OSTATNI WIKING. Kryzys wieku współczesnego [RECENZJA]

Męskość, jej ciemne strony oraz kryzys są ostatnio częstym tematem dyskursów społecznych, również filmów. Tytuły z ostatnich lat, które konfrontują się w ten czy inny sposób z problematyką murszejącej pod naporem czasów roli genderowej wiązanej z układem chromosomów XY, można mnożyć. Kolejnym głosem w tej debacie jest Ostatni wiking Thomasa Daneskova, podchodzący do tematu od strony zabarwionej kryminalnie komedii.
Głównego bohatera Martina poznajemy, gdy odziany w skóry, z łukiem i włócznią przemierza norweskie lasy w nadziei na zdobycie kolacji. Łowiecki szlak doprowadza go do… stacji benzynowej, gdzie bez powodzenia próbuje przekonać zdezorientowanego sprzedawcę do zakupu na krechę. Krótka prezentacja mówi nam o protagoniście kilka rzeczy: nie wygląda na 17 lat, jest Duńczykiem, ubiera się w stylu co najmniej retro i nie boi się zawalczyć o swoje. Więcej charakterystyki w dalszej części programu.
Zaczynem fabularnym jest spotkanie Martina z Musą, który ranny ucieka z miejsca kolizji z łosiem. Mężczyźni zawiązują w dziczy specyficzny sojusz. Jeden ratuje drugiego i tak zaczyna się ich wspólna podróż przez norweskie odludzie. Martin jest zbiegiem z cywilizacji, który wobec kryzysu wieku średniego postawił na radykalny powrót do korzeni, w tym przypadku – do stylu życia przodków. Musa również ucieka, tyle że przed bardziej namacalnym zagrożeniem i z mniej ideowych pobudek. Mamy tu więc klasyczną dynamikę przeciwieństw połączonych przez przypadek, w której każda ze stron będzie miała okazję skonfrontować się ze swoimi problemami. Tym bardziej że tropem towarzyszy z przypadku podążają policjanci, a także zaniepokojona zniknięciem Martina Anne – jego partnerka – jak również porzuceni towarzysze Musy.
Daneskov buduje Ostatniego wikinga na silniku klasycznej skandynawskiej komedii – mamy więc niespecjalnie bystrych policjantów, wyłamanie ze skandynawskiego opiekuńczego snu, dawkę animozji sąsiedzkich i ładnie rozrysowany konflikt charakterów. Wśród standardowych elementów nieco melancholijnej i niestroniącej od bardziej brutalnych elementów opowieści komediowo-kryminalnej dryfują swobodnie tematy rozczarowania życiem, ucieczki od rzeczywistości i próby odzyskania własnego „ja”. Łącząc Martina z Musą, twórcy sprawnie rozwijają refleksje na temat maczystowskich i tradycjonalistycznych modeli okazywania samczej tożsamości. Wszystko to oprawione jest charakterystycznym spleenem, uruchamianym wyraziście przez wątek rozczarowania dorosłym życiem i powrót do źródeł w stylu archeologii eksperymentalnej. Nietypowa para dociera zresztą do wioski rekonstruującej obyczaje i życie wikingów, gdzie Martin konfrontuje się z wyobrażeniami na temat nieskażonego cywilizacją życia. Martin próbuje zrekonstruować stłamszoną na różne sposoby męskość, zwraca się ku tęsknocie za dawnymi ścieżkami i wzorcami siedzącymi głęboko w popkulturze, którą konsumuje.
Okazuje się jednak, że męskości nie wystarczy wyzwolić ze społecznych ram, ale trzeba także zrekonstruować – sama w sobie, uwolniona od tego, co ograniczało jej instynkty, jest bardziej destrukcyjna niż wyzwalająca. Przemiana musi być poparta refleksją, którą wymusza na bohaterach sytuacja, w której wspólnie się znaleźli. Co ciekawe, Ostatni wiking nie popada w dydaktyzm, a całości nie puentuje ckliwy morał – widz raczej musi sam wydobyć konkluzje z podsuniętych konfliktów i czytelnych symboli. Tematyka sentymentu do dawnej kultury bezlitosnych wojowników jest ciekawym kontekstem, który pozwala filmowi nabrać własnej specyfiki – mitologizowani, popkulturowo eksploatowani do granic możliwości wikingowie dla współczesnych, ułożonych, nieco stłamszonych i czujących brak sensu mieszkańców północy Europy są atrakcyjnym fantazmatem własnej przeszłości, w którym mogą szukać pociechy w niedolach dnia dzisiejszego. Jednak jak to bywa ze zwrotami do atrakcyjniejszych modeli, rzadko przynoszą one ukojenie, o czym jest w znacznej mierze Ostatni wiking.
Szkoda trochę, że w drugiej połowie twórcy bardziej oparli się na kryminalnej intrydze wprowadzonej przez postać Musy, a mniej miejsca poświęcili trajektorii psychologicznej uciekającego od codzienności Martina. Jego przemiana jest w efekcie nieco drugorzędna wobec przejmującego prym wątku starcia ze stróżami prawa i byłymi kolegami zbiega. Owszem, główny bohater dociera w trzymającej w napięciu kulminacji do rozwiązania swoich wewnętrznych konfliktów, ale dzieje się to nieco mechanicznie, mimochodem. Brakuje nieco rozwinięcia rzucanych tu i ówdzie spleenowych refleksji czterdziestolatka i wyciągnięcia z nich problematyzacji współczesnego społeczeństwa i męskości. Mimo tego niedostatku Ostatniemu wikingowi udaje się dowieźć klarowne puenty dla wszystkich kluczowych postaci, a centralny motyw ucieczki spięty zostaje ładną klamrą. Daneskov realizuje gatunkowe schematy bez większego kombinowania, ale z wprawą, dostarczając solidnej filmowej narracji.