rezygnacji” traktowany jest w Szwecji z podobnym nieco opieszałym spokojem co wnioski o azyl dla dotkniętych nim rodzin z dziećmi. Jeśli twórcom filmu zależało na takim dwuznacznym wrażeniu, spisali się rewelacyjnie, bo oglądając Pokonanych przez życie, czułem złość, że tak mało tam realnej walki o te śpiące królewny.
Być może dla niektórych ten głos w walce o prawa uchodźców będzie zbyt słaby, mało dramatyczny i delikatny. Pamiętajmy jednak, że Pokonani przez życie zwraca uwagę na osobliwą przypadłość dzieci, nie używa zaś ich jak tarczy, by utorować sobie jakąkolwiek polityczną czy społeczną drogę do zmiany aktualnego stanu rzeczy. Jest więc dokumentem apolitycznym, mimo tak mocnego upolitycznienia problemu uchodźców w dzisiejszych czasach. Moim zdaniem w tym tkwi jego siła przekazu.
Jesteśmy społeczeństwem szeroko otwartych drzwi – tak w filmie mówią o sobie Szwedzi. Za tymi drzwiami jednak też dzieją się tragedie…, które tym bardziej są poruszające, im mniej filmowcy chcą je takimi pokazać…