Recenzje
DOBRA WRÓŻKA. Jak but z lewej nogi
„DOBRA WRÓŻKA. Jak but z lewej nogi” to zabawna opowieść o nietypowej wróżce, która przynosi dzieciom więcej niż tylko zęby!
Za Wikipedią: „Zębowa wróżka (lub wróżka-zębuszka, wróżka zębinka ang. Tooth Fairy) – baśniowa postać, która daje dzieciom pieniądze (lub drobny podarek), w zamian za ich zęby mleczne, schowane pod poduszką lub wrzucone pod szafę. Mit zębowej wróżki rozwinięty jest głównie w krajach kultury zachodniej, jak choćby w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. W krajach hiszpańskojęzycznych zębowa wróżka występuje pod postacią małej myszki Ratoncito Pérez.”
To, co dla wszystkich jest oczywiste, czyli tłumaczenie nazwy Tooth Fairy jako Zębowa Wróżka, nie jest już takie oczywiste dla polskich tłumaczy filmowych – wszak to inny gatunek człowieka: Humanus Niezrozumianus. Dla nich Tooth Fairy oznacza i owszem, wróżkę, ale… dobrą. Co ciekawe, gdy do Tooth Fairy dodamy The, tworząc The Tooth Fairy, dla polskich tłumaczy jednoznacznie będzie to krwawa, w dodatku wróżba, a nie wróżka (The Tooth Fairy/Krwawa wróżba 2006r.). W przypadku filmu z roku 2010 prawdopodobnie polski dystrybutor obawiał się, że „Zębowa wróżka” może polskim dzieciom niekorzystnie skojarzyć się z dentystą. Jak wiadomo, nikt nie lubi chodzić do gabinetu dentystycznego, więc tym bardziej na wizytę stomatologiczną nie wybierze się do kina.
Ostatnim człowiekiem na ziemi, jakiego wyobrażalibyśmy sobie w roli tytułowej dobrej/zębowej wróżki zębuszki, byłby potężny Dwayne „The Rock” Johnson. Aktor znany do tej pory z ról herosów w takich blockbusterach, jak Król Skorpion czy Doom oraz jednej, niezłej roli dramatycznej w Southland Tales, postanowił z siebie pożartować! Jak wiadomo, herosi kina akcji nie od dziś przyjmują role na przekór swojemu wizerunkowi twardziela.
Schwarzenegger grał bliźniaka, opiekunkę do dzieci i faceta w ciąży – na marginesie, w jednym z najgłupszych filmów wszech czasów. Dziećmi opiekowali się też: wrestlingowiec Hulk Hogan, pochmurny Vin Diesel i skoczny Jackie Chan. Jednak wszystkie te dość słabe kreacje i często żenujące filmy przebija Dwayne Johnson.
Ten słusznej postury aktor nie dość, że wzorem Hogana założył na siebie zupełnie niemęskie obcisłe rajtuzy, to dodatkowo ma na plecach wielkie skrzydła i torebkę na ramieniu – Tomasz Jacyków taką kreację pewnie by pochwalił, a ja się po prostu nie znam. Jeżeli nie kupimy tego lekko przegiętego patentu na początku filmu, to reszta seansu będzie dla nas prawdziwą męczarnią, z kołatającym się w głowie pytaniem brzmiącym w skrócie „WTF?. Gdy Dwayne Johnson pierwszy raz wskoczył w różowe wdzianko (później na szczęście zamienia się w niebieskie), zastanawiałem się poważnie nad opuszczeniem kina. Zasłaniałem sobie twarz, jakbym chciał sprawić, że nie ma mnie na tej sali, bo było mi po prostu głupio za twórców filmu, aktorów i przede wszystkim za The Rocka, że dał się wcisnąć w obcisły trykot.
Zacisnąłem jednak zęby i jakoś przetrwałem pierwsze spotkanie z przypakowaną Dobrą wróżką. Aha, zapomniałbym o wyłupiastookim, irytującym maksymalnie instruktorze głównego bohatera, którego ma się ochotę zdzielić kijem hokejowym w łeb, ilekroć pojawia się na ekranie. O dziwo w trakcie rozwoju magicznych wydarzeń chwilami robi się całkiem zabawnie, a wątek podkładania banknotu przez zmniejszoną do rozmiarów Małego Głoda wróżką nie tylko kojarzy się pozytywnie z polskim Kingsajzem czy Człowiekiem, który się nieprawdopodobnie zmniejsza, ale i ogląda się z niekłamaną frajdą.
Później robi się już tylko coraz gorzej, bo po prostu głupio. Kolejne wejścia wróżki oraz w szczególności wróżkowa baza dowodzenia, stylizowana na magiczną wersję centrali MI6 z Bondów, rażą infantylnością i po prostu drażnią się z tolerancją widza.
Owszem, nie brakuje w Dobrej Wróżce wartości dydaktycznych, prorodzinnych i w ogóle prowszystkocosłuszneizbawienne, ale Dwayne Johnson z kaskiem na głowie, wyposażony w skrzydła, różdżkę, magiczny proszek i trzymający jednocześnie kij hokejowy w dłoniach, po prostu kłóci się z moją definicją jako takiej normalności. Dobra Wróżka to, pomimo niewątpliwie mądrego przesłania (i kilku oczywistych morałów), film głupi jak but z lewej nogi.
Być może dzieciarnia będzie się zaśmiewać do rozpuku, oglądając wielkiego The Rocka, poruszającego się niezdarnie w zabawnych strojach. Ja niestety dzieciarnią już nie jestem i nie potrafiłem podczas seansu postawić się w roli dziecka, by spojrzeć na film łaskawszym okiem. Może to dlatego, że nie skumałem klimatu, bo będąc dzieckiem, nie wkładałem zębów pod poduszkę (to takie niehigieniczne), a z jedynym mleczakiem, jakiego pamiętam, wiążą się traumatyczne wspomnienia. Wybiłem go sobie kolbą po strzale z wujkowej wiatrówki i połknąłem. Reasumując, po Dobrej wróżce zostanie mi w pamięci przesłanie, żeby nie zabijać dziecięcych marzeń, a po mojej przygodzie z zębem mleczakiem nie zapomnę do końca życia, że wiatrówkę przystawia się do ramienia, a nie do policzka.
Tekst z archiwum film.org.pl (05.05.2010).
