KRAINA WIELKIEGO NIEBA. Fantastyczny debiut reżyserski Paula Dano
Aktorów próbujących swoich sił w reżyserii filmowej było w historii dziesiątej muzy bez liku. Tylko niektórym z nich udało się osiągnąć sukces i rozpocząć owocne, pełne wszechobecnej aprobaty oraz prestiżowych nagród kariery. Inni, jak np. Robert Mitchum albo Marlon Brando, potrafili zrazić się mieszanymi recenzjami swoich inauguracyjnych projektów i więcej już nie zasiadać na reżyserskim stołku. Paul Dano, którego debiutancki obraz – Kraina wielkiego nieba (ang. Wildlife) – niebawem pojawi się w repertuarach polskich kin, ma ogromny potencjał, aby stać się przedstawicielem pierwszej z tych grup.
Aktor znany chociażby z Aż poleje się krew oraz Labiryntu postanowił swój pierwszy film nakręcić na podstawie prozy. Postawił na powieść pod tytułem Wildlife autorstwa Richarda Forda (amerykańskiego pisarza, który ma na swoim koncie m.in. Nagrodę Pulitzera), po czym zaadaptował ją na potrzeby ruchomego obrazu wraz ze swoją partnerką, również aktorką – Zoe Kazan. Głównym bohaterem Krainy wielkiego nieba jest nastoletni Joe (w tej roli łudząco przypominający Paula Dano Ed Oxenbould). Chłopak mieszka wraz ze swoimi rodzicami w niewielkim miasteczku leżącym w stanie Montana. Początkowo życie Joego wydaje się prawdziwą idyllą. Ojciec i matka dobrze się ze sobą dogadują, on (Jake Gyllenhaal) ma stabilną posadę w klubie golfowym, a ona (Carey Mulligan) spędza czas w domu, poświęcając się wychowaniu jedynaka. Wszystko zmienia się diametralnie, gdy mężczyzna z absurdalnego powodu traci bezcenną pracę. Zaczynamy obserwować oczami młodziutkiego Joego brutalny, powolny rozpad małżeństwa jego rodziców.
Rodziców, którzy rozpaczliwie poszukują szczęścia. Ojciec ucieczki od problemów związanych z utratą posady upatruje najpierw w alkoholu, a potem w wyjeździe na peryferia stanu, gdzie miałby pomagać w gaszeniu groźnych pożarów. Matka, głęboko rozczarowana jego decyzją o opuszczeniu rodziny na czas nieokreślony, również postanawia zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Najpierw znajduje pracę jako nauczycielka pływania, a po chwili wdaje się w romans z dużo starszym od siebie mężczyzną. Jednocześnie zaczyna ubierać się i zachowywać niczym zadziorna nastolatka, czym wprawia dorastającego syna w niemałe zakłopotanie. Chłopak sam już nie wie, na kogo powinien być zły, a z kogo brać przykład.
Dano, chwała mu za to, unika prostego oceniania i wskazywania palcem winnego. Odpowiedzialni za rozpad rodziny są w równym stopniu oboje dorośli. On powinien poradzić sobie znacznie lepiej ze zwolnieniem z pracy. Postarać się jak najszybciej o nową posadę. Nie unosić się dumą, kiedy dostaje propozycję powrotu na dawne stanowisko w klubie golfowym. Przede wszystkim zapewnić rodzinie byt, dbać i troszczyć się o nią. Nie opuszczać, kiedy jest w największej potrzebie. Ona zaś powinna lepiej poradzić sobie z tymczasowym wyjazdem męża. Nie wprowadzać zamętu w życie dziecka poprzez romansowanie oraz ubieranie się na podobieństwo jego rówieśników. Pogodzić się z tym, że nie będzie miała ponownie osiemnastu lat. Przestać zachowywać się narcystycznie i egoistycznie, a uważniej przyjrzeć się problemom swojego syna, któremu przecież też nie jest z powodu wyjazdu ojca lżej.
Co jest największym atutem debiutu Dano? Nietrudno się tego domyślić – dwie znakomite kreacje aktorskie. Jake Gyllenhaal i Carey Mulligan wspinają się w Krainie wielkiego nieba na wyżyny swoich umiejętności. Dano doskonale wie, że dysponuje dwójką wybitnie uzdolnionych artystów. Pozwala im więc na długie monologi i ostre wymiany zdań. Pozwala również na chwile zamysłu oraz tęsknych spojrzeń, ponieważ jak powiedział niegdyś sam Marlon Brando: „Nietrudno jest grać wyraźnie. Wrzeszczeć, wściekać się, besztać kogoś. O wiele trudniej jest nic nie robić. Po prostu siedzieć i myśleć – to dopiero sztuka”. Sztuka, którą Jake Gyllenhaal i Carey Mulligan opanowali w Krainie wielkiego nieba do perfekcji. Życzę im obojgu za te fantastyczne role kolejnych nominacji do Oscara, co jednak ze względu na skromny budżet filmu oraz kameralność całej opowieści pozostanie raczej w sferze niespełnionych marzeń.
Ogromne wrażenie robi również sceneria, w której rozgrywa się akcja filmu – Montana lat sześćdziesiątych. Dano zadbał o to, żeby jak najdokładniej odtworzyć klimat epoki. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu: od samochodów, poprzez budynki, aż po ubrania. Pod tym względem Kraina wielkiego nieba przypomina nieco Źle się dzieje w El Royale, którego akcję Drew Goddard również umieścił w Stanach Zjednoczonych lat sześćdziesiątych i pieczołowicie odwzorował charakterystyczne elementy tego okresu. Lwią część scen Dano postanowił nakręcić przy wykorzystaniu planów ogólnych oraz pełnych. Dzięki temu zabiegowi zdjęcia są nie tylko schludne i estetyczne, ale też zgrabnie podkreślają dystans, jaki zaczyna tworzyć się z czasem pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny.
Bez najmniejszych wyrzutów sumienia mogę nazwać Krainę wielkiego nieba jednym z najlepszych debiutów reżyserskich ostatnich lat, o ile nie dwudziestego pierwszego wieku w ogóle. Paul Dano objawił się w nim jako niezwykle świadomy twórca, sprawujący pełną kontrolę nad materią filmową oraz znakomicie prowadzący aktorów. Mam nadzieję, że w przeciągu następnych kilku lat będę mógł wybrać się do kina na kolejny obraz jego autorstwa, który, broń Boże, nie będzie nastawionym wyłącznie na zysk blockbusterem, a pozycją co najmniej tak samo ambitną i spełnioną jak Kraina wielkiego nieba.