search
REKLAMA
Recenzje

KRÓLOWIE NOCY. Joaquin Phoenix w pełnokrwistym kinie sensacyjnym

Choć “Królowie nocy” nie jest filmem wyjątkowym i nie można go stawiać w rzędzie z klasykami gatunku (daleko mu do tego), to jest to obraz dobry.

Darek Kuźma

27 sierpnia 2022

REKLAMA

Tekst z archiwum film.org.pl (08.02.2008).

Policjanci kontra bandyci. Dobro kontra zło. Motyw znany i lubiany, od dawien dawna eksploatowany w amerykańskim kinie. Gatunek sam w sobie, wyciągnięty z połączenia dramatu, sensacji i kryminału, łączący cyniczno-romantyczny grunt rodem z kina noir i klasycznie westernowe pojedynki, doprawiony społecznym morałem, wymowną fabułą oraz odpowiednio skonstruowanym głównym bohaterem/bohaterami. Któż nie zna, albo chociaż nie słyszał o Serpico, Brudnym Harrym czy Francuskim Łączniku. Ciężko sprecyzować, kiedy gatunek święcił największe sukcesy – pewnie w latach 70. – bo ciągle powstają świetne filmy oparte na tym wypalonym zdawałoby się motywie, za przykłady niech posłużą genialna Gorączka (1995), azjatycki Infernal Affairs: Piekielna Gra (2002), czy zeszłoroczny American Gangster.

Jednakże od jakiegoś czasu, w szczególności w przeciągu ostatnich lat, kino policyjne jakby zubożało, straciło siłę wymowy na rzecz efektownej rozwałki i przestało być potrzebne współczesnemu widzowi, który, znudzony szlachetnym moralizowaniem, szuka wrażeń gdzie indziej. Dlaczego tak się stało, nie mnie w to wnikać, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że współczesny widz, także polski, żąda akcji, emocji, efektownego i klarownego wątku dramatycznego, fabularnych twistów; sam fakt obserwowania policjantów stykających się z przestępcami już nie wystarcza, bo to już wszystko było, a i sama policja jako jednostka sprawiedliwości posiada dzisiaj zdecydowanie inne konotacje niż jeszcze w latach 80-tych. Kino policyjne przechodzi systematyczną przemianę z dramatu sensacyjnego z zacięciem społeczno-politycznym w kino akcji, w którym rozmytą fabułę zastępują efekciarskie pościgi, pirotechniczne popisy i zbyt często stosowane fabularne urozmaicenia. Są oczywiście wyjątki, i jest ich w sumie stosunkowo wiele, ale niestety są coraz rzadsze.

Jednym z nich jest opisywany tutaj film. Królowie Nocy Jamesa Graya jest w pewnym sensie powrotem do klasycznej opowieści policyjnej. Nie ma zawrotnych akcji i strzelanin, nie ma pirotechnicznych fajerwerków co kwadrans, nie ma wreszcie przesadnej politycznej poprawności cechującej większość produkcji zza oceanu. Jest natomiast powolne tempo, umiejętnie tworzony klimat, starannie dobierane ujęcia, konsekwentne budowanie postaci i klasyczne wątki kina policyjnego. Na pierwszym planie znajduje się rodzina Grusinskych: Albert, Joseph i Robert. Pierwsi dwaj są policjantami, trzeci natomiast korzystającym z uroków życia managerem klubu kontrolowanego przez rosyjskich mafiozów. Oczywiście przed szefami się do rodziny nie przyznaje, a jego moralność można zasadniczo przyrównać do świadomego odwracania wzroku. Bobby chce się jedynie dobrze bawić i ma ambitne plany zdobycia sławy. Bandyci to, jak wspomniałem wcześniej – Rosjanie, ale nie zwykli, bo dealerzy narkotyków. Nie jacyś tam potężni bad-guye, którzy kontrolują pół Nowego Jorku i zagrażają amerykańskiej wolności, nie handlarze bronią planujący krwawą anarchię. Po prostu biznesmeni sprzedający swój towar. Zwyczajnie niezwyczajni, można by rzec. Efekt ich działalności pozostawiany jest w domyśle. Mamy tu kolejny test dla przyzwyczajonego do efektownego wyolbrzymienia widza – czy potrafi zaakceptować taki czarny charakter jak Vadim Nezhinski, kiedy wokół roi się od efektownych i wszechpotężnych kryminalnych bossów? Takich sprawdzianów jest więcej.

Przede wszystkim policyjny dramat

Kolejnym jest konstrukcja fabularna, która nie opiera się na typowym hollywoodzkim schemacie, lecz sięga do greckiej tragedii. Bierze z niej swoje fabularne podstawy, ale nie czerpie na tyle, by przeszkadzać – to nie fatum kieruje losem bohaterów, a kodeks honorowy i rodzina, tak własna, jak i ta większa – policyjna. Dzięki zbudowaniu porządnych fundamentów pod swój film, reżyser stawia na klimat i wiarygodność, ale Królowie Nocy ciągle pozostają przede wszystkim policyjnym dramatem i nietrudno się domyślić, że pomiędzy policjantami i przestępcami musi dojść do brutalnego, krwawego starcia, a pomiędzy stojącymi po przeciwnych stronach barykady głównymi bohaterami do pewnych kompromisów i przewartościowań swoich priorytetów. Skoro czarne charaktery nie mają w sobie niczego wyjątkowego, to tak samo sprawa ma się z postaciami pozytywnymi. Grusinscy to normalni ludzie, niesieni emocjami, poddający się wątpliwościom, popełniający błędy. Z tą tylko różnicą, że wierzą w prawo i porządek, co automatycznie stawia ich po “stronie dobra”. Czy widz potrafi zaakceptować fakt przeciętności pozytywnych postaci? Nie ma w filmie herosów nabijających sobie bandziorami liczniki, są natomiast więzi rodzinne, lojalność i przytłaczająca powinność. Jest również stonowany realizm oraz pesymistyczna tonacja, a ładnie wystylizowane ujęcia Nowego Jorku tworzą klimat i pogłębiają atmosferę osaczenia, którą odczuwają Grusinscy i ludzie z ich otoczenia.

Lubię takie pełnokrwiste kino sensacyjne i z chęcią je oglądam. I choć Królowie nocy nie jest filmem wyjątkowym i nie można go stawiać w rzędzie z klasykami gatunku (daleko mu do tego), to jest to obraz dobry – porządnie zrealizowany dramat sensacyjny, z wyrazistymi kreacjami, starannie zbudowanym klimatem, pięknymi zdjęciami, dwiema scenami-perełkami, klasyczną stylizacją oraz dobrze odzwierciedlonym motywem przewodnim. Mógłbym oczywiście doszukać się co najmniej kilku wad, potknięć w dialogach, fabularnych zgrzytów i słabo rozpisanych scen, ale nie widzę w tym żadnego sensu, bo oczekując kolejnego akcyjniaka, otrzymałem porządne kino policyjne w klasycznym wydaniu, a to więcej niż się mogłem spodziewać. A przed tymi widzami, którzy narzekają na, cytuję za komentarzami z jednego z polskich portali filmowych: nudę, wtórność do potęgi i zero zaskoczenia, stawiam retoryczne pytanie: dlaczego tak jest? Dlatego, że film jest nudny, wtórny do potęgi i mało zaskakujący, czy dlatego, że amerykańskie komercyjne kino ostatnich lat zdążyło efektywnie przestawić sposób postrzegania kina policyjnego oraz przyzwyczaić do innych, bardziej efektownych, niekoniecznie mających cokolwiek wspólnego z realnością schematów postępowania i przyglądania się ekranowym postaciom? Nie twierdzę, że mam rację, po prostu głośno się zastanawiam. Film polecam, ale polecam również wybieranie się na niego ze świadomością tego, na co się idzie.

REKLAMA