MISSION: IMPOSSIBLE – ROGUE NATION
Nowe Mission: Impossible ma kilka punktów kulminacyjnych. Każda z tych scen mogłaby samotnie wieńczyć, obecnie wydawałoby się, spokojną część pierwszą. Kino akcji jak mało które jest idealnym przykładem eskalacji filmowych gatunków.
Pozwolę sobie na lekki spoiler. Na pewnym etapie filmu Ethan Hunt ma dostać się do sejfu w prawdopodobnie najpilniej strzeżonym banku na świecie i dokonać zamiany specjalnej karty. Dodam tylko, że miejsce, do którego Hunt musi się dostać, znajduje się pod wodą w specjalnej kapsule. Podmienienie wspomnianej karty umożliwi jego koledze z zespołu, Benjiemu, bezpieczne wejście do tajnej skrytki i wykradzenie pendrive’a z niezwykle ważnymi danymi. Wcześniej obaj muszą wkraść się do budynku, zhakować kilka zabezpieczeń, a Hunt musi wytrzymać pod wodą ponad trzy minuty… Jednym słowem: banał.
Wokół tej misji jeszcze kilkanaście lat temu można by skonstruować całą trylogię. Wokół tego, jak długich przygotowań potrzebuje, ile specjalistycznego sprzętu wymaga, ile tygodniu prób zabiera, by w końcu osiągnąć konieczną synchronizację między trójką agentów. To byłoby nie mniej fascynujące niż samo przeprowadzanie akcji. Udanej bądź nie. W Mission: Impossible – Rogue Nation temu włamaniu poświęcone jest zaledwie piętnaście minut. Stanowi ono jedynie krótki rozdzialik całej produkcji. Trzeba je przyjąć jako wprowadzenie do sekwencji jeszcze bardziej spektakularnej. W Rogue Nation reżyser swobodnie i z gracją przeskakuje kolejne stopnie niemożliwego, miejscami specjalnie ocierając się o autopastisz.
Nieprawdopodobna kumulacja przeszkód jednak nie razi.
[quote]Narracja filmu przypomina tę z gier przygodowych, gdzie najważniejszym czynnikiem nie jest psychologiczny rozwój postaci, ale konsekwentnie stopniowany poziom trudności. [/quote]
W Rogue Nation wszystko jest ze sobą spięte w logiczną całość, oczywiście rządzącą się wewnętrznymi regułami. Bardzo szybko przestaje chodzić o to, czy Hunt wyjdzie z kolejnego zamieszania bez szwanku (bo wiadomo, że tak), ale o samo wyśrubowanie poziomu trudności. O ciągłe podnoszenie poprzeczki.
Kolejne sekwencje są doskonale wyreżyserowane. Christopher McQuarrie sprawnie podnosi napięcie, a każda scena przemyślana jest do ostatniej klatki. Imponować musi fizyczne poświęcenie aktorów, bawić powinien inteligentnie wplatany humor. Rogue Nation pełne jest zmyślnej choreografii (ucieczka Hunta przed torturami), rewelacyjnej pracy kamery (pościg na motocyklach) i całych sekwencji atrakcyjnych za sprawą strony plastycznej: etap w operze wiedeńskiej czy ostatnich kilka scen filmu rozgrywających się w ciasnych i ponurych uliczkach Londynu.
[quote]To kino niezwykle intensywne, pędzące na złamanie karku, oczekujące od widza przymrużenia oka i pewnej wyrozumiałości.[/quote]
Trudno odmówić inscenizacyjnej reżyserskiej pomysłowości McQuarrie’emu. Pomimo zalewu kina sensacyjno-szpiegowskiego jego film wydaje się być świeży i niewymuszony. Zrealizowany jest z werwą i rozsadzającą każdy kadr energią. Rogue Nation funkcjonuje jak doskonale naoliwiona maszyna, czasami wręcz osiągając puls najnowszego Mad Maxa. To ogromny sukces jak na piąty film w serii.
Twórcy Mission: Impossible – Rogue Nation są doskonale świadomi filmowej konwencji tego cyklu i w kilku momentach umiejętnie ją wręcz parodiują. Nie potrafię inaczej uzasadnić obecności takich gadżetów jak laptop zrobiony z gazety czy komediowej tonacji odczuwalnej w otwierającej film sekwencji. Tom Cruise nieraz wręcz spogląda na widza, zadając pytanie: „jesteś gotowy na kolejny skok?”. Dodatkowo jedna z przemów Aleka Baldwina ma jawnie autotematyczny charakter i jest również świetnie spuentowana. McQuarrie wie, na co może sobie pozwolić: na ile może nagiąć prawa fizyki i ile jest w stanie przeżyć Ethan Hunt – osiągający wreszcie status niezniszczalnego herosa.
Mniejsza już o to, kogo Tom Cruise tym razem ściga. Nieistotne jest to, kto chce schwytać Toma Cruise’a. Nieważne, jaki w tym interes ma CIA, jaki IMF, ani w jakie zbrodnie zamieszany jest Syndykat (przestępcza organizacja dowodzona przez Solomona Lane’a, który musi przypominać szwarccharaktery z filmów o Bondzie epoki Seana Connery’ego). To jednak fabularne detale, raczej pretekstowa intryga. Przede wszystkim chodzi o efektowny, przebojowy spektakl. Mission: Impossible – Rogue Nation jest nim w całej rozciągłości. Chyba każdy widz powinien wyjść z kina syty.
korekta: Kornelia Farynowska